Finał.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Hejka wszystkim ♥

Rozdzialik z dedykacją dla Margit2005 ♥

Co, nie spodziewaliście się takiego obrotu spraw, nie? ]:->

Zachęcam do przeczytania notki pod rozdziałem ♥

P.S. Nie bijcie, że to już finał XD

Perspektywa: Sebastian.

Obudziłem się nazajutrz dosyć późno, ponieważ była już godzina prawie dwunasta po południu, a ja nigdy w życiu nie spałem tak długo. Czułem się po raz pierwszy wyspany, ponieważ przez wiele lat prowadziłem niezdrowy tryb życia, bo picie kilku kaw dziennie i energetyków zaszkodziła mojemu zdrowiu na tyle, że teraz miewam problemy z sercem, przez co wymagam specjalistycznej opieki lekarskiej. Sam sobie zaszkodziłem, ale jakoś niespecjalnie stosuję zalecenia lekarza, bo dalej piję kofeinowe napoje. 

Przetarłem oczy i poczułem ból w plecach, a obok mnie nie było nikogo. Przez chwilę zrobiło mi się smutno, że jednak obudziłem się sam. Przypomniało mi się również, jak mój okrutny ojciec wparował na komendę, po czym upokorzył mnie przed wszystkimi, a następnie skatował. Uśmiechnąłem się do siebie, gdy zacząłem rozmyślać o Dereku oraz o tym, jak odważyłem się wyznać mu swoje uczucia, a także przyznać się do wszystkiego. Zdziwiłem się, że mężczyzna odwzajemnił wszystko. 

Wreszcie znalazłem kogoś, kogo kocham.

Wreszcie zaznam szczęścia, którego szukałem przez lata.

Wstałem z końcu z łóżka, zarzucając na siebie bluzę Dereka. Usłyszałem, że ktoś wchodzi do pokoju i to był właśnie mój ukochany, który trzymał na tacy śniadanie, przez co na mojej twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech oraz delikatne rumieńce. To był tak miły gest, że praktycznie nie wiedziałem, jak mam się zachować, gdyż nikt nigdy nie przyniósł mi jedzenia do pokoju.

- Dzień dobry śliczny chłopcze. - wyszeptał, po czym pocałował mnie czule. Niemal od razu wplątałem palce w jego włosy, a on objął mnie w talii. Całował mnie namiętnie, łącząc swój język z moim. Wyczułem z jego strony dominację, co spodobało mi się i gdyby nie fakt, że zaraz musimy wracać do pracy, najpewniej zdjąłbym z niego spodnie i zajął się wyczuwalnym pomiędzy jego nogami problemem. 

- Dzień dobry. - odpowiedziałem z uśmiechem, gdy w końcu oderwał się od moich ust. Derek pogładził moje boki dłońmi, wciąż spoglądając mi w oczy. - Jakieś plany na dzisiaj? - spytałem, nie mając zbytnio ochoty na to, aby pracować. Chciałem spędzić czas z moim chłopakiem, a jeden, czy tam dwa dni nic nierobienia nie spowodują końca świata, szczególnie, że dość długo już tutaj jestem. - Może pojechalibyśmy dzisiaj do Chicago? - zaproponowałem, seksownie przegryzając wargę w miejscu, w którym miałem kolczyk. Widziałem, jak ten widok działał na Dereka. W jego oczach rozbłysło pożądanie, szczególnie, że zacząłem opierać się o stół, aby na niego bardziej wpłynąć. - Wiesz, jakaś kolacja w drogiej restauracji, spacer, nocka w hotelu i te sprawy... Ja stawiam...

- Postawić, to Ty mi możesz co innego, prowokatorze. - rzekł, a mnie jarało to, jak na niego działam. Spojrzałem się na niego z uśmiechem na twarzy, po czym zacząłem bawić się swoim kolczykiem w języku, a mężczyzna nie mógł już dłużej tego znieść. - Przestań mnie kusić, ty piekielny diabełku... - powiedział, niemal rzucając się na mnie. Derek posadził mnie na blat, po czym usadowił się pomiędzy moimi nogami. Poczułem jego wargi ocierające się o moje oraz język, który dominował mój. Ten pocałunek należał do jednych z moich ulubionych, bo był dziki, nieskrępowany i pełen erotyzmu. Jego dłonie wślizgnęły się pod ubranie, gładząc moje rozgrzanego ciało. 

- To jak? - spytałem po dłuższej chwili. Moje usta były zapewne nabrzmiałe i zmieniły kolor od intensywnego pocałunku. Najlepszego w moim życiu tak w ogóle.

- Do Chicago jest ponad dwie godziny drogi. - stwierdził Derek. - Może wybierzemy się na spokojnie jutro?

- Pojedziemy moim samochodem, a droga nie zajmie nam dłużej, niż półtorej godzinki... - powiedział, a ten zaczął mi jak zwykle prawić morale, na co tylko wywróciłem oczami i pomasowałem sobie czoło, ponieważ nie przywykłem do tego, aby ktokolwiek pouczał mnie, jak mam jeździć. Jeśli on myśli, że będę jak jakaś ciota jechał dziewięćdziesiąt na autostradzie, to jest w błędzie. 

- Dobra, proszę bardzo. Jak nas zabijesz, to złoję Ci dupsko w zaświatach. - poddał się w końcu po kilkunastominutowej awanturze, a ja cieszyłem się, że Derek mi uległ. Nie mam zamiaru dać mu się podporządkować we wszystkim. W łóżku może zrobić ze mną co tylko chce, ale jeśli chodzi o inne aspekty życia, to niech lepiej uważa, bo ja zawsze dostaję to, czego pragnę i twardo stąpam po ziemi. 

- To bądź gotowy na piątą po południu. Zarezerwuję stolik na ósmą i jakiś elegancki hotel. - powiedziałem, podchodząc do swojego laptopa, aby wyszukać lokal. Cieszyłem się, że spędzimy trochę czasu razem. Na posterunku ludzie dadzą sobie radę. 

- Dobra, ja idę za ten czas sporządzić raport z wczoraj. W końcu udało mi się rozwikłać zagadkę tych pojebanych morderstw. - rzekł ze spokojem mój chłopak, a na jego twarzy widniał zwycięski uśmiech. Spojrzałem się na niego niepewnie, a moje serce zabiło dwa razy mocniej. 

Ja się chyba przesłyszałem. 

- Aresztowałem Sangstera i Dunbara za ukrywanie sprawców, a pojutrze odbędzie się ich proces. Dzięki temu mordercy będą musieli zacząć się poruszać po mieście, bo w końcu ile można siedzieć w ukryciu. Wtedy ich dorwiemy i też postawimy przed Sądem. - dodał z ekscytacją, a ja myślałem, że moje serce zaraz przestanie bić. Poczułem, że robi mi się słabo, a moja zdolność do analizy odeszła w niepamięć. 

- CO?! - wrzasnąłem w przerażeniu i z wrażenia spierdoliłem się z krzesła, gdy w końcu dotarło do mnie, że Derek zamknął w pierdlu Thomasa z Liamem. Jasna cholera, skąd on to kurwa wie?! Ja pierdole, ale się porobiło!

- Dobrze się czujesz? - spytał z troską, podnosząc mnie z ziemi. - Skarbie, spokojnie. W końcu mamy z głową tą zagadkę. Pojutrze staną przed Sądem i wszystko będzie dobrze.

Wszystko będzie dobrze?! Jego chyba dzisiaj pojebało!

- Ale skąd Ty to wiesz?! - powiedziałem podniesionym tonem, spoglądając mu w oczy, a on zmieszał się. 

- Znalazłem Twoje notatki i...

- Grzebałeś w moich rzeczach?! - huknąłem wściekle, bo nie mogłem uwierzyć w to, że ten debil miał czelność szperać w cudzych notatkach. Nie wierzę, że ośmielił się aresztować Dunbara z Sangsterem. - Jak mogłeś?! Kto Ci dał przyzwolenie?! 

- Spokojnie, wpiszę Cię do raportu, jako współuczestniczącego i...

- Jestem na Ciebie wściekły! - warknąłem rozjuszony, bo teraz to mnie niemiłosiernie wkurwił. - Rozwikłałem zagadkę, a Ty aresztowałeś tych dwóch imbecyli podając, że to Tobie udało się tego dokonać?! No teraz to przegiąłeś! 

- Skarbie, wyluzuj...

- Wyjdź mi stąd i zapomnij o dzisiejszej randce. - nakazałem, wskazując palcem na drzwi, a on groźne na mnie spojrzał. Derek prychnął i burknął, że jak mi przejdzie dziewczęcy foch, to mam się do niego odezwać. Chłopak wkurzony opuścił to pomieszczenie, a ja musiałem na spokojnie przeanalizować całą tą sytuację.

Całe szczęście, że Derek łyknął haczyk i bez zbędniejszych awantur stąd wyszedł.

Poszedłem szybko się wykąpać, a następnie ubrałem się w swoje lubione ciuchy. Zjadłem w pośpiechu śniadanie i wziąłem leki, bo czułem, że zaczyna mi wysiadać serce. Usiadłem na łóżku i nie wiedziałem, co mam w tej sytuacji zrobić, bo Derek przegrzebał mi rzeczy, w których znalazł moje poprzednie notatki. 

Jeśli teraz zamkną Sangstera i Dunbara, to Talbot i O'Brien mogą chcieć ich uwolnić, a wtedy ich tajemnica zawiśnie na włosku. Czuję się za to odpowiedzialny, ale nie przychodzi mi nic konkretnego na myśl. Nie wiem, jak mam im pomóc, nie wiem... Do ich procesu pozostały dwa dni, a to jest za mało czasu, aby wyciągnąć ich z więzienia.

Poszedłem do Dereka po akt oskarżenia, który skrupulatnie przeczytałem w milczeniu. Przeczesałem również ich biura, które na szczęście nie zostały jeszcze zabezpieczone, a w pokoju z dowodami rzeczowymi były tylko ich telefony komórkowe oraz portfele. 

Poszperałem trochę w internecie i podzwoniłem w kilka miejsc, ale to nie było wystarczające, aby móc ich uwolnić. Prokurator w trybie przyśpieszonym zdecydowała o ich aresztowaniu, a dowody są niepodważalne, więc proces może odbyć się za kilka dni. Próbowałem z nią po negocjować, ale suka była nieugięta. Chyba brakowało jej dobrego seksu, bo uparła się i jeszcze mnie ochrzaniła, że się wpieprzam w jej pracę. 

- Skarbie... - usłyszałem głos mojego chłopaka, który wszedł do pokoju. Akurat byłem w trakcie ubierania się, bo musiałem coś pilnego załatwić w innym mieście. - Jedziesz gdzieś?

- Muszę coś załatwić.  - odpowiedziałem beznamiętnie. Spojrzałem na zegarek i miałem mało czasu, więc chciałem wychodzić, ale Derek jak się na coś uprze, to będzie męczył konia aż do skutku. 

- Mogę pojechać z Tobą.  - zaproponował, muskając moją szyję ustami, przez co zaczynałem się rozpływać. Odwróciłem się do niego, składając czuły pocałunek na jego ustach. 

- Poradzę sobie. - odpowiedziałem, ale oczywiście nie o było się bez komentarza.

- Co, zdradzasz mnie pewnie, dlatego nie chcesz, abym z Tobą jechał. - zbulwersował się, a ja nie miałem czasu na wysłuchiwanie jego pretensji, ale dobrze wiem, że Derek jest nadpobudliwy i łatwo nie odpuszcza. Nie mogę go ze sobą zabrać, bo wszystko spierdoli i zacznie się pewnie czepiać o byle pierdołę. 

- Kurwa, Derek, ogarnij się. - powiedziałem stanowczo i musiałem coś wymyślić, bo jeśli powiem mu, dokąd jadę, to chyba mnie przykuje do łóżka, albo wsadzi do pierdla z Thomasem i Liamem. - Mam do załatwienia służbowe sprawy związane z moim stanowiskiem w Los Angeles i nie w głowie mi schadzki. Idź lepiej pracować. - nakazałem, ale to podziałało na niego jak płachta na byka.

No niech go chuj strzeli.

- Skoro to są służbowe sprawy, to nic nie stoi na przeszkodzie, abym z Tobą pojechał. - wkurzył się, że chcę go spławić, bo w sumie to by się nie mylił. Nie mogę go zabrać, bo będzie mi przeszkadzał i zrzędził, że za szybko jadę, a wystarczy mi problemów. 

- Ufasz mi w ogóle? - teraz ja się zbulwersowałem, bo miałem dość jego podejrzeń. Jesteśmy parą raptem dzień, a ten już robi mi sceny zazdrości właściwie bez żadnego powodu!

- Ufam. - odpowiedział.

- Widzę. - prychnął, krzyżując ręce na piersiach i wyzywająco spoglądając mu w oczy. - Tak zajebiście mu ufasz, że gdybyś mógł, to byś mnie kontrolował na każdym kroku.

- Chcę mieć pewność, że żaden fagas nie będzie się do Ciebie dobierał oraz, że jesteś bezpieczny. Będę czuł się spokojny, jak weźmie ze sobą nadajnik GPS. - powiedział, a moja mina momentalnie zrzedła. Jeśli on mówi poważnie z tą kontrolą, to go zostawię w pizdu. 

- Chłopie, czy Cię pogięło do reszty?! - wrzasnąłem, bo nie mogłem uwierzyć, że Derek wypierdolił mi z takim tekstem. - Nadajnik?! Czy Ty nie możesz zająć się czymś pożytecznym, tylko kontrolowaniem mnie?! Jeśli tak ma wyglądać nasz związek, to możesz o mnie zapomnieć. Nie zgadzam się na żadne kurwa kontrole! - fuknąłem, a on natychmiast mnie objął w pasie.

- Przepraszam. Jestem po prostu o Ciebie zazdrosny. Jesteś śliczniutki i nie chcę, aby jakiś nadęty, bogaty typek mi Cię odebrał. - dodał, całując mnie czule, a ja nie mogłem długo trwać w tej pieszczocie, bo byłem już na maksa spóźniony. Oderwałem się od Derek informując, że wrócę za parę godzin i ma się nie martwić o mnie, po czym ekspresowo wyszedłem z komendy i z piskiem opon ruszyłem spod budynku. 

Po chwili dostałem SMS-a od Dereka z opierdolem, że mam przestać ruszać samochodem jak wariat, bo kiedyś spowoduję wypadek oraz, że będzie się o mnie martwił, a także litania na temat innych mężczyzn, którzy będą próbowali się do mnie dobierać. Odłożyłem telefon, ignorując wiadomość od niego, bo miałem mało czasu na załatwienie kilku spraw. 

Dzień później wieczorem...

Perspektywa: Thomas. 

Siedziałem drugi dzień w celi z Liamem. Byliśmy załamani, jak i również zdruzgotani. Derek przesłuchiwał nas kilka godzin, a potem jakaś walnięta Prokuratorka. Nie chcieliśmy nic mówić, trzymaliśmy dzielnie język za zębami pomimo zapewnień z ich strony, że dostaniemy łagodniejszy wyrok.

Gówno prawda. Trik psychologiczny, aby tylko zdobyć zeznania. 

Wolę gnić przez lata w celi więziennej, niż wsypać Dylana. Nie odpowiedzieliśmy z Liamem na żadne pytania. W końcu mogliśmy posiedzieć w spokoju i pomyśleć, co dalej, ale nic nie przychodziło na do głowy. 

Nie widzieliśmy się od momentu naszego aresztowania z naszymi chłopakami. Na posterunku kręciło się za dużo osób, a w dodatku byliśmy pod kontrolą, więc nie było opcji, aby oni mogli nas odwiedzić. Byłem załamany i chciało mi się wyć na samą myśl, że przez długie lata nie zobaczę moje ukochanego Dylana. Liam nawet nie powstrzymywał się od płaczu. Brakowało mi dotyku mojego chłopaka, jego ramion, w których czułem się bezpiecznie i ust, które dawały mi rozkosz. Chciałem być po prostu obok niego już zawsze, ale wszystko jak zwykle poszło się jebać.

Spojrzeliśmy na godzinę i dochodziła ósma wieczorem. Do procesu zostało trzynaście godzin. Ostatnie trzynaście godzin spędzonych w Hartford. Nie sądziłem, że nasz los tak paskudnie się skończy. Mieliśmy stabilne życie, nawet w miarę dobrze płatną pracę, własne mieszkania, ale zachciało nam się związków. Zaczęło się robić nudno, więc wpakowaliśmy się w niemałe kłopoty. Poznaliśmy Dylana i Bretta, którzy nie dość, że okazali się być mordercami, to i wampirami. Gdyby nie to, że Liamowi zachciało się iść wtedy do klubu, teraz pewnie dalej siedziałbym przed kompem i czytał nudne akta. 

Najlepsze jest to, że niczego nie żałuję. 

I gdyby ktoś powiedział mi, że spotkam wampira, dla którego poświecę wszystko, chyba bym wyśmiał. 

Dla Dylana warto było wszystko zaryzykować.

Siedziałem oparty o zimny mur, a koleś, który nas pilnował był bardzo pochłonięty przeglądaniem telefonu. Liam był załamany, że nawet nie miał ochoty jeść, ani spać, co jest jego powołaniem. Rozmyślaliśmy intensywnie o tym, co z nami będzie i jak surowy dostaniemy widok. Perspektywa kilku lat rozłąki z Dylanem wpędzała mnie w stan depresyjny. 

W pewnym momencie w celi zrobiło się ciemno. Zgasły wszystkie światła, a za oknem widziałem, że latarnie również pogasły, podobnie jak pozostałe budynki widoczne z celi. 

O co chodzi? 

- Co się dzieje? - spytał się zdezorientowany strażnik, a my nie odpowiedzieliśmy, tylko oboje przybliżyliśmy się do krat. Nie wiedziałem, co się tutaj odpierdala i skąd się wzięła ta awaria. Czyżby nastąpiło jakieś zwarcie? - Nie ruszajcie się stąd. Zaraz wracam. - oznajmił, a Liam tylko prychnął.

- Nigdzie się nie wybieram. - zakpił pogardliwie mój przyjaciel, a ten wybiegł z pomieszczenia pośpiesznym krokiem, pozostawiając nas samych. Słyszałem z góry darcie Dereka, który kazał wszystkim ogarnąć jakieś świeczki, bo jak się okazało, prąd pierdolnął w całym mieście, w którym aktualnie panuje ciemność. 

- Jadę do centrum energetycznego to wyjaśnić i dopilnować, aby te patałachy jak najszybciej to naprawili. To skandal i totalny brak kompetencji, aby nie było światła w całym mieście! Jak mam do cholery pracować?! Mój raport poszedł się jebać przez to, że zgasł mi komputer! W Los Angeles takie coś by się nie zdarzyło. - bulwersował się Sebastian, który jak zwykle musiał wszystkich dookoła wkurwiać swoją wyższością. 

- Jedź to ogarnąć, a ja poszukam jakichś świeczek. Pozostali idźcie skombinować latarki. Jazda! - wrzasnąłem Derek, a my z Liamem ponownie usiedliśmy pod ścianą, wtulając się w siebie. Postanowiliśmy pójść spać, bo nie pozostaje nam nic innego. O dziewiątej nad ranem zacznie się nas proces, na którym skarzą nas na kilka lat więzienia. 

Usłyszeliśmy, że ktoś ponownie schodzi na dół. Nie zwróciliśmy na to uwagi, bo to pewnie był strażnik. Nawet nie raczyliśmy podnieść głów do góry, bo w sumie i tak byśmy nic nie zobaczyli. Wszędzie jest ciemność. 

- Wychodzimy stąd. - usłyszeliśmy głos, który należał do Sebastiana, co totalnie nas zamurowało. Nie byłem w stanie wydusić z siebie słowa. Wstałem natychmiast z Liamem i zbliżyliśmy się do celi, którą chłopak otworzył.

- Sebastian? - spytałem z niedowierzaniem. Ja chyba śnię. - Co Ty wyrabiasz?

- Czy to jest coś w rodzaju akcji ratunkowej? - zapytał się zszokowany Liam.

- Zamknijcie się, bo zaraz nas wsypiecie. Wyjaśnię Wam wszystko później. - powiedział szorstko, po czym złapał mnie i mojego przyjaciela za ramiona, niemal wypychając nas zdumionych i zszokowanych z celi. Moje oczy choć trochę zdążyły przyzwyczaić się do ciemności. Spojrzałem na chłopaka, który zamknął po cichu metalową kratę, wkładając do środka od wewnętrznej strony wsuwkę do włosów. Do tej pory nie może do nas dojść to, że Sebastian ratuje nam dupy. - Wyjdźcie tym małym okienkiem, a potem niespostrzeżenie lećcie do mojego Lexusa. Jest zaparkowany niedaleko, więc nikt nie powinien Was dostrzec. Schowajcie się oboje na tylnym siedzeniu i czekajcie tam na mnie. Tylko nie dajcie się złapać.

Spojrzałem się pełen nadziei, naładowany adrenaliną. Chłopak po cichu wybiegł z pomieszczenia, a ja podsadziłem Liama do okienka, a następnie sam przez nie ledwo się przecisnąłem. Z pomocą przyjaciela znajdowałem się na zewnątrz i na szczęście nikogo nie widziałem. 

Mój Boże, nie wierzę we własne szczęście! 

Jesteśmy wolni!

Spostrzegliśmy zaparkowanego pod drzewami czarnego Lexusa Sebastiana i ekspresowo, zachowując maksymalną czujność pobiegliśmy do samochodu, a następnie weszliśmy na tył pojazdu, tak jak kazał. Zobaczyłem, że jakichś dwóch policjantów wychodzi z komendy, więc szybko ukryliśmy się we wnęce na nogi miedzy przednimi fotelami, a tymi z tyłu, przez co zostaliśmy nie zauważeni.

Po chwili do samochodu wszedł Sebastian, który odpalił silnik i bez świateł ruszył w przeciwną stronę, niż miasto. Gdy oddalił się na bezpieczną odległość, włączył światła i kazał nam siąść normalnie.

- Czuję się jak w filmie kryminalnym. - zafascynował się Liam, który oglądał z zaciekawieniem elegancki samochód Sebastiana. - Też bym chciał takie autko...

- Dokąd właściwie jedziemy? - zapytałem się, bo po chwili dopiero dotarło do mnie, że przecież Sebastianowi nie powinniśmy ufać. A co jeśli on nas wywiezie w jakieś dziwne miejsce i będziemy mieli gorzej przerąbane, niż gdybyśmy zostali w tej celi? Zwłaszcza, że aktualnie przemieszczamy się drogą, co prawda asfaltową, ale dookoła jest wszędzie las. Nigdy wcześniej tędy nie jechałem.  

- Posłuchajcie mnie uważnie, bo nie będziemy mieli wiele czasu. - rozpoczął. - Wiozę Was kilkanaście kilometrów poza miasto, aby nikt nie zorientował się, że uciekliście. Na miejscu będzie czekał na Was Brett z Dylanem, którzy mają już załatwione lewe dokumenty, auto z fałszywkami, a także bilety. Macie za trzy godziny samolot, którym bezpiecznie możecie opuścić kraj, nim ktokolwiek zorientuje się, że uciekliście. 

- Co?! - krzyknęliśmy oboje, bo chyba się przesłyszeliśmy z Liamem, że nasi chłopacy są w to zamieszani. 

- Jak to możliwe, że Brett będzie na mnie czekał? - zapytał się mój przyjaciel.

- Cóż... Mam swoje sposoby. - powiedział, a w lusterku zobaczyliśmy jego cwany uśmiech. 

- Jakie? - od razu zadał pytanie Liam.

- Zabrałem telefon Thomasa z pokoju z rzeczami dowodowymi, po czym pojechałem do Chicago do kumpla, który jest hakerem. Wisiał mi przysługę. Z łatwością złamał blokady w komórce, a ja od razu zadzwoniłem do Dylana, prosząc o spotkanie. Nie ukrywam, że bałem się cholernie, bo jeden zły ruch, a mógł by mi urwać głowę razem z Brettem. Początkowo nie byli ufni wobec mnie, ale przekonałem ich, że mogą mi zaufać, a ich sekret jest u mnie bezpieczny. - wyjaśnił, a nas po prostu totalnie zagięło. Nie wiedziałem, co mam powiedzieć, ponieważ nie spodziewałem się tego po Sebastianie. Co jak co, ale jest on ostatnią osobą, którą mógłbym posądzić o łamanie prawa. 

- Jak ich przekonałeś? - zapytałem nieśmiało.

- Sam sypiałem z wampirem i wiem, co to za wspaniałe uczucie. Rozumiem w pełni Wasze postępowanie i gdybym to ja znalazł się na Waszym miejscu, też bym krył mordercę. - wyjaśnił, a w mojej głowie powstał totalny chaos. Wciąż nie mogłem uwierzyć, że jadę z Sebastianem samochodem, który właśnie uwolnił mnie i Liama z celi, aby zawieść bezpiecznie do Dylana i Bretta.

- Co?! - spytałem równocześnie z Liamem, po czym spojrzałem na przyjaciela, który był równie mocno zaszokowany, jak ja. Ten dzień jest mega pokręcony, a zwłaszcza informacje, jakie dzisiaj uzyskuję. Nie mogę przetrawić wiadomości, że niepozorny Sebastian bzykał się z wampirem. Ciekawe, czy coś jeszcze mnie zadziwi. - Jak w ogóle się o nich dowiedziałeś? - dodałem, bo chciałem wiedzieć, jak mu się to udało.

- W Waszym biurze ukryłem kamerkę, dzięki której dowiedziałem się, że ruchacie się z wampirami, którzy są również mordercami poszukiwanymi w śledztwie. Wiem o tym, że to oni ukradli akta. Trzymałem tę informację dla siebie, ale Derek odkrył moje notatki i dlatego Was aresztował, a teraz czai się na chłopaków. - dodał, a my poczuliśmy, jak nasze policzki płoną z zażenowania, szczególnie, że zdarzyło nam się uprawiać seks na posterunku. - Zresztą, hah... Sam nie jestem święty. Wrzuciłem do niszczarki akta osobowe Dylana, aby nikt go nie zidentyfikował, więc myślę, że miałby niemałe kłopoty przez to. 

- Ups? - spytał Liam, który kręcił się niespokojne na siedzeniu. - Ja się chyba zapnę... - stwierdził po chwili, po czym pośpiesznie zapiął pasy, a ja nie wiedziałem dlaczego, choć gdy spojrzałem na licznik, na którym widniało sto sześćdziesiąt kilometrów na godzinę, czyli prędkość z jakąś się poruszaliśmy, sam postanowiłem się zabezpieczyć.

- Kurwa, Sebastian zwolnij, bo nas zabijesz! - krzyknąłem, gdy wdaliśmy się w niebezpieczny zakręt, a mój żołądek przechodził istną rewolucję. Jeszcze chwila, a chyba zwymiotuję, a także padnę na zawał. 

- Wyluzujcie, no przecież jadę wolno. - stwierdził, a my otworzyliśmy szeroko usta ze zdziwienia, po czym usłyszeliśmy śmiech chłopaka. - Szkoda, że nie możecie zobaczyć swoich min. 

- Bardzo śmieszne. - burknąłem.

- Jesteśmy na miejscu. - powiedział Sebastian, który skręcił w jakąś leśną drogę, a następnie przyśpieszył, aby po kilku sekundach gwałtownie zahamować tuż przed Dylanem i Brettem, którzy stali oparci o jakieś auto, a ja miałem ochotę skakać z radości oraz wyściskać Sebastiana za to, że nas uratował. 

Nie mogę uwierzyć we własne szczęście. 

Wyszliśmy z samochodu, po czym od razu rzuciliśmy się w ramiona naszych chłopaków, a w tle słyszeliśmy wciąż uruchomiony silnik auta. Jestem pod wrażeniem postawy szarowłosego i gdyby nie on, zapewne jutro wsadziliby mnie razem z Liamem do jakiegoś paskudnego więzienia. 

- Jesteś spoko. - powiedział Dylan, który puścił mnie i podszedł do chłopaka, któremu podał rękę, podobnie uczynił Brett. 

- Dziękujemy Ci bardzo! - krzyknął Liam, który rzucił się w ramiona chłopaka, podobnie jak ja, bo wdzięczność, jaką czuliśmy wobec niego była nie do opisania. - W ogóle to przepraszam, że nazwałem Cię kiedyś idiotom... - dodał, a my zaczęliśmy się śmiać.

- Spoko, to drobiazg. - rzekł Sebastian. - Trzymajcie się i powodzenia. - dodał, uśmiechając się do nas. Liam wtulał się w Bretta, któremu zawzięcie opowiadał o tym, jak zostaliśmy uwolnieni oaz to, jak beznadziejnie karmili w celi.

- Dlaczego w ogóle nam pomagasz? - spytałem, gdy chłopak chciał wsiąść do swojego Lexusa. To była ostatnia szansa, aby się tego dowiedzieć. 

- Jestem Wam to winien. Uratowaliście mnie przed moim ojcem. Gdyby nie Wasza interwencja, on skatowałby mnie śmiertelnie. - wyjaśnił, a ja poczułem rozchodzące się, przyjemne ciepło po moim sercu. Cieszyłem się, że Sebastian ma jakieś odruchy ludzkie. - Po prostu nie zasłużyliście na to, aby trafić do więzienia. Chronicie Dylana i Bretta przed ujawnieniem ich sekretu, a ja to rozumiem oraz szanuję. Wiem, że są wampirami i zdaję sobie sprawę z konsekwencji, jakie mogą na wszystkich ciążyć, gdy to wyjdzie na jaw. Nie mogłem postąpić inaczej.

- Dziękujemy. - powiedział całkowicie szczerze Liam.

- Nie będziesz miał kłopotów? - zapytałem.

- Cóż, pojadę teraz do centrum energetycznego, zrobię awanturę, wrócę na komendę, a potem będę udawał szok i niedowierzanie, że uciekliście z celi. Jestem ostatnią osobą, którą ktokolwiek może posądzić o to, że Was uwolniłem. Poza tym, zaplanowałem wszystko tak, aby Derek pomyślał, że to Wy sami zorganizowaliście swoją ucieczkę razem z mordercami. - wyjaśnił i w sumie to miało sens, ponieważ Sebastian uchodzi na komendzie za ważniaka, dla którego zasady i prawo jest ponad wszystko.  Chłopak posłał nam ostatni uśmiech, po czym wsiadł do pojazdu i z piskiem opon ruszył z powrotem do Hartford.

- W bagażniku znajdują się Twoje rzeczy osobiste oraz ubrania. Zabrałem je w pośpiechu z Twojego mieszkania, bo nie miałem za dużo czasu, aby spakować wszystko. - rzekł do mnie Dylan, przytulając mnie do siebie bardzo mocno.

- Ja Twoich rzeczy nie brałem z domu, bo nie było czasu na analizowanie, co jest czyste i zdatne do noszenia, więc prościej oraz szybciej było Ci kupić w sklepie nowe ciuszki. - dodał Brett zwracając się do Liama, a ja zacząłem się śmiać, że nawet wampir poddaje się i nie ma ochoty zabić się w bajzlu przyjaciela. 

- Hej! - oburzył się. - Wcale nie mam takiego syfu w mieszkaniu!

- Jasne, jasne. - odpowiedział Brett.

- To co teraz? - spytałem, spoglądając w oczy Dylanowi.

- Zaczynamy nowe życie. - odpowiedział mój chłopak, z moich oczu popłynęły łzy radości. Siedliśmy z Liamem z tyłu auta, ruszając na lotnisko, po czym nasi partnerzy opowiedzieli nam o tym, jak Sebastian zhakował mój telefon oraz zaaranżował spotkanie. 

Wspólnie ustalili, że Brett wywoła potężne zwarcie, które spowoduje, że padnie w całym mieście prąd, natomiast Dylan ogarnie bilety lotnicze. Jak się okazało, nasz perfekcyjny oraz nieskazitelny Sebastian jest całkiem niezły w szacher-machery, bo załatwił naszej tymczasowe numery telefonów, samochód z kilkoma fałszywymi tablicami rejestracyjnymi, którym mamy dojechać do Chicago, lewe paszporty, prawa jazdy i dowody osobiste, a także ustalił z jakimś kumplem, który jest strażnikiem granicznym, że bez problemu przepuści nas do Meksyku, z którego mamy zaplanowany kolejny lot do Australii. Sebastian totalnie mnie zaskoczył i pewnie jeszcze nie raz by mnie czymś zadziwił, ale jego dzisiejsza postawa jest godna podziwu. 

Cóż, nigdy w życiu nie spodziewałbym się, że z dobrego oraz wzorowego policjanta stanę się poszukiwanym przestępcą.

Życie bywa nieprzewidywalne, ale nie żałuję, że poznałem Dylana oraz tego, że postawiłem wszystko na jedną kartę.

Teraz zaczynam nowe życie, jako zupełnie nowa osoba. Bez stresu, bez zobowiązań i bez zmartwień u boku mężczyzny, którego kocham i dla którego poświęciłem wszystko, co miałem.

KONIEC.

Notatka końcowa od autorki:

Dziękuję wszystkim za to, że dzielnie przebrnęliście przez to ff ♥

Dziękuję również za wszystkie pozostawione gwiazdki oraz komentarze, które stanowią dla mnie motywację do pisania, a ostatnio z tą motywacją było bardzo źle ♥

Niestety, ale ff dobiegło już końca, a ja szczerze powiedziawszy nawet się cieszę, że nadszedł jego kres. Nic nie może jednak trwać wiecznie, ponieważ z każdą kolejną akcją miałam wrażenie, że ff staje się bezsensowne, a fabuła zagmatwana, więc im szybciej koniec, tym lepiej, także dziękuję za wytrwałość w śledzeniu losów bohaterów! ♥

Chciałabym zachęcić wszystkich do czytania ,,Prisoner of the heart" o ile znajdują się tutaj czytelnicy, którzy nie śledzą na bieżąco losów naszych szalonych wyspowiczów ♥

Jednocześnie informuję, iż mam w planach opublikowanie nowego ff, które będzie nosiło nazwę ,,Destination A/B/O". 

I tak, to będzie a/b/o, oczywiście jak zwykle szalone, pełne kontrowersji i niespodziewanych akcji ]:->

Myślę, że jak napiszę do 10 rozdziałów, to wtedy podejmę się jego publikacji, aby nie pozostawić ff z jednym, czy dwoma rozdziałami ♥

Dla zainteresowanych, oto krótka fabuła nowego ff :

,,Gdzie Thomas wbrew swojej woli został oznaczony w lesie przez Dylana, Liam totalnie oszalał na punkcie wampira Bretta, Derek stworzył sobie problem nieświadomie łącząc się z Sebastianem, a Scott popadł w syndrom sztokholmski z Jeffem, Łowcą Wilkołaków, czyli krótko mówiąc szalona historia o tym, jak zbyt duża pewność siebie bywa zgubna.

Bo w sumie, to dlaczego by Minho z Bradem mieli nie mieć gromadki dzieci, a Michael miałby nie zostać uprowadzony przez Luke'a?

Czy może być jeszcze gorzej? No raczej, nie inaczej!"


Także moi kochani, dajcie koniecznie w komentarzu znać, czy chcielibyście przeczytać takie ff, bo nie wiem, czy będzie sens je publikować ♥

A więc do zobaczenia w Prisonerze i w Destination, o ile będziecie je chcieli przeczytać ♥

Bajo! 

Całuski od szalonej Katki ♥

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro