Rozdział 2: Niemowa

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Czas mijał dziewczynie niesamowicie szybko. Nawet się nie spostrzegła, kiedy w samotności i ogłuszającej ciszy minął miesiąc. Była zbyt zaabsorbowana skupieniem się na przeżyciu. Nie przykładała szczególnej wagi do upływającego czasu.

Przez pierwszy tydzień miała względny spokój. Sama sobie organizowała zajęcia, bo spostrzegła, że jak nie jest czymś zajęta, to zaczyna powoli wariować. Zorientowała się, że jest z nią coś nie tak, kiedy siedziała bezczynnie oparta o drzewo. Miała wtedy dziwne uczucie niepokoju. Wstawała, krążyła bez celu w pobliżu swojego szałasu, a czasem nawet rwała sobie włosy z bezsilności. Nie wiedziała, co ze sobą zrobić. Nienawidziła tego i dlatego zawsze starała się szukać jakiegoś zajęcia, chociażby takiego najprostszego. Łaziła po Strefie, badając ją. Któregoś dnia strugała sobie długi kij. Nie miała pojęcia, do czego miałby jej służyć.

Po jakimś czasie coś uległo zmianie. Z monotonności wyrwała ją koperta przysłana w windzie razem z wyposażeniem. Kiedy zobaczyła na niej napisane schludnym pismem litery WCKD, wiedziała, że coś jest nie w porządku. Nie miała pojęcia, dlaczego ktoś to jej przysłał, ani czego spodziewać się w środku. Pełna wątpliwości otworzyła ją zaraz po wyjściu na polanę. Ręce jej drżały. Zaczęła przeglądać nerwowo tekst, ewidentnie skierowany do niej.

Okazało się, że dostała propozycję. Jeśli wykona wszystkie zadania, które zostaną jej przysłane, odzyska pamięć. Była to kusząca propozycja, ale nie wiedziała, czy nie kryje się za tym haczyk. Nie ufała tym ludziom, ani trochę. Będzie musiała rozważyć wszelkie za i przeciw. Coś jej mówiło, że stoi za tym ten sam mężczyzna, który przywitał ją w Strefie. Skrzywiła się, niezadowolona. Nie umiała podejmować takich decyzji, które miały zaważyć o jej życiu. Nie miała doświadczenia. Postanowiła, że na razie nie będzie się tym przejmować. W końcu nikt nie zmusi jej do udzielenia odpowiedzi, jasno było podkreślone, że to należało do niej. Natomiast kolejnego dnia stało się coś niesamowitego.

Przyszła jak zwykle co tydzień, żeby zabrać najpotrzebniejsze rzeczy z dostawy. Ale kiedy zbliżyła się do windy, usłyszała dźwięk. Pierwszy jakikolwiek odgłos, odkąd tu przybyła. To ją tak zdziwiło, że stanęła jak wryta. Przysłuchiwała się temu, nie mogąc tego rozpoznać. Przez chwilę miała zaćmienie mózgu. W końcu ją olśniło. Przecież ten dźwięk był wołaniem człowieka. Tak dawno nie słyszała ludzkiej mowy, że zapomniała, jak ona brzmi. Sama też ze sobą nie rozmawiała, nie czuła takiej potrzeby. Można by powiedzieć, że przywykła do samotności, do której ją przymuszono. A teraz miało się to zmienić. Miała mieć towarzysza. Wbrew strachowi poczuła także dreszcze ekscytacji. Podeszła więc bliżej i stanęła nad windą, czekając, aż się otworzy.

Działo się to tak, jak kiedy ona przybyła. Klapa powoli otworzyła się, odsłaniając kraty. Spojrzała w dół i we wnętrzu ujrzała czarnoskórego nastolatka. Chłopiec przerażony kulił się w kącie. Wtem jego wzrok skierował się na nią i otworzył szeroko usta, skacząc na równe nogi, przybierając wojowniczą pozę. Dziewczyna parsknęła śmiechem i uśmiechnęła się przyjaźnie, chcąc mu dodać otuchy. Mierzyli się wzrokiem, aż wreszcie chłopak odpuścił, wyraźnie się rozluźniając. Najwidoczniej uznał, że nie miała złych zamiarów.

- Wypuścisz mnie stąd? - krzyknął do niej, a ona drgnęła, zaskoczona. Nie spodziewała się usłyszeć jego głosu. - Proszę!

Zdziwiła się, słysząc niemal błagalny ton. Kiwnęła więc głową i podniosła oba kciuki do góry, zgadzając się spełnić jego prośbę. Wróciła się sprintem do kryjówki po linkę, którą wcześniej wzięła ze sobą. Tak przygotowana przyszła do windy, gdzie zastała chłopaka krążącego po pomieszczeniu. Nie dziwiła mu się, na pewno się bał i chciał jak najszybciej stąd wyjść. Zaczepiła hak, a potem zamachnęła się linką i spuściła ją na dół. Chłopak podskoczył do niej, uradowany, i zaczął się po niej wspinać wyjątkowo sprawnie. Robił to zdecydowanie lepiej niż ona. No tak, z pewnością miał więcej siły. W końcu wdrapał się na górę i stanął obok niej. Wtedy zrobił coś niespodziewanego. Rzucił się jej na szyję, ściskając mocno. Przez niego niemal nie wylądowali na ziemi!

- Nawet nie masz pojęcia, jak się bałem! - wyznał zupełnie szczerze, na co ona spojrzała na niego spode łba. Doskonale wiedziała, co musiał czuć, kiedy pojawił się sam w ciemnej windzie. - Co się tak patrzysz? Uratowałaś mnie!

Zaśmiała się i poklepała go po plecach, czując, jak w środku robi się jej ciepło. Odsunęła się od niego, żeby samej wskoczyć do windy i sprawdzić, czy nie ma w niej czegoś wartościowego. Chłopak patrzył na nią zdziwiony, jak dziewczyna przeszukiwała pomieszczenie, przewalając worki. Chciała sprawdzić, czy razem z nim nie przyjechało coś jeszcze.

- Co robisz? - zawołał do niej. Popatrzyła na niego z dołu, ale nie odezwała się, posyłając jedynie pełne politowania spojrzenie. - Chcesz znaleźć coś przydatnego? - domyślił się, na co prychnęła, ale kiwnęła głową. Przecież to było oczywiste.

Wróciła do niego, wziąwszy ubrania na następny tydzień. Razem poszli w kierunku jej kryjówki. Pokazała czarnoskóremu, jak się urządziła. Dziwiła się, że cały czas praktycznie coś gadał. Nawijał przez całą drogę, nie mogąc przestać się nagadać. Chodziła z nim po Strefie, pokazywała otoczenie, żeby dać mu się oswoić z nowym miejscem.

- I jesteś tu sama? - nie dowierzał. Nie chciało mu się wierzyć, że oprócz nich nikogo innego tu nie ma. - Pewnie było ci ciężko.

Wzruszyła ramionami. Nie myślała nad tym w ten sposób. Musiała sobie jakoś radzić. Tylko tyle. Przechadzali się we dwoje po Strefie. Ona milczała, on rozglądał się dookoła. Dotarli pod jedno z wejść za kamienny mur. Przez ten miesiąc zdążyła się zorientować, że są cztery. Każde odpowiadało jednemu kierunkowi świata: Północne, Południowe, Wschodnie i Zachodnie. W ten sposób mogła się trochę orientować w terenie. Każde z nich oznaczyła specjalnie wymyślonym przez siebie symbolem. Był to okrąg ze strzałką w środku skierowaną w odpowiednim kierunku. Stanęli tuż przed wejściem, kiedy właśnie zaczęło się powoli ściemniać. Dziewczyna wpartywała się zamyślona w głąb korytarza.

- Wiesz, co tam jest?

Pokręciła głową. Zapuściła się tam tylko jeden raz. Wyszła tylko za zakręt, dalej bała się wejść. Mimo wszystko wolała nie ryzykować. Nie sama. Za duże niebezpieczeństwo. Zerknęła na chłopaka z ukosa, a w jej głowie zaczął formować się plan. Teraz mogli wejść tam we dwójkę. Jednak on od razu wybił jej z głowy ten pomysł. Gwałtownie zbladł i zaczął się cofać, unosząc ręce do góry.

- O nie, nawet o tym nie myśl! Ja tam nie wejdę, za żadne skarby!

Zdziwiło ją jego zachowanie. Nie rozumiała, dlaczego tak bardzo nie chciał wejść za mury. Uniosła brwi pytająco. Chciała, żeby jej to wytłumaczył. Tamten westchnął i pokręcił głową.

- Wybacz... - urwał i spojrzał na nią. - Wspominałaś, jak masz na imię?

Zesztywniała. Nie, nie wspominała. I tak by mu nie powiedziała, bo sama go nie znała. Zresztą nie bardzo wiedziała, czy powinna była się odezwać. Nawet nie wiedziała, czy potrafiła. Miała wrażenie, jakby coś ją blokowało. Pokręciła więc jedynie głową, nadal milcząc.

- No więc... - kontynuował z lekkim zakłopotaniem. - Chciałaś wiedzieć, czemu tam nie wejdę.

Kiwnęła głową, patrząc na niego z wyczekiwaniem. Skrzyżowała ręce. Chłopak parsknął śmiechem, rozluźniając się nieco.

- Jesteś uparta - stwierdził z rozbawieniem. Wywróciła oczami. Zmieniał temat, idiota. Zaraz potem spuścił wzrok. - Wyśmiejesz mnie, jak ci powiem.

Westchnęła ciężko, przecierając twarz dłońmi. Nie miał racji. Była po prostu ciekawa, chciała zrozumieć jego motywy. Teraz patrzyła na niego wyzywająco, z zaciętą miną. Widziała, że chłopak lada chwila się podda, powoli się przełamywał. Wreszcie wywrócił oczami, wzdychając.

- Nie odpuścisz, co? Dobra, tylko się nie śmiej. - Zastrzegł, na co kiwnęła głową na znak, że się zgadza. - Boję się.

No dobra, tego się nie spodziewała. Odstawiał ten teatrzyk tylko dlatego, że nie chciał się przyznać, że się boi? Przecież ona na początku też się bała. Okropnie się bała, że w każdej chwili może zginąć, ale w końcu przywykła. Każdy normalny człowiek bałby się na ich miejscu. Uśmiechnęła się pocieszająco i zbliżyła się do czarnoskórego, żeby zaraz potem poklepać go po ramieniu. Zaskoczyła go. No cóż, najwidoczniej źle ją ocenił. Zanim jednak zdążył otworzyć usta, usłyszeli przeraźliwy zgrzyt. Zaraz potem z wnętrza korytarza uderzył w nich wiatr.

Chłopak otworzył szeroko oczy, wgapiając się w korytarz. Ona tylko uśmiechnęła się, również się tam wpatrując. Wrota się zamykały, co znaczyło, że zaraz będzie zmierzchać. Dzień właśnie się kończył. Wielki, kamienny mur zaczął się przesuwać, aż wreszcie zatrzasnął się głucho, odgradzając ich od wnętrza, zamykając w Strefie. Trzeba było iść. W nocy mogło być niebezpiecznie. Odwróciła się i zaczęła odchodzić w kierunku lasu, zostawiając za sobą osłupiałego chłopaka. Dopiero po dłuższej chwili ją dogonił, kiedy zorientował się, że został tam sam.

- Hej, zaczekaj! - zawołał za nią. Nie zatrzymała się, ale zwolniła kroku. - I ty się dziwisz, że nie chcę tam iść - dodał, na co przewróciła oczami.

Kiedy doszli do kryjówki, zabrali się za rozpalenie ogniska. Chciała upiec mięso, no i mieć czym się ogrzać. Ogień dawał jej w nocy poczucie bezpieczeństwa. W Strefie bardzo szybko robiło się ciemno, więc mieli mało czasu. W końcu oboje siedzieli przy trzaskającym ognisku. Dziewczyna ostrzyła swój kij, równocześnie pokazując towarzyszowi, że też powinien sobie taki zrobić. Podczas gdy on pilnował mięsa, ona wpatrywała się w las, nasłuchując. Nic jednak nie słyszała. Panowała głucha cisza, nie licząc trzaskania ognia i ich własnych oddechów. Nie podobało jej się to. Bardzo. Nie powinno tak być, dlatego wolała pozostać czujna.

- Czego tak wypatrujesz? - głos chłopaka wyrwał ją z rozmyślań. Drgnęła, przestraszona. Zupełnie zapomniała, że przecież on tu jeszcze jest. Posłała mu mordercze spojrzenie. - No co? Nie chciałem cię przestraszyć! - obronił się.

Wzruszyła lekceważąco ramionami i machnęła ręką. Właściwie sama nie wiedziała, czego tak wypatruje. Przecież nic do tej pory jej nie napadło. W nocy odczuwała jakiś irracjonalny niepokój. Nawet nie wiedziała, że chłopak od dłuższego czasu przypatrywał się jej uważnie. Wreszcie odszedł od ogniska i przysiadł się do niej, podkulając nogi.

- Widzisz? Też się boisz. Gdybyś się nie bała, nie byłabyś człowiekiem. Szczerze mówiąc, zastanawiałem się, czy w ogóle nim jesteś, a nie na przykład jakimś pieprzonym robotem - zażartował.

Spojrzała na niego spode łba. Naprawdę tak o niej myślał? Nie była jakąś chodzącą ludzką maszyną. Założyła ręce na piersiach, odwracając się od niego. Nie będzie jej bezpodstawnie obrażał. Niech sobie nie myśli!

- Nie obrażaj się, no! - jęknął, niezadowolony. Zrobiła ruch, jakby miała zamiar wstać, ale złapał ją za rękę. - Nie idź. Nie chcę tu zostać sam.

On brał to na poważnie, a przecież tylko się z nim droczyła. Patrzyła przez chwilę na niego z politowaniem, aż wreszcie parsknęła śmiechem.

- Oszukałaś mnie - stwierdził z niedowierzaniem. Zaraz potem uśmiechnął się. Kiwnęła głową, zadowolona z siebie. Może jednak nie będzie z nim tak źle, jak myślała na początku.

Ziewnęła i przeciągnęła się, zmęczona. Chciała już pójść spać. Jednak dzisiaj zaplanowała, że będzie miała wartę i pilnowała ogniska. Czasem tak robiła. Zdarzało jej się zasypiać, opierając się plecami o drzewo. Było jej tak wygodnie, było to dużo lepsze niż spanie w dziurze w ziemi. No i podświadomie miała nadzieję, że znowu zobaczy to niebieskie światło, ale do tego nie chciała się przyznać nawet przed samą sobą.

- Jesteś zmęczona - stwierdził nagle chłopak, przyglądając się jej uważnie. - Idź się położyć. Posiedzę tu.

Spojrzała na niego, zdziwiona. Przecież przed chwilą nie chciał, żeby odchodziła. Dlaczego tak nagle zmienił zdanie? Zmarszczyła brwi, nie rozumiejąc. Ale miał rację, oczy same jej się zamykały. Chciała jednak dzisiaj spać na zewnątrz, dlatego tylko machnęła ręką, żeby dał spokój.

- Jak chcesz - mruknął. Przez chwilę milczał, jakby się na coś nastawiając. Widziała, że chciał o coś zapytać, ale nie bardzo wiedział, jak. Uśmiechnęła się zachęcająco. - Posłuchaj, nie zrozum mnie źle, ale... - urwał, zmieszany. Czekała cierpliwie, dając szansę mu się wysłowić. - Dlaczego nic nie mówisz? Ja gadam praktycznie ciągle, a ty... Nawet się nie odezwałaś.

Spochmurniała na te słowa i wbiła wzrok w ziemię. Nic na to nie poradzi, że nie potrafiła. Nawet, jakby chciała. Sama nie wiedziała, dlaczego. Wzruszyła ramionami, czując, jak łzy zbierają się w jej oczach. Szybko poderwała się z miejsca, nie chcąc, żeby je zobaczył. Podszedł do niej. Stał obok, niepewny, jak powinien zareagować. Zrobiła krok w kierunku szałasu. Chyba daruje sobie dzisiaj wartę. Naprawdę musiała się przespać. Zrozumiał od razu, co chciała zrobić. Kiwnął głową i odsunął się.

- Okej. Ja też się prześpię.

Kiwnęła mu głową i zaczęła odchodzić. Kiedy jednak miała wskoczyć do szałasu, zawołał ją. Wyjrzała zza krzaków i rzuciła chłopakowi pytające spojrzenie.

- Chciałem tylko, żebyś wiedziała. Jestem Alby.

Uśmiechnęła się i uniosła dłoń, żegnając się. Potem weszła do dziury, żeby wreszcie pójść spać. Ułożyła się wygodnie i jeszcze przez chwilę patrzyła w ciemność.

Dobranoc, Alby.

No witam

Jejku, jestem taka zadowolona z tego rozdziału 😃 Pisałam go w środku nocy, czaicie? Xd

Jak wrażenia?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro