[13]

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pokój wspólny gryfonów świecił pustkami odkąd wszyscy wyjechali na święta do domów. Było to całkiem przyjemne z jednej strony, dopóki nie zaczynało być nudno. Spędziłem samotnie resztę dnia, który poprzedzał wigilię. Głównie snułem scenariusze rozmowy z Lupinem i zastanawiałem się, która wersja się spełni. 

O poranku w wigilię zszedłem sam na śniadanie, przy wszystkich czterech stołach świeciło pustkami. Krukoni siedzieli w jednej grupie, było ich około pięciu osób, puchonów zostało nieco więcej, siedzieli w dwóch grupach po 4 i 6 osób, ślizgoni zachowywali między sobą odstępy i było ich może z 7, a przy stole gryfonów, oprócz mnie siedziało jeszcze 8 osób, które znałem jedynie z widzenia i kojarzyłem z niektórych imprez. 

Zacząłem samotnie jeść, gdy pojawiła się poczta. Wylądowała przede mną sowa Jamesa z listem. Od razu go otworzyłem i przeczytałem na spokojnie całą treść. Pisał, że wszystko w porządku u rodziców i że pytali o mnie i kazali mnie pozdrowić. Uśmiechnąłem się sam do siebie, myśląc o tym, jak jego rodzice zawsze o mnie myśleli i upewniali się, że wszystko w porządku.

Z moimi miałem bardzo złą relację i niechętnie w ogóle wracałem do domu. Na święta zazwyczaj jeździłem do domu Potterów, w wakacje odwiedzałem moich przyjaciół na tyle, na ile było to możliwe, byle jak najmniej czasu spędzić z rodzicami. Swoją drogą, oni też za mną nie przepadali. Pewnie nawet nie wyślą mi świątecznej kartki, w sumie już od dawna nie otrzymałem od nich żadnego listu. Oczywiście, odpowiadało mi to.

Schowałem list od Jamesa do kieszeni i kontynuowałem jedzenie. Do Wielkiej sali wszedł nagle profesor Lupin. Odprowadziłem go wzrokiem do stołu nauczycieli, on jedynie na mnie zerknął po drodze bez żadnych emocji na twarzy i usiadł na swoim stałym miejscu. Zaczynałem właśnie snuć kolejny scenariusz w głowie, gdy moją uwagę odwrócił znajomy głos.

— Hej. — Rabastan usiadł naprzeciwko mnie i uśmiechnął się, gdy zwróciłem na niego wzrok. — Więc jak? Robimy coś dzisiaj?

— A, tak... Możemy się przejść w sumie. — Pokiwałem głową.

— Super. 

— Jesteś już teraz wolny? — Zapytałem, zerkając na moment w stronę Lupina, który teraz przyglądał się nam obojgu badawczym spojrzeniem. 

— Jasne. Idziemy?

— Idziemy. — Postanowiłem. Wstaliśmy w tej samej chwili i wyszliśmy z Wielkiej sali. Postanowiliśmy przejść się po korytarzach, przy okazji rozmawialiśmy. 

Trochę lepiej go poznałem i o dziwo, mieliśmy kilka wspólnych tematów. Konwersacja zeszła w końcu na temat Evana i wydawało mi się, że to tym najbardziej interesował się Rabastan.

— A ty i Rosier, blisko jesteście, nie? — Zapytał nagle.

— Tylko się  przyjaźnimy. — Powoli pokiwałem głową. — Ty też z nim jesteś blisko, prawda?

— Też się przyjaźnimy. — Przyznał i zerknął na mnie. — Ale mam wrażenie, że ostatnio jego zachowanie się zmieniło.

— Co masz na myśli? — Spojrzałem na niego ze zdziwieniem. Osobiście nie zauważyłem żadnej zmiany, ale może Lastrange, który miał Evana codziennie na oku, mógł dostrzec, że coś się zmieniło w jego zachowaniu.

— Wyłącza się, jakby wcale nie słuchał, co się do niego mówi. Późno kładzie się spać, a tak to leży i jakby nie wiem... Marzył? I nigdy nie chce mi powiedzieć, o czym tak rozmyśla. Pomyślałem, że może zaczęliście się spotykać, bo w sumie często razem wychodzicie...

— Wychodzimy często, bo w końcu nikt nas się nie czepia. Mój były nie przepadał za Evanem. Moi przyjaciele też nie za bardzo go lubią, ale oni przynajmniej się w to nie wtrącają... No, może poza Aidenem... Ale poza przyjaźnią nic nas nie łączy. — Wyjaśniłem. Rabastan pokiwał głową.

— On sporo o tobie mówi. Czasami ciężko z nim porozmawiać o czymkolwiek innym. — Stwierdził. 

— Nie wiedziałem. — Wzruszyłem ramionami. — Naprawdę nie wiem, dlaczego tak jest. Może to wina tego, że spędzamy razem więcej czasu, niż kiedyś. Przejdzie mu pewnie z czasem.

— Być może. — Kiwnął głową i znów na mnie zerknął. — Skoro się nie spotykacie... Proponuję, żebyśmy znaleźli sobie jakieś fajne miejsce i...

— Nie mogę. Znaczy... Jestem kimś potencjalnie zainteresowany i nie chcę tego zepsuć. — Powiedziałem. — I nie, nie chodzi o Evana. To ktoś inny.

— Och, rozumiem. — Rabastan lekko się zmieszał. Zapanowała nagle niezręczna cisza, ale akurat dotarliśmy do schodów.

— Wiesz, będę już iść do dormitorium. Muszę coś załatwić. — Oznajmiłem.

— Tak, ja też muszę już wracać. To... Do zobaczenia.

— No, do zobaczenia.

Rozeszliśmy się, każdy w swoją stronę. Wróciłem do swojego pokoju i położyłem się na łóżku. Poczułem się przez chwilę samotnie, bo w dormitorium nigdy nie było tak pusto i cicho jak teraz. Przez moment pomyślałem, czy może powinienem napisać coś do Jamesa, ale nie miałem nawet pomysłu na treść listu. 

Postanowiłem zaplanować sobie strój na jutrzejszy dzień, bo miał być on bardzo ważny. Porozmawiam z Lupinem i może coś z tego wyjdzie. Tak bardzo go pragnąłem, że byłem gotów zgodzić się na wszystko. Nie rozumiałem, skąd we mnie tyle pożądania. Nigdy wcześniej się tak nie czułem.

Wyciągnąłem z kufra moją najlepszą, białą koszulę i przygotowałem do niej czarne spodnie. Chciałem wyglądać elegancko, dojrzale i przystojnie. Wiedziałem mniej więcej co mu powiem, miałem plan na każdy scenariusz, który pojawił się w mojej głowie i byłem zdeterminowany, aby zrobić wszystko, by choć raz jeszcze przeżyć taki cudowny pocałunek, jak wtedy w trzech miotłach.

Czas leciał strasznie wolno i żeby go przyspieszyć, położyłem się wcześniej spać w wigilię. Niestety, obudziłem się strasznie wcześnie w dzień Bożego Narodzenia i robiłem co mogłem, by jeszcze choć na chwilę zasnąć. Chciałem rozmawiać z Lupinem dopiero wieczorem, więc musiałem być wtedy wypoczęty. Im więcej snu, tym lepiej. Przysnąłem do godziny ósmej i wtedy wstałem.

Odpakowałem najpierw prezenty, które leżały już przy moim łóżku. Przyjaciele zaopatrzyli mnie w słodycze i różne gadżety. Wśród prezentów był nawet nowiutki zestaw do czyszczenia miotły. Poczułem się nieco mniej samotnie i w dobrym nastroju przygotowywałem się do nowego dnia. Oczywiście założyłem wybrany przez siebie strój i starannie ułożyłem włosy. 

Patrząc na siebie w lustrze pomyślałem, że wyglądam zajebiście. Biała koszula leżała na mnie idealnie, podwinąłem rękawy do łokci, zostawiłem dwa guziki rozpięte na górze i poprawiłem kołnierz. Krawat zawiązałem luźno, by wyglądał ładnie z lekko rozpiętą koszulą. Spodnie były wygodne i współgrały z resztą ubrań. Włosy wyglądały dziś wyjątkowo dobrze, a moja pewność siebie wychodziła poza możliwą skalę.

Nie ma opcji, że Lupin mi dziś odmówi. Nie pozwolę na to.

Dotarłem na śniadanie lekko spóźniony. Przy stole nauczycieli byli już wszyscy, natomiast wśród uczniów, którzy zostali w szkole, wydawało mi się, że było jeszcze mniej osób, niż wczoraj. Wszyscy dziś siadali przy jednym stole, więc usiadłem na końcu, obok pozostałych gryfonów. Cały czas miałem wrażenie, że ludzie się na mnie patrzą. Absolutnie mi to nie przeszkadzało. Nie dziś.

Na stole pojawiły się typowo świąteczne potrawy i desery. Spróbowałem wszystkiego po trochu, uważając, żeby nie zabrudzić koszuli. Z początku starałem się nie patrzeć w stronę stołu nauczycieli, chociaż nie było to proste. Zerknąłem tam dopiero pod koniec śniadania. Lupin rozmawiał z profesor McGonagall. Też miał na sobie białą koszulę, a na jego krześle wisiała czarna marynarka, którą pewnie zdjął, bo w sali było ciepło. Moje spojrzenie musiało zwrócić jego uwagę, bo popatrzył w moją stronę. Posłałem mu lekki uśmiech, a wtedy on odwrócił wzrok znów w stronę McGonagall.

Uroczy jak zwykle.

Po śniadaniu Dumbledore zapowiedział, że dziś o piątej odbędzie się świąteczna uczta. Pasowało mi to, bo miałem jeszcze parę godzin, aby dokładnie przygotować się do mojego wieczornego zamiaru. Wszystko miało odbyć się po uczcie.

Wróciłem do pokoju wspólnego i przez pozostały czas krzątałem się po dormitorium, odkładając różne rzeczy na miejsce. Zaczynałem się powoli stresować i stwierdziłem, że będę musiał zapalić zanim pójdę z nim porozmawiać. Muszę być rozluźniony, nie spięty, bo nic z tego nie wyjdzie. Po alkohol sięgać nie będę, bo wtedy nie weźmie mnie na poważnie. Papieros dobrze mi zrobi, a jemu nie będzie przeszkadzać, bo w końcu sam też pali.

Wziąłem ze sobą z szafy skórzaną kurtkę, żeby mieć w czym wyjść zapalić. Do kieszeni wsunąłem paczkę papierosów i zapalniczkę. Ta kurtka nie należała do najcieplejszych moich ubrań, ale musiała wystarczyć. Na razie niosłem ją w ręku, gdy zmierzałem do Wielkiej Sali. W środku było jeszcze mało osób, więc zająłem sobie miejsce bardziej przy środku stołu i odłożyłem kurtkę na bok. 

Stres odczuwałem coraz bardziej, a już szczególnie, gdy w sali pojawił się Lupin. Odprowadziłem go wzrokiem do stołu nauczycieli, on też na mnie patrzył, chociaż udawał, że wcale tego nie robi. Usiadł na miejscu i od razu zwrócił się do profesora Slughorna, który również rozsiadł się na swoim stałym miejscu.

Postanowiłem znów odwrócić swoją uwagę od Lupina i zająłem się tym, co było na stole, chociaż prawie wcale nie miałem apetytu. Zaczynałem lekko panikować w głowie, bo z każdą minutą zbliżała się moja upragniona rozmowa. Postanowiłem, że wyjdę z uczty nieco wcześniej, żeby mieć chwilę, aby się uspokoić. Nie sądziłem, że będę się tak denerwował tą rozmową. 

Wstałem powoli i zabrałem swoją kurtkę, nawet nie oglądając się na stół nauczycieli, wyszedłem z Wielkiej Sali i postanowiłem zapalić przed wejściem do zamku. Ubrałem kurtkę i wymknąłem się przez drzwi wejściowe. Było cholernie zimno, ale musiałem zapalić. Inaczej chyba bym się nie uspokoił. 

Wyjąłem z paczki papierosa i odpaliłem go. Od razu się zaciągnąłem i poczułem się nieco lepiej. Mróz szczypał mnie lekko w twarz, ale wydawało mi się to całkiem przyjemne. Układałem w głowie swoje myśli, powoli paląc, a gdy już wypaliłem połowę papierosa, drzwi wejściowe uchyliły się i na zewnątrz wyszedł on. Profesor Lupin.

— O, nie sądziłem, że cię tu spotkam. — Powiedział, posyłając mi uśmiech.

— Cóż. — Poruszyłem brwiami i zaciągnąłem się dymem. — Widocznie tak chciał los. Dokąd się pan wybiera?

— Wyszedłem zapalić. — Oznajmił i też odpalił papierosa. Przez moment panowała cisza, po prostu paliliśmy. — Nie jest ci zimno? — Zapytał nagle.

— Nie. Teraz już nie. — Zgasiłem w śniegu końcówkę swojego papierosa i westchnąłem. Musiałem z nim porozmawiać i odpowiednio to rozegrać. Uznałem, że tu na zewnątrz nie panowały zbyt dobre warunki do rozmowy, więc oparłem się o ścianę i czekałem, aż on skończy palić.

— Nie wracasz do środka? — Zerknął na mnie, a ja pokręciłem głową.

— Musimy porozmawiać. Dobrze wiesz o czym. — Uśmiechnąłem się cwaniacko. Lupin pokiwał głową i zaciągnął się dymem.

— Dobrze. Ale nie rób sobie nadziei, nadal jestem tego samego zdania.

— Omówimy to w twoim gabinecie. To nie jest odpowiednie miejsce. — Oznajmiłem. Specjalnie przestałem do niego mówić na "pan", żeby przestał widzieć we mnie tylko ucznia. Chciałem przejąć inicjatywę na tyle, na ile było to możliwe.

— Ty to sobie dokładnie zaplanowałeś, co? — Zapytał, uśmiechając się pod nosem.

— Być może... — Zrobiłem krok w jego stronę i położyłem dłoń na jego ramieniu. Nasze spojrzenia się spotkały. — Przyznaj, że ty też myślałeś o tej rozmowie.

— Myślałem, jeśli mam być szczery. — Zgasił papierosa i lekko zsunął moją dłoń ze swojego ramienia. — I nie sądzę, żebyś zdołał mnie do czegokolwiek namówić.

— Może więc przejdziemy do gabinetu i tam przedyskutujemy ten temat? — Otworzyłem drzwi, spoglądając na niego. On westchnął lekko i wszedł do środka. Razem ruszyliśmy schodami w górę i skierowaliśmy się do jego gabinetu. Wiedziałem, że nie będzie łatwo, ale miałem nadzieję, że uda mi się coś wyegzekwować.

Otworzył drzwi kluczem i weszliśmy do pomieszczenia. Za pomocą różdżki zapalił światło, a ja zamknąłem za sobą drzwi i przy pomocy swojej, wyciszyłem pokój, tak w razie czego. Lupin oparł się o biurko i wpatrzył się we mnie z poważną ekspresją. Podszedłem nieco bliżej, posyłając mu lekki uśmiech i przy okazji łapiąc z nim kontakt wzrokowy. 

— Od czego chcesz zacząć tą rozmowę? — Zapytał.

— Może od faktów. — Zastanowiłem się, odszukując w głowie jeden ze scenariuszy, które snułem ostatnimi dniami. — Faktem jest, że ty mi się podobasz. I że ja też ci się podobam. To, co zdarzyło się między nami w Noc Duchów też jest faktem i jestem pewien, że ty też nie potrafisz o tym zapomnieć, tak samo jak i ja.

— Przypominam ci, że faktem jest też to, że ja jestem twoim nauczycielem, a ty moim uczniem i jest to niedopuszczalne, żeby nasza relacja wychodziła poza ten schemat.

— Ale jestem pełnoletni i za parę miesięcy wszystko będzie całkowicie legalne. 

— Sporo może się w tym czasie wydarzyć. Jesteś młody, masz wokół siebie wielu ludzi, możesz się zakochać w kimś nowym i szybko o mnie zapomnieć. — Westchnął lekko. — W ogóle, za daleko to wszystko zaszło w twojej głowie. Nawet jeśli cię lubię i uważam, że jesteś atrakcyjny, nie wolno mi wejść z tobą w żadną poważną relację. 

— Uwierz mi, gdybym miał o tobie zapomnieć, nie było by mnie tutaj teraz. — Podszedłem bliżej do niego i przechyliłem głowę. — Myślisz, że w mojej głowie to zaszło za daleko? Przyznaj, że w twojej też, Remus.

Lupin zmierzył mnie spojrzeniem i przygryzł dolną wargę. Uśmiechnąłem się do niego cwaniacko i lekko złapałem między palce jego krawat. Nasze oczy znów się spotkały i przez moment wydawało mi się, że wkrótce mi ulegnie. 

— Nie mogę... Nie można nam. — Powiedział po chwili i pokręcił głową. Postanowiłem podjąć nową metodę i mocniej chwyciłem za jego krawat, po czym przyciągnąłem go bliżej i złączyłem nasze usta. Z początku nie odwzajemnił pocałunku, ale nie zamierzałem się poddawać. Na moment oderwałem swoje usta od tych jego, spojrzałem mu znów w oczy, po czym ponownie go pocałowałem.

Tym razem się poddał. Nasze usta współgrały ze sobą idealnie, a cały świat przestał na chwilę istnieć. Jego dłonie chwyciły się moich ramion i on przerwał pocałunek. Spojrzeliśmy znów na siebie, czułem, że wszystko zmierza w odpowiednim kierunku.

— No dobra, mam propozycję. — Zaczął mówić. — Tej jednej nocy masz mnie na wyłączność, możesz ze mną zrobić co tylko zechcesz, wszystko jest dozwolone... Ale wszystko potem zostaje między nami, nikt nie może się dowiedzieć, nie rozmawiamy o tym dopóki nie skończysz szkoły. Jeśli dalej będziemy sobą zainteresowani, to wtedy damy sobie szansę. Zgoda?

— Podoba mi się ta propozycja. Chciałbym tylko wprowadzić jedną małą modyfikację do części pierwszej. — Lekko przeczesałem dłonią jego włosy.

— Jaką? 

— Bo widzisz, przerwa świąteczna trwa do pierwszego stycznia, a moi przyjaciele wyjechali, więc moja propozycja jest taka, żebyśmy spędzili razem ten czas... Na różnych rzeczach... A potem znów wrócimy do naszej formalnej relacji i poczekamy aż skończę szkołę. Może być? — Posłałem mu uśmiech i poruszyłem brwiami. Lupin zastanowił się chwilę.

— Nie chcę ci niczego obiecywać... Ale dobrze... Wstępnie możemy się tak umówić, że spędzimy razem trochę czasu przez te dni.

— Cudownie. — Delikatnie musnąłem jego usta swoimi i chwyciłem go za rękę. — No to chodźmy do twojego pokoju. Chyba, że wolisz to zrobić na biurku.

— Osobiście preferuję łóżko. — Uśmiechnął się poprowadził mnie do drzwi, które prowadziły do pokoju, w którym mieszkał. Byłem coraz bardziej podekscytowany i szczęśliwy, że wszystko poszło po mojej myśli. 

Teraz był cały mój i mogłem zrobić z nim wszystko... Postanowiłem więc, że tej nocy nigdy nie zapomni.

______________

Uwaga, następne rozdziały będą +18! I będzie się trochę działo ~ 

Czy chcecie dostać następny rozdział w ramach mikołajków? <3 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro