25.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

– Hej. - Przestraszona stanęłam przy szpitalnym łóżku Aarona. – Co z tobą?

Leżał z zamkniętymi oczami. Miał podłączoną kroplówkę i wyglądał źle. Naprawdę źle. Miałam ochotę się do niego przytulić, ale bałam się, że mogłabym mu zrobić krzywdę. Powinien odpoczywać, żeby dojść do siebie. I chociaż byłam zdenerwowana, nie chciałam z nim teraz rozmawiać o tym, co się stało. Musiałam być spokojna. Nie potrzebował dodatkowego stresu.

Godzinę temu zadzwonił do mnie jego przyjaciel, żebym tutaj przyjechała. Podobno pogotowie zabrało Aarona nieprzytomnego z domu. Przeraziłam się, bo nie wytłumaczył mi, co się stało. Wyobrażałam sobie straszne rzeczy. Gdy wpadłam do szpitala, na korytarzu przed salą mojego chłopaka zaczepił mnie Ritchie, mówiąc, że sam się bał, gdy go znalazł. Przez chwilę nawet ze łzami w oczach oskarżałam go, że to pewnie przez to, że ćpali. Jednak zapewniał mnie, że nigdy nie tknęli narkotyków. Akurat w to ciężko było mi uwierzyć. Raz pewnie im się zdarzyło. Lekarz oświecił mnie, że nie wykryli nic w krwi Aarona. Nawet alkoholu. Po prostu był przemęczony. Zaniedbał się i jego organizm w końcu odmówił posłuszeństwa. Uspokoił mnie tym trochę. Wypytałam jeszcze czy nic nie groziło Aaronowi i kiedy będzie mógł wyjść do domu. Doktor niechętnie chciał się dzielić ze mną tymi informacjami, mimo że tłumaczyłam mu, że byłam narzeczoną Halla. To kłamstwo przyszło mi naturalnie, gdy nie wiedziałam co się z nim działo. Lekarz chciałby pewnie, żeby chłopak to potwierdził, a najlepiej pisemnie upoważnił mnie do informowaniu o swoim stanie zdrowia.

– Cześć. - Uśmiechnął się lekko i na mnie spojrzał. – Skąd wiedziałaś, że tutaj jestem?

– Od Ritchiego. - Usiadłam przy nim. – Nie odbierałeś telefonu. Wiem, że ci się zdarza, ale nie szkodziło dowiedzieć się, dlaczego tym razem, prawda? Poza tym twój przyjaciel chyba spanikował.

Hall był zmęczony, bo zauważyłam, że nie mógł skupić na mnie wzroku. Co chwilę przymykał oczy. Powinnam dać mu odpocząć i wrócić dopiero jutro. Mogliśmy odbyć tę rozmowę następnego dnia. Na pewno mu się polepszy. Lekarz powiedział, że nie będą długo trzymać Aarona w szpitalu. Zrobią jeszcze tylko dodatkowe badania. Lepiej, żeby następnym razem pamiętał, że jego organizm nie był w stanie wytrzymać wszystkiego.

– Było ze mną aż tak źle? - Ponownie spojrzał na mnie.

Skoro Ritchie był przestraszony, to na pewno było kiepsko. Nie chciałam nawet myśleć, że to ja mogłabym znaleźć swojego chłopaka nieprzytomnego. Spanikowałabym i nie byłabym w stanie mu pomóc. I tak byłam roztrzęsiona po telefonie od jego przyjaciela. Nawet nie potrafiłam przypomnieć sobie, jak pokonałam trasę z domu do szpitala. Dobrze, że akurat byłam w Bostonie, inaczej nie dotarłabym tutaj tak szybko.

– Nie wiem, Aaron. - Kręciłam głową, próbując odgonić łzy, które zbierały mi się pod powiekami.

– A teraz?

– Nigdy nie widziałam cię tak chorego. - Patrzyłam mu oczy.

Schudł. Był blady. Nie widzieliśmy się od kilku tygodni. Wiedziałam już, że nie mogłam pozwolić nam na tak długi brak kontaktu ze sobą. Podczas krótkich rozmów telefonicznych nie byłam w stanie zauważyć żadnych zmian. Co, jeśli było z nim źle już wcześniej? Gdybym była przy swoim chłopaku, nic by się nie stało. Nie skończyłby w szpitalu. Musiałam zrobić coś, żeby nie dopuścić, by trafił tutaj ponownie.

– Przemęczenie.

– Wiem. - Pogłaskałam go po głowie i pocałowałam w czoło.

– Skąd?

– Od lekarza.

– Jakim cudem? - Trzymał moją dłoń w swojej i nie zamierzał puścić.

– Jestem uparta.

– I mam uwierzyć, że to wykorzystałaś, żeby go przekonać? - Uśmiechnął się lekko.

Jeszcze nie wiedział, jak bardzo potrafiłam być przekonująca, gdy mi na kimś zależało. Nie wyobrażałam sobie przyjechać do szpitala i nie porozmawiać z lekarzem. Aaron na pewno ukryłby przede mną, gdyby stało się coś złego, a chciałam tego uniknąć. Wmówiłam lekarzowi, że przyszłam do narzeczonego i koniecznie musiałam wiedzieć wszystko o jego stanie zdrowia. Nawet nie byłam pewna, czy powiadomili jego mamę. Możliwe nie, bo na pewno przyjechałaby do syna. Dobrze, że chociaż ona nie musiała się martwić.

– I zależy mi na tobie, a to podobno po mnie widać.

Czasami miałam wrażenie, że Aaron nie dostrzegał, jak bardzo go kochałam. Zachowywał się, jakbym się nim nie przejmowała i nie interesowało mnie, gdzie bywał i co robił. To nieprawda! Wkurzałam się, gdy się do mnie nie odzywał, gdy pierwsza musiałam do niego dzwonić, żeby powiedział mi cokolwiek. Aaron był dla mnie ważny i nie chciałam, żeby zabrakło go w moim życiu.

– Powiesz coś więcej? – spytałam, gdy nie odzywał się przez dłuższą chwilę.

– Nie wiem. - Przymknął oczy. – Imprezy wymknęły się spod kontroli.

Zapewne miał rację. On i jego koledzy potrafili balować do rana nie tylko weekendy. I żaden z chłopaków nie przejmował się, że będzie trzeba iść do pracy. Aaron pił wtedy mniej, ale nie odpuszczał sobie imprez. Jakby mógł? Jeszcze uznaliby go za nudziarza. Musiał dotrzymywać kroku kolegom, którym chyba na niczym nie zależało. Byli zbyt pewni siebie i nie przejmowali się, że mogli kiedyś stracić pracę. Nie ta, będzie następna, a jak któryś miał własny biznes, nie musiał się stresować. Dorośli faceci, a nadal dużo w nich dzieci.

– Ritchie mówił... - Pokręciłam głową. – Czemu nie zadzwoniłeś do mnie?

Czy pomyślał, chociaż przez chwilę co by się mogło stać, gdyby przyjaciel go nie znalazł? Jeśli miał jakieś problemy, mógł do mnie zadzwonić. Zawsze. Przyjechałabym nawet tylko po to, żeby posiedzieć razem, ale nie potrzebował mnie w tamtej chwili i było mi z tego powodu przykro. Aaron nie chciał mnie wtajemniczać w swoje życia, a powinien, jeśli chciał, żebym była jego częścią.

– Nie wiem. Wolałem być sam.

Może teraz też wolałby zostać sam. Po co zawracałam sobie głowę i tutaj przyjeżdżałam? Miałam ochotę się rozpłakać, ale nie przy nim. Zrobię to, gdy wyjdę z sali. Na pewno nie wytrzymam dłużej. Musiałam wziąć się w garść i poważnie zastanowić czy chciałam tej huśtawki emocjonalnej, którą fundował mi Aaron. Ile byłam w stanie jeszcze znieść, zanim powiem dość?

– Szkoda. Pójdę już. - Wstałam.

– Nie. Zostań, proszę. - Złapał mnie za nadgarstek.

Naprawdę chciał, żebym została? Powinien odpoczywać. Wrócę do niego później albo jutro, gdy się wyśpi. Lekarz będzie zły, gdy dowie się, że z moich kilku minut zrobiło się pół dnia. Ale czy chciałam zostawić Aarona samego w szpitalnej sali? Nie, bo mogłam go mieć przez ten czas tylko dla siebie. Żaden ze znajomych nie odciągnie go za chwilę na bok, żeby nie ominął kolejki. Byłam tylko ja.

– Jeśli lekarz dowie się, że kłamałam... – przerwał mi.

– Potwierdzę, że jesteś moją żoną.

Aż do takiego kłamstwa nie musiałam się posuwać. Poza tym, co gdybym musiała tłumaczyć się z braku obrączki? Doktorek i tak wiedział, że mój facet nie upoważnił mnie do informowania o swoim stanie zdrowia, co byłoby dziwne w małżeństwie. Nie umiałam aż tak dobrze kłamać i wymyślać historyjek na poczekaniu. Od razu by mnie przejrzał, a wtedy możliwe, że nawet nie wpuściłby mnie do sali, dopóki Aaron by nie był na tyle wypoczęty, żeby lekarz o mnie wypytał.

– Tego akurat nie powiedziałam. - Zaśmiałam się.

– Więc co mu powiedziałaś, że cię wpuścił? - Przyglądał mi się zaciekawiony.

– Że kiedyś może nią będę. Zmyśliłam to, wiem, że nie chcesz ślubu.

Jakiś czas temu, gdy leżeliśmy na kanapie w moim mieszkaniu i nie mieliśmy nic do roboty, zastanawialiśmy się, jak za kilka lat wyglądałoby nasze życie albo jak mogłoby wyglądać. Opowiedziałam Aaronowi o moim dziecięcym marzeniu o idealnym mężu, jednym dziecku, domku z dużym ogrodem za miastem i psem. Nie podzielił mojej wersji. W jego nie było miejsca na żonę. Nie wierzył w Boga, odkąd w jego domu bywało źle. Nie wiedziałam, co sprawiło, że się od niego odwrócił, a nie raczył mnie oświecić. Wszystko inne się zgadzało, no może jeszcze oprócz dzieci. Wykłócaliśmy się o to ze śmiechem. Aaron chciał mieć co najmniej czwórkę. Nie sądziłam, że znajdziemy kompromis. Nie wychowam więcej dzieci niż jedno. Dobrze, że nie musieliśmy podejmować decyzji już teraz. Zdawałam sobie sprawę, że to były bardzo odległe marzenia, ale rozmowa o nich w jakiś sposób pozwolił mi dotrzeć do mojego faceta. Poznać go lepiej.

– Kocham cię, Abi – wyszeptał.

Zeszłam na dół automatu po kawę, której potrzebowałam, skoro miałam zostać do wieczora. Aaron w tym czasie mógł się zdrzemnąć. Nie przeszkadzało mi to. Obiecał, że gdy będę go odwiedzać przez cały jego pobyt w szpitalu, opowie mi o sobie nieco więcej, o swoim dzieciństwie. Nie mogłam ukryć, że się na to ucieszyłam. Nie zdawał sobie sprawy, ile dla mnie znaczyło, że w końcu zaufał mi tak bardzo, żeby opowiedzieć o swoim życiu.

Wyjęłam w końcu z kieszeni telefon, o którym zupełnie zapomniałam, gdy tylko dotarłam do szpitala. Przez to miałam sporo wiadomości, na które musiałam odpisać. Landen martwił się, co się ze mną działo. Przez chwilę zastanawiałam się, czy powiedzieć mu prawdę, jednak zrezygnowałam. Pojadę do niego wieczorem i wszystko opowiem. Wtedy nawet będę mogła się wypłakać. Nadal tego potrzebowałam.

– Wróciłaś. - Aaron uśmiechnął się na mój widok.

Myślałam, że będzie spał, gdy wrócę do sali i wtedy spokojnie bym wyszła.

– Zawsze wrócę. - Zajęłam miejsce koło łóżka. – Czemu nie śpisz? Aaron, musisz odpoczywać.

– Narzeczona ma rację – odezwał się lekarz, przez co prawie podskoczyłam.

O, cholera. Miałam przerąbane. Zaraz pewnie wygoni mnie z sali. Spojrzałam na swojego chłopaka, czekając, co powie.

– Narzeczona dotrzymuje mi towarzystwa, bo nie mogę zasnąć. - Uśmiechnął się.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro