1 rozdział

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Hej Kociaki!

Sorki, że musieliście czekać tak długo na rozdział, ale miałam napisany wcześniej w zeszycie i nie chciało mi się przepisywać xD. Jeszcze dodam, że pisane pochyłą czcionką to myśli bohaterów.

Miłego czytania!

''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''' 

       Harry stał sam na peronie. Bał się tego, co go czeka w Hogwarcie. Z wcześniej przeczytanych w tajemnicy listów brata do rodziców wynikało, że w nowej szkole jest strasznie dużo nauki, testów i prac domowych. Nie tego jednak się bał.

     W końcu zielonooki bardzo lubił się uczyć, więc takie coś jak testy i prace domowe nie przerażały. Jego zdaniem jedyne, co mogło przerazić go byli inni uczniowie. A tak dokładniej ich ilość. Od kiedy czarnowłosy pamiętał zawsze unikał przebywania wśród ludzi. Nie mógł tego do końca wytłumaczyć, ale kiedy był w obecności większej liczbie osób ogarniało go uczucie jakby się dusił. Czuł, że brakuje mu tlenu i nie ważne jak głęboki weźmie wdech będzie go za mało. W takich momentach każda sekunda jest tortura i dłuży się w nieskończoność. Teraz był w identycznej sytuacji. Dochodziło do tego całkowicie irracjonalne przekonanie, że jeśli zaraz nie wejdzie do pociągu utonie w tym ludzkim morzu. Oczywiście nie mówił o tym nikomu, a w szczególności Lily i Jamesowi. Na szczęście, udawało mu się unikać tych wszystkich przyjęć organizowanych przez nich. Na początku z tego powodu skakał z radości w duchu, że chorował zawsze podczas najróżniejszych przyjęć, ale później zrozumiał, jaka jest prawda.

     Lily i James się go wstydzili. Kiedy przestał temu zaprzeczać dochodziło mu coraz więcej rzeczy, które wcześniej umykały, a może sam je wypierał ze świadomości. Przecież on praktycznie cały czas był chory! Jego 38o było niemal stałą temperaturą, a chorobliwie blady odcień skóry stał się zwykłą bladością w oczach rodziny. Nawet po paru razach kaszlenie krwią spowszechniało i zamiast niepokoju wywoływało raczej zwykłe obrzydzenie.

     Sytuacja ze starszym bratem była odwrotna. U niego nawet najmniejszy katar wywoływał panikę u matki, o groźniejszych chorobach nie mówiąc. Teraz to było jasne. Will'a rodzice kochali, a Harry był zwykłym balastem.

     Kiedy zielonooki to odkrył czuł się tak okropnie. Nie przespał wielu nocy oraz ciągle płakał. Oczywiście tak, żeby nikt go nie zauważył. Jedyne, kiedy wychodził z pokoju było to albo do łazienki, albo na wspólne posiłki (panowała w domu taka zasada i nie wolno było jej łamać). Rzadko coś na nich jadł, bo lubił obwiniać jedzenie za swoje złe relacje z rodzicielami. Mimo iż wiedział, że nie ma to najmniejszego sensu. Po ponad pół miesiąca, w dniu urodzin brata zobaczył jak ten się cieszy czasem spędzonym z rodzicami i postanowił się zmienić tak, aby Lily i James kochali go tak jak Williama. Wiedział, że nigdy nie będzie świetnym graczem quidditha jak jego brat ze względu na swój lęk wysokości, ani też nie będzie tak odważny i popularny, ale postanowił zaimponować poprzez wiedzę. Zawsze wolał towarzystwo książek od jakiegokolwiek innego, a teraz miał zamiar to wykorzystać. Od tamtego momentu godziny spędzone na płaczu stały się godzinami uczenia się wszystkiego, czego był w stanie. Noce spędzane na gapieniu się w gwiazdy były czasem na powtarzaniu materiału. Nadal spał i jadł za mało, ale miało to jakiś sens i życie Harry'emu nie wydawało się aż tak złe dopóki nie pozwalał sobie na myślenie sięgając po coraz to nowe książki. Tak więc nie myślał o tym, że zamiast lepiej jest gorzej, a kolejne jego urodziny zostały zignorowane nawet przez niego samego.

     Czarnowłosy wyrywając się z zamyślenia ruszył w stronę pociągu zduszając żal, że Lily nie chciała się z nim pożegnać. Założywszy swą zwykłą maskę szczęścia, za którą się ukrywał podczas nielicznych chwil spędzanych z innymi. Pokażę jej, że może być ze mnie dumna. Pokażę jej, że... Powtarzał jak mantrę dopóki na kogoś nie wpadł.

- O! Harruś się znalazł! Chowałeś się? Zaczynałem się martwić. Co ty na to, aby spędzić całą podróż z ukochanym braciszkiem?- Pytał ze swoim charakterystycznym, trochę drwiącym, ale przede wszystkim obleśnym uśmieszkiem przeznaczonym tylko dla młodszego brata

     Nie Will, tylko nie on. On nie rozumie. Znowu zacznie się ze mnie nabijać i zabierze podręczniki. Nie mogę zaprzepaścić swoich ocen przez niego! Musze powtórzyć jeszcze eliksiry, bo profesor Snape podobno bardzo dokładnie odpytuje. Harry już zaczął myśleć jak uciec od rudowłosego, ale nie okazało się to jakoś spektakularnie trudne, bo „porywacz" zaczął rozmawiać o tegorocznym planie jak zmiażdżyć ślizgonów podczas rozgrywek quidditha i całkowicie nie zwracał uwagi, co się wokół niego dzieje. Korzystając, z może jedynej, szansy na bezproblemową ewakuację Harry szybko udał się w głąb pociągu.

Po niezbyt długiej wędrówce uznał, że za chwilę nie wytrzyma tego natłoku ludzi oraz, że Will na pewno zauważył jego nieobecność wszedł po najbliższego przedziału modląc się w duchu, żeby był pusty. Jego modły okazały się jednak nieskuteczne, bo kiedy zielonooki rozejrzał się pomyślał, że się rozpłacze. Przedział był pełen. Teraz Will na pewno go znajdzie. Jeszcze penie w ramach kary za ucieczkę nieźle mu się dostanie, a Lily będzie za to, że poszedł pogniecionych szatach na rozpoczęcie swojego pierwszego roku w Hogwarcie.

Już miał wyjść, ale postanowił jeszcze zaryzykować

- Czy mógłbym się tutaj u was schować?-Zaczął nerwowo skręcając sobie pod niemożliwymi kątami palce- Goni mnie Wi... To znaczy Potter wraz ze swoją bandą, a oni naprawdę nie mogą mnie znaleźć. Nie będę mógł powtórzyć... Zresztą nie ważne. Mogę? Proszę!

Siedzący przy oknie blondwłosy chłopak przyjrzał się intruzowi uważnie, po czym podszedł do Harry'ego i wyciągnął rękę.

-Draco Malfoy

Malfoy. Teraz to już normalnie nie żyję. Ile razy słyszałem jak James i Will narzekali na nich. Trudno. Sam prosiłem, żeby tu zostać. Zresztą, może wcale nie jest taki zły.

- Harry

To powiedziawszy chłopak już ze zwykłym opanowaniem schował się za siedzeniami ze swoim kufrem i wyciągnął podręcznik jakby nic innego w życiu nie robił. W niepamięć zniknął nerwowy chłopczyk z przed chwili, za co zarobił sobie kilka dziwnych spojrzeń, ale obchodziło go to. Ważne, że nie znalazł go Will.

***

Spokój nie mógł jednak trwać wiecznie. Tak naprawdę nie trał nawet piętnastu minut, bo już po dziesięciu drzwi przedziału otworzyły się po raz kolejny. Z tym, że tym razem stojący tam Potter nie miał czarnych włosów, lecz rude i nie miał iść do Hogwardu po raz pierwszy, ale trzeci (nie licząc przerw świątecznych). Ten Potter nie miał też na imię Harry, tylko William.

- Malfoy! Mów gdzie mój brat!- Krzyczał nieźle już wkurzony Zbawiciel

Skąd oni się znają? Przecież Draco jeszcze nie ma szat przypisanych do konkretnego domu, więc musi być na pierwszym roku tak jak ja. No tak, bale. Pomyślał posępnie Harry starając się ponownie skupić całą swoją uwagę na tym jak prawidłowo waży się kolejny eliksir, mimo iż wiedział, że to niemożliwe.

- O czym ty bredzisz? Po pierwsze myślisz, że zadałbym sobie trud w pomocy czemukolwiek, co pochodzi z twojej głupiej rodzinki, Potter? Jeśli tak, to muszę cię zawieść. Abstrahując oczywiście od tego, że nawet nie wiedziałem, że ty w ogóle posiadasz jakiekolwiek rodzeństwo.-Uśmiechnął się drwiąco widząc minę Złotego Chłopca- To chyba nie możliwe, żeby był tak beznadziejny, że wstydzi się go nawet własna rodzina, do tego wy, ulubieńcy szlam i mugoli.

William miał już rumieniec na całej twarzy i bliski furii miał wyjść, gdy nagle usłyszał cichy szloch.

- Ha! Wiedziałem, że gdzieś tu się chowasz! Mama będzie bardzo niepocieszona twoim uciekaniem przede mną.- To mówiąc ruszył prowadzonym jakimś swoim szóstym zmysłem prosto w stronę zielonookiego- I to jeszcze gdzie poszedłeś! Do siedliska oślizgłych węży! Nędznych sługusów, piesków na skinienie Sam-Wiesz-Kogo!- Mniejszych chłopak został już wyciągnięty ze swojej kryjówki i teraz ledwo stał na nogach, a po policzkach spływały gorzkie łzy- Ale nie bój się, za chwilkę poczujesz siłę swojego błędu.

William wyszedł nie patrząc za siebie wyszedł, a Harry, bojąc się zbytnio oddalić, tuż za nim. Kiedy zamknęli drzwi Draco naszło dziwne pytanie czy avadooki nie został może wytresowany do całkowitego posłuszeństwa wobec starszego brata cokolwiek by to nie było. Zaraz jednak zganił samego siebie za niepotrzebne myślenie o jakimś tam Potterze. Chciał go wyrzucić z głowy, ale nie ważne jak bardzo się starał, co chwila przed oczami stawał mu obraz pewnego czarnowłosego chłopca.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro