Rozdział 57.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Drugi na dziś ♥

Perspektywa: Sebastian.

Martin z Woodem wciąż nie rozumieli powagi sytuacji, a ja z każdą sekundą coraz bardziej zapadałem się pod ziemię. Nie mogę uwierzyć w to, że Ci skrajnie nieodpowiedzialni idioci aresztowali kurwa mać księdza i grabarza.

Czy oni się kurwa mać urodzili bez mózgu?!

- Czy możecie do jasnej cholery mi wytłumaczyć, co tutaj robią Ci Panowie?! - spytałem, wskazują dłonią na grzebacza zwłok i duchownego. Oddychałem głęboko i ciężko, bo byłem niezmiernie zirytowany.  - Czy Wy wiecie do chuja, czym jest kompetencja?! Bo mam wrażenie, że stołki policjantów wygraliście kurwa w Laysach i jesteście tu z totalnego przypadku, nic więcej. Wasza obecność tutaj, to jest w ogóle jakaś kpina i nieporozumienie. 

- Słuchaj mnie uważnie, młody. - powiedział z wyższością Wood, stając przede mną i patrząc mi w oczy z czystym wyzwaniem. Niech lepiej nie będzie taki hej do przodu. - Dzięki zeznaniom dwóch przemiłych Pań udało nam się namierzyć morderców, którzy są odpowiedzialni za tą falę przestępstw.  Przez tyle tygodni Ci bandyci chodzili po mieście i bezkarnie mordowali niewinnych ludzi, bo nikt nie raczył ich wysłuchać, a my... 

- Dziecko drogie, czy Ciebie Bóg opuścił? - zapytał się ksiądz, a ja powstrzymywałem się przed parsknięciem dzikim śmiechem, ponieważ mina Wooda, jak i pozostałych była bezcenna, a duchowny wydawał się nie żartować z niego i jego pytanie było zadane na poważnie. - Jestem księdzem, jak mogę być mordercą? Żyję w zgodzie z Bogiem, przestrzegam zasad wiary, głoszę dobroć i nigdy nie odebrałbym najcenniejsze daru od Boga jakim jest życie...

- To jest na pewno jakiś podrabianiec, mówię Wam. - stwierdził z przekonaniem Martin, a ja zrobiłem się cały czerwony na twarzy, bo sytuacja jest tu tak napięta, tak kuriozalna i tak żenująca, że nie wiem, czy dam radę zmieścić się na siedmiu stronach w raporcie odnośnie pracy tych dwóch pajaców. - On nie wygląda na prawdziwego duchownego. Pani Allison i jej koleżanka wszystko nam powiedziały. Ci ludzie przebrali się za księdza i grabarza, aby się zakamuflować, a ten tu dodatkowo robił nielegalne msze bez uprawnień. Łapią ludzi, spuszczają z nich krew i odprawiają czarne msze, po czym pozostawiają gdzieś zwłoki, a krwią polewają już dawno nieżyjących członków jakiejś sekty, rozkopując groby, aby oni w czasie Halloween powrócili do żywych. - wyjaśnił Martin, a mnie aż się zakręciło w głowie, bo to, co powiedział, było tak irracjonalne, że myślałem, iż zaraz zapadnę się ze wstydu pod ziemię. Na domiar złego na dół zbiegł Derek, który usłyszał jakieś hałasy. Wywróciłem oczami, bo nie miałem ochoty na niego patrzeć.

- Co tu się dzieje? - zapytał, obserwując wszystkich po kolei. - Czy Wy jesteście poważni?! - zwrócił się do zszokowanych pseudo-policjantów, którzy trzymali za ramiona tych ludzi, jak najgorszych przestępców. - Dlaczego aresztowaliście grabarza i księdza?!

- Kurwa no szedłem na cmentarz, spotkałem na miejscu tu obecnego Ojca, aż nagle przybiegli jacyś dwaj idioci, rzucili się na nas, powalili nas na ziemię, zaczęli wrzeszczeć, że jesteśmy mordercami, skuli jak przestępców i wsadzili nas do radiowozu, po czym przywieźli tutaj! - powiedział donośnym głosem starszy mężczyzna, ubrany cały na czarno, w gumofilcach i z czapeczką-beretem na głowie.

- Ty mi tu nie podskakuj, gagatku. - rzekł Martin, szarpiąc go za ramię. - Nareszcie Cię dorwałem i teraz odpowiesz za swoje wszystkie występki. - wysyczał podekscytowany, bo myślał, że po raz pierwszy wyszło mu coś w życiu, ale niestety, jemu nic nigdy nie wyszło, a jego rodzicom tym bardziej. 

Szkoda, że nie ma możliwości cofać się w czasie, bo wtedy możnaby było zapobiec katastrofie, karząc spuścić się ich ojcom na ścianę, albo chociaż podarować prezerwatywy.

- W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego... - zaczął ksiądz, który z każdą kolejną wypowiedzią tych klaunów miał coraz bardziej zrezygnowaną minę i najwidoczniej nie mógł już ich słuchać, a ja tam mu się wcale nie dziwiłem. Spojrzeliśmy na niego i na grabarza, który już się nie chciał hamować i nie szczędził epitetów na naszą komendę.

Sorry, ich komendę. Całe szczęście, że jestem tu tylko na chwilę, bo bym chyba do końca życia z domu nie wyszedł. Taki wstyd.

Derek totalnie nie czaił, co tu się dzieje i nie wiedział, czy ma się śmiać, czy płakać. Sangster z Dunbarem byli w totalnym szoku, ale momentalnie pobledli, gdy zobaczyli, że na komendę weszło jakichś dwóch gostków, ale nikt jak na razie się nimi nie przejmował. 

- Boże Najdoskonalszy, jesteśmy dziećmi Bożymi, a przez to i dziedzicami nieba. Na ile widać w nas dziedziców nieba, a na ile palantów, którzy żrą się o każdy kawałek kości, jakby świat na tej kości się kończył? Przyjmijmy wszyscy tu zgromadzeni w swoich działaniach styl Boga, wyzbądźmy się sił nieczystych, które zamieszkały w tym miejscu i sieją spustoszenie w naszych sercach. Jezus jest naszym błogosławieństwem... Otwórzmy zatem swe serca i wpuśćmy do niego Boga...

- Skończ pierdzielić farmazony, Ty oszuście jeden. - powiedział stanowczo Martin, a Derek wyglądał, jak by mia zaraz paść na zawał. Thomas z Liamem przyglądali się w napięciu sytuacji, podobnie jak reszta, a ja tylko wywróciłem oczami, bo sił mi zaczyna do tych debili brakować.

- Ojcze Euzebiuszu, czy to wszystko, co tu się dzieje to prawda? - zapytał się w końcu, po czym skierował się w stronę tych kretynów zesłanych nam tu chuj wie skąd. Uważam, że ich egzystencja to jest po prostu jedna, wielka kpina i nic więcej. - Co Wy pierdoleni kretyni odwalacie?! Dlaczego aresztowaliście Ojca Euzebiusza i Grabarza Zenona?! - zapytał z gniewem w oczach. - Was już popierdoliło do reszty?!

- Zły demon wstąpił na tę komendę i teraz rozsiewa ziarno niepewności, złości i gniewu... Tu już nie ma Boga, jest sam Szatan we własnej osobie, Władca Piekła odwiedził tę komendę... - powiedział ksiądz. Ogólnie jestem niewierzący, ale jak patrzę na to, co tu się odjebało, to zaczynam wierzyć w to, że jakiś zły demon faktycznie opętał tutejszych ludzi, a szczególnie Martina z Woodem. Spojrzałem się mimowolnie w prawą stronę i zobaczyłem, że jakichś dwóch typów się kręci, więc wziąłem do ręki leżące nieopodal akta i chciałem się nimi zająć, ale od tego są tu pracownicy, a nie ja.

- Dostaliśmy zgłoszenie, mamy zeznania, że Ci ludzie są mordercami... - zaczął mówić z przekonaniem Wood. 

- To jest nasz lokalny kurwa ksiądz i grabarz! Jak oni mają zabijać, do chuja, jak to są najpokorniejsze osoby w tym miasteczku?! - wrzasnął Derek, po czym spojrzał się na duchownego i zakrył sobie usta dłonią. - Ojcze Euzebiuszu, wybacz mi moje słowa...

- Z Bogiem, drogie dziecię, niech Bóg ma Cię w opiece... - dodał spokojnie ksiądz, który był nadzwyczajnie spokojny, no ale jak tyle lat jest duchownym, to się już nauczył nie reagować gniewem, bo Zenek równo ich wyzywa. 

Niby taki spokojny, a klnie jak pojebany. 

W sumie, to ja tam mu się wcale nie dziwię. Też najchętniej bym ich zwyzywał.

- Dość tego! Idziemy do pokoju zatrzymań. Tam sobie pogadamy, księżulku i grabarzyku. - wtrącił się Martin, który nie chciał słuchać ich dalszych tłumaczeń. Potarłem dłonią czoło i wywróciłem oczami, bo ich nieogarnięcie życiowe jest przerażające. 

- Nigdzie kurwa nie idziecie. - fuknął Derek, zatrzymując tych debili. - Macie w tej chwili wypuścić Ojca Euzebiusza i Grabarza Zenona! 

- Łopatę mi, kurwa, zajebali! - wtrącił starszy facet w gumofilcach. - Jak mam pracować bez łopaty?! To skandal! To napaść na porządnego obywatela!  Złoże na Was, pajace, oficjalną skargę!

- To ja od razu podam Panu swoje dane i proszę bezpośrednio skargę przesłać do mnie, dobrze? - wtrąciłem z zadowoleniem, ku zaskoczeniu grabarza. - Spokojnie, ja nie stąd. Na całe szczęście jestem z Departamentu Policji z Los Angeles, a tutaj przeprowadzam tylko kontrolę, za co dziękuję losowi, że nie muszę tu pracować. Z miłą chęcią złożę raport na tych Panów. - dodałem z uśmiechem, a tamci wkurwili się na mnie, ale nic nie skomentowali. 

- Łopata i ta dymna raca zostają w naszym magazynie dowodów rzeczowych. - powiedział podniesionym głosem Martin, mając chyba już dość całej sytuacji. - Posłużą jako dowody w sprawie.

- Jakie dowody, kurwa?! - krzyknął Zenon. - Jestem niewinny!

- Panowie, jaka raca... To kościelne kadzidełko jest... - rzekł spokojnym tonem głosu Ojciec Euzebiusz, czy jak on tam się nazywał. 

- Nikt nie pozwolił Ci się odezwać. Wiemy lepiej. - przerwał mu Martin.

- Zenonie, pomodlę się w naszej intencji do Pana Jezusa. - wtrącił się ksiądz.

- Oj tak, tak, módl się, bo nic innego Ci nie pozostało, morderco. - dodał Wood. 

- Na jakiej podstawie tak apropo ich zatrzymaliście? - zapytałem się, chcąc jakoś ich stąd wyciągnąć, bo nie wierzę, że ta dwójka jest zabójcami. No gdzie starszy facet po sześćdziesiątce miałby zabijać? 

- Na podstawie zeznań Pani Allison, które uważamy za szczere i trzymające się kupy...

- Kurwa mać! Wszyscy w tym mieście wiedzą, że babka Allison i ta jej pierdolnięta koleżaneczka cierpią na demencje starczą, do chuja! One powinny dawno zostać zamknięte w domu starców. - wrzasnął wkurwiony Derek. - Wypuście ich w tej chwili!

- Najpierw ich przesłuchamy. - powiedział Wood.

- To znajdzie się w raporcie. Gwarantuję, że wylecicie z roboty po tym incydencie. - powiedziałem z radością.

- Kto się śmieje, ten się śmieje ostatni, Reed. Dostaliśmy polecenie odgórne, a Ty nie masz prawa, gnojku, ingerować w MOJE śledztwo, czaisz? - warknął Martin, a mnie zrobiło się niedobrze, gdy ten się do mnie przybliżył, a jego twarz znalazła się blisko mojej. Facet był tak obrzydliwy, że odruchowo odskoczyłem od niego, wpadając w ramiona Dereka, który trzymał mnie za biodra i nie wiedziałem, co jest cholera jasna gorsze. Ten stary zboczeniec, czy może ten drugi stary zboczeniec?

Spojrzałem się na szefa komendy i odskoczyłem również od niego a tamta para klaunów była nieubłagana. Poszli na górę, prowadząc zatrzymanych na przesłuchanie, pozostawiając nas w osłupieniu.

- Ja pierdole, jaki wstyd. - złapałem się za włosy i nie mogłem własnym oczom uwierzyć, co tu się do cholery odjebało. Przeczesałem swoje włosy, przez co teraz miałem totalny nieład, a blond grzywka z domieszką szarego koloru opadala mi na prawe oko. Dereka zlustrował mnie wygłodniałym wzrokiem, co lekko mnie przeraziło.

Niemniej jednak to nie to było teraz priorytetem, tylko zaistniały incydent. Wszystko jestem w stanie zrozumieć, ale aresztowania księdza i grabarza, to jakoś niespecjalnie.

- Sangster i Dunbar, zajmijcie się Panami, a Ty Reed, jazda do mojego gabinetu. - powiedział, a mnie jego ton i władczość zaczęły wkurwiać.

- Kim Ty kurwa jesteś, że mi rozkazywać, pajacu?! - odpowiedziałem, stając z nim twarzą w twarz, ale ten przybrał znowu ten swój kpiący uśmieszek. 

- Wiesz, Twoim Tatusiem nie jestem, ale jak chcesz to mogę nim zostać. Nic nie stoi na przeszkodzie. - rzekł, odgarniając mi włosy z czoła,  puszczając do mnie oczko, a moja twarz przybrała kolor dojrzałego pomidora. Ekspresowo wbiegłem na górę, potykając się o schody i zamykając za sobą drzwi od swojego pokoju. Rzuciłem torbę z aktami na łóżku i spojrzałem w lustro. Wstyd mi było na siebie patrzeć. 

Tego pierdolonego Dereka to już chyba posrało do reszty. 

Poszedłem do lodówki i wyjąłem z niej sok porzeczkowy, ale dziwnie trzęsły mi się ręce, przez co całkowicie się oblałem i moje jasne ubrania były całe brudne.

- Kurwa! - warknąłem i jedyne, co mi na chwilę obecną pozostało do ubrania, to była dresowa, wkładana bluza w kolorze białym, z jasnoniebieskimi napisami, która niestety była na mnie o dwa rozmiary za duża, szare dresy i sportowe buty. Niezbyt przyzwoity strój do chodzenia po komendzie, ale nic na to nie poradzę. Postanowiłem pójść do pokoju przesłuchań i uczestniczyć w tym całym cyrku. 

Wziąłem torbę z aktami sprawy, mojego laptopa i poszedłem do Martina z Woodem, niestety spotykając tam też Dereka, który jak tylko mnie zobaczył, cały czas się gapił, przez co było mi niezmiernie gorąco, szczególnie, że jego palący wzrok mogłem najbardziej zauważyć na moich dolnych partiach ciała. 

Generalnie przesłuchanie trwało około dwóch godzin i na zgodne żądanie moje, jak i szefa komendy, czyli tego pierdolca Dereka, Martin z Woodem musieli wypuścić księdza oraz grabarza, jako bezpodstawnie zatrzymanych, oddając im skonfiskowane wcześniej kadzidło oraz łopatę. 

Ogólnie sytuacja jest napięta, ale jak dla mnie jest zajebiście, bo mam teraz podstawy do obsmarowania ich w najgorszy sposób w raporcie, przez co na pewno ich zdegradują do najniższych rang, albo co lepsze, wywalą na zbity pysk, gdzie ich miejsce. 

Poszedłem do swojego gabinetu i poprawiłem na kompie napisany przeze mnie protokół przesłuchania, ale musiałem dać go jeszcze do podpisania Derekowi, bo tak życzył sobie mój Szef. Byłem już w cholerę zmęczony, oczy mi się kleiły, ale chciałem mieć to już z głowy. Dopiero była godzina szósta wieczorem, a ja marzyłem o śnie. Wydrukowałem dokumenty w trzech egzemplarzach i poszedłem do tego tłumoka, totalnie zapominając o tym, aby zsunąć rękawy bluzy na dół, bo dalej widniały tam moje cięcia po tym, jak jebłem pięścią w lustro.

Bezpardonowo i bez żadnego wcześniejsze pukania wszedłem do środka, a drzwi same się zamknęły z hukiem, nie przejmując się niczym. Spojrzałem z wyższością na Dereka, który zaczął się szczerzyć jak głupi do sera i najwidoczniej w tym momencie nie brał mnie jakoś specjalnie na poważnie, bo mój strój nie był ani trochę odpowiedni.

Kto normalny by serio traktował typa w dresach?

- Podpisz to i miejmy ten cały cyrk za sobą. Jestem zmęczony i chcę się położyć już spać. - powiedziałem, nie mając pojęcia dlaczego mu się tłumaczyłem i podałem mu dokumenty akurat tą ręką, na której miałem niegroźne cięcia. Derek patrzył mi w oczy, ale gdy zabierał protokół, spojrzał na moje przedramię i natychmiast wstał z krzesła.

- Co Ty sobie zrobiłeś, Sebastian? - spytał się jak by z jakąś dziwną troską w głosie, łapiąc moją dłoń, ale ja wyrwałem mu się, zaciągając rękawy.

- Skaleczyłem się. - odpowiedziałem, gniewnie na niego patrząc. - A Ty się nie interesuj i nie udawaj troskliwego, bo dobrze wiem, że masz mnie totalnie gdzieś. Ostatnio nieźle dałeś mi do wiwatu, więc odpieprz się ode mnie, daj mi spokój i weź tylko podpisz te jebane protokoły, bo nie mam zamiaru spędzić tu więcej czasu, niż muszę. 

Ostatnie słowa wypowiedziałem pełnym bólu głosem, bo zabolały mnie bardzo słowa Dereka. Mężczyzna spojrzał na mnie i agresywnie podpisał się we wskazanym miejscu. Podszedł do mnie z papierami i podał mi je, a gdy ja chciałem je wziąć, ten rzucił i przygwoździł mnie do ściany. 

- C-co T-Ty r-robisz..? - spytałem przerażony, ale jednocześnie lekko podniecony, bo jarało mnie, gdy ktoś rzucał mnie na ścianę, na łóżko, na biurko, na cokolwiek. Zadrżałem mimowolnie, oblewając się soczystą czerwienią na buzi.

- Mmmm, nic takiego, mój pięknie rumieniący się chłopcze. - wymruczał tuż przy moim uchu, gładząc dłonią mój piekący policzek, a ja chyba zapomniałem myśleć, ewentualnie mój mózg się zepsuł w związku ze zbyt długim przebywaniem w towarzystwie Martina z Woodem, a moje IQ zmalało drastycznie do zera. 

- Zostaw mnie. - powiedziałem po chwili stanowczo i chciałem odepchnąć mężczyznę od siebie, ale ten złapał moje dłonie, złączając nasze palce razem i umiejscowił ręce tuż nad moją głową. Nie wiem czemu od razu nie zastosowałem znanych mi chwytów, skoro potrafiłem się obronić i byłem nawet silny. Dlaczego on tak na mnie działa? Co jest w tym idiocie pociągającego, że moje hormony szaleją?

Derek zbliżył się ustami do mojej szyi, a ja poczułem jego oddech, lecz nie pocałunek. Mężczyzna obserwował mnie bardzo dokładnie, a ja traciłem grunt pod nogami, szczególnie wtedy, gdy otarł się swoim kroczem o moje. 

Czy go pojebało?! Niech ktoś tu przyjdzie i go stąd zabierze! Halo, tu jest pedofil!

Który jest w cholerę przystojny i w dodatku robi to, co uwielbiam najbardziej.

Kurwa, jak żyć?

- Odpieprz się. - warknąłem, zaczynając się szarpać mocnej, a ten zaczął się szczerzyć i przybliżył swoją twarz do mojej. 

- Nie mam zamiaru. - rzekł, dalej mnie prowokując, a ja dalej próbowałem się wyswobodzić z jego mocnego uścisku, lecz bezskutecznie. Mężczyzna zbliżał się ustami do moich, a ja byłem wręcz przerażony. Gdy nasze wargi dzieliły wręcz centymetry, usłyszeliśmy pukanie do drzwi, a Derek puścił mnie w końcu, odsuwając się w ostatniej chwili. Do środka wszedł Sangster z Dunbarem, a ja dziękowałem wszystkim transcendencjom tego świata za to, że Ci idioci tu przyleźli.

- Szefie, przepraszam, że tak nachodzę, ale zostaliśmy właśnie pilne zgłoszenie i... - zaczął Thomas niepewnym głosem.

- To się tym kurwa zajmij, w czym problem?! - fuknął rozjuszony Derek. - Niańki potrzebujesz, czy jaki chuj?!

- Daj mu skończyć kurwa, cepie. - wtrąciłem. 

- Bo... - zaczął teraz mówić Liam, totalnie zmieszany. - Bo chodzi o to, że jakiś mężczyzna zadzwonił z informacją, że w Kościele przy ulicy Santa Monica czuć zapach marihuany, ludzie biegają, krzyczą, śpiewają, w Kościele gra muzyka, organista ponoć nie ogarnia i ogólnie jest pizda, bo wszyscy tam są zjarani...

- Co?! - wrzasnęliśmy z Derekiem jednocześnie, totalnie zaszokowani tą informacją.

- Jak to kurwa?! Narkotyki w Kościele?! - oburzył się szef komendy. - Skąd tam się wzięła maryśka do chuja?!

- Mszę odprawiał Ojciec Euzebiusz i podejrzewamy z Liamem, że Martin z Woodem pomylili się i zamiast oddać księdzu jego prawdziwe kadzidełko, dali mu przypadkowo marihuanę, która leżała w naszym magazynie dowodów rzeczowych w innej sprawie. Ogólnie to oni powiedzieli, że mamy się z Liamem nie wtrącać i sami tam pojechali. - dopowiedział blondyn, a ja spojrzałem w totalnym szoku na Dereka, bo lekkomyślność i brak mózgu tych dekli mnie przerażała.

Jak kurwa mać można pomylić kadzidło z marihuaną?! No jak?!0

- Jedziemy tam. Sangster bierz Dunbara i powiedz innym, że wszyscy mają udać na Santa Monica. - rozkazał Derek. - Ci dwaj idioci jeszcze narobią więcej szkód, niż pożytku. Wystarczy, że pomylili kadzidło z narkotykami.

- Ja pierdole, interwencja! - ucieszyłem się jak dziecko i wybiegłem ekspresowo z biura Dereka, zabierając uprzednio raport. Całe szczęście, że coś się dzieje, bo mogłem chociaż uniknąć krępującej sceny z tym matołem. Jedyne, co usłyszałem, to śmiech szefa i ekscytację Liama, że w końcu coś się w tym mieście dzieje.

Chyba nawet polubię tego całego Sangstera i Dunbara.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro