Rozdział 28 cz. 1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dodaję dziś rozdział, bo mam urodzinki ^^
I dziękuję za recenzję, Alestriaa
Ale tylko połówka, bo drugą część muszę dopracować...

•••

Voldemort wzywał Dracona do siebie przynajmniej raz na dwa tygodnie przez dwa miesiące, a Harry pomagał Ślizgonowi utrzymać to w tajemnicy.

Pewnego pochmurnego piątkowego wieczora, gdzieś pośrodku listopada Harry Potter szedł do biblioteki z zamiarem powtórzenia materiału. Jednak zamysł ten został przerwany ogromnym bólem w czaszce. Gryfon czuł, jakby coś mu rozsadzało głowę od środka, jakby wielki młot uderzał w jego bliznę. Ból, który jak się domyślał zesłał mu Voldemort, tak go zaskoczył, że chłopak zatoczył się i szukając punktu oparcia złapał się czegoś, a raczej kogoś. I usłyszał:
- Patrz jak chodzisz idio... Potter? Co ci się dzieję?
- Voldemort - odpowiedział półprzytomnie Harry.
- To... Emmm... Może chodźmy gdzieś, a nie stójmy na środku korytarza... Dasz radę iść?
- Powinienem. Muszę.
- To chodź.
I cały czas sprawdzając czy nikt ich nie obserwuje, udali się do Pokoju Życzeń.
Gdy drzwi się za nimi zamknęły, Draco zapytał:
- Czego on chce?
- Nie wiem! Skąd mam to niby wiedzieć?! - krzyknął niezbyt świadomy przez ból Harry.
- Myślałem, że może podesłał ci jakąś wizję, czy coś... - Ślizgon był dziwnie spokojny, jak na osobę, którą w każdej chwili może wezwać Czarny Pan.
- On... Jest bardzo podekscytowany, zadowolony... Ale nie wiem dlaczego... I nic nie pokazał.
- Mam nadzieję, że za chwilę to się skończy i żaden z nas nie będzie musiał go oglądać...
- Mmm... Dziwnie się zachowujesz, Malfoy, wiesz?
- Co masz przez to na myśli? Nie robię nic dziwnego... Ewentualnie cieszę się, że Voldemort mnie nie wezwał... Aaa!
W chwili gdy chłopak wypowiedział te słowa lewe ramię zapiekło go przeraźliwie. W tym samym czasie ból w głowie Harry'ego zwiększył się. Draco wciągnął powietrze i zacisnąwszy zęby wycedził:
- Muszę iść. Poradzisz sobie beze mnie?
- Dlaczego bez ciebie..?
- Bo ty nie pójdziesz. Ledwo stoisz na nogach...
- Samego nie mogę cię puścić. Zwłaszcza, że ma dobry humor, więc pewnie coś szykuje... Co jeśli będzie tak jak za pierwszym razem?
- Poradzę sobie. Zrobię tak, jak robiliśmy to zawsze, tylko sam.
- Dobrze. To... Trzymaj, Malfoy - i Harry wyciągnął z torby Pelerynę Niewidkę i Mapę Huncwotów, nosił je bowiem zawsze przy sobie, bo nie wiedział kiedy Voldemort może wezwać Dracona - To powodzenia.
- Wzajemnie. Czekaj tu, bo nie wiem w jekim wrócę stanie...

Ślizgon wyszedł z Pokoju Życzeń i  skierował się w kierunku posągu Jednookiej Czarownicy.

Aportowawszy się w holu Riddle Manor Draco skierował się w stronę Sali Audiencyjnej. Tam chłopak zobaczył, że prawie wszyscy śmierciożercy już są. Brakowało tylko Bellatrix i Voldemorta.
Po krótkiej chwili jednak, koło, w jakim zgromadzili się poplecznicy Czarnego Pana rozstąpiło się i wszedł dziedzic Slytherina, a za nim szło dziesięć zakapturzonych postaci.
Nastąpiła cisza, którą przerwał dopiero Voldemort:
- Śmierciożercy! Zapewne nie wiecie dlaczego was wezwałem...
Zapewne po to, by ogłosić, że Czarny Pan zamieża założyć hodowlę jednorożców i zmienić kolor szat na różowy - pomyślał Draco.
- Wezwałem was, byście dowiedzieli się, że...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro