Rozdział 54.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Miłego ♥

Perspektywa: Derek.

Poszedłem do swojego gabinetu, po czym napisałem sprawozdanie, którego termin upływa dzisiaj, a z racji tego, że nie mam się kim aktualnie wysłużyć, musiałem się za to zabrać sam. Dopiero po jakichś dwóch godzinach, czy nawet trzech udało mi się go skonstruować i przesłać do naczelnego przełożonego. Z racji tego, że zmęczyłem się tą ciężką, umysłową pracą, postanowiłem wrócić do domu i trochę się zrelaksować.

Wychodząc z komendy zajrzałem jeszcze do socjalnego pokoju, aby trochę na koniec dnia powkurwiać Sebastiana, którego niestety, ale nie zastałem, więc zszedłem na dół w nadziei, że może zastanę go w biurze Sangstera, ale ta też go nie było. Widziałem natomiast, że Panowie Martin i Wood dyskutowali w najlepsze przy tablicy korkowej z umieszczonymi zdjęciami z miejsc morderstw.

- Cholera, czegoś takiego to ja jeszcze nie widziałem. – powiedział młodszy z mężczyzn.

- No no, muszę powiedzieć, że piorunujące zdjęcia. To się nawet filozofom nie śniło. – dodał Pan Martin, a ja nie miałem czasu przysłuchiwać się ich dalszemu gawędzeniu, ani też nie chciałem im przeszkadzać, bo pewnie byli zajęci analizą tych ofiar, a ponadto w rękach trzymali jakieś papiery, więc tym bardziej ewakuowałem się do domu. O dziwo, jak nie ja, wszedłem i wyszedłem po cichu, ale nie chciałem przeszkadzać profesjonalistom w pracy. Niech pilnie pracują, nie to co Dunbar z Sangsterem.

- Kurwa, pierdolony deszcz. – fuknąłem pod nosem, znajdując się przy wyjściu i wróciłem się do środka, wchodząc bezpardonowo do gabinetu Mii, aby pożyczyć od niej parasolkę, bo przecież nie będę moknął. 

Podbiegłem do swojego samochodu, który nareszcie wrócił od mechanika, bo jeżdżenie tym starym gratem nieźle dało mi w kość. Nie dość, że Sebastian uznał mnie za wiochmena, to jeszcze omal nie rozwaliłem sobie pleców tym starym, rozpierdalającym się siedzeniem. Na szczęście teraz mam swoje ukochane czerwone Suzuki, którym już nie siara jeździć po mieście.

Po około dziesięciu minutach dojechałem pod swój blok, a deszcz lał tak obficie, że nie wie, czy jest sens w ogóle otwierać tę parasolkę, bo i tak pewnie nic mi ona nie da. Złapałem swoją torbę i wybiegłem z samochodu, wpierdalając się jak zwykle z impetem na klatkę schodową. W środku spotkało mnie jednak miłe zaskoczenie, więc uśmiechnąłem się zadziornie.

Na schodach siedział Sebastian, ubrany jedynie w biały podkoszulek, sportowe buty i szare dresy, a na ramieniu miał założoną opaskę fitness do pomiaru rytmu pracy serca. Chłopak był cały przemoczony, drżał, więc zapewne przy takiej pogodzie nieźle zmarł, a z jego szarych, prawie blond włosów kapała woda. Chłopak spojrzał na mnie i nie był zadowolony moim widokiem.

- Co Ty tu robisz? - fuknął wkurzony. - Czy Ty musisz mnie nawet prześladować na klatce schodowej?! Nie mogłeś sobie wybrać innej?!

- Zluzuj młody. - powiedziałem, spoglądając na niego groźnie, bo już zdążył mnie wkurzyć, ale dzisiaj brakowało mi tego irytowania się na dzieciaka. - Dla Twojej wiadomości, to nie kurwa, nie mogłem sobie wybrać innej klatki, bo jakbyś jeszcze nie wiedział, to ja akurat tu mieszkam.

- To ja w takim razie wychodzę. - rzekł bez wahania i wstał, ale ja złapałem go i nie pozwoliłem wyjść w taka ulewę. 

- Nigdzie nie idziesz. - powiedziałem, spoglądając mu w oczy i nieświadomie zmacałem jego ramię. - Jesteś zimny, cały przemoczony i chcesz się szwendać w taką pogodę? Przeziębisz się. - dodałem, a ten tylko wywrócił oczami. - Zapraszam Cię do siebie do mieszkania. Przebierzesz się w coś suchego i ogrzejesz. - dodałem, dziwiąc się sam sobie, że zaprosiłem kogoś do mojego oazy świętości.

- Ty chyba na głowę upadłeś, jeśli myślisz, że się zgodzę. - stwierdził, a ja popatrzyłem na niego wzorkiem nieznoszącym sprzeciwu, lecz jego nic a nic nie ruszyło. Chłopak wyrwał rękę z mojego uścisku i ponownie usiadł na zimnych schodach. - Nie ma mowy.

- Nie to nie. - powiedziałem, wzruszając ramionami, na co Sebastian tylko prychnął, a ja już nie wiedziałem, o chuj mu chodzi. Postanowiłem jednak ponowić pytanie. - To idziesz na górę? Wykorzystaj to, że zaprosiłem Cię do siebie. - spytałem, a młody podniósł się ze schodów i spojrzał mi wyzywająco w oczy. 

- Mowy nie ma. Wolę tu marznąć, niż spędzić z Tobą godzinę. - odpowiedział, a ja tylko prychnąłem i wszedłem na piętro, ale coś nie pozwalało mi go zostawić, pomimo tego, że te jego fochy zaczęły mi ostro działać na nerwy. Zatrzymałem się, po czym spojrzałem na Sebastiana, który cały ociekał wodą i trząsł się bardziej z zimna. 

 - Idziesz kurwa, czy mam Cię siłą zaciągnąć? - spytałem po raz pierdyliardowy tego dnia podniesionym tonem, a on tylko coś burknął pod nosem i dalej się zarzekał, że woli tu marznąć. Wkurwiony zszedłem do niego, po czym przełożyłem sobie chłopaka przez ramię, a ten zaczął się na mnie wydzierać bijąc mnie po plecach, ale nie zraziło mnie to ani trochę. 

- Puść mnie zboczeńcu! - wrzeszczał, a ja uśmiechnąłem się z satysfakcją i nie mogłem się powstrzymać, więc poklepałem go po tyłku. - Ty zboku cholerny, to próba uprowadzenia jest. Będziesz miał przejebane, gwarantuję Ci to. - dodał, a ja zagroziłem, że jeszcze słowo, to wyrucham go przy wszystkich, co chyba podziałało, bo się na chwilę zamknął, a ja otworzyłem po chwili drzwi do mieszkania, stawiając Sebastiana na korytarzu i zamykając nas od środka. 

Teraz mi nie ucieknie. 

- Co to ma kurwa być?! - spytał się, wskazując rękoma na zamek pod klamką. - Otwieraj te drzwi w tej chwili.

- Gościna, mój drogi, gościna. - odparłem zadowolony, a Sebastian otworzył usta ze zdziwienia i wyglądał, jak by nie wiedział, co powiedzieć. 

Czyżby mój mały buntownik w końcu się zagiął? 

Pomyślałem i w sumie nie mam pojęcia, dlaczego określiłem go jako swojego, skoro dzieciak szarga mi nerwy jak mało kto. Zdjąłem buty oraz kurtkę, po czym skierowałem się w stronę kuchni i chciałem zrobić nam gorącą herbatę na rozgrzewkę, ale najpierw jednak trzeba wysuszyć jego ubrania.

- Rozbieraj się. - powiedziałem bezpardonowo, spoglądając na niego i obserwując szok wymalowany na jego ślicznej buzi. Sebastian był cały mokry i zmarznięty, a u mnie w domu zawsze było gorąco i kaloryfery włączane na najwyższe wartości. 

- Co?! - zbulwersował się, gdy dotarło do niego, co powiedziałem, patrząc na mnie zaczerwieniony na twarzy i nie wiedziałem, czy to dlatego, że mu ciepło, czy dlatego, że się rumieni. A może jedno i drugie?

- Nie będziesz siedział w tych mokrych ciuchach. Wysuszę Ci je i dam Ci koc, albo jakieś moje ubrania. - powiedziałem, a on tylko pokręcił przecząco głową, krzyżując ręce na piersiach i miałem ochotę mu pierdolnąć. 

Kurwa, to gorsze niż wychować zbuntowaną nastolatkę. 

- Nie będę się przy Tobie rozbierać. - zarzekł się. 

- Będziesz. Nie masz wyjścia, bo nie pozwolę Ci zamoczyć mojej kanapy, chyba, że masz dostać orgazm, to wtedy to co innego . - powiedziałem, puszczając do niego oczko, a ten fuknął jak rozjuszona żmija i chciał wyjść, lecz odbił się od drzwi, gdy złapał klamkę, ponieważ zamknąłem je na klucz, aby mi przypadkiem nie uciekł. 

- OTWÓRZ TE PIERUŃSKIE DRZWI. - syknął wściekle, wskazując na nie palcem, a ja uśmiechnąłem się zwycięsko i pomachałem mu kluczem, stojąc przy barku. - Dawaj te klucze. - powiedział, stojąc z podniesioną głową i wyciągniętą w moim kierunku dłonią, na co uśmiechnąłem się lubieżnie i zawadiacko. 

- Musisz mi je zabrać. - rzekłem przeszczęśliwym, głosem niczym pedofil, który wyhaczył gdzieś w parku małe dziecko. Cieszyłem się, że mogłem go wkurzyć, a następnie schowałem je do wewnętrznej kieszonki w moich spodniach, tuż w okolicach krocza, dzięki czemu chłopak musiałby najpierw mnie porządnie zmacać, aby dostać to, czego teraz aktualnie chce. Sebastian zacisnął usta w wąską linię i zagiął dłoń w pięść.

- Gnida. - syknął.

- Gorzej mnie nazywali. - odpowiedziałem z uśmiechem i wstawiłem wodę, po czym wyjąłem z lodówki i z szafek produkty, aby zrobić nam kolację. Chłopak przez około sześć czy siedem minut stał w miejscu, a na mojej podłodze zrobiła się ogromna kałuża z wody, co wkurzyło mnie, bo kazałem mu się przebrać, to nie. Młody dalej odwalał jakiś cyrk, a ja straciłem do niego cierpliwość.

Wkurzony buntem Sebastiana, rzuciłem go na kanapę i zacząłem sam zdejmować jego ciuchy, aż w końcu chłopak pozostał w samej bieliźnie. Nie ukrywam, że spodobało mi się to, jak mi się opierał, dziko czerwieniąc się na twarzy. Nie obyło się bez wyzwisk i kopania  ale nie zraziłem się. Poszedłem powiesić jego ubranie na kaloryfer i rzuciłem w niego kocykiem, aby przestał w końcu drzeć papę, bo zaraz sąsiedzi przyjdą i będą się zastanawiać, co tu się odpierdala.  

Moja była tak się darła, że prawie mnie wsadzili do kicia za  rzekomą próbę morderstwa. 

- Co się tak pieklisz? - zapytałem, spoglądając na niego, stojąc przed chłopakiem z założonymi na biodrach rękoma. Młody coś fuknął, że naruszam jego sferę intymną, czy coś w ten deseń, a ja nic, a nic nie zrozumiałem, o chuj mu chodzi. Ja tu po prostu zaraz oszaleję. Naprawdę. - No przecież widziałem Cię nago na zdjęciach, to po jaką kurwę ten raban? - spytałem prosto z mostu, a dzieciak miał wymalowany mord w oczach. 

- Pierdole to, wychodzę. - powiedział wkurzony na samo wspomnienie o tym, że widziałem jego ostre zdjęcia, gdy w chamski sposób grzebałem mu w kompie. Chłopak kierował się do wyjścia, ignorując totalnie fakt, że ma na sobie tylko białe bokserki, ale ja złapałem go za nadgarstek i nie miałem zamiaru wypuścić w taką ulewę. 

 - Deszcz pada, nigdzie nie idziesz. - rzekłem stanowczym głosem, odruchowo mierząc go od góry do dołu wzrokiem. - Poza tym, masz na sobie tylko seksowne majteczki. Chcesz, aby wszyscy Cię podziwiali w takim stroju? - dodałem, muskając ustami jego usta.

- Kim Ty jesteś, że będziesz mi rozkazywać? - zadał pytanie, wyrywając się z mojego uścisku, odsuwając na bezpieczną odległość. W jego oczach widziałem niepewność. Utwierdziłem się w przekonaniu, że niedługo chłopak będzie mój, bo z każdą następną chwilą łamał się coraz bardziej i przegrywał wewnętrzną walkę z samym sobą.- Jestem starszy i masz się mnie słuchać. - odpowiedziałem, a on roześmiał się. 

- Wiesz, widzę, że Ty dalej żyjesz jakimiś średniowiecznymi standardami, co mnie w ogóle nie dziwi, emerycie, ale oświecę Cię. Ja nie uznaję wartości powszechnie respektowanych przez ludzkość, takich jak, stary, młody, chory, niepełnosprawny, upośledzony, kaleka, czy w ciąży. Argumenty typu "słuchaj się mnie, bo jestem starszy i masz mnie szanować" do mnie nie przewiały, nie przemawiają i nie będą przemawiać, bo ja żyje jak chce i mam swoje zasady i wartości w życiu. Jak coś mi się nie podoba, to głośno o tym powiem, nie zważając na to, z kim rozmawiam, czaisz? Możesz być kosmitą, prezydentem, a nawet Bogiem, ale ja i tak się Ciebie nie posłucham, bo... - nie dokończył, gdyż przerwał mu jego bezsensowne pierdolenie, znowu przerzucając chłopaka przez ramię i rzucając go ponownie na kanapę. - KURWA PUŚĆ MNIE! CZY TY JESTEŚ NEANDERTALCZYKIEM, CZY JAKI CHUJ?!

- Zamknij się kurwa i siedź na dupie. Nie wypuszczę Cię z domu dopóki nie przestanie padać, jasne? - zagroziłem, grożąc mu palcem, a on prychnął niczym naburmuszone dziecko. 

Kurwa, współczuję wszystkim, co wychowują dzieci. 

- Oskarżę Cię o przetrzymywanie i znęcanie się nade mną. - odpowiedział, grożąc mi palcem, a ja spojrzałem na niego z wściekłością. Jeszcze słowo, to go chyba zamorduje. 

 - Jeśli się kurwa nie zamkniesz, to będziesz mógł mnie oskarżyć dodatkowo o gwałt. Masz siedzieć cicho i zjeść za chwilę kolację. - powiedziałem groźnie, kończąc szykować posiłek, ale on chciał się odezwać, lecz ja uciszyłem go tylko podnosząc rękę, na co Sebastian się skrzywił i skrzyżował ręce na piersiach.  Pokiwałem z niezadowoleniem głową i postanowiłem nalać sobie szklankę burbona, bo zaraz nie wytrzymam z nim psychicznie. 

Podszedłem do szafki i wyjąłem z niej litrową karafkę, po czym wlałem trunku do szklanki. W  ekspresowym tempie chłopak znalazł się tuż obok mnie, wyrywając mi prawie pełną szklankę, wypijając alkohol do dna. Spojrzałem na niego zszokowany, ale jednocześnie poirytowany.

Kurwa, to mój burbon! 

- Przyda się na rozluźnienie atmosfery, bo na trzeźwo to Cię nie zniosę. - powiedział Sebastian  uśmiechem wymalowanym na buzi, wypijając ciurkiem alkohol, a ja nalałem sobie taką samą ilość do drugiego tumblera i mruknąłem po nosem.

- Tobie to się przyda rozluźnić w inny sposób. - stwierdziłem po cichu, a on zlustrował mnie natychmiast wzrokiem.

- Mówiłeś coś? - prychnął, a ja zacząłem szczerzyć się w szklankę. Oho, czyżby usłyszał?

- Nie, nie, skądże. - zapewniłem, a on tylko pokiwał głową i siadł z grymasem na kanapę. Zadziwiające dla mnie było to, że tak bardzo się pruł, że musi siedzieć w samych gaciach, ale o jakieś ciuchy to już nie poprosił. Ba, nawet kocem się już nie przykrywał.

I weź tu bądź mądrym i zrozum młodzież.

Po kilkudziesięciu minutach kolacja była już gotowa, a właściwie to obiadokolacja. Na szybko ugotowałem ryż, zrobiłem kotlety i jakąś surówkę. Muszę przyznać, że gotowanie to wychodziło mi znakomicie i w całym domu ładnie pachniało. 

- Chodź do stołu. - zaprosiłem go, a ten jak zwykle zaczął mnie wkurwiać.

- Mam w samych majtach siedzieć? Zgłupiałeś do reszty, czy po protu nie znasz zasad savoir vivre? - rzekł, a ja powstrzymywałem się przed rzuceniem w niego nożem leżącym nieopodal mnie. Nie mam pojęcia, co przyciągającego jest w tym chłopaku, ale gdyby siedział tu ktoś inny, to myślę, że z hukiem wypierdoliłbym go z mojego domu.

Co a gadam. Nawet nie zaprosiłbym tego kogoś do środka. 

- To czemu nie zapytałeś wcześniej, czy pożyczę Ci jakieś ubrania? - zadałem zrezygnowany pytanie.

- A przepraszam, to ja jestem gospodarzem mieszkania, czy Ty? - odpowiedział, uśmiechając się do mnie z satysfakcją, a ja zaczynałem zastanawiam się, na chuj go tu trzymam. Czasem mam wrażenie, że celowo mnie prowokuje i testuje moją cierpliwość, choć ja wobec niego wcale nie jestem lepszy. Nie wiem, czemu tak bardzo mnie kręci ten chłopak, szczególnie, że jest sporo młodszy, niż ja, ale zaczynałem lubić te jego docinki. Coraz mniej okazuję mu, jak mnie to wkurza, a Sebastian nie daje za wygraną i wymyśla coraz to bardziej irytujące gadki. 

Poszedłem do swojej sypialni i po chwili wróciłem z szarymi, krótkimi dresami i wkładaną, czarną bluzą. Sebastian spojrzał na moje ciuchy i chyba nie był zadowolony, że będzie nosił niemarkowe ubrania, ale bez wahania założył je na siebie. Stałem odwrócony do niego tyłem i ukradkiem widziałem uśmiech na jego twarzy i to, jak dyskretnie przyłożył bluzę do nosa, przez co uśmiechał się bardziej. Specjalnie wyperfumowałem ją, aby sprawdzić reakcję szarowłosego.

Leci na mnie. 

Z zadowoleniem powiedziałem, aby siadł przy stole. Bacznie go obserwowałem i zauważyłem, że chłopak boi się przyznać do swoich uczuć, bo gdy ja nie patrzę, zachowuje się zupełnie inaczej. Naturalnie. Nie wiem, dlaczego coś go blokuje, ale już długo ta bariera zniknie i w moja w tym głowa, aby przestał być taki spięty na co dzień. 

Sebastian siadł do stołu, a ja po chwili przyniosłem sok i talerz z jedzeniem, stawiając przed nim. Kiedy tylko usiadłem i chwyciłem za sztućce, nie mogło się obyć bez zrzędzenia.

Kurwa, już moja była tyle nie marudziła, jak była w ciąży. 

 - Nie jem mięsa. - powiedział, a ja westchnąłem. Boże, broń go. - Jestem wegetarianinem. - dodał, a ja zastanawiałem się, czym jeszcze mnie dzisiaj wkurwi.

- To dlatego jesteś taki pierdolnięty. - odpowiedziałem, a on zlustrował mnie wzrokiem, na co uśmiechnąłem się i puściłem mu oczko. Chłopak oparł się o krzesło i skrzyżował ręce na piersiach, wyglądając jak obrażone dziecko. 

- Możesz przestać siedzieć naburmuszony? - spytałem, mając już dość tej niezręcznej ciszy. Zdążyłem zejść już cały obiad, a on był ledwo w połowie, bo wolał się chyba najeść swoim nadąsaniem.

- Nazwałeś mnie pierdolniętym, więc jak mam się do cholery nie obrażać? - zapytał.

- No kurwa, moja wina że wszyscy wege są jacyś pojebani? A szczególnie Ci, co jeszcze studiują prawo, uprawiają crossfit i piją bezkofeinową kawę. - stwierdziłam, a po jego minie wywnioskowałem, że trzeba było się zamknąć. - Studiowałeś prawo, nie pijesz kofeinowej kawy i uprawiasz crossfit, prawda? - spytałem, a on tylko uniósł brwi do góry, wykrzywiając twarz w grymasie, co było dla mnie jasną odpowiedzią. - Przepraszam. - powiedziałem po chwili, a Sebastian zerknął na mnie zaskoczony.

- Za co? - zapytał.

- Za to, że tak Cię nazwałem. Nie powinienem. - rzekłem ze skruchą w głosie i sam się sobie zdziwiłem, co mnie wzięło na taką odwagę i czułe słowa. Szczere słowa przede wszystkim.

- Nic się nie stało. Każdy ma prawo mieć własne zdanie i je głośno wypowiedzieć. Nie musisz mnie lubić, ani też uważać za normalną osobę, bo odbiegam od preferowanych przez Ciebie standardów. Każdy wybiera to, co lubi i nikt nie ma prawa narzucać swojej woli. - powiedział głosem, w którym wyczuwałem nutę smutku i żalu.

- Ale chcę Cię lubić i poznać bliżej. - powiedziałem, na co Sebastian dyskretnie uśmiechnął się i był to najpiękniejszy uśmiech, jaki kiedykolwiek widziałem, zwłaszcza, gdy miętolił w dłoni rękaw mojej bluzy.

Po zjedzonej obiadokolacji, posprzątałem szybko, a chłopak usiadł na kanapie. Nalałem nam trochę alkoholu, aby rozmowa szła swobodniej, co poskutkowało. 

Udało mi się złapał wspólny język z Sebastianem. Po trzech szklankach Sebastian totalnie się zmienił. Nie był tym samym zdystansowanym chłopakiem, którego po raz pierwszy zobaczyłem na posterunku. Rozmawialiśmy kilka dobrych godzin, a ja w tym czasie dowiedziałem się, że ma podobne poczucie humoru do mojego, że studiował prawo na Uniwersytecie Yale w New Heaven, które skończył szybciej, niż inni, dzięki czemu szybko osiągnął awans. Dowiedziałem się również, że urodził się w New Yorku, ale często się przeprowadzał do innych miast, aby kończyć najlepsze szkoły, aż w końcu postanowił osiedlić się tam, skąd przyjechał do Hartford. Po powrocie do Los Angeles Sebastiana czeka awans i zostanie przeniesiony na inne stanowisko, przez co odsuną go z funkcji Zastępcy Szefa Policji. Chłopak nie będzie już jeździł po Ameryce i dokonywał kontroli podrzędnych jednostek, bo będzie Prezesem, ku niezadowoleniu praktycznie wszystkich w departamencie. Nie ukrywam, że sam jestem w szoku i zżera mnie zazdrość, ze ktoś w jego wieku usiądzie na wysokim stanowisku i będzie zarabiać dziesięć razy tyle, co ja. 

Jego rodzice są bogaci, a on od dziecka pławił się w luksusie. Opowiadał mi, że rodzice nie poświęcali mu czasu, ale oczekiwali od niego o wiele, wiele więcej, niż inni rodzice od swoich dzieci. Zawsze musiał być najlepszy, przez co dużo się uczył i szybko przyswajał wiedzę, która zaowocowała teraz, bo chłopak pnie się po szczeblach kariery. 

Trochę było mu głupio opowiadać o sobie, szczególnie, że moje życie jest nudne i... zwyczajne. Nie kończyłem studiów, bo nie było mnie na nie stać. Jestem po zwykłej szkole, ale szefem zostałem dlatego, że potrafiłem trzymać porządek żelazną ręką i wszyscy dookoła mnie się słuchali. Poznałem swoją byłą żonę, z którą mam dziecko, ale ona zabrała je i nie utrzymujemy kontaktów. Byłem na początku załamany, piłem dużo, ale potem zacząłem mieć na to wyjebane i skupiłem się na pracy, czasami wyżywając się na pracownikach.

Nie układało mi się z tą kobietą. Kiedyś była niby wielka miłość, ale tak naprawdę wtedy trzymało nas tylko dziecko, aż w końcu postanowiła odejść ode mnie. Nie umieliśmy się dogadać, żyliśmy praktycznie na innych płaszczyznach, a dzielące nas zdanie i odmienne poglądy poskutkowały tym, że najlepsze będzie w tym wszystkim rozstanie. 

Gdy opowiadałem chłopakowi o sobie, ten wtulił się we mnie, a po oczach wywnioskowałem, że jest pijany. Uśmiechał się, był sobą i patrzył na mnie zauroczonym wzrokiem. Cieszyłem się, byłem wręcz podekscytowany, że Sebastian się we mnie wtula, opierając głowę o moją klatkę piersiową. Wypity alkohol spowodował, że poznaliśmy się z zupełnie innych stron. Nawet bym nie przypuszczał, że spędzę z kimś po raz pierwszy od kilku lat miły wieczór.

Mam nadzieję, że będzie padać częściej. 

- Zostaniesz na noc? Możesz spać w moim łóżku, a ja zdrzemnę się na kanapie. - zaproponowałem niespodziewanie, spoglądając Sebastianowi w jego piękne, zielone oczy, opierając czoło o te jego.

- Zostanę. - odparł zupełnie innym głosem, niż gdy po raz pierwszy go poznałem. Wtedy wydawał się być chłodny, zarozumiały i zdystansowany, a teraz, gdy poznałem go trochę lepiej, chłopak jak by trochę mi zaufał i otworzył się przede mną, zdejmując maskę zimnego jak lód dupka. 

Przybliżyłem się do niego, a nasze usta dzieliły centymetry. Nie chciałem wychylać się z inicjatywą, ale tak jakoś wyszło, że oboje w tym samym momencie złączyliśmy nasze wargi w pocałunku, przesiąkniętym pożądaniem, które zapłonęło w naszych ciałach.  

Ująłem jego buzię w dłonie, pogłębiając pocałunek, wprowadzając swój język do jego buzi. Całowałem go zachłannie, ale leniwie, ciesząc się z chwili, jaka nastała. Sebastian błądził ręką po moim brzuchu, a ja za nic w świecie nie chciałem przerywać pocałunku. To było coś, czego brakowało mi przez kilka lat. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro