Rozdział 16: Pod drzewem

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Całe przedpołudnie przesiedziała w Stodole, nie wychodząc z niej ani przez chwilę. Była wściekła. Szczerze żałowała, że nieco zaszalała na wczorajszej imprezie. Teraz doskwierał jej nie tylko kac po alkoholu, ale także ten moralny. Najgorsze było to, że nie pamiętała prawie nic. To nie jej wina, że to świństwo było takie mocne! Albo najwyraźniej ona miała słabą głowę, która obecnie pękała jej przy każdym najmniejszym dźwięku. Po rozmowie z Raven, którą prawdopodobnie przeprowadziłaby inaczej, gdyby była trzeźwa, nawrzeszczała na Bogu ducha winnego Winstona i wygoniła go z boksu. Zajęła się jego czyszczeniem, chcąc skupić myśli na czymś innym. Przede wszystkim było jej tak strasznie wstyd, że się tak zbłaźniła. Nie miała ochoty się nikomu pokazywać. Na pewno była pośmiewiskiem całej Strefy.

Męczyła ją jeszcze jedna sprawa. Co Minho musiał sobie o niej pomyśleć?! I tak od początku uważał ją za skończoną wariatkę. Rzuciła się na niego jak jakaś napalona laska, przynajmniej tak wywnioskowała po tym, co nie omieszkał jej wypomnieć Gally. Katniss obiecała sobie, że już nigdy więcej nie tknie alkoholu. Jak mógł ją posądzić o zdradę?! To było dla niej nie do pomyślenia, ale chłopak oczywiście wiedział swoje. Nie miała pojęcia, jak go przekonać, że się mylił. Ale na to była zbyt dumna. Jak na razie przepełniała ją złość na samą myśl o tym. Musiała się wyżyć, ochłonąć. A praca fizyczna bardzo jej w tym pomagała. Zdążyła także pozamiatać stodołę. Kiedy skończyła, była trochę spokojniejsza. Jednak na razie nie miała ochoty go widzieć.

Chodziło o to, że Katniss nienawidziła być kontrolowana. A Gally najwyraźniej obrał to sobie za punkt honoru. Doprowadzał ją tym do szału. Nie zamierzała dać mu sobą rządzić. Ma prawo robić, co chce. Nie jej wina, że był tak chorobliwie zazdrosny, jeśli zanadto zbliżyła się do jakiegoś innego chłopaka. Zaczęła się nawet poważnie zastanawiać, czy ich związek ma sens. Westchnęła, zrezygnowana. To ją trochę przytłaczało. Mimo wszystko, zależało jej na nim. W życiu nie powiedziałaby tego Raven, bo okazałoby się, że siostra miała rację, a tego by nie zniosła. Obiecała jej to dla świętego spokoju, była spanikowana i w dodatku pijana, nie myślała trzeźwo. Doceniała, że się martwiła, ale chciała załatwić to sama.

Po wczorajszym wieczorze czuła, że się coś zmieniło. Tylko sama nie miała pojęcia, co. Ta noc była dla niej wyjątkowo ciężka. Kręciło jej się w głowie, nie mogła zupełnie zasnąć. Jak przez mgłę pamiętała, że obudziła się w środku nocy, zupełnie rozbudzona. Pewnie miała halucynacje, ale usłyszała głos. Głos starszego mężczyzny odezwał się w jej głowie.

— Znajdź wyjście. Znajdź wyjście, albo giń.

Oczywiście nie wzięła tego na poważnie, a po chwili kompletnie o tym zapomniała, zamroczona. Potem nawiedziły ją koszmary. Znowu biegła przez płonący las. Znowu się potknęła. I ten piekący ból w nodze. Rano okazało się, że nie było nic, żadnej rany. O co w tym chodziło? Miała tego dość, naprawdę. Liczyła, że to minie, ale pojawiło się znów. Za każdym razem było coraz bardziej realistyczne.

Wyprostowała się, po skończeniu szorowania podłogi i zdjęła rękawiczki, które wcześniej nałożyła. Odstawiła wiadro z wodą w kąt pomieszczenia. Stwierdziła, że później ją wyleje. Pod nosem pogwizdywała melodię. Zupełnie nie miała pojęcia, skąd ją zna. Skierowała się w stronę wyjścia, po drodze rozglądając się za Winstonem. Powinna go przeprosić, niczym jej nie zawinił. Wyszła ze Stodoły, podpierając się rękoma pod boki.

A ty, czy ty, pod drzewo przyjdziesz też...

Z braku lepszego zajęcia, postanowiła przejść się do Zieliny. Ruszyła więc truchtem przed siebie. Dotarła tam dość szybko, ignorując chłopców, którzy na jej widok chichotali i szemrali pomiędzy sobą. Plotki szybko się rozchodzą. Teraz na pewno będzie głównym tematem rozmów Streferów. Wyrzucała sobie, że była taka nieuważna. Każdemu się przecież zdarza. Po dotarciu na miejsce zatrzymała się i zaczęła rozglądać się za kimś znajomym. Niedaleko pracujący Zart kiwnął jej głową na powitanie i uśmiechnął się pobłażliwie.

— Gdzie zgubiłaś chłopaka? — zaczepił ją, na co wywróciła oczami. Mogła się tego po nim spodziewać.

Nie to, że nie lubiła Zarta, ale czasem bywał złośliwy, A teraz zdecydowanie nie miała ochoty na słowne sprzeczki. Dlatego całkowicie go olała. Dostrzegła na drugim końcu pola Newta i Thomasa, pracujących przy grządkach. Uśmiechnęła się sama do siebie i podeszła do nich, żeby po chwili stanąć obok.

— Hej — przywitała się, zwracając na siebie uwagę.

— Przyszła gwiazda wieczoru — powiedział ze śmiechem blondyn.

— No nie, ty też? — zapytała ze zrezygnowaniem, zabierając się za plewienie.

Zerknął na nią przelotnie, a Thomas uniósł głowę, zaciekawiony. Posłała brunetowi uśmiech, na co lekko się zmieszał.

— Podobno wczoraj zabalowałaś — wyjaśnił Newt, wzruszając ramionami.

— Taa — mruknęła niechętnie. Naprawdę nie chciała o tym rozmawiać. — Aż za bardzo.

Zamilkła, nie chcąc mówić nic więcej. Przez jakiś czas pracowali w zupełnej ciszy. Katniss nawet nie zdawała sobie sprawy, że nuci, dopóki Newt nie zwrócił na to uwagi.

— Co to za piosenka?

— Nie wiem — przyznała po chwili, niepewnie. Dla niej samej było to dziwne. Zupełnie tak, jakby słowa same pojawiły się w jej głowie.

— Znasz ją? — potaknęła, uśmiechając się. — Zaśpiewasz?

Teraz już się zaśmiała, ale przyjęła propozycję. Słowa same z niej wypływały i przez chwilę obaj chłopcy po prostu słuchali. Nie wiedziała, że Thomas zamarł nagle, przerywając pracę i gapił się na nią, z szeroko otwartymi oczami. Próbował sobie przypomnieć. Ale bez skutku. Z jakiegoś powodu Katniss stała mu się bliższa. Skończyła piosenkę i przestała śpiewać, dziwnie zmieszana. Spuściła wzrok, uśmiechając się niepewnie.

— Ładnie — wypalił, zanim zdążył się zastanowić. Spojrzała na niego z ukosa.

— Dziękuję — odparła, odgarniając włosy z twarzy.

Gdzie wisi już ktoś, podobno zabił trzech...

Przez chwilę pracowali w milczeniu. Katniss zajęta była swoimi myślami. Ta piosenka budziła w niej wspomnienia, ale nie potrafiła ich złożyć do kupy. Miewała tylko przebłyski. Dystrykt Dwunasty. Stamtąd pochodziła. Skojarzyło jej się to z domem. Dom. To słowo było tak bardzo obce.

— Próbowaliście wejść na górę?

Podniosła głowę, zaciekawiona, kiedy usłyszała pytanie Thomasa. Dopiero po chwili zrozumiała, o co mu chodziło. Obejrzała się przez ramię na mury i uniosła brwi.

— Tak. Ale bluszcz nie rośnie tak wysoko. I dokąd dalej pójdziesz? — odparł Newt spokojnie.

— A Pudło? Wskoczyć, jak wyjedzie?

— Próbowaliśmy. Nie zjedzie z ładunkiem.

— A gdyby...?

— Próbowaliśmy — przerwał mu blondyn, a Katniss stłumiła śmiech. — Dwa razy. Na co być nie wpadł, już próbowaliśmy.

— Gdyby był jakiś sposób, to by go znaleźli — dodała dziewczyna, starając się brzmieć przekonująco.

— Zostaje tylko Labirynt — stwierdził, posyłając jej przelotne spojrzenie.

Zagryzła wargę. A gdyby... Wpadł jej do głowy pewien pomysł. Może rzeczywiście powinna była zacząć szukać wyjścia? Albo przynajmniej się do tego przyczynić. Czyżby nie o to chodziło temu mężczyźnie, którego słyszała? Według niego miała znaleźć wyjście. Albo... Wzdrygnęła się mimowolnie. Wolała nie ryzykować, chociaż gra była warta świeczki. Będzie musiała coś wymyślić.

Po tym co się tu działo każdy chyba wie...

— Chcesz pomóc? — zapytał Newt, a kiedy Thomas pokiwał głową, schylił się po stojący obok wiklinowy kosz. Rzucił mu go. — To nakop nawozu.

— Nakop nawozu? — zapytała z niedowierzaniem, kiedy brunet zaczął się oddalać. — Serio?

— No co? Chce się wykazać, to ma chłopak okazję.

Pokręciła tylko głową. Wstała i otrzepała się z ziemi. Jeśli miała wybadać teren, to teraz. Lepszej okazji nie będzie. Zaczęła iść za nim, w kierunku lasu.

— A ty dokąd, Katniss? — zawołał za nią blondyn.

— Pójdę z nim! — odkrzyknęła przez ramię, po czym dodała ze śmiechem. — Jeszcze się zgubi!

Potem już się nie odwracała. Szybkim krokiem dotarła na skraj lasu. Thomas musiał wejść już głębiej. Wzięła głęboki wdech i weszła pomiędzy drzewa. Zaczęła rozglądać się za brunetem, idąc przed siebie. Dostrzegła go dopiero, jak przechodził przez strumyk. Musiała przyznać, że las wyglądał niesamowicie. Światło przedzierało się przez korony drzew, sprawiając, że nie czuła strachu, którego się spodziewała. Wręcz przeciwnie, czuła się swojsko. Miała wielką ochotę pójść na polanę i poćwiczyć strzelanie z łuku. Ale teraz nie miała na to czasu. Przyśpieszyła, przechodząc w trucht i po chwili dotknęła ramienia chłopaka.

Odwrócił się gwałtownie, omal nie uderzając ją łopatą. Na szczęście w porę się uchyliła. Na jej widok zmarszczył brwi.

— To ty — stwierdził, wyraźnie oddychając z uglą.

— Wybacz, nie chciałam cię przestraszyć — powiedziała z nerwowym śmiechem. Sięgnęła dłonią po łopatę i wyjęła mu ją z ręki. Posłał jej słaby uśmiech, który odwzajemniła.

— Nic się nie stało — mruknął, rozglądając się niepewnie dookoła. — Po prostu... Nie spodziewałem się.

— Domyślam się –—odparła. Chwilę szli w ciszy, a dziewczyna zastanawiała się, jak zacząć rozmowę.

Poczuła, jak coś chrzęści pod jej butami. Wzdrygnęła się mimowolnie. To coś bardzo podejrzanie przypominało... Kości. Serce podeszło jej do gardła, ale nie pokazała tego po sobie. Thomas złapał ją niespodziewanie za rękę.

— Zobacz — powiedział zmienionym głosem.

Podążyła za jego wzrokiem. Okrążyli coś, co przypominało bardzo prowizorycznie wykonany krzyż. Ciarki przeszły jej po plecach. Na górze dostrzegła nawet coś, co wyglądało na ludzką czaszkę. Wymienili między sobą spojrzenia, po czym Katniss rozejrzała się z niepokojem dookoła. Uświadomiła sobie, że nigdy nie zapuszczała się w tę część lasu. Nieopodal zauważyła porozrzucanych między drzewami kilka podobnych krzyży. Już wiedziała, gdzie się znaleźli. Poczuła się niemal jak w jakimś horrorze. Na krzywej desce, widocznie zbijanej na szybko, wyryte było imię. George.

Pod drzewem, dziś, to wszystko skończy się...

— Cmentarz — szepnęła. Z jakiegoś powodu nie miała ochoty podnosić głosu.

— Wynośmy się stąd — kiwnęła głową. W pełni zgadzała się z tą propozycją.

Oboje podnieśli się. Katniss wyprostowała się i odwróciła, zamierzając jak najszybciej odejść z tego przeklętego miejsca, ale nie zdążyła wykonać żadnego kroku. Zamarła, na pewno nie spodziewając się tego. Kątem oka zerknęła z niepokojem na Thomasa. On też wyglądał na zaskoczonego.

Przed nimi stał Ben. 

No witam 🙋

Deszcz zdecydowanie sprzyja pisaniu, wiecie?

W poprzedniej wersji, jeśli ktoś pamięta, Katniss nie wchodziła z Thomasem do lasu. Trochę to zmieniłam.

Średnio mi wyszedł ten rozdział, szczerze. Musiałam go podzielić na dwie części. Piszcie, co sądzicie.

Jak wam mijają ostatnie dni wakacji? 😃 Cieszę się, że mam jeszcze miesiąc, poważnie.

Chciałabym skończyć pisać to ff do końca moich wakacji, ale zobaczymy, jak to wyjdzie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro