Rozdział 37.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Hejka Miśki ♥

Dramatime is coming...

Miłego ♥

Perspektywa: Thomas.

Wkurwiony, albo bardziej zniesmaczony jak nigdy Derek na pewno nie da nam teraz przez to żyć. Patrzyłem z obawą na Liama, który przez chwilę czuł się zażenowany, ale wzruszył tylko ramionami i prosił, abym skończył go myć. Zarumieniony jak nigdy dotąd dokończyłem czynność, po czym spojrzałem przez okno i widziałem duszących się ze śmiechu robotników.

- Cholera jasna! Dość tego dobrego. – powiedziałem głośno i wkurzony podszedłem do okna, chcąc dać im nauczkę. Już ja zrobię z nimi porządek. Otworzyłem okno i wychyliłem się, chcąc zlokalizować, gdzie oni są. – Przepraszam bardzo, czy Panów coś tutaj śmieszy?! – krzyknąłem, a robotnicy spojrzeli na mnie, powstrzymując się od parsknięcia.

- Nie, nie, my tylko wspominaliśmy sobie i tak jakoś wyszło. – wyjaśnił jeden z nich, a ja tylko zniesmaczony pokiwałem głową i trzasnąłem oknem, zasłaniając rolety w każdym z nich, aby te dupki nie mogły nas znowu podglądać. Liam stał przed lustrem i oglądał swoje ciało, a ja pokiwałem głową, siadając za biurkiem, chcąc się zabrać za pracę.

- Zaraz spadam, bo mam randkę z Bercikiem. – powiedział zadowolony, rozpoczynając poszukiwania jakichś czystych ubrań w szafie, bo przyjaciel bardzo często zostawiał swoje prywatne w pracy, a sprzątaczki, które prały mundury, prały też i jego cywilne ubrania, a ja spojrzałem na niego w szoku.

- Przecież kilka dni temu byłeś na niego obrażony. - odpowiedziałem, bo wspominał, że nie ma zamiaru więcej się do niego odzywać i że zrywa znajomość. Konkretnie o co poszło, to nie wiem, bo nie chciał wyjaśnić, ale pieklił się ostro.

- Ale już mi przeszło. – wyjaśnił i zaczął dalej grzebać w szafie, a ja wzruszyłem ramionami i chciałem zabrać się do pracy. – THOMAS! – krzyknął a ja złapałem się za serce i omal nie pierdolnąłem na zawał.

- Kurwa, idioto, co się drzesz? – spytałem wkurzony.

- Którą koszulę mam wybrać?! – zadał pytanie całkiem serio, a ja spojrzałem na chłopak i w sumie nie wiedziałem, bo zarówno szara, jak i błękitna idealnie do niego pasowała. Podszedłem do chłopaka i wziąłem do ręki wieszak z szarą, po czym przyłożyłem do chłopaka i patrzyliśmy obok w lustro, aby stwierdzić, która lepiej wygląda. Wziąłem po chwili do ręki niebieską i byłem skłonny ją wybrać. Gdy chciałem odpowiedzieć przyjacielowi, do biura wpadł Derek.

Nosz kurwa mać, teraz to już w ogóle będziemy mieli przepierdolone.

- Słuchajcie. – zaczął ostrym tonem głosu, a ja chowałem się za praktycznie nagim przyjacielem, który nie krępował się stać w samych majtach przed szefem. – Mam poważny problem i potrzebuję do tego opinii gejów, więc wy świetnie się do tego nadacie.

- Skąd pomysł, że jesteśmy gejami?! – oburzyłem się na jego słowa, stając obok przyjaciela ze skrzyżowanymi rękoma na piersiach. To nie tak, że faktycznie nim jestem, no ale po co ten dureń ma wiedzieć? Wystarczająco po nas jeździ w pracy, nie potrzebuję kolejnych powodów do drwin. Derek spojrzał na nas z niedowierzaniem, po czym wybuchł śmiechem, że pewnie robotnicy na rusztowaniu go słyszeli.

- Urządziliście sobie libacje u Ciebie w domu, Sangster i dam sobie rękę uciąć, że wylądowaliście wtedy w łóżku. Poza tym, jeszcze przed chwilą widziałem, jak z zaangażowaniem i ogromną precyzją wycierałeś dupę Dunbara, jak byś co najmniej trzymał w ręku złoto, więc co Ty mi wciskasz za kit? – spytał, a Liam zaczął się dziko śmiać, lecz mnie w ogóle nie było o śmiechu. Zakryłem zażenowany usta dłonią, oblewając się intensywnym rumieńcem, nie komentując zaistniałej sytuacji. Bogu dzięki, że Dylan tego nie słyszał, bo chyba bym się pożegnał z miłością swojego życia. – Nie ważne, teraz macie mi pomóc.

- W czym? – zadał pytanie Liam, a szef niespodziewanie zaczął się rozbierać. Szybko pozbył się swojej bluzy oraz koszulki, stojąc przed nami pół nagi prezentując swoją klatkę piersiową. Otworzyłem usta ze zdziwienia i ponownie zakryłem je ręką, nie mogąc oderwać od niego wzroku. W tym momencie miałem ochotę strzelić sobie facepalma w mordę.

- Czy widzicie jakąś różnicę? – spytał, a ja nie wiedziałem, o co chodzi.

- W czym mamy widzieć? Opaliłeś się, szefie? To mieliśmy dostrzec? – zapytał się Liam, który obserwował skrupulatnie szefa, a Derek huknął wściekły, wkurwiony ubierając się z powrotem.

Boże, jak dobrze, że zasłoniłem te rolety, bo dopiero by mieli o czym gadać.

- Kurwa mać, ten pierdolony cross-fit nie działa. – powiedział głośno, a ja wybałuszyłem oczy ze zdziwienia. Szef i cross-fit? Tego jeszcze nie było. – Chodzę już na to miesiąc ostatnio trener dał mi taki wycisk, rozumiecie, taki wycisk, bo jestem wysportowany, a efektów brak. Nosz cholera jasna, dlaczego to nie działa?! Pewnie ten tłumok się nie zna na ćwiczeniach. Mówiłem, że to się wykonuje inaczej, to ten wie swoje. Już ja się z nim rozmówię. – gadał dalej, a ja wymieniłem z Liamem porozumiewawcze spojrzenia, po czym mój wzrok skierował się na wychodzącego z naszego biura szefa, który jednaj po chwili znowu wszedł. – A tak na marginesie, to który z was dominuje w tym związku? – spytał, a Liam zaczął się śmiać ponownie, nie odpowiadając Derekowi na pytanie, a mnie po prostu tak zamurowało, że nie byłem w stanie wydusić z siebie słowa. On myśli, że jesteśmy razem?! O nie, to nie wróży dobrze. – Dobra nie odpowiadajcie. Już wiem. To pewnie Dunbar, bo Sangster się rumieni i zachowuje jak baba, to nie wiem, jak on miałby dominować w czymkolwiek. – dopowiedział i radosny wyszedł z biura, zaś mój przyjaciel padła na ziemię i zaczął się turlać z radości.

- Boże, on myśli, że jesteśmy razem, a Ty się śmiejesz?! Liam, ogarnij się! – powiedziałem przejęty, bo jak Dylan się o tym dowie, albo Brett, to na pewno nas zostawią. – A co jeśli rozpowie każdemu?! Będziemy mieli przekichane.

- Wyluzuj, kto normalny uwierzy zrzędzie? – spytał wyluzowany Liam, podnosząc się z ziemi, a ja machnąłem ręką, po czym zrobiłem sobie kawę, chcąc zabrać się do pracy. Przyjaciel niespecjalnie miał zamiar pracować, bo teraz układał sobie włosy przed lustrem, ale ja mimo wszystko odpaliłem program i zacząłem robić raport, którego tym razem nie spartolę, jak ostatnim razem.

Po jakichś dwudziestu minutach, Liam był gotowy do wyjścia, ale na chwilę jeszcze przysiadł za biurkiem, aby popatrzeć sobie Internet w telefonie, a ja już przestałem zwracać na jego lekceważące zachowanie wobec służby.

Niespodziewanie do biura wpadł Derek, a mój przyjaciel, podobnie jak ja, podskoczyliśmy na krzesłach, omal z nich nie spadając.

Kurwa, niech on przestanie tak wbijać do naszego biura, bo kiedyś zejdziemy na zawał.

- Zamawiam sobie burgera z pizzerii, ktoś coś chce? – spytał, a my spojrzeliśmy na niego w szoku. – Mają pyszną pizzę, polecam, albo fryteczki, ale burgery, to mówię wam, palce lizać. Polecam. – dodał, bacznie nas obserwując.

- Nie, nie, dziękujemy szefie, już jedliśmy. – odpowiedziałem i uśmiechnąłem się sam do siebie.

- Nie wiecie, co tracicie. – powiedział z uśmiechem, po czym wyszedł, a Liam parsknął śmiechem, podobnie jak ja.

- No i już mamy odpowiedzieć, dlaczego cross-fit nie działa. – wyjaśniłem spokojnie, a mój przyjaciel zaczął się głośno śmiać.

- Dobra, jest późno, ja spadam na randkę, jak coś, to kryj mnie, że poszedłem na cross-fit. Na pewno przejdzie. Jak coś, to spotykam się z Bercikiem w parku, a potem idzie do kina, albo do niego, jeszcze nie wiem. – powiedział Liam, a ja wyplułem picie na monitor ze śmiechu. Wziąłem do ręki chusteczki nawilżające i zacząłem wycierać ekran. Po kilku minutach do biura przyszła Ava.

- Hej Tommy. – przywitała się uprzejmie.

- Cześć Avo. – odpowiedziałem, spoglądając na kobietę.

- Udało mi się zrekonstruować DNA, które zostało skradzione. Moje zadanie zostało wykonane, teraz Wasza kolej, aby wprowadzić do programu i odszukać sprawcę. – wyjaśniła, odwracając się za siebie. – Gdzie jest Liam? – zapytała, wskazując na puste miejsce za siebie.

- Yyyy... - wyjąkałem i zapomniałem, co miałem powiedzieć, ale po chwili przypomniałem sobie. Starość nie radość, skleroza dotyka każdego. – Poszedł na cross-fit. – odpowiedziałem po chwili, mając nadzieję, że ta wymówka przejdzie, a Ava wywróciła oczami, po czym westchnęła i podała mi dokumenty wraz z płytą CD.

- Boże, kolejny, który chodzi na te ćwiczenia. Co wy wszyscy macie z tym fit stylem życia? – spytała, a ja roześmiałem się. – Derek wpierdala na potęgę burgery, a potem jojczy, że mu cross-fit nie pomaga. Mówiłam mu, że żre jak świnia, to się jeszcze obraził i powiedział, że nie doceniam jego piękna, więc poszedł się spytać jakichś gejów na posterunku o opinię, bo geje na pewno spojrzą na niego jak na atrakcyjnego faceta. Gówno prawda, nawet geje go nie chcą. Mniejsza o to. Dasz wiarę? Mamy jakąś parę homoseksualistów, a ja dopiero dzisiaj się o tym dowiaduję. Koniecznie muszę ich poznać.

Siedziałem w szoku na biurku, krzywiąc się i jednocześnie otwierając usta ze zdziwienia, bo nie potrafiłem inaczej reagować. Cholera jasna, ten chuj zdążył już rozgadać na pół komendy, że mamy w pracy gejów. No cudownie.

- Thomas, spokojnie, nic Ci nie grozi, nie bój się. – wyjaśniła, a ja już w ogóle nie wiedziałem, co tu się odpierdala. – Wszyscy mężczyźni na komendzie tak zareagowali, jak Ty, ale nie ma się czego bać. Tamci są razem, więc nikt nie będzie Cię podrywać. – dodała, a ja odetchnąłem z ulgą, bo na szczęście się nie wydało. – Chyba tylko Derek chodzi w skowronkach.

- Nawet geje by go nie chcieli wyruchać. – burknąłem wkurwiony i szybko ugryzłem się w język, a Ava roześmiała się.

- Otóż to. – odpowiedziała i kierowała się do wyjścia. – Wiesz, zazwyczaj, gdy człowiek posiada odpowiedzialne stanowisko w pracy, jest jakimś szefem, kierownikiem, dyrektorem, gdzie musi ciągle dominować i pokazywać swoją władczość nad pracownikami, to w życiu prywatnym szuka odmiany, czegoś nowego i chce, aby to jego zdominowano, no ale Derek to kurwa rozstawia każdego po kątach zarówno w robocie, jak i w prywatnym życiu, to ja się nie dziwię, że przekwalifikował się na homo. Żadna baba nie chce takie dominanta, to może chociaż znajdzie sobie jakiegoś uległego chłopca, którego też będzie mógł poustawiać tak, jak sobie życzy. – dodała i uśmiechnęła się do mnie, a ja zacząłem się śmiać na jej stwierdzenie. No w sumie to nie dziwię się, że żadna kobieta nie chce takiego władczego debila, jakim jest Derek.

Wziąłem szybko do ręki płytę CD i włożyłem do komputera, po czym odpaliłem program, za pomocą którego uda mi się zidentyfikować sprawcę. Wyjąłem ciastka z szafki i zacząłem pić jeszcze ciepłą kawkę, gdy na monitorze zaczęły pojawiać mi się osoby, które pasowały do zrekonstruowanego DNA.

Zobaczyłem na ekranie trzy osoby i totalnie mnie zamurowało. Pierwszy z nich to był Dylan Jenkins, drugi Dylan O'Brien, a trzeci Dylan Stilinski. Siedziałem w niemałym szoku, a kubek z napojem i ciastko wyleciały mi z ręki, bo po chwili pogram ujawnił ich zdjęcia. Na wszystkich był ten sam Dylan. To był na pewno on. Ten Dylan, z którym się spotykałem, ten Dylan, którego pokochałem, ten Dylan, który jest moim chłopakiem.

Drżącą dłonią kliknąłem na wszystkich trzech, a każdy z nich miał różną datę urodzenia, choć najbardziej mnie przeraziło, że Dylan Stilinski urodził się 30 października 1952 roku, który został skazany w 1980 roku natomiast Dylan O'Brien urodził się 8 maja 1889 roku, zaś skazany został w 1919 roku. Dylan Jenkis nie miał wpisanej daty urodzenia, ponieważ na tamte lata nie było komputerów, więc nikt nie przepisywał z akt osobowych danych do systemu sprawców sprzed roku 1900. Dopiero, gdy wprowadzono pierwsze komputery, wszelkie dane osobowe sprawców od 1900 roku po kolei wklepywano do systemów. Tamte akta były bardzo stare, bo z roku 1842, więc już dawno poszły na przemiał. Fizycznie nie można ich było mieć. Wniosek jest zatem prosty, że Dylan Jenkis musiał urodzić się przed 1842 rokiem, co mega mnie przeraziło i nie wiedziałem, jak mam się zachować w tej sytuacji.

Z mocno bijącym sercem zacząłem czytać kartotekę i byłem przerażony, że Dylany, które znalazłem byli karani za morderstwa ze szczególnym okrucieństwem. Jeden z nich, Dylan O'Brien dostał karę śmierci wraz z nijakim Brettem Talbotem.

To imię coś mi jednak mówiło, więc kliknąłem na mężczyznę i zamarłem, gdy pojawiło się jego zdjęcie. To był ten sam Brett, z którym Liam poszedł na randkę. Mój przyjaciel pokazywał mi jego zdjęcie kilka dni temu, poza tym, widziałem go kiedyś w klubie.

W tym momencie przypomniało mi się, jak czytałem przed komputerem historie o wampirach i w głowie miałem już totalny bajzel. Przeanalizowałem sobie dokładnie jeszcze raz wszystko na spokojnie, włączając w Internecie historie o wampirach, aby móc upewnić się w swoich przekonaniach.

Nieśmiertelność...

Nie starzenie się...

Szybkość...

Siła...

Doskonale wyostrzony wzrok i słuch...

Picie krwi...

Spryt...

Hipnotyzujące spojrzenie...

Zgadza się. To wszystko, co piszą w Internecie, to prawda. Te sprawy, które prowadzimy... To wszystko ma sens i ułożyło się właśnie w logiczną całość. Z ofiar spuszczana jest krew, na tętnicy pojawiają się charakterystyczne wkłucia, ponadto nie ma żadnych śladów, sprawca świetnie maskuje się, aż do teraz.

To oni musieli włamać się do laboratorium. To oni musieli ukraść DNA, ale nie przewidzieli tego, że Ava zrobiła kopię. To oni zabiją.

Miłości naszych żyć okazali się być bezwzględnymi mordercami, a my oddalismy im nasze niewinne serca.

- Liam! – krzyknąłem z przerażeniem, gdy ogarnąłem, że on pojechał spotkać się z Brettem w parku, w którym nie raz kogoś zamordowali. Musiałem ostrzec i uratować przyjaciela przed mordercą-krwiopijcą. Wziąłem broń i zostawiając wszystko w biurze, pobiegłem do auta z nadzieją, że zdążę go uratować i nie stanie mu się krzywda. Odpaliłem silnik samochodu i z piskiem opon ruszyłem w stronę parku, a w głowie siedziała mi jedna myśl, która przerażała mnie i jednocześnie załamywała od środka.

Dylan jest wampirem. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro