Rozdział 59.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Miłego dziubaski ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Liczę, że będzie dużo komci i gwiazdek ^,^

Perspektywa: Thomas. 

Sebastian ekspresowo wybiegł z gabinetu Dereka, a ja spojrzałem się na szefa, który był zadowolony jak nigdy dotąd, a jego uśmiech sięgał od ucha do ucha. Powiedział, że mamy ruszyć dupska do radiowozu, po czym wziął swoją kurtkę i wyszedł z pomieszczenia. Spojrzałem się zdziwiony na Liama i tylko oboje wzruszyliśmy ramionami i musieliśmy wykonać polecenie przełożonego.

Chociaż będzie można bez konsekwencji nawdychać się marihuany. Żyć nie umierać.

Zeszliśmy na dół i pierwsze, co rzuciło nam się w oczy, to przeklinający Sebastian i Derek, który co chwila go do czegoś prowokował. Młody stwierdził, że zostawił kluczyki od samochodu w swojej torbie, po czym udał się na górę, a my z Liamem wzięliśmy radiowóz i pojechaliśmy pod Kościół, podobnie jak 3/4 komendy, pod którym Martin z Woodem najpewniej będą chcieli ogarnąć wszystko po cichaczu, ale nie mamy pewności, czy przypadkiem czegoś jeszcze bardziej nie spierdolą. 

No bo jak można oddać księdzu kadziło i wcześniej go nie sprawdzić?!

Ja rozumiem, że Dylan i Brett zajebiście się bawią podmieniając kościelne zapachy, no ale bez lekkiej przesady! Jak można dopuścić do tego, aby cały Kościół był na haju?! No ludzie, to się w pale dosłownie nie mieści. Całe szczęście, że są wampirami i nikt nie ma pojęcia o tym, że istnieją i na całe szczęście byliśmy wtedy na dole ze znajomymi, więc nasz ewentualnie też nikt o to nie oskarży.

Jechaliśmy sobie w spokoju do Kościoła, a ja prowadziłem w skupieniu. Liam jak zwykle siedział na telefonie i pisał wiadomości z Brettem. Podczas jazdy zauważyłem przed nami pojazd Dereka, który również jechał przepisowo, ale niespodziewanie mignęło nam jakieś czarne auto, które nie szczędziło prędkości. Myślałem, że zaraz padnę na zawał. W ostatniej chwili zauważyłem światła hamowania w Suzuki szefa i prawie na styk zwolniłem, aby przypadkiem nie doprowadzić do stłuczki. Usłyszeliśmy głośne trąbienie i ten to chyba z minutę maltretował ten biedny klakson. 

- Kurwa mać, co się stanęło?! - zapytał się nieświadomy niczego Liam, który pod wpływem gwałtownego zmniejszenia prędkości, jak zwykle przez niezapięte pasy, omal nie wyleciał przez przednią szybę, uderzając się na szczęście tylko lekko w schowek.

- Jakiś idiota wyprzedzał kolumnę samochodów i prawie by był karambol. Zajechał chyba Derekowi drogę i prawie go stuknęliśmy, kiedy ten zaczął hamować. - powiedziałem, a przyjaciel coś tam skomentował i dalej był zajęty telefonem.

Kurwa, jak byśmy wjechali mu teraz w dupę, to coś czuję, że szef potem by w dupę wjechał nam.

I to wcale nie chodzi o pojazd. 

- Ty, patrz. - krzyknął podekscytowany Liam, podczas gdy ja zaparkowałem na pobliskim parkingu radiowóz.

- Co się stało? - spytałem, wyłączając silnik. Przyjaciel powiedział mi, że Brett z Dylanem właśnie włamali się na komendę, aby zabrać akta sprawy w celu uniemożliwienia dalszego prowadzenia śledztwa. Mają zamiar to zrobić tak, aby całą winę zgonić na tych dwóch idiotów przez których pół miasta jest spizgane. 

Patrzyłem na kilka zdjęć, jak chłopcy się w najlepsze bawią. Pierwsze przedstawiało Dylana, który wachlował się aktami sprawy, drugie Bretta, który ,,niechcący" wylał kawę na raport, przez co nic nie można z niego odczytać, trzecie, jak domalowali jakiejś lasce w playboyu Martina kutasa, czwarte jak Dylan udawał myślącego wąsacza, piąte Bretta siedzącego na kiblu z gazetą niczym jak Wood, szóste zaś przedstawiało naszych ukochanych przebranych za policjantów, a siódme, jak Brett z Dylem siedli na płyty CD z nagraniami i w efekcie teraz są połamane. Ósme  natomiast po prostu mnie kurwa zagięło. Nasi chłopacy postanowili udać się do kostnicy, w której znajdowało się ciało jakiejś dziewczyny, więc te nasze kochane śmieszki wyciągnęły ciało, robiąc sobie z nim selfie.

Kurwa nie wierzę normalnie.

Dylan i Brett cieszyli się, jak głupcy do sera, pokazując kciuku do góry, jak by bawiło ich to, że właśnie się fotografują z trupem. Na ten widok wręcz przyjebałem sobie facepalma, a Liam omal nie udusił się ze śmiechu. Ponagliłem przyjaciela do wyjścia i poszliśmy pod Kościół, ale już na parkingu czuć było zapach marihuany.

Po drodze zobaczyłem wściekłego do granic Dereka, który zaparkował nieopodal nas, a właściwie to na przeciwko czarnego samochodu, który nas wyprzedzał.

Nasz szef, gdy tylko zobaczył Sebastiana, od razu zaczął się z nim jak zwykle kłócić, opierdalając młodego, że jeździ jak pojebaniec i mógł spowodować katastrofę w ruchu lądowym, ale ten niespecjalnie się tym przejmował i zarzekał się, że to była wolna jazda jak na niego. Nie ukrywam, że szef omal nie eksplodował z wkurwienia, przez co prawił młodemu jeszcze większe kazanie, iż to było skrajnie nieodpowiedzialnie i nikt normalny nie jeździ tyle po mieście oraz, że co on sobie wyobraża przekraczając prędkość i wyprzedzając w niedozwolonym miejscu. Sebastian oczywiście to sobie olał i jedyne, co powiedział, to spierdalaj do Dereka, pokazując mu środkowy palec, którego zatkało na jego ordynarne zachowanie. 

No cóż, w sumie wszyscy jechaliśmy 40 km/h, mimo, że na tej drodze przepisy stanowią ograniczenie do 50 km/h. Ogólnie było to spowodowane tym, że przed nami był szef robiący generalnie korek swoją zdecydowanie za wolną jazdą. Sebastian zapierdalał ponad 120 hm/h lub nawet więcej, aby nas wszystkich minąć z końca, szczególnie, że za nami było jeszcze chyba z pięć lub i nawet sześć aut.

Zaczęliśmy się podśmiewać trochę z Liamem na to, jak Derek zareagował, a po chwili znaleźliśmy się przed budynkiem i własnym oczom nie mogliśmy uwierzyć. Martin z Woodem próbowali ogarnąć pierdolnik, jaki tu powstał, ale zdecydowanie im to nie wychodziło.

I nic dziwnego.

- Ja pierdole! - fuknął wściekły Derek, łapiąc się za głowę, gdy zobaczył, do czego nieodpowiedzialność naszych chłopaków doprowadziła, a właściwie to raczej idiotyzm tych dwóch pacanów z Los Angeles, którzy zamiast sprawdzić wydawany przedmiot, od tak wcisnęli księdzu kadziło z narkotykami.

- Hohoho, będzie co pisać w raporcie. - ucieszył się Sebastian, zaciągając się elektrycznym papierosem. Chłopak wyciągnął z kieszeni telefon i zaczął nagrywać wszystko, co się dookoła niego działo. - A filmik tylko potwierdzi moje racje. Co za cudowny dzień. - dopowiedział, a mnie wręcz słów zabrakło.

Ja pierdole, takich akcji to ja nawet w filmie nie widziałem. 

- No cóż, ogólnie jest pizda, z tego, co widzę. - skomentował zadowolony Liam, a Sebastian popatrzył na niego spod byka, tylko unosząc jedną brew do góry i pokiwał zniesmaczony głową. Popatrzyłem na niego wściekle, bo uroczy komentarz chłopaka na bank się nagrał i teraz będzie miał przejebane po całości.

W Kościele przeważnie na mszy, którą prowadził Ojciec Euzebiusz były same starsze osoby i kilka w średnim wieku, trochę młodych i nastolatków, przez co narkotyk zadziałał na nich znacznie intensywniej. Wiadomo, że nie na wszystkich, ale na tych, co tutaj są, zdecydowanie wpłynęło za mocno.

Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, albo właściwie w słuch, to to, jak organista nieskładnie grał na organach, a właściwie, to chyba w nie napierdalał palcami, lub chuj wie czym jeszcze, bo był taki brzdęk, że nie dało się tego słuchać. W Kościele ksiądz śpiewał do mikrofonu w akompaniamencie jakichś starszych kobiet i zamiast słuchać religijnych piosenek, słyszeliśmy tylko: ,,będzie, będzie zabawa, będzie się działo i do północy będzie mało, będzie głośno, będzie radośnie, dziś przetańczymy razem całą noc!".

Kościół ogólnie ulokowany był w ogromnym parku. Za budynkiem znajdował się ogromny stawek, w którym można spotkać kaczki, a sporo osób chodzi je tam karmić, zaś przed nim znajdowała się spora fontanna, przy której uwielbiały urzędować gołębie. Wszędzie mieściło się dużo ławek, latarni ulicznych i przede wszystkim drzew, bo to były już tak jak by peryferie naszego małego miasteczka.

Zaczynałem się zastanawiać, czy aby na pewno to jest dobry pomysł, że tu przyjechaliśmy, bo jakiś ziomek w towarzystwie dwóch lasek właśnie się kąpał w fontannie krzycząc, że jest Posejdonem Władcą Mórz, a gdy tylko nas zobaczył, zaczął się drzeć: Posejdon płynie Wam wpierdolić, niewdzięcznicy!

Liam zaczął się dziko śmiać, dosłownie turlając się po ziemi, a Sebastian ledwo co powstrzymywał się przed zaśmianiem się, zakrywając dłonią usta. Derek podszedł do tych ludzi i zaczął ich ochrzaniać głośniej, niż młodego przed chwilą.

- Wypierdalać z tej pierdolonej fontanny, natychmiast! - wrzeszczał, ale typek, zamiast się go posłuchać, zaczął wymachiwać miotłą, na końcu której były przymocowanego czyjeś czerwone slipki, bo on generalnie bieliznę miał, tak jak i jego koleżanki.

- O chuj, ale beka. - stwierdził Liam, śmiejąc się z tego, jak Derek wyciąga ludzi z fontanny, przez co omal sam nie został do niej wepchnięty. Sebastian poszedł z kamerą w okolice stawku, a my w oddali zobaczyliśmy Martina z Woodem, którzy usilnie próbowali podnieść jakieś dwie laski, które uparcie chciały jeść chleb z kaczkami twierdząc, że są na przyjęciu z przyjaciółkami. 

- Proszę Pani, ale proszę wstać. Proszę się nie wygłupiać, to jest poważna sprawa. - powiedział Wood, ale kobieta była nieugięta. Jej towarzyszka natomiast częstowała Martina kawałkiem chleba zarzekając się, że sama upiekła to ciasto.

Derek nakazał naszym znajomym aresztować naszego Władcę Fontanny, który krzyczał, że spotka nas wszystkich surowy gniew morza i inne bzdety. Ta sytuacja mocno poirytowała Dereka, który wyglądał, jak by miał zaraz tutaj oszaleć, szczególnie, że właśnie obok nas przebiegł facet, całkowicie nagi z przewiązanym przez szyję prześcieradłem i krzyczał, że jest Supermanem. 

- Dżizas, co tu się odpierdala. - skomentował Sebastian, który skończył filmowanie i podszedł do nas, bo w sumie ja i Liam jako jedyni staliśmy jak kołki, totalnie nie wykazując zainteresowania tym, co tu się działo. W sumie to woleliśmy sobie tak postać i najzwyczajniej w świecie się pośmiać.

- Proszę Pana... - rzekła jakaś piętnastolatka, może szesnastolatka, która wraz z trzema koleżankami podeszła do Dereka i zaczęła się do niego łasić, co nie uszło uwadze szarowłosego. Dziewczyny wręcz otoczyły szefa. - Jest Pan tak cholemie przystojny...

- I umięśniony... - dodała druga, gładząc go po brzuchu, podobnie jak jej kompanka, co przez chwilę spodobało się szefowi, ale Sebastianowi nie koniecznie, bo wyglądał jak wulkan chwilę przed wybuchem.

- I seksowny... Cholernie seksowny. - dopowiedziała trzecia, robiąc maślane oczka, wtulając się w mężczyznę. Sebastian wyglądał, jak by miał zamiar za chwilę przyłożyć Derekowi, ewentualnie tym małolatom.

- Proszę, przeleć mnie. - krzyknęła pierwsza nastolatka. - Potrzebuję poczuć w sobie prawdziwego mężczyznę!

- I mnie! - dopowiedziała inna, a młody zacisnął dłonie w pięści.

- Szefie posterunku... weź nas wszystkie! - dodała czwarta, a my z Liamem omal nie pierdyknęliśmy ze śmiechu. 

- Dziecko, do kurwy nędzy, ogarnij się. - warknął, gdy dostrzegł wymalowaną na buzi szarowłosego wściekłość, odpychając je od siebie. Sebastian, widząc te wszystkie sceny zrobił dziwną minę i patrzył z obrzydzeniem na Dereka, po czym, jak by mocno wkurwiony, ale i śmiertelnie obrażony skierował się w stronę Kościoła, klnąc coś pod nosem.

- Ale...

- Zamknąć mordy i na komendę! Gówniary wstrętne. - huknął, uniemożliwiając im wypowiedzi,  wołając dwóch policjantów, którym polecił odwiezienie małolat na komendę i poinformowanie o tym incydencie ich rodziców.   

- No nieźle. - skomentowałem i niepotrzebnie, bo przez to szef nas zauważył.

Kurwa, a mogłem się zamknąć.

- A wy zajmijcie się czymś do chuja pożytecznym, a nie stoicie jak banda debili. Ogarnijcie lepiej grabarza Zenona, który prawi amore swojej łopacie i zdejmijcie z latarni tego czuba, który kurwa nie może teraz zejść, a ja idę do środka zobaczyć, co się dzieje. - nakazał, a my tylko zaczęliśmy wzdychać niepocieszeni, ale jak mus, to mus. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro