[19]

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— Jesteś gotowy? Zapytał Remus, pochylając się nade mną, jego biodra poruszyły się lekko na mnie, moje dłonie były przyciśnięte do poduszki, moje ciało było zupełnie pod jego kontrolą. W odpowiedzi pokiwałem głową.

Jego biodra zaczęły się ruszać. Coraz szybciej, z każdą chwilą coraz intensywniej. Pokój życzeń wypełniały różne dźwięki, głównie jęków, które wydobywały się z naszych ust. Czułem się coraz przyjemniej, byłem coraz głośniejszy, a on zaczął powtarzać moje imię.

"Syriusz... Syriusz... Syriusz... Obudź się"

Ostatnie słowa mi nie pasowały, ale wszystko trwało dalej. 

"Syriusz... Syriusz, masz zły sen, obudź się"

Znów usłyszałem, ale jego głos zmieniał się. Odpowiedziałem tylko "Nie" i zalała mnie fala przyjemności. 

I nagle wszystko zniknęło. Pokój życzeń, Lupin, łóżko. Zamrugrałem oczami w ciemności i znów byłem we własnym dormitorium. Byłem cały spocony, zdyszany, jakbym rzeczywiście przed chwilą był z Lupinem. Na moim łóżku przysiadł James, który przyglądał mi się wystraszony.

— W końcu... Miałeś jakiś koszmar, co nie? Krzyczałeś przez sen. — Powiedział.

— Oj tak... — Pokiwałem głową i usiadłem, powoli łapiąc oddech. — To chyba był paraliż senny, nie mogłem się obudzić. 

— Współczuję... Chcesz się położyć ze mną? — Zaproponował.

— Nie, nie... Tylko do łazienki pójdę, nic mi nie będzie. — Zapewniłem i podniosłem się z łóżka. James wrócił do siebie, a ja poszedłem się ogarnąć. Nigdy wcześniej nie miałem takiego snu. Wszystko było takie prawdziwe, jakby stało się naprawdę. Nawet moje ciało było przekonane, że to nie był sen.

Gdy wróciłem znów do łóżka, analizowałem całą sytuację. W ten sam sposób robiliśmy to w sylwestra. To była piękna noc, ale minęło już od niej trochę czasu. Styczeń już prawie dobiegał końca. Ja i Remus trzymaliśmy się na dystans, natomiast mój układ z Evanem znów był w pełni życia. Nadal nie pogodziliśmy się z Aidenem i nastroje wśród naszej paczki były dość kiepskie przez tą sytuację. W poranek po moim nocnym "koszmarze" próbował on zamienić ze mną parę słów. 

— Wszystko okej? — Zapytał.

— Tak. 

— Miałeś zły sen w nocy? Nic ci nie jest?

— Nic mi nie jest. — Odpowiedziałem chłodno i wyszedłem z pokoju, bo akurat byłem gotów. James i Peter już czekali na dole i potem razem wyszliśmy na śniadanie. Pytali mnie oczywiście, co to był za sen, dlatego wymyśliłem historyjkę o wielkim jaszczurze, który próbował mnie zjeść. Nic innego nie przyszło mi nawet do głowy. 

To był dzień, gdy obronę przed czarną magią mieliśmy akurat rano. Gdy zobaczyłem Lupina w sali, od razu zrobiło mi się gorąco. Usiadłem na swoim miejscu, lekko wachlując się pergaminem i przygotowywałem się do lekcji. Lupin kontynuował dzisiaj temat dementorów i zaczął opowiadać o obronie przed nimi. Myślałem o nim teraz bardzo intensywnie, ale nie chciałem go rozpraszać, więc wzrok skupiałem na biurku przed sobą. 

W międzyczasie uznałem, że porozmawiam z nim chwilę po lekcji. Wyszeptałem do Jamesa, że na moment zostanę, jak już pakowaliśmy z powrotem swoje torby. Wszyscy wyszli z sali, a ja podszedłem do biurka, uśmiechając się łobuzersko. Zostaliśmy sami. 

— Syriusz, jeśli to nie dotyczy lekcji, nie mam czasu. — Powiedział i wstał z krzesła. Pozbierał do teczki swoje rzeczy.

— Chciałem tylko panu powiedzieć, że był dziś pan w moim śnie. — Poruszyłem brwiami. On spojrzał na mnie pytająco.

— Tak? I co robiłem?

— To, co w sylwestra. — Wyszeptałem i puściłem mu oczko. Lupin uśmiechnął się pod nosem.

— To musiał być przyjemny sen. — Stwierdził i wyszedł zza biurka, razem ruszyliśmy w stronę drzwi. — Jakiś czas temu też miałem sen. O Bożym Narodzeniu. 

— Byłem tam?

— Oj tak. — Pokiwał głową. Wyszliśmy z sali i on zamknął ją na klucz. — Zmykaj na następne zajęcia, bo się spóźnisz. 

Posłałem mu uśmiech i ruszyłem w drogę. Obejrzałem się na niego raz i zauważyłem, że odprowadzał mnie wzrokiem. Tęskniłem za nim, ale nie mogłem nic zrobić. Powtarzałem sobie ciągle, że muszę być dorosły i trzymać się umowy.

Dotarłem pod następną salę i dzień jakoś leciał dalej. Nie działo się nic szczególnego. Kolejna noc jednak przyniosła następny sen o Lupinie i znów obudził mnie James. Sytuacja powtórzyła się w jednym tygodniu jeszcze trzy razy. 

— Może pójdź do pani Pomfrey, niech coś zrobi z tymi koszmarami... — Zaproponował James. Była już sobota i znów w nocy musiał mnie zbudzać, bo mój sen był zbyt realistyczny. 

— Nie wiem, czy by pomogła... — Westchnąłem i spojrzałem na niego. Byłem już trochę zmęczony tymi snami, chociaż należały do przyjemnych. Zastanawiałem się, czy to przez ten natłok myśli w głowie, który mam ostatnio. Moje uczucia do Lupina nie zniknęły, wręcz przeciwnie, musiałem mocno z nimi walczyć.

— Spróbuj. Na pewno ma jakieś sposoby. Albo przynajmniej coś doradzi. — Stwierdził. Zastanawiałem się przez całe śniadanie, czy pójść za jego radą, po czym uznałem, że może rzeczywiście będzie to dobry pomysł. Udałem się po śniadaniu do skrzydła szpitalnego, gdzie spotkałem panią Pomfrey. Akurat nie była zajęta, więc od razu miała dla mnie czas. Zaprosiła mnie do gabinetu i zasiedliśmy naprzeciw siebie przy biurku.

— Co się dzieje? — Zapytała.

— Miewam ostatnio sny, bardzo realistyczne, krzyczę przez sen i lokatorzy mają już dość. 

— Na dolegliwości senne mam jedynie eliksir usypiający. Wątpię, żeby pomógł akurat w tym wypadku. — Powiedziała i na chwilę się zamyśliła. — Sny nie biorą się znikąd, jeśli dotyczą czegoś, o czym sporo myślisz, lub tego, czego się obawiasz, to mogę polecić ci tylko tyle, aby uporządkować sprawy w swojej głowie i nie trzymać wszystkiego w sobie. 

— Cóż, mam ostatnio dość sporo w głowie, dzieją się różne rzeczy i w sumie... Jestem z tym sam...

— Więc może warto się z kimś tym podzielić, dla własnego spokoju. — Oznajmiła. — Nie ze mną, rzecz jasna, ja jestem lekarzem od urazów fizycznych. 

— Tak, rozumiem.

Pani Pomfrey niewiele zaradziła na mój problem, ale dała mi do myślenia. Wracając do pokoju wspólnego zastanawiałem się, z kim o tym wszystkim porozmawiać.  Nie chciałem, aby wszyscy wiedzieli, co się działo między mną a Lupinem. Miałem z nikim o tym nie rozmawiać, ale trzymanie tego w sobie miało swoje konsekwencje. 

Najlepszą opcją było, aby powiedzieć Jamesowi o wszystkim. On jest moim przyjacielem, wiedział już, że zakochałem się w Lupinie, myślę, że gdy mu powiem o tym, do czego doszło to też zachowa to dla siebie. Powiedziałbym mu także o Evanie, bo i tak podejrzewa, że coś się dzieje. Ufałem mu, dlatego nawet myśląc teraz o tym, że mu wszystko powiem, czułem się spokojnie.

Miałem zamiar załatwić to jak najszybciej. Poszedłem więc od razu do dormitorium, gdzie zastałem całą trójkę moich lokatorów. Aiden i James popatrzyli w moją stronę, gdy zatrzymałem się w drzwiach. Moje przybycie musiało przerwać ich rozmowę.

— Jest i Syriusz. Możesz mu powtórzyć to, co powiedziałeś nam. — Powiedział James, patrząc na Aidena. Ten wydawał się skruszony, a w takiej wersji jeszcze go nie widziałem. Zamknąłem za sobą drzwi i czekałem na rozwój sytuacji.

— Dobra... Więc... Porozmawiałem z dziewczynami i je przeprosiłem. Wiem, że zachowałem się jak kretyn i w ogóle i przepraszam za wszystko.

— Och, to jakaś nowość. Aiden jednak potrafi przepraszać. — Popatrzyłem na niego i westchnąłem. — Ja też przepraszam. Za to, że przywaliłem ci w twarz. Poniosło mnie.

— Rozumiem. Należało mi się. — Pokiwał głową.

— Jednak nadal nie wiem, dlaczego zachowałeś się jak debil. Możesz nam to wyjaśnić? — Zapytałem. On spuścił wzrok i wzruszył ramionami.

— Źle na mnie wpływa życie w związku, brakuje mi wrażeń... Lily powiedziałem co innego, oczywiście, ale wam mówię prawdę. Mam wrażenie, że oszaleję.

— Trzeba było to przemyśleć, zanim się zdecydowałeś ją poprosić. Wszystko ma swoje konsekwencje. — Oznajmił James. — Tolerowaliśmy wiele twoich wyczynów, ale teraz po prostu przesadzasz. To się musi skończyć.

— Wiem. Poprawię się, przysięgam...

— Dobra, dajmy mu szansę. — Powiedział Peter. — Każdy czasem popełnia błąd.

Spojrzeliśmy po sobie z Jamesem, a potem razem zwróciliśmy wzrok na Aidena i kiwnęliśmy głowami. Mógł być debilem, ale nadal był naszym przyjacielem. W dormitorium w końcu zapanował spokój.

— James. — Zaczepiłem go, gdy Peter i Aiden zajęli się rozmową o Quidditchu i właśnie wręczał mu on plakat z Bagmanem. — Chcę z tobą porozmawiać. To bardzo ważna i duża sprawa... 

— Oczywiście. Teraz chcesz rozmawiać? — Zapytał. 

— Jeśli masz czas... 

— Jasne. — Uśmiechnął się i spojrzał w stronę chłopaków. — My wychodzimy, spotkamy się na obiedzie. — Oznajmił i razem ulotniliśmy się z pokoju. Uznałem, że potrzebujemy naprawdę prywatnego miejsca, gdzie nikt nie będzie mógł niczego podsłuchać. Miałem w końcu zdradzić swoje największe sekrety. Oczywiście, wybrałem pokój życzeń na tę okazję i gdy tam dotarliśmy, wszystko było przygotowane do naszej poważnej rozmowy.

Usiedliśmy na kanapie i James czekał, aż zacznę mówić. Jak przyszło co do czego, okazało się, że jednak nie jest to wcale takie łatwe.

— To, co ci powiem musi zostać między nami na zawsze. Nikt inny nie może o tym wiedzieć, nikomu nie możesz pisnąć ani słówka. To bardzo ważne i tylko pod tym warunkiem ci to opowiadam. Więc... Przysięgnij... Że nigdy nikomu nie wspomnisz o tym, co usłyszysz w tej rozmowie.

— Uroczyście przysięgam, że wszystko co za chwilę usłyszę zostanie tylko między nami. Wiesz, że możesz mi zaufać, każda twoja tajemnica jest ze mną bezpieczna.

— Wiem... — Westchnąłem. — Pierwsza sprawa dotyczy Lupina. Jak pamiętasz, w noc duchów przypadkowo spotkałem go w barze i się całowaliśmy. Mówiłem ci potem, że się zakochałem. Pewnie to pamiętasz. Więc sytuacja rozwinęła się dalej, gdy wyjechaliście na święta. On z początku nie chciał się na nic zgodzić, ale w Boże narodzenie się złamał i zawarliśmy umowę, że aż do Sylwestra będziemy się spotykać. No i się spotykaliśmy. Sypialiśmy ze sobą, rozmawialiśmy, było naprawdę cudownie. Twoja peleryna mi się bardzo przydała, bo mogłem się wymykać z jego gabinetu do dormitorium i zostać niezauważonym. Po sylwestrze nasza umowa się skończyła i znów jesteśmy w czysto formalnej relacji, jednak nie jest to wcale proste... Te sny, które mam... To nie są koszmary... To są sny, w których jestem z nim... I zapewniam, że nic strasznego mi się nie śni, wręcz przeciwnie. 

Jamesa zatkało, patrzył się na mnie z szeroko otwartymi oczami i analizował całą moją wypowiedź w głowie. Był w szoku, co było zrozumiałe. 

— Czyli ty... Sypiałeś z nauczycielem, w przerwie świątecznej... I on odwzajemnia twoje uczucia... I wy tak po prostu zachowujecie się, jak gdyby nigdy nic?...

— Na razie nam to wychodzi, ale miewam te sny i to chyba znak, że za długo trzymam to w sobie. On był dla mnie naprawdę cudowny przez ten czas... I powiedział, że gdy skończę szkołę i nadal będę chciał... To będzie na mnie czekał... 

— Zakochał się. — Potter pokiwał głową. — Nic dziwnego, że tak często się na ciebie patrzy. Szczególnie w Wielkiej sali na posiłkach.

— No widzisz... Więc z nim jest taka sytuacja i teraz mam tak, że chciałbym wciąż z nim sypiać, ale nie mogę, bo mieliśmy umowę i nie chcę zachować się jak dzieciak i robić mu jakieś awantury... Także próbuję się od tego wszystkiego jakoś zdystansować, zająć się czymś innym...

— Dlaczego mam wrażenie, że zaraz usłyszę, że w ramach dezorientacji sypiasz z Rosierem? 

— Bo mamy wspólną komórkę mózgową i doskonale wiesz, że właśnie chciałem to oznajmić. — Posłałem mu niewinny uśmiech, James ukrył twarz w dłoniach. Załamał się. — Mamy z Evanem układ, czysto przyjacielski. Spotykamy się na seks, albo na całowanie, zależy od nastrojów. Miałeś co do tego dobrą intuicję, ale nie chciałem znów słuchać tego, że popełniam błąd i jak to wszystko wyjdzie źle i w ogóle...

— Cóż, przynajmniej wiesz, co chciałem powiedzieć. To raczej nie jest dobry pomysł, ale nie będę prawić ci morałów. Już i tak spałeś z nauczycielem, posunąłeś się dalej, niż mógłbym to sobie wyobrazić.

— Wiem, że pewnie jesteś mną rozczarowany w tej chwili. Nie dziwie ci się. O Evanie wie tylko Marlena, bo przypadkiem słyszała naszą rozmowę. — Westchnąłem. — O Lupinie wiesz tylko ty.

— I zatrzymam obie sprawy dla siebie, chociaż naprawdę mnie w tej chwili strasznie zaskoczyłeś. Jestem w szoku... No, przynajmniej Lupin nie jest zbyt stary i jest całkiem przystojny. 

— Jest idealny, jak dla mnie... Uwielbiam w nim wszystko i serio, ten tydzień między świętami a sylwestrem był najcudowniejszym tygodniem w całym moim życiu... Z nikim się tak dobrze nie czułem.

— Więc będziesz czekał do końca szkoły, aby się z nim zejść, tak?

— Chciałbym, tak. — Uśmiechnąłem się. — Może w końcu trafię w dobre ręce. 

— Oby. A on nikogo nie ma na pewno?

— Nie ma. Opowiadał mi o zerwaniu nawet. A wiesz, z kim się spotykał?

— No, z kim? 

— Z Ludo Bagmanem. — Oznajmiłem. James popatrzył na mnie z niedowierzaniem, a ja pokiwałem głową. — Tak, to prawda.

— Teraz to już w ogóle mnie zaskoczyłeś. On i Ludo Bagman?! Niby jak...

— Uczyli się razem w Hogwarcie, byli ze sobą prawie dziesięć lat.

— I czemu zerwali?

— Podobno przez to, że Bagman był strasznie pochłonięty Quidditchem i nie miał dla niego czasu. Lupin nie lubi o nim gadać. 

— Cóż, kto lubi rozmawiać o byłych... — James pokręcił głową. — Nie wierzę, ile się dziś dowiedziałem... Normalnie... Tyle nowych informacji...

— I wszystkie zachowasz dla siebie.

— Tak jest... Ale naprawdę, chyba dzisiaj normalnie nie zasnę.

Uśmiechnąłem się lekko i wzruszyłem ramionami. James na szczęście jakoś zaakceptował moje wybryki i oszczędził mi swoich komentarzy. Jeszcze chwilę posiedzieliśmy w pokoju życzeń i gdy on stwierdził, że czas już wrócić do żywych, zeszliśmy do Wielkiej sali na obiad.

Usiedliśmy naprzeciwko Petera i Aidena, którzy rozmawiali ze sobą. Obok blondyna siedziała Lily, która uśmiechała się, przeglądając jakieś notatki. Marlena i Dorcas pojawiły się parę minut po nas i całą grupą znów byliśmy zgrani. Przy obiedzie rozmawialiśmy, żartowaliśmy i wszystko było tak, jak na początku roku szkolnego. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro