4. Nie mów, że sprzedajesz sklep!

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nie mogę z tych media 😂😂😂

Po wyjściu mężczyzn długo jeszcze siedziałam w sklepie. Uprzątnęłam trochę zaplecze, przejrzałam stertę listów z urzędu i odnotowałam kiedy mam zebrać jakie kokony od pająków.

Zmęczona wracam na piechotę do mieszkania. Wlekę się na górę i praktycznie z zamkniętymi oczami otwieram drzwi. Ubranie wierzchnie kończy na podłodze, a ja chwilę po tym trafiam do mojej sypialni. Otwieram okno na oścież i ostatkami sił wpatruję się w krajobraz małego, zabudowanego blokami miasteczka na północy Polski.

Bardzo wiele dzieci w tych czasach marzy o tym, aby wyjechać do Ameryki i robić karierę w wielkim mieście. Ale to mnie jakoś nigdy nie kręciło. Od zawsze marzy mi się mały drewniany domek na wsi gdzieś we Francji - ale to na starość. Jak na razie chcę wygrzebać się z długów i móc w spokoju prowadzić sklep. Skończyć studia i rozwijać się.

Wpatruję się w granatowe już niebo obsypane gwiazdami, co przerywa mi dzwonek mojego telefonu. Wyrywa mnie to z zamyślenia i zamykam okno, biorąc do ręki telefon. To Alan!

- Hej braciszku! - mówię do słuchawki, zanim zdąży się odezwać.

- No hejka Ola. Co tam u ciebie? Żyjesz jeszcze?

- Szczerze? Nie wiem. Urząd skarbowy chce mnie zniszczyć, nie daję rady. Chociaż niedługo będę miała spory przypływ gotówki...

- Serio? Nie mów, że sprzedajesz sklep! - oburza się. No tak, Alan zawsze powtarza, że skoro tyle czekałam na własny biznes, to wszystkie próby odsunięcia się od niego są totalnym bezsensem. I za to go kocham.

- Nie, ale... - opowiadam mu ze szczegółami historię poznania trójki przyjaciół i dopowiadam kilka swoich przemyśleń na ich temat. Słucha mnie uważnie, od czasu do czasu rzucając jakąś uwagę.

- Z tego co mówisz, wydają się spoko. Co ci w tym Kubie tak nie pasuje? Z opisu wynika, że jesteście całkiem podobni. - no tak, dla niego tatuaże to od razu wielka różnica od normalnego człowieka.

- No wiesz, to taki trochę Grey. Ma z 50 różnych twarzy. Raz jest milczący, innego razu gburowaty, kolejnego mnie ratuje przed upadkiem, a jeszcze innego przyjeżdża po mnie na uczelnię. Nie łapię tego typa - przysiadam na parapecie skrobiąc krótkim paznokciem powierzchnię spodni.

- Nie ma osoby, z którą nie dałabyś sobie rady. Będzie dobrze. Poczekaj - słyszę, jak odsuwa telefon od ucha i mówi do kogoś. - Ola, muszę lecieć. Zadzwoń jutro, jak chcesz. Wiesz, że jestem dostępny jeśli tylko mnie potrzebujesz.

- Wiem. Kocham cię Alan. Pa, pozdrów Kamilę - mówię, bo to chyba jego dziewczynę słyszałam w tle.

- Pa, też cię kocham. - rozłącza się.

Odsuwam telefon od ucha. Alan od dzieciństwa był moim największym wsparciem. Nakrył mnie na paleniu papierosów w wieku 14 lat i zamiast powiedzieć rodzicom, ostrzegł mnie tylko, żebym nie przesadzała i poszedł. Wiem, że dużo osób miało kiepskie relacje z rodzeństwem za dzieciaka, ale my od zawsze trzymaliśmy się razem.

Patrzę na zegarek przy łóżku i postanawiam już się położyć. Tym razem ustawiam budzik, a telefon podłączam do ładowarki. Niechętna, żeby iść pod prysznic przebieram się w piżamę i wsuwam pod kołdrę. Nie mija kilka minut, a ja już jestem w objęciach Morfeusza.

🌹🌹🌹

Budzę się (tym razem punktualnie) i zerkam na naścienny kalendarz. Dzisiaj piątek, potem weekend, a w poniedziałek zaczynają kręcić klip. Przeciągam się i wzdycham teatralnie, po czym podnoszę się z łóżka i trafiam do łazienki, gdzie wykonuję podstawową poranną toaletę i ubieram się. Potem kawa, śniadanko, szybki przegląd newsów na Facebooku i zbieram się do wyjścia. Ubieram czarne botki na platformie, granatowy płaszcz ze złotym wykończeniem i czarny beret. Mam do nich słabość. Są takie eleganckie i... francuskie!

Wychodzę z mieszkania i trafiam na podwórko, na którym pani Danusia karmi bezdomne koty. Ta kobieta to istna kociara i mając w domu 4 koty, dokarmia jeszcze te zabłąkane sierściuchy z okolicy.

Witam się z nią i szybko idę na przystanek, na którym nie czekam długo, bo po kilku minutach już siedzę w autobusie. Po jakimś czasie wysiadam przy uczelni i przed wejściem odpalam papierosa. Dołączają się do mnie znajome i rozmawiamy chwilkę. Po czasie zbieramy się i każda rozchodzi się na swój kierunek. Wchodzimy do sali, a nauczycielka od razu zaczyna wykład na temat konfliktów serologicznych u węży domowych. W świetnym humorze uparcie słucham tego, co mówi, notując ciekawsze rzeczy.

Tak mija mi cały dzień, a gdy wychodzę z budynku mam ochotę skakać z radości, zupełnie bez powodu. Dobrego nastroju nie zepsuł mi nawet pan Szóstak, nauczyciel od spraw budowy wewnętrznej bezkręgowców - często zadaje trudne pytania, na które akurat dziś znałam odpowiedzi.

Pełna dziecięcej beztroski wracam do Nowego Portu, kupując po wyjściu z autobusu dwie słodkie bułki i paczkę żelków. Podchodzę do drzwi sklepu i otwieram je, a moim oczom ukazuje się niewysoki mężczyzna w garniturze, rozmawiający z Julitą. Zaniepokojona podchodzę bliżej i widząc zmartwioną minę przyjaciółki, po moim dobrym humorze nie ma śladu.

- O, pani Mikołajczak? Miło panią znowu widzieć. - o. Nie. Tylko nie to.

Teraz już wiem, skąd znam tego gościa. To wysłannik rządowy. A dokładniej komornik. Już po mnie.

🌹🌹🌹

Heeej

Wiem, że trochę mnie nie było. Napisałam ten rozdział po obejrzeniu "Fifty Shades Freed" i wzięło mnie na amory. Jestem taka samotna.

Rozdział do bani.

Ale muszę coś dodać po dwóch miesiącach nieobecności.

Miałam w piątek urodziny.

Jeśli to kogoś obchodzi.

Bye

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro