[34]

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Maj powitał nas wszystkich nagłą zmianą pogody z deszczowej i nieprzewidywalnej, na niemalże letnią. Większość uczniów spędzała czas wolny na zewnątrz, ciesząc się z przyjemnej pogody, natomiast ci z piątego i siódmego roku mieli w perspektywie ważne egzaminy. 

Dziewczyny zaczęły przygotowywać się do owutemów już na początku maja i zachęcały nas do nauki. My nie mieliśmy jednak na to specjalnie ochoty. James wolał skupić się na Quidditchu i zakończyć sezon z pucharem dla Gryffindoru, ja nadal romansowałem z nauczycielem i udawało nam się utrzymać to dalej w tajemnicy. Aiden wciąż nie mówił nam dokąd znika tak często i zawsze odpowiadał wymijająco, natomiast Evan zaczął ze mną znów więcej rozmawiać. W pierwszy majowy weekend wybraliśmy się nawet na spacer po błoniach i przy okazji poważnie porozmawialiśmy o naszej relacji.

— Rozumiesz, dlaczego chciałem się zdystansować, prawda? Musiałem to zrobić, żeby wszystko jakoś poukładać sobie w głowie i wrócić do normy.

— Evan, ja wszystko rozumiem i pewnie zrobiłbym to samo na twoim miejscu. I naprawdę nie chciałem cię skrzywdzić... Gdybym potrafił, odwzajemniłbym twoje uczucia...

— Wiem, ale teraz już poradziłem sobie z tym. Dlatego chciałbym odbudować naszą przyjaźń, o ile jest to możliwe...

— Myślę, że jest. — Uśmiechnąłem się do niego. Evan odwzajemnił uśmiech i pokiwał głową.

— Też myślę, że nam się uda... Więc... Co się u ciebie działo przez te parę miesięcy? 

— Cóż... Zarobiłem parę szlabanów, stresowałem się meczami quidditcha, spędzałem czas z... Z Jamesem i Peterem. Nic ciekawego, tak właściwie. — Wzruszyłem ramionami. — A co działo się u ciebie?

— Ja spędzałem czas z Rabastanem, tak głównie. Trenowałem dużo, żeby dobrze zagrać w meczach... Ostatnio mi nie poszło, przez tego kretyna... No ale poza tym, to czas jakoś zleciał...

— Spotykasz się z kimś? — Zapytałem, zerkając na niego.

— Mam kogoś na oku, ale to nic poważnego. Zwykła zabawa. — Odpowiedział. — A ty? 

— Ja nie, skupiam się na egzaminach, więc nie mam czasu. — Skłamałem.

— Rozumiem. Ty zdajesz owutemy z transmutacji, zaklęć i eliksirów... I z czego jeszcze?

— Z obrony przed czarną magią, oczywiście. 

— No tak. — Pokiwał głową. — Podobno rozrabiałeś ostatnio na zajęciach Lupina, tak słyszałem.

— Trochę. — Zaśmiałem się krótko. — Chciałem zobaczyć, jak łatwo go zdenerwować. Ale ogółem on jest naprawdę w porządku. Można z nim porozmawiać normalnie i w ogóle... 

— Jest okej, tylko sporo wymaga czasami. Często mnie pyta, nie wiem dlaczego.

— Naprawdę? — Spojrzałem na niego. — Jak często?

— Co tydzień, tak właściwie. Nie wiem, dlaczego wybiera akurat mnie. Spytałby Rabastana, może by go to zmotywowało do nauki i przestałby wypytywać mnie o wszystko. A tak to zawsze odpowiadam na pytania Lupina, a potem jeszcze na pytania Rabastana. Oszaleć można...

— Czaję... 

— A poza mną, co tydzień pyta też twojego brata. Ale wydaje mi się, że jego jednak lubi bardziej, niż mnie i zadaje mu łatwiejsze pytania.

— Aha... No ciekawe, ciekawe... — Pokiwałem głową i zanotowałem sobie w pamięci, żeby rozmówić się z Lupinem na ten temat. — Mi też często zadaje pytania. I wysyła mnie zawsze do biblioteki z książkami. 

— Facet ma sporą wiedzę, jak na tak młody wiek. Pewnie jest samotny i jego jedyną rozrywką są książki. Żałosne. — Stwierdził Evan. Spojrzałem na niego, ale ugryzłem się w język, żeby nie powiedzieć czegoś, czego nie powinienem i tylko wzruszyłem ramionami. 

Weszliśmy z powrotem do zamku, bo zbliżała się pora obiadu. Ledwo przekroczyliśmy próg drzwi i spotkaliśmy Lupina, który najpierw spojrzał na mnie, a potem na Evana i zauważyłem, że coś było nie tak.

— Dzień dobry. — Powiedzieliśmy do niego jednocześnie.

— Dobry, dobry. — Odpowiedział, po czym minął nas i zniknął za drzwiami wejściowymi. Obejrzałem się tylko za nim i poszedłem dalej z Evanem do Wielkiej sali.

Miałem nadzieję, że Remus nie pomyślał sobie, że dzieje się coś między mną, a Rosierem. Musiałem z nim porozmawiać, ale odłożyłem to na później. Gdybym teraz za nim poszedł, Evan mógłby coś sobie pomyśleć. W Wielkiej sali się rozeszliśmy i usiadłem obok moich znajomych, a on obok swoich. Aiden spojrzał na mnie ze zdziwieniem.

— Pogodziliście się? Ty i Rosier?

— Tak myślę. — Pokiwałem głową. — W końcu porozmawialiśmy.

— Ah tak... I co ciekawego mówił? Opowiadał o czymś?

— Trochę opowiadał. Powiedział mi, że Lupin często go pyta na zajęciach. — Wzruszyłem ramionami.

— Cóż, tak bywa. A nie mówił nic o romansach? — Aiden poruszył brwiami.

— Nie. W sumie to nie. A czemu pytasz? — Spojrzałem na niego podejrzliwie, głównie dla zabawy. James i Peter też zerknęli w jego stronę. Aiden jakby spanikował i zaczął kręcić głową.

— Tylko ciekawość, zastanawiałem się, czy kretyn se kogoś znalazł. Jeśli nie, to w sumie nic dziwnego, kto by chciał z nim być. — Machnął ręką. Spojrzeliśmy po sobie z chłopakami i postanowiliśmy nie komentować. Jego zachowanie było strasznie podejrzane ostatnio i byliśmy przekonani, że coś przed nami ukrywa. Ja byłem przekonany, że ma to związek z Evanem, ale James i Peter mieli inne teorie na ten temat. Jeden myślał, że Aiden pewnie spotyka się z kilkoma osobami na raz, dlatego jest taki tajemniczy, a drugi uważał, że wymyka się z Hogwartu, żeby spotykać się z kimś dużo starszym od siebie w Hogsmeade. McKinnon byłby zdolny zrobić każdą z tych rzeczy.

Prawda jednak w końcu wyszła na jaw, zresztą, nie tylko ta o tajemniczym zachowaniu Aidena.

Jako, że w sobotni wieczór nie zastałem Remusa w jego gabinecie, postanowiłem spróbować zaczepić go innego dnia i z nim porozmawiać na temat Evana. Wiedziałem, że coś było nie tak, bo przez cały weekend unikał mnie i wydawał się być zdenerwowany. Podczas wtorkowej lekcji wcale nie zwracał na mnie uwagi, natomiast Evan poskarżył mi się kolejnego dnia, że dostał do napisania dodatkowe wypracowanie i właściwie sam nie wie, co zrobił.

Stwierdziłem więc, że im szybciej dorwę Lupina i z nim porozmawiam, tym lepiej. Próbowałem parę razy dostać się do jego gabinetu, ale go tam nie zastałem. W końcu pożyczyłem od Jamesa pelerynę niewidkę i jeszcze raz udałem się do gabinetu Remusa w czwartkowe popołudnie. Czekałem tam na niego i w końcu go tam zastałem, a wtedy nie miał wyjścia, musiał ze mną pogadać.

— Powiedz mi, co się dzieje? Unikasz mnie, ignorujesz, nie ma cię tutaj, gdy próbuję z tobą pogadać... 

— Sam nie wiem, jak ci to wytłumaczyć... — Westchnął. — Jestem stary i żałosny...

— Nie jesteś... Czy chodzi o Evana? Jesteś zazdrosny? — Zapytałem. Remus pokiwał głową. — Ale kochanie, przecież dobrze wiesz, że nie widzę świata poza tobą... Evan to mój przyjaciel, po prostu rozmawialiśmy...

— Ale mieliście ten cały układ! No i... On jest bardziej w twoim wieku i nadal na ciebie patrzy takim rozmarzonym spojrzeniem, nie podoba mi się to!

— Remus... Spokojnie... Żaden układ między nami się nie wywiąże nigdy więcej, dobrze wiemy, że to był błąd. W sobotę tylko rozmawialiśmy, nie powiedziałem mu nic o nas, on nie wyszedł z żadną propozycją wobec mnie, nic się nie działo. I wiek naprawdę nie ma znaczenia dla mnie.

— Wierzę ci, ale po prostu... Nie lubię go... — Skrzyżował ramiona.

— Twoje personalne odczucia wobec niego nie uprawniają cię ani trochę do tego, aby podczas lekcji go karać bez powodu. Powiedział mi, że często go pytasz i że ostatnio zadałeś mu dodatkową pracę.

— Bo wkurzyłem się. To taki cwaniaczek, co tylko by układy z ludźmi zawiązywał i niczego poważnego w życiu nie zrobił. I wierz mi, ja jestem świadom tego, że nie powinienem tak robić, ale kurwa, gdy na niego patrzę, to po prostu...

— Remus... — Położyłem dłonie na jego ramionach. — Spokojnie. Zaczynasz brzmieć jak Aiden. On też go nigdy nie lubił i na niego pomstował...

— Jak Aiden? Aiden McKinnon? — Zapytał i spojrzał na mnie zdziwiony.

— Tak.

— On ma nie lubić Rosiera? On?!

— No tak. Co w tym dziwnego?

— Czyli ty nie wiesz... — Pokiwał głową i spojrzał na mnie. — Powiem ci tak, między nimi na pewno coś jest i nie jest to nienawiść.

— O czym ty mówisz?...

— Widziałem ich razem kilka razy. Spotykają się często na siódmym piętrze. Zazwyczaj patroluję tamtą część zamku, więc wiem.

— Chcesz mi powiedzieć... Że oni mają romans?... 

— Raczej układ. — Pokiwał głową. — I to, że ten dzieciak ma jeszcze czelność patrzyć na ciebie, jakby był zakochany, to po prostu mnie...

— A więc miałem rację, że coś się między nimi dzieje. — Uśmieszek wkradł się na moje usta. — Wiedziałem, że coś zaiskrzyło wtedy, gdy pocałowali się na imprezie...

— Powiedziałbym ci już wcześniej, gdybym wiedział, że to ma jakieś znaczenie i że o tym nie wiesz. Myślałem, że McKinnon ci powiedział, jesteście przyjaciółmi. 

— Tak, ale widocznie nie chciał się przed nami przyznać... Jest mu pewnie głupio, że pomylił się co do Evana...

— Mimo wszystko, ja nadal jestem zazdrosny. — Stwierdził Lupin.

— Kochanie... — Objąłem jego szyję ramionami i spojrzałem w jego oczy. — Przysięgam ci, że jesteś jedyną osobą, z którą chcę być, i że żaden Rosier ani nikt inny nie namówi mnie na żaden układ, ani nic podobnego. I jeśli pojawi się taka propozycja, natychmiast zakończę znajomość z tą osobą. Zaufaj mi. 

— Ufam ci. — Powiedział i przytulił mnie mocno. — Po prostu nie chcę cię stracić, bo wtedy świat by mi się zawalił... 

— Nie stracisz mnie. Jestem cały twój. — Wtuliłem się w jego ramiona. — I serio, musisz skończyć z prześladowaniem Rosiera na lekcjach. Podpytaj jego kolegę, podobno on nic nie umie.

— No dobrze, dobrze... — Remus wplątał dłoń w moje włosy i przeczesał je delikatnie. — Masz rację.

— I gdy następnym razem będziesz z jakiegoś powodu zazdrosny, nie będziesz ode mnie uciekać, jasne? Masz ze mną porozmawiać jak dorosły z dorosłym. — Spojrzałem na niego. On uśmiechnął się i pokiwał głową.

— Dobrze. Tak zrobię. — Lekko ucałował moje czoło i przytulił mnie mocniej. — Zostaniesz ze mną dzisiaj? Widzę, że James pożyczył ci pelerynę...

— Zostanę. Oczywiście, że zostanę.

Spędziłem u niego cały wieczór, aż do ciszy nocnej. Uwielbiałem przebywać w jego towarzystwie i nie mogłem się doczekać, aż po szkole razem zamieszkamy. Zaproponował to jakiś czas temu, a ja z chęcią się zgodziłem. 

Peleryna niewidka ułatwiła mi powrót do wieży Gryffindoru, lecz po drodze miałem okazję spotkać mojego lokatora. Aiden prawdopodobnie wracał ze spotkania z Rosierem, a ja nie mogłem sobie odpuścić, więc dorównałem mu kroku tuż przed portretem Grubej Damy i ściągnąłem z siebie pelerynę.

— Co się tak skradasz? — Zapytałem, on podskoczył i spojrzał na mnie wystraszony.

— Black, wystraszyłeś mnie! — Rozejrzał się. — Wracam ze spotkania, nic ważnego.

— Tak... Ze spotkania... — Stanęliśmy pod portretem, on wypowiedział hasło, po czym weszliśmy do pokoju wspólnego. — Wiem, z kim się spotykasz.

Aiden obejrzał się na mnie i ogarnęła go panika. Złapał mnie za nadgarstek i pociągnął za sobą do dormitorium, gdzie byli już James i Peter. Zamknął za nami drzwi i pokręcił głową.

— Nie mów nic!

— Czemu mam nie mówić? Głupio ci, co? Tyle razy ci mówiłem...

— Ja też wiem więcej, niż myślisz. — Powiedział i skrzyżował ramiona. Popatrzyłem na niego ze zdziwieniem i też skrzyżowałem ramiona. Reszta zwróciła na nas uwagę.

— Co się dzieje? — Zapytał James.

— Odkryłem ostatnio sekret Syriusza... — Aiden posłał mi łobuzerski uśmiech. 

— A ja odkryłem sekret Aidena. — Oznajmiłem, zerkając na Jamesa.

— To może się z nami nimi podzielcie, zamiast czaić się po kątach. — Zaproponował Peter. 

— Z przyjemnością. — McKinnon podszedł bliżej i spojrzał na mnie z góry. — Sypiałeś z Rosierem przez jakiś czas.

— Owszem. A ty sypiasz z nim teraz. — Wyprostowałem się i popatrzyłem mu w oczy.

— Tak. Ale ja wiem coś jeszcze...

— A niby co?

— Masz romans z Lupinem. 

— Skąd takie wnioski? — Uniosłem brwi, próbując udawać zaskoczenie.

— Widziałem, jak kilka razy wymykałeś się nocą z jego gabinetu. Akurat wracałem ze swoich nocnych przygód. A nam mówiłeś zupełnie co innego... — Pokręcił głową i opuścił ramiona. Ja odwróciłem wzrok i nie wiedziałem, co mam dalej mu powiedzieć. James i Peter milczeli. Jeden z nich wiedział wszystko, drugi był pewnie zbyt zaskoczony, żeby skomentować sytuację. — Nie masz nic więcej do dodania, prawda?

Pokręciłem głową. Aiden odszedł do swojego łóżka i usiadł. Westchnąłem i spojrzałem w jego stronę.

— Nie mów o tym nikomu... Proszę... 

— Nie powiem. — Zerknął na mnie. — Ale nie sądziłem, że przyjdzie ci do głowy romansowanie z nauczycielem. To trochę... Dziwne...

— Wiem, wiem... Ale się zakochałem. I on też. Nie potrafiłem z tym walczyć. Musimy to zachować w tajemnicy aż skończę szkołę, wtedy zamierzamy razem zamieszkać i w ogóle...

— A więc to tak na poważnie? Kurwa, a myślałem, że chodzi tylko o pieprzenie.

— To na poważnie. Bardzo poważnie, Aiden. Dlatego nie wolno ci nikomu o tym powiedzieć, bo jeśli dojdzie to do dyrektora i nauczycieli, to go zwolnią...

— Rozumiem. — Pokiwał głową i spojrzał na Jamesa i Petera. — A wy o tym wiedzieliście?

— Ja wiedziałem. — Przyznał James. — Syriusz mi powiedział, kryłem go. 

— Ja w ogóle nic nie wiedziałem i jestem w szoku, bo okazuje się, że chyba was wcale nie znam. — Powiedział Peter i wsunął dłonie do kieszeni. — Syriusz zawsze lubił Lupina i w sumie to zrozumiałe, że są razem, ale ty Aiden... Ile to się nasłuchaliśmy jaki to z Rosiera jest debil i kretyn, a teraz się spotykacie...

— Tylko na seks! — Wyklarował Aiden. — To zaczęło się od tej imprezy, gdy musiałem go pocałować. Zrobiłem to raz, a potem chciałem więcej, nie mogłem przestać o tym myśleć, on zresztą też, więc... Tak wyszło... I dlatego zależało mi na wygraniu ostatniego meczu, bo założyłem się z nim...

— Założyliście się? O co? — Zapytał James.

— O to, kto będzie na górze. — McKinnon uśmiechnął się cwaniacko. — Wygrałem.

— A to nie było oczywiste? — Zerknąłem na niego. — Ze mną Evan nawet nie próbował być na górze.

— Syriusz, oni mają inną relację, tutaj była pewnie wielka walka o dominację. — Stwierdził James, Aiden pokiwał głową.

— Oj tak. Walka nadal się toczy, ale zawsze ja ją wygrywam. — Puścił oczko i zadowolony położył się na łóżku. — Chciałem wam powiedzieć o tym, ale stwierdziłem, że pewnie byście mnie wyśmiali, że tak bardzo go nienawidziłem, a wszystko zmieniło się przez jedną, głupią grę.

— Jest to zaskakujące, ale w sumie ma to sens. — James wzruszył ramionami. — No, to przynajmniej mamy jasną sytuację, kto i dlaczego ostatnio zachowuje się tak, a nie inaczej. 

— Remus mnie zabije, jak się dowie, że teraz wy wszyscy wiecie... — Westchnąłem i opadłem na swoje łóżko. — Dobrze, że już zaraz koniec roku szkolnego. 

— Nie martw się, zatrzymamy to w tajemnicy. — Zapewnił mnie Peter.

— Nikt więcej się nie dowie. — Dodał James. — A teraz idźmy spać. Już późno.

Wszyscy zaczęliśmy więc przygotowania do snu. Nie było mi wcale lżej z faktem, że wszyscy moi lokatorzy wiedzieli o moim romansie z nauczycielem. Bałem się, że któryś z nich przypadkowo coś komuś powie, że nie utrzymamy tego dłużej w tajemnicy, wszyscy się dowiedzą i Lupin skończy swoją karierę w Hogwarcie. Miałem nadzieję, że wszystko będzie się dobrze układać i że nie będziemy mieli żadnych problemów. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro