[1]

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Czy nie każdy kiedyś był zauroczony w jakimś nauczycielu? Osobiście uważałem, że mi to się nigdy nie przytrafi. Czemu miałbym interesować się kimś starszym ode mnie, kimś, kto nie ma żadnych powodów, by się mną interesować, kto z pewnością ma swoją rodzinę i wszystko ułożone w życiu? Nie widziałem za bardzo sensu w tym, żeby darzyć uczuciami nauczyciela. Wydawało mi się to absurdalne.... 

Dopóki nie zacząłem 7-go roku nauki w Hogwarcie...

— Nie wierzę, że zaczynamy już ostatni rok. Dopiero co mieliśmy jedenaście lat i pierwszy raz przekroczyliśmy bramy tego zamku. Wydaje się, jakby to było wczoraj... — Powiedział James nostalgicznie, gdy przekroczyliśmy próg Hogwartu. Był pierwszy dzień września, deszczowy i chłodny, niczym zapowiedź nadchodzącej jesieni.

— Niestety, nic nie trwa wiecznie. Starzejemy się z każdym rokiem i wszystko się kiedyś kończy. — Stwierdził Aiden, który szedł za nami z Peterem krok w krok.

— Właśnie, skończymy szkołę za parę miesięcy i trzeba będzie kombinować. — Westchnąłem głośno. Peter jakby wystraszył się taką perspektywą.

— Ale będzie dobrze, co nie? — Zapytał. — Damy radę?

— Oczywiście. — James puścił do niego oczko. Wszyscy czworo wkroczyliśmy do Wielkiej sali i zasiedliśmy przy naszym stole. Za nami i przed nami szło sporo osób, każdy chciał jak najprędzej dotrzeć na ucztę.

Ja, James, Peter i Aiden dzieliliśmy jedno dormitorium odkąd zaczęliśmy szkołę. Szybko się zakumplowaliśmy i mieliśmy ze sobą świetną relację.

James Potter był moim najlepszym przyjacielem, wszystko robiliśmy razem i byliśmy nierozłączni. Charakterystyczne były dla niego śmieszne, okrągłe okularki i roztrzepane czarne włosy, których nijak nie dało się ułożyć. Był dzielny, odważny, cholernie lojalny i niesamowicie szlachetny. Uwielbiał grać w Quidditcha i od zeszłego roku spotykał się z moim bratem. Czy mi to przeszkadzało? Czasami, szczególnie z początku, ale zdążyłem przywyknąć.

Peter Pettigrew, czyli kolejny z moich lokatorów, był również mi bliski. Lubiłem go, bo potrafił wszystkich rozśmieszyć i zawsze można było na niego liczyć w różnych sprawach. Peter kochał jedzenie i praktycznie cały czas coś jadł, jednak nie było tego po nim widać. Z wyglądu był dość zwyczajny - niski, drobny, miał brązowe włosy, lecz jego niebieskie oczy wydawały się czasami skrywać w sobie ocean. Korzystał z tego i czarował oczami, gdy coś mu nie wychodziło na lekcjach.

Aiden McKinnon natomiast, był bratem bliźniakiem naszej przyjaciółki - Marleny. Miał więc blond włosy i czarujące brązowe oczy, które skradły niejedno kobiece serce. Był wyższy ode mnie i James'a, przystojny i dobrze wiedział, jak wykorzystać swój urok. Odkąd go znałem, zmieniał dziewczyny jak rękawiczki. Spotykał się co jakiś czas z kimś innym i sądziłem, że to chyba takie jego hobby. Podobnie jak siostra, był osobą dość wybuchową i energiczną.

Ja byłem dopełnieniem tej małej grupy. Syriusz Black, wysoki brunet o szarych oczach, zawsze dobrze ubrany, przystojny i trudny do zdobycia - tak mówiono o mnie w szkole. Cóż, po prostu nie spotykałem się z dziewczynami, a niewiele osób wiedziało, że tak naprawdę preferuję chłopców. Nie lubiłem się z tym obnosić i wolałem, by zostało to moją małą tajemnicą. 

Nie miałem szczęścia, jeśli chodzi o miłość. Zawsze ktoś zrobił ze mnie debila. Na czwartym roku, mój pierwszy chłopak złamał mi serce, na piątym zostało poskładane do kupy przez moją kolejną miłość, lecz na początku tych wakacji znów zostałem sam. Już prawie się poddałem, jeśli chodzi o związki i nie spodziewałem się, że kiedykolwiek jeszcze będę szczęśliwy. Życie to oczywiście pasmo niespodzianek, więc niczego nigdy nie można być pewnym.

Przy stole gryfonów panowała wesoła atmosfera, młodsi uczniowie byli jak zwykle podekscytowani tym wszystkim, co działo się w Wielkiej sali. My, będąc w ostatniej klasie byliśmy już przyzwyczajeni i początek roku był dla nas czymś zupełnie normalnym. Ceremonia przydziału jakoś nie robiła na nas wrażenia. James i Aiden rozśmieszali razem siedzące naprzeciwko nas dziewczyny, wśród których była również siostra tego drugiego.

Marlena McKinnon była moją ulubioną dziewczyną, uwielbiałem ją. Przyjaźniłem się z nią chyba nawet bardziej niż z jej bratem. Czasami ludzie się zastanawiali czy przypadkiem ze sobą nie chodzimy, ale stanowczo zaprzeczaliśmy tej plotce. Poza tym, w zeszłym roku zaczęła się jawnie spotykać z Dorcas, więc wszelkie pogłoski o naszym "romansie" ucichły. 

Marlena, Dorcas i Lily były naszymi przyjaciółkami. Od zeszłego roku byliśmy ze sobą szczególnie blisko, więc wiedziałem, że i w tym będziemy razem się dobrze bawić w Hogwarcie. Lily zwróciła naszą uwagę na nowego profesora od Obrony przed czarną magią. Gdy go zobaczyłem, aż się na chwilę zawiesiłem. 

Siedział obok profesora Slughorna, wyglądał na zmęczonego, ale to wcale nie zabierało mu uroku. Na oko wyglądał, jakby miał z 25 lat, miał piękne rysy twarzy i ładnie zaczesane do góry włosy. Był w moim typie. Definitywnie. Nagle zwrócił wzrok w moją stronę i przez chwilę na siebie patrzyliśmy. Lekko się uśmiechnąłem, co on także odwzajemnił, po czym spojrzał w stronę dyrektora.

Usłyszałem głos Dumbledore'a, który zaczął swoją typową przemowę. Zwróciłem więc na niego swoją uwagę. Moi przyjaciele przysłuchiwali się temu, co mówi, czyli to oklepane "nie wolno wchodzić do zakazanego lasu, nie wolno czarować na korytarzach" i tym podobne.

— I na końcu chciałbym wam przedstawić nowego nauczyciela Obrony przed czarną magią. Profesor Remus Lupin. — Wskazał na niego dłonią. Nowy profesor wstał i ukłonił się z uśmiechem. 

A więc Remus Lupin... Tak się nazywał... 

Uśmiechnąłem się lekko i zerknąłem na James'a, który też przyglądał się nowemu profesorowi. 

— Co myślisz? — Zapytałem szeptem.

— Jest młodszy niż ci pozostali, którzy nas uczyli. — Stwierdził.

— I przystojny, co nie?

— Może trochę. — James wzruszył ramionami i zerknął w stronę Regulusa, który siedział przy stole ślizgonów. — Wiesz kto jest naprawdę przystojny? Reggie. 

— Jest moim bratem, nie ma wyjścia, musi być przystojny. — Poruszyłem brwiami.

James zaśmiał się krótko i pokręcił głową. Na stole pojawiło się w końcu jedzenie. Zaczęliśmy jeść, a rozmowy toczyły się w innym kierunku niż mój brat i profesor Lupin. Co chwila jednak coś ściągało mój wzrok w stronę stołu nauczycieli, ale jak patrzyłem w tamtą stronę, to nikt na mnie nie patrzył, lub po prostu tego nie zauważyłem.

Najedliśmy się jak zwykle, do syta, po czym całą grupą ruszyliśmy do wyjścia, gdy uczta się skończyła. Drogę do portretu Grubej Damy znaliśmy tak dobrze, że z zasłoniętymi oczami moglibyśmy tam dotrzeć z Wielkiej sali. Dziewczyny znały już nowe hasło, więc bez problemu dostaliśmy się do pokoju wspólnego. Stamtąd, całą czwórką poszliśmy do naszego dormitroium.

Tęskniłem za tym miejscem przez wakacje. Od razu położyłem się na swoim łóżku, które stało pomiędzy łóżkami Jamesa i Aidena. Peter zanurkował w swoim kufrze i wyjął paczkę słodyczy. Dziwiliśmy się, że jeszcze nie miał dość jedzenia. 

— Nie mogę się doczekać treningów Quidditcha. — Powiedział nagle James, co przypomniało nam wszystkim, że rzeczywiście, wkrótce trzeba będzie trenować do nowego sezonu. On był kapitanem i ścigającym, Aiden był obrońcą, natomiast ja grałem na pozycji pałkarza. Jedynie Peter nie załapał się do drużyny, za to został komentatorem. Z naszych znajomych, w Quidditcha grała jeszcze Dorcas, była ścigającą tak jak James. 

— Tylko błagam, żadnych treningów z rana, bo cię zabije. — Odezwał się Aiden który standardowo przyczepiał nad stolikiem plakat Ludo Bagmana - jego ulubionego gracza.

— Zgadzam się. Nie waż się planować niczego przed śniadaniem. — Dodałem. James zaśmiał się i pokręcił głową.

— Jasne, jasne. Niech wam będzie.

— Dobra, ale teraz ważne rzeczy. — Oznajmił Aiden. — Syriusz, co się stało na początku wakacji? Pisałeś w liście, że zerwaliście, ty i Rookwood.

— Tak... Zerwaliśmy. — Westchnąłem na samą myśl o moim byłym chłopaku. — Skończył szkołę, dlatego stwierdził, że nie może się ze mną dłużej spotykać. Wygląda na to, że nie kochał mnie tak bardzo, jak mnie zapewniał.

— Jebać go. — Stwierdził James. — Nigdy go nie lubiliśmy. Śliski debil.

— Właśnie. Na pewno trafi ci się ktoś lepszy. Jeśli przestaniesz oglądać się za ślizgonami, rzecz jasna. — Aiden posłał mi uśmiech, ja pokiwałem głową. 

— Przypomnieliście mi o czymś. — Usiadłem powoli. — Powinienem zaplanować spotkanie z Evanem.

— Z Rosierem? — Zdziwił się Peter. Kiwnąłem głową.

— Czemu ty się z nim zadajesz... To kretyn, nie pamiętasz, co zrobił mojej siostrze? — Oburzył się McKinnon. Evan swego czasu interesował się jego siostrą i wiedziałem o tym. Bardzo się starał, aby ona zwróciła na niego uwagę, jednak finalnie dał sobie spokój, gdy odmówiła mu w zeszłym roku.

— Aiden, on nic jej nie zrobił. Tylko ją podrywał. — Wzruszyłem ramionami. — Dał sobie spokój, gdy mu odmówiła. 

— Chciał ją bezczelnie zaliczyć w zeszłym roku!

— I kto to mówi... Nie jesteś lepszy, zastanów się, z iloma dziewczynami flirtowałeś tylko po to, by je zaliczyć. — Zerknąłem na niego z uśmieszkiem, on nie znalazł więcej argumentów.

Spojrzałem na zegarek i stwierdziłem, że jest za późno żeby wybrać się teraz do Evana i porozmawiać o spotkaniu, postanowiłem zrobić to jutro na śniadaniu. Wszyscy się dziwili, że byliśmy przyjaciółmi. Znaliśmy się praktycznie od zawsze i utrzymywaliśmy taki luźny kontakt ze sobą. Moi przyjaciele go nie znosili, bo jednak Rosier był dość specyficzną osobą. Strasznie bezczelny, bezpośredni i lubił się droczyć z ludźmi. Mi to nie przeszkadzało. Przyzwyczaiłem się, bo znałem go już bardzo długo. Za każdym razem, gdy miałem spędzić z nim czas, wszyscy posyłali mi takie spojrzenie, jakbym zaraz miał zrobić coś głupiego. Tymczasem, my po prostu się przyjaźniliśmy i tyle.

Wraz z chłopakami dość wcześnie położyliśmy się spać pierwszego wieczoru. Byliśmy nieco zmęczeni po podróży i uczcie, dlatego szybko zasnęliśmy, a następnego ranka przy śniadaniu otrzymaliśmy już nasze plany lekcji. Zaczynaliśmy akurat dzień od Obrony przed czarną magią, z czego byłem dość zadowolony, bo to oznaczało, że lepiej poznamy profesora Lupina.

Gdy zapoznałem się bardziej z całym planem i zjadłem śniadanie, postanowiłem zaczepić Evana. Siedział wraz z moim bratem przy stole ślizgonów, więc James zdecydował, że pójdzie tam ze mną. Razem podeszliśmy do tej dwójki, obydwaj powitali nas z uśmiechami. James i Reg zaczęli sobie rozmawiać i porównywać plany lekcji. Ja i Evan rozmawialiśmy o sprawach bieżących, po krótce, bo w wakacje on wyjechał do Francji, dlatego nie mieliśmy za bardzo jak się spotkać.

— Dobra, to którego dnia będziesz miał czas, żeby się spotkać tak wiesz, na dłużej? — Zapytałem. On zerknął w swój plan.

— Może być środa przed kolacją? — Zaproponował.

— Pewnie. — Pokiwałem głową. 

— Co teraz macie?

— Obronę przed czarną magią. Widziałeś nowego profesora?

— Och, tak. Wygląda, jakby miał depresję, ale przynajmniej jest młody. Może nas nie zanudzi.

— Na moje oko jest całkiem przystojny. — Wzruszyłem ramionami z uśmiechem. — Ciekawi mnie, jak będzie uczył.

— Mnie ciekawi, czy wytrzyma tu dłużej niż rok. — Evan zaśmiał się krótko. — Ja mam eliksiry teraz. Dwie godziny.

— Powinniśmy się zbierać. — Oznajmił siedzący obok niego Rabastan Lastrange, z którym Evan i Regulus mieszkali w dormitorium. Zerknąłem na zegarek i pokiwałem głową. Wszyscy zaczęliśmy się zbierać. Ja i James dołączyliśmy do Aidena i Petera i ruszyliśmy za dziewczynami w stronę sali lekcyjnej, w której miały odbyć się zajęcia z profesorem Lupinem.

Weszliśmy do środka i usiedliśmy na naszych stałych miejscach. Lekcje mieliśmy akurat ze ślizgonami, a ich strasznie nie cierpieliśmy. Co roku mieliśmy z nimi jakieś nieprzyjemne sytuacje. James szczególnie nie cierpiał Snape'a, gdyż ten często się nas czepiał i przez niego często mieliśmy kłopoty.

Czekając na przybycie nauczyciela, ślizgoni rzucali po klasie jakąś karteczką, która finalnie wylądowała prosto w kubku kawy, który przyniósł ze sobą profesor. Otworzył drzwi w niefortunnym momencie. Wszyscy zamilkli, a on spiorunował wzrokiem całą salę, po czym bez słowa podszedł do biurka i postawił na nim kubek. Obok odłożył książkę, którą trzymał w drugiej ręce i już z odmienioną ekspresją rozejrzał się jeszcze raz po klasie.

— Dzień dobry. — Powiedział spokojnym tonem. W klasie zaszumiała odpowiedź, profesor uśmiechnął się przyjaźnie i oparł o biurko. — Nazywam się Remus Lupin i w tym roku będę was uczył. Jesteście w siódmej klasie, więc pewnie macie już sporą wiedzę w temacie obrony przed czarną magią. Mam nadzieję dobrze przygotować was do Owutemów, które będziecie zdawać pod koniec roku. A teraz sprawdzę listę.

Profesor Lupin usiadł za biurkiem i zaczął odczytywać nasze nazwiska. Byłem na początku listy i zauważyłem, jak uśmiechnął się, gdy powiedziałem "jestem". Zacząłem huśtać się na krześle, podczas gdy przyglądałem się nauczycielowi, który czytał dalej listę.

Gdy już odczytał wszystkich, zaczął nam opowiadać o czym będziemy się uczyć w tym roku. Zapowiadało się ciekawie. Obiecał, że poruszy temat najniebezpieczniejszych zaklęć i że nauczy nas zaklęcia patronusa, jeśli starczy mu na to czasu pod koniec roku szkolnego. Do tego, zamierzał powtórzyć parę rzeczy, których uczył nas poprzedni nauczyciel na szóstym roku - w ramach powtórki do egzaminów.

Rozejrzałem się po sali, gdy zrobił pauzę i zauważyłem, że większość osób była zadowolona. 

— Jakieś pytania? — On też rozejrzał się i wskazał na jedną ze ślizgonek, która podniosła rękę.

— Ile ma pan lat? — Zapytała, chichocząc pod nosem.

— Dwadzieścia pięć. — Oznajmił. Czyli dobrze oszacowałem jego wiek po tym, jak wyglądał. Wśród ślizgonek zaszumiały szepty, a profesor uśmiechnął się. — Jeszcze jakieś pytania? Może coś dotyczącego lekcji?

— Ja mam pytanie. — Odezwałem się, podnosząc rękę. Skinął głową w moją stronę, więc zapytałem. — Co trzeba zrobić, żeby zaliczyć?

— Och, tak. Zapomniałem wam o zaliczeniu opowiedzieć. — Uśmiech znów zalśnił na jego twarzy. — Zamierzam wam zrobić podobny test, jak przy Owutemach, aby dobrze was do tego przygotować. Będzie więc kilka zadań testowych i jedno zadanie praktyczne. Ale nie macie się czego obawiać, z pewnością każdy sobie świetnie poradzi.

Na sali znów zaszumiało od szeptów, niektórzy wydawali się już dużo mniej zachwyceni naszym nowym profesorem, ale mnie to nie zniechęciło. Wręcz przeciwnie, byłem gotów być najlepszy w klasie z jego przedmiotu. Z jakiegoś powodu już teraz odczuwałem chęć, aby mu zaimponować i zwrócić na siebie uwagę...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro