43. Nie ma tu dla mnie nic wartościowego

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Z wahaniem i potworną niechęcią otworzyłam oczy. Mój wzrok automatycznie poleciał na miejsce obok, które - tak jak się spodziewałam - było puste. Przesunęłam dłonią po prześcieradle, czując nieprzyjemny chłód pod palcami.

Od dawna wiedziałam, że to właśnie dzisiejszy poranek będzie najtrudniejszym. Żadne z nas się nie żegnało. Leżeliśmy przez kilka godzin po prostu wtuleni w siebie, a gdy spałam to pojechał. Tak jak się umówiliśmy. Bez zbędnych pożegnań. One przecież nie były nam do niczego potrzebne. Zobaczymy się już niedługo i będziemy często rozmawiać. Taki był plan. Czasami bałam się, że nie wypali, ale przetrwaliśmy 7 lat bez siebie nie ustannie się kochając. Czy był lepszy dowód na to, że takie coś to powinien być dla nas pikuś?

Z wahaniem jednak uniosłam się do siadu. Nie mogłam się pozbyć wrażenia jak bardzo tu czegoś brakowało.

Sięgnęłam po telefon i wyłączyłam budzik. Zmarszczyłam brwi, widząc że miałam wiadomość.

Thymon: Miłego dnia, piękna

Na moich ustach automatycznie pojawił się szeroki uśmiech. Zwłaszcza, że wiadomość przyszła dokładnie z moim budzikiem. Zapamiętał o której wstaję.

Z szerokim uśmiechem opadłam na łóżko, czując jak szybko biło moje serce. Nawet będąc kilometry stąd sprawiał, że moje serce znacznie szybciej biło.

Vicky: Dojechałeś już?

Zagryzłam wargę, oczekując odpowiedzi. Jednak jeśli prowadził to nie chciałam, aby mi odpisywał.

Thymon: Wyjechałem dopiero pół godziny temu, bo nie umiałem oderwać się od swojej dziewczyny, więc nie. Spóźnie się do pracy, ale zdecydowanie było warto:)

I tak, zatrzymałem się, aby Ci odpisać

PS. Już tęsknię <3

Szeroko się uśmiechnęłam, zagryzając wargę. Dzięki niemu znów czułam się jak zakochana nastolatka.

Vicky: Ktoś tu się chyba zakochał..

PS. Ja za Tobą też. Jedź ostrożnie

Przymknęłam na moment oczy, chcąc po prostu zapamiętać tak prostą chwilę. Chciałam mieć w pamięci każdą sekundę, gdy czułam się tak jakbym mogła zawojować cały świat. Gdy czułam, że nic nie stało na przeszkodzie, a ja byłam po prostu szczęśliwa. Thymon swoją zwyczajną prostotą sprawiał, że czułam, że się unosiłam, a ja za nic nie chciałam tego zmienić.

Wstałam z łóżka i już z uśmiechem zabrałam z szafy szare garniturowe spodnie, błękitną koszulę i komplet bielizny. Wzięłam w łazience prysznic i w pełni skończyłam się szykować do pracy.

Gdy już byłam gotowa, zgarnęłam telefon, który zostawiłam na szafce przy łóżku, a wtedy zauważyłam nową wiadomość:

Thymon: Już dawno, kochanie ❤️

Uśmiechnęłam się, a potem zajęłam się zaparzaniem kawy podczas gdy robiłam sobie szybkie śniadanie. Już 20 minut później do mojego domu wpadła Nats, a potem razem pojechałyśmy do pracy.

***

- Gdyby nie to, że jestem super wyrozumiała i cieszę się Twoim szczęściem to zrobiłabym się zazdrosna - mruknęła Nats, gdy po raz kolejny podczas naszego lunchu zerknęłam w telefon.

Zagryzłam wargę, odkładając telefon ekranem do spodu, aby już mnie nie korciło.

- Masz rację - westchnęłam. - Przepraszam. Jestem teraz z Tobą - obiecałam, posyłając jej uśmiech.

- Przecież wiesz, że tylko żartuje. Nie przeszkadza mi, że nie możesz się oderwać od telefonu. To wasz pierwszy dzień rozłąki i cieszę się, że nie płaczesz z tego powodu w poduszkę i zamiast tego nie możesz przestać się uśmiechać - odparła, wsuwając do ust widelec z kawałkiem szarlotki.

- Dzięki - uśmiechnęłam się, obejmując dłońmi filiżankę z jeszcze ciepłą herbatą. Tak jak kochałam pić kawę to tak nigdy nie piłam jej tak, aby mieć za sobą ponad dwie jednego dnia. Wystarczyło mi to, że piłam ją z rana i ewentualnie po południu. Wyjątkowymi dniami były tylko te, gdy byłam po prostu nie żywa po nieprzespanych nocach. - Thymon po prostu nie ważne gdzie, sprawia, że czuję się.. lepiej - uśmiechnęłam się pod nosem, znowu odchodząc myślami do chłopaka. Nie odczuwałam między nami żadnej zmiany odkąd wyjechał. Jasne, brakowało mi go przy sobie, ale póki co to nie odczuwałam tego tak bardzo. Obawiałam się, że gdy znajdę się sama w czterech ścianach to się zmieni. - Wiesz.. - wymamrotałam, ze zdenerwowaniem stukając paznokciami w filiżankę - zaczęłam się zastanawiać czy to tutaj chcę spędzić następne lata - mruknęłam, na co dziewczyna zmarszczyła brwi, przyglądając mi się z zaskoczeniem.

- Co masz na myśli? - spytała, upijając łyka swojej herbaty z cytryną. Zagryzłam wargę, próbując w głowie ułożyć w słowa to o czym myślałam.

- Thymon mi ostatnio uświadomił, że tak naprawdę nie mam tu żadnego miejsca, które jest dla mnie ważne - powiedziałam niepewnie. - Nie ma tu dla mnie nic wartościowego. No poza Tobą i Evanem oczywiście - zagryzłam wargę, stukając paznokciami o filiżankę. Byłam zdenerwowana tą rozmową. Sama jeszcze nie wiedziałam co do końca chciałam ze sobą zrobić, ale to miasto zdecydowanie nie było tym, w którym chciałam spędzić choć część mojego życia.

- Nowy Jork nigdy nie był Twoim wymarzonym miastem - powiedziała w końcu. - Byłaś tu tylko dlatego, że w pewien sposób musiałaś. Najpierw przez studia, potem Arthur.. - westchnęła cicho. - Teraz nic Cię tu nie trzyma - stwierdziła jakby to było całkowicie oczywiste. - Więc.. chcesz wrócić do Filadelfii? - spytała przyciszonym głosem. Westchnęłam cicho, wzruszając ramionami.

- Nie wiem.. Może? - potarłam dłońmi skronie, zastanawiając się nad tym wszystkim. - Chyba.. tam czuję się jak w domu. Nigdzie indziej tak nie miałam - przeczesałam dłonią włosy, czując to jak bardzo miałam spięte ramiona. Zdecydowanie przydałby się jakiś wypad do spa albo chociaż załatwienie masażysty do domu.

- Jeśli tak czujesz to w porządku. Wiesz, że ja Cię we wszystkim wesprę - złapała moją dłoń, która leżała na stoliku i ją ścisnęła. Uśmiechnęłam się delikatnie w jej kierunku.

- To by było cholernie dziwne, nie? Tak się rozdzielić - skrzywiłam się na samą myśl. Nie pamiętałam sytuacji, w których byłyśmy oddzielnie. Razem się wychowywałyśmy, chodziłyśmy do szkoły, mieszkałyśmy razem, studiowałyśmy, nawet wspólnie jezdźiłyśmy na wakacje. Nie potrafiłam wyobrazić sobie bez niej życia.

- To byłoby cholernie popieprzone - stwierdziła, posyłając mi krzywy uśmiech. - Ale obie wiemy, że Twoje miejsce jest przy Thymonie. Po prostu zastanów się nad tym na spokojnie i z niczym się nie śpiesz - skwitowała. Po raz kolejny podziękowałam światu za tak cudowną przyjaciółkę.

- Dzięki - ścisnęłam jej dłoń, a potem przystawiłam filiżankę do ust. Wtedy mój telefon zaczął wibrować, przez co się zatrzymałam marszcząc brwi.

Chwyciłam w dłoń urządzenie, mając w zamiarze już odrzucić połączenie, jednak wtedy zauważyłam imię recepcjonistki na ekranie telefonu. Niestety jeśli chodziło o coś z pracą to musiałam odebrać.

- To Agatha - wymamrotałam, marszcząc brwi. Nie miałam pojęcia co musiało się stać, aby do mnie dzwoniła. Zdarzyło jej się to może dwa razy i za każdym razem była to informacja w stylu, że mam się zjawić u szefa w gabinecie.

- Co znowu przeskrobałaś? - spytała cicho się śmiejąc, na co spojrzałam na nią z politowaniem, a potem przystawiłam telefon do ucha.

- Słucham? - zastukałam paznokciami w filiżankę, szukając w głowie coś co mogłam takiego zrobić. Ostatnia kłótnia jaka mi się zdarzyła w pracy była tydzień temu, gdy straciłam klienta, ale od tamtej pory byłam wzorową pracownicą.

- Oh, świetnie że Cię złapałam - entuzjazm z jakim to powiedziała trochę zbił mnie z tropu.

- O co chodzi? - spytałam, chąc się dowiedzieć po co to wszystko. Jeśli miała dla mnie dobre wieści to chciałam je od razu usłyszeć. Jeśli złe to też chciałam wiedzieć od razu.

- Oh, eh.. Pan Murphy przyszedł wcześniej na spotkanie - wymamrotała, na co jeszcze bardziej zmarszczyłam brwi.

- No i co z tego? - spytałam, stukając paznokciami o obudowę telefonu.

- No.. To ważny klient, a Ciebie jeszcze nie ma..

- Mam przerwę - burknęłam, zauważając niezrozumiałe spojrzenie Natalie.

- Ten Pan sobie życzy, abyś przyszła teraz, bo mu się trochę śpieszy - naprawdę miałam ochotę się zaśmiać.

- Co mnie to obchodzi? To on przyszedł za wcześnie i mnie nawet o tym wcześniej nie poinformował. Jeśli chce odwołać spotkanie to niech napisze mi e-maila albo zadzwoni za 15 minut, gdy skończy mi się przerwa. Póki co mnie nie ma - stwierdziłam, po czym się rozłączyłam i odłożyłam telefon na stolik.

- Czy ty właśnie spławiłaś klienta? - spytała dziewczyna, na co podniosłam na nią wzrok.

- Jak dla mnie to on może być nawet pieprzonym prezesem, a i tak nie ma prawa za mnie decydować o której odbędzie się spotkanie. Jestem w stanie zrozumieć naprawdę wiele, ale on przyjechał 30 minut za wcześnie - wywróciłam oczami. - Chce się poczuć ważny i tyle. Ale jeśli myśli, że ja specjalnie dla niego skończe szybciej przerwę i w 2 minuty przybiegnę to się naprawdę przeliczy - wzruszyłam ramionami, na co dziewczyna lekko się uśmiechnęła.

- Dobrze wiedzieć, że chociaż minęło sporo czasu to nadal nie straciłaś pazura, ale może aż tak nie igraj. W końcu "klient nasz Pan" - zrobiła cudzysłów w powietrzu, wywracając oczami.

- Racja, ale albo facet zna swoje miejsce albo nie. Jestem ostatnią osobą, która da sobą pomiatać i nie ważne czy będzie to w pracy czy prywatnie - zacisnęłam usta, kręcąc głową. - Facet przyszedł pół godziny za wcześnie. Wczoraj potwierdził spotkanie o ustalonej godzinie. Przed wyjściem na przerwę sprawdziłam pocztę i telefon. Nie uprzedził mnie, więc to jego wina. Każdy pracownik ma prawo do przerwy i ja zamierzam z niego skorzystać - potarłam palcami skronie, czując jak zaczynała mnie boleć głowa. Już dawno temu postanowiłam sobie, że nikt nie będzie mnie traktował jako mniej ważnej. Szacunek zawsze musiał płynąć z obu stron, a jeśli on nie miał poszanowania dla mojego czasu to nie była już moja sprawa.

- Dobrze. Masz rację - pokiwała głową. - Nie wierzę, że Tobie zawsze trafiają się tacy skurwiele - pokręciła głową.

- Ja umiem sobie z nimi radzić - skwitowałam z półuśmiechem, jednak w głowie miałam tylko to, że to mogłoby wyglądać całkowicie inaczej. Kochałam swoją pracę, ale przez właśnie takie sytuacje traciłam do niej wszelkie chęci.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro