niewola i ucieczka.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Oddział elfów poprowadził nas przez puszczę. Bilbo ruszył cichcem za nami. Po pewnym czasie wróciliśmy na ścieżkę. Nią dotarliśmy w końcu do niewielkiego mostu nad rzeką i wrót do pałacu Thranduilla. Gdy tylko weszliśmy wrota zostały za nami zamknięte. Legolas jednak na chwilę zatrzymał się przed nimi jakby coś wyczuł. Nic jednak z tym nie zrobił.
Krasnoludy zostały umieszczone w celach po 2-3 w każdej. Thorin  miał natomiast stawić się rzed władcą.
-Pani Meredith.- podszedł do mnie Legolas.-Nie wiem, czy to dobry pomysł by mój ojciec Cię widział. Nie z nimi.
-Cóż... zobaczymy. Pozwolisz, że jednak poobserwuję jak się będzie miała sytuacja.- odparłam- dobrze?
-Jeżeli Pani tego chce.
Ruszyłam w kierunku sali tronowej. Królestwo leśnych elfów jak zwykle robiło wrażenie. Pełno tu było mostków prowadzących w różne zakamarki, schodów, korytarzy. Z daleka dostrzegłam Thranduila i Thorina. Przystanęłam więc na jednym z mostków, skryłam się za filarem i słuchałam.

-Niektórzy sądzą że trzeba podjąć szlachetną wyprawę by odzyskać ziemię ojców i zgładzić smoka. Ja widzę jednak raczej prozaiczną próbę włamania. albo coś podobnego.
-...
-Wiesz jak tam wejść, prawda? Chcesz znaleźć coś co potwierdzi Twoje prawo do władzy. Arcyklejnot, klejnot króla. Dla Ciebie jest bezcenny, rozumiem to. W Ereborze znajdują się klejnoty na których i mnie zależy. Białe kamienie ze światła gwiazd. Wiesz o czym mówię... Pomogę Ci.
-Zamieniam się w słuch.- odparł królowi Thorin.
-Pozwolę Wam odejść a gdy dotrzesz do Ereboru oddasz mi moją własność.
-Przysługa za przysługę...
-Masz moje słowo. Słowo króla wobec króla.
Westchnęłam cicho, wiedziałam, że Thorin tak łatwo na to nie pójdzie, był zbyt dumny by wybaczyć Thranduilowi.
-Nie zaufam Królowi Thranduilowi choćby miał nadejść koniec świata. TY, nie masz honoru. Przyszliśmy do Ciebie głodni, bez domu, a Ty odwróciłeś się od nas... od naszego cierpienia i piekła które nas spotkało! Imrid amrad ursul!! (nie pytajcie co to znaczy...)
-Nie waż się mówić o ogniu smoka. Znam jego moc, walczyłem z jaszczurami z północy. Ostrzegałem Throra co sprowadzi jego chciwość, ale nie słuchał, jesteś jak on...

-Nie unoś się tak!- krzyknęłam wychodząc zza filaru- Wiem, że jesteś królem ale Thorin praktycznie Ci nie ustępuje. I nie jest jak jego dziadek.
Król spojrzał na mnie i jego twarz przybrała wściekły wyraz.
-Co Ty tu robisz?
-Stoję.- odparłam stająco obok przywódcy kompanii.- Mnie też miło Cię widzieć Thranduillu.
-Czemu straże Cię wpuściły?
-Bo towarzyszyłam Twoim... gościom.- odparłam.- Nadal jesteś zły?
-Miałaś trzymać się z dala.
-A Ty miałeś być dobrym władcą.- odgryzłam się.- widzisz, żadne z nas nie wywiązało się w pełni z obowiązków.
-Coś insynuujesz?
-Pająki panoszą się po całym lesie a Ty martwisz się jedynie o granice? To do Ciebie nie podobne Thranduillu. Jako władca powinieneś dbać także o ziemie otaczające Twoje królestwo, wspierać je  jeżeli zajdzie taka potrzeba. Krasnoludy z Ereboru dawno temu zawarły z Tobą przymierze i dobrze wiemy iż prawdą jest że im nie pomogłeś. Wysłuchaj mej rady i okaż dobrą wolę, wypuść ich, daj im odzyskać ojczyznę. Wystarczająco już przeszli.
-Nie zamknę Cię wraz z nimi tylko dlatego, bo Legolas Cię szanuje- odparł chłodno.- Ale na pewno nie posłucham Twej rady. Bo każda wiąże się jedynie ze śmiercią moich ludzi.
Westchnęłam.
-Gandalf mówi że krasnoludy są uparte, ja jednak widzę że pewne elfy zdecydowanie przewyższają je w uporze. Thranduilu, nie widzisz, że zbliża się wojna? Po drodze napadli nas orkowie, Amon Lanc- Dol-Guldur -miejsce gdzie Twój ojciec kiedyś założył stolicę, przejęła mroczna siła. A ty masz zamiar siedzieć w swym królestwie jak w klatce? 
-Zamilcz! Nie masz prawa o tym wspominać. Nie masz prawa wymawiać imienia mego ojca. Egor adaren egor bessen! *

Uśmiechnęłam się smutno.
-Nie mam zamiaru. Ale uważaj Wasza wysokość, Twój kraj jest potężny ale są siły potężniejsze od Ciebie. A krasnoludy i tak stąd odejdą.
-Możliwe. Kiedy się zdecyduje na współpracę. Teraz, za dzień albo za sto lat. Ja się nie spieszę. Dla elfa to jak mrugnięcie powieką.
Zjawiło się dwóch strarzników którzy zabrali Thornia do celi.
-A co ja mam robić?
-Jeżeli tak Ci zależy by towarzyszyć przyjaciołom to zostań, ale ktoś będzie Cię pilnował. I oddasz swoją broń.- odparł chłodno król. - Teraz zejdź mi z oczu.
Ukłoniłam się i odeszłam. Po chwili dogonił mnie Legolas.
-Rozmawiałaś z ojcem?
-Owszem.
-Nie wypuści ich?
-Nie. Nie lubi moich rad, nie dziwię się.- westchnełam.
-Planujesz coś.- powiedział cicho książę- Co?
-Nic...
-Za dobrze Cię znam.
-Panuję ucieczkę- odparłam spokojnie.- Ale to nie Twoja sprawa.
-Wiesz, że jeżeli coś usłysze będę musiał to zameldować Ojcu.
-Przecież nic nie mówię.- zauważyłam spokojnie.

Legolas zaprowadził mnie do jakiejś komnaty i odebrał moją broń a następnie poszedł spotkać się z ojcem, zostwaił jednak strażnika by mnie pilnował wedle rozkazu władcy.
Usiadłam na łóżku i zaczęłam obmyślać plan jak wydostać krasnoludy. wiedziałam, że droga przez bramę nie ma szans, za dużo strarzników po drodze, od razu by nas złapali, a nawet gdyby nie to pochwycili by nas w puszczy. Najszybciej było można wydostać się rzeką, dotarlibyśmy az do jeziora, dostać się tam można było natomiast jedynie przez piwnice. I zostawała sprawa cel, mogłam wprawdzie użyć magii ale potrzebowałam jej dużo na później.
-Właśnie, minęły prawie dwa dni. Jeżeli się nie pospieszę to na pewno nie uda mi się spotkać z Gandalfem.- mruknęłam.
Nagle usłyszałam czyjeś kroki. Były trochę za głośne jak na elfa i za ciężkie, ale za lekkie na kranoluda.
-Bilbo?- podniosłam głowę i zobaczyłam hobbita.- Valarm niech będą dzięki, jesteś.- przytuliłam przyjaciela.
-Pozostali siedzą w celach?
-Tak...
-Słyszałem Twoją rozmowę z królem. Raczej za Tobą nie przepada a umieścił cię w komnacie.- zauważył.
-Przyjaźnię się z jego synem. Ale jeden wybryk i skończę jak pozostali. Dlatego jeżeli mamy ich uwolnić to musimy działać bezbłędnie.- mruknęłam.
-Zanim tu przyszedłem odnalazłem klucznika, spotkał się z jakimś innym elfem w piwnicach, rozmawiali coś o winie i chyba go trochę wypili. W ogóle to jest tam jakaś uczta.- wskazał za siebie.
-Tak. Uczta światła gwiazd...- uśmiechnęłam się.- Elfy zawsze ciągnęło do światła a elfy leśne upodobały sobie właśnie wytwór Vardy... gwiazdy. Jutrzejszy ranek będzie dobry na ucieczkę.- powiedziałam cicho.
-Skąd wiesz?
-Większość będzie pijana- zaśmiałam się.- w tym klucznik.
-Wystarczy wykraść mu klucze i uwolnić krasnoludy. Ale co dalej.
-Nie uciekniemy puszczą, to zbyt długa droga, złapią nas. Rzeka jest lepszą droga ucieczki.
-W piwnicy widziałem puste beczki, mówili że trzeba je w końcu odesłać bo flisak czeka u ujścia rzeki.
-Pamiętasz ile ich było?
-Tyle że na pewno wszyscy się zmieszczą. Są ustawione na klapie, wystarczy pchnąć dźwignię i wszystkie wpadną do wody.
-Bilbo, jesteś geniuszem.- ucałowałam go w oba policzki-... wybacz- odsunęłam się.
-Nic się nie stało.
-Tak w ogóle, jak to jest, że nikt inny Cię nie widzi?- spytałam.
-Nie wiem.- przyznał- chociarz, to chyba sprawka tego- wskazał na pierścień który miał na palcu. Wyglądał znajomo. 
Jeden z wielkich pierścieni? Wygląda niepozornie, jak zwykła obrączka.- pomyślałam.- Ale teraz nie ma na to czasu, skupmy sie na zadaniu.
-Bilbo, chcę Cię prosić byś poszedł i obserwował klucznika a gdy zaśnie ukradł mu klucze do cel krasnoludów.
-Rozumiem. A co ty będziesz w tym czasie robić?
-Stwarzać pozory jakbym nic nie planowała. Pilnuje mnie strażnik. Spróbuję zobaczyć się z pozostałymi.
Hobbit skinął głową i wyszedł przez taras, domyśliłam się, że to tamtędy dostał się do komnaty.
-Oby nikt Cię nie złapał.- powiedziałam cicho.

Przez następne godziny nie miałam już nic do roboty, tylko czekać. Po jakichś pięciu od aresztowania postanowiłam w końcu odwiedzić krasnoludy w ich celach. Wyszłam z komnaty i skierowałam się w kierunku lochów.
-Ej, a Ty dokąd?- chciał mnie złapać strarznik.
-Po pierwsze nie Ty tylko Pani, po drugie, król nie powiedział, że nie mogę widzieć się z towarzyszami. Przecież ich nie uwolnię, nie bez kluczy.- zauważyłam spokojnie.- No, ale masz mnie pilnoeać więc chodź a nie stoisz jak kołek.
Ruszyłam dalej po schodach a strażnik za mną.
po kilku minutach znalazłam się koło cel.
-Witam kochani.- uśmiechnęłam sie do krasnoludów.- Chumor dopisuje?
-Jak ma dopisywać skoro jesteśmy w lochach króla tych cholernych elfów?- burknął Dwalin.
-Mam nadzieję że nie próbowaliście wywarzyć drzwi, są za mocne na wasze mięśnie.- mruknęłam.
-co Ty nie powiesz?
-Wyciągniesz nas stąd?- spytał Ori.
-Niestety, ale mimo że tego nie widać, ja rówineż jestem tu więźniem.- odparłam. - Ale na pewno w końcu się stąd wydostaniecie, trzeba tyko mieć nadzieję.
-Nasza ostatnia nadzieja przepadła wraz z Twoją wizytą- westchnął Balin. 
-Doprawdy?- uniosłam berw.- Pewnych rzeczy nie należy niedoceniać.- powiedziałam cicho.- A pobyt tutaj może wam się przydać. Na razie odpocznijcie, zobaczymy się jutro rano, teraz wybaczcie ale sama jestem zmęczona. Dobranoc- uśmiechnęłam sie i ruszyłam z powrotem do komnaty. Przy jej drzwiach zastałam Legolasa.
-Jak tam przyjęcie?- spytałam.- Jestem ciekawa ilu pijanych żołniery jutro zobaczę.
-Obawiam się że sporo.- odparł z lekkim uśmiechem.- Pozwoliłem sobie przycieść Ci kolację.
-Miło z Twojej strony, ale czy od tego nie jest służba?- zapytałam żartobliwie.
-chciałem też zamienić z Tobą kilka słów.
-Cóż, zapraszam.- otworzyłam drzwi do komnaty. Usiedliśmy razem przy stole.- Więc o co chodzi?
-Co takiego robisz z Thorinem Dębową tarczą?
-Pomagam mu.
-W czym?
-Czy to nie logiczne?
-Przecież Ereboru strzeże smok... jak chcecie się tam dostać.
-Mamy swoje sposoby Legolasie. Poza tym chcemy jedynie coś wykraść a dopiero potem odzyskać górę. Oczywiście miło by było zabić smoka od razu ale to może być zbyt trudne dla tej trzynastki.
-Ale nie dla Ciebie, nie bez powodu nazwano Cię władczynią smoków.
Uśmiechnęłam się lekko.
-Przydomki często wyolbrzymiają prawdę. Umiem panować nad jednym smokiem, inne czasem ledwo kontroluję. A słyszałeś co mówiłam Twojemu ojcu. Zbliża się wojna, wróg może chcieć zawrzeć przymieże ze Smaugiem, o ile już tego nie zrobił. W takiej sytuacji nawet ja mogę nie zapanować nad smokiem.
-Kim jest ten wróg? To on siedzi w Dol Guldur?
Westchnełam.
-Nie mam pewności, tylko przypuszczenia. Jutro mam spotkać sie ze znajomym na wyżynach, jeżeli to co tam zastanę potwierdzi moje obawy... Valarowie, miejcie nas w opiece.- powiedziałam cicho.
-Na wyżynach? Przecież nawet z Nare nie dostaniesz się tam w tak krótkim czasie.
-Nie doceniasz mnie. Kiedy chcę potrafię być na prawdę szybka.
Westchnął.
-Kogo podejrzewasz?
Spóściłam wzrok.
-Meredith?
-Kogoś kto wieki temu został pokonany, kogoś kto przyczynił się do śmierci Twego dziadka i Matki.
-Masz namyśli Saurona? Myślałem, on nie żyje.
-Nie zabijesz kogoś kogo moc nie znajduje się w jego ciele.
-Co masz na myśli?
-Wyjaśnię Ci to innym razem. Teraz wybacz ale jestem na prawdę zmęczona.- powiedziałam.
-Rozumiem. Porozmawiamy więc jutro.
Skinęłam głową a elf wyszedł.
-Problem w tym, ze jutro mnie tu nie będzie - zauważyłam cicho i położyłam się spać. 

Miałam na prawdę dziwny sen. Widziałam sceny z bitwy sprzed upadku Saurona, smauga, erebor, Dol Guldur, pierścień, I ten głos. Złowrogi szept rozchodzący się w moim umyśle, wzywający mnie do siebie.
Obudziłam się zlana potem, rozejrzałam się po komnacie i zobaczyłam Bilba.
-długo tu jesteś?- spytałam.
-Przyszedłem chwilę temu...- kłamał.- chyba śnił ci się koszmar.
-Chyba tak. Która godzina?
-Chyba koło szóstej, słońce wstało już jakiś czas temu.
-Więc nie zwlekajmy i idźmy uwolnić pozostałych.
Wyjrzałam z komnaty, strażnik który mnie pilnował spał w najlepsze. Miałam ochotę się śmiać ale nie chciałam go obudzić.
Razem z Bilbem po cichu udaliśmy się do lochów. Usłyszeliśmy jak krasnoludy martwią się, że nigdy nie dotrą do Ereboru.
-Jak będziecie tu tak siedzieć to nie!- zauwarzył Bilbo zdejmując pierścień i pokazując im klucze.
-Bilbo!- ucieszyli się na jego widok.
-Ciii, straże są blisko.
Pokolei wypuściliśmy krasoludy z cel. chieli iść na górę ale my poprowadziliśmy ich na dół do beczek.
-Nie do wiary, dalej jesteśmy w lochcach.
-Mieliście nas wydostać.
-I wydostaniemy.- syknęłam.- Właźcie do beczek.
Krasnoludy chcą nie chcąc zrobiły jak kazałam. Jęczały przy tym okropnie. Westchnęłam.
-Bilbo, właź do beczki.- mruknęłam.
-Co?
-Właź, ja zajmę się dźwignią i za chwilę do Was dołączę.- syknęłam słysząc zbliżającą się strarz.
Hobbit zrobił jak kazałam.- Wstrzymajcie oddech.- zwróciłam się do kompanii i pchnęłam dźwignię.
-Wstrzymajcie odd...- nie zdążyli dokończyć bo spadli w dół do wody. Kapa zamknęła się w momencie gdy tylko ostatnia beczka z niej spadła.
-No, to teraz czas na mnie.- mruknęłam. Stanęłam na klapie w podłodze i skupiłam się na dźwigni, jakby na to nie patrzeć to powstała z drewna i choć było martwe to nadal mogłam trochę nim pomanipulować. Po chwili poczułam jak spadam i zderzyłam się z zimną wodą. Rozejrzałam się dookoła i zobaczyłam krasnoludy w beczkach. Dopłnęłam do nich i wgramoliłam się do jednej z pustych beczek.
-Brawo Panie Baggins, Meredith. - pogratulował nam Thorin.
-Nie cieszmy się za wcześnie- mruknęłam- tam dalej jest jeszcze jedna brama a oni już zauważyli naszą ucieczkę.- westchnęłam- na pewno ją zamkną i ktoś będzie musiał iść ją otworzyć.
-Będziemy się martwić na miejscu.
Ruszyliśmy wraz z rwącym nurtem rzeki. Woda nas zalewała ilekroć trafialiśmy na jakiś mini wodospad, i była wyjątkowo zimna. W pewnym momencie usłyszeliśmy dźwięk rogu.
-Kto otworzy bramę?!- spytałam przekrzykując szum rzeki.
-Ten kto da radę wyjść na brzeg!!
To było najlepsze rozwiązanie gdyż brama mieściła się pod mostem i część beczek utknęła, nim jednak którekolwiek z nas zdążyło wyjść na brzeg usłyszałam znajome, znienawidzone odgłosy.
-Orkowie.- warknęłam- Cholera, a Wy nie macie broni.
-Ty też nie- zauważył Bilbo.
-Nie mam broni ale nie jestem bezbronna.- mruknęłam.- Zostańcie tu.

Wyskoczyłam z beczki na brzeg i odebrałam miecz jakiemuś martwemu elfowi. Od razu rzuciło się na mnie kilku orków. Nie było mi trudno z nimi walczyć ale stale pojawiali się nowi. Rozejrzałam się za ich przywódcą i dostrzegłam go na skale, miał łuk na plecach i metal powbijany w bladą głowę.
-Bolg.- wszędzie rozpoznałabym to ścierwo.
Walka była coraz bardziej zacięta a większość strażników bramy już nie żyła.
Wtem zobaczyłam jak Kili, ten narwaniec, wyłazi z beczki na ląd.
-Kili! Wracaj w tej chwili do wody, tu nie jest bezpiecznie!!!- wrzasnęłam do niego. Ale nie słuchał. Zamiast tego odebrał jakiemuś orkowi broń i zaczął się przedzierać w kierunku dźwigni.- Cholera jasna.
Rzuciłam się w jego kierunku i zaczęłam go osłaniać. Był już blisko gdy nagle duża, czarna strzała trafiła go w nogę.
-Kili!- krzyknął jego brat.
W tym samym momencie pojawił się oddział elfów. Od razu przystąpili do walki z orkami.
 Czarnowłosy krasnolud się nie poddał i złapał dźwignię która opadła pod jego ciężarem jednocześnie otwierając bramę. Młody łucznik ostatkiem sił wpadł z powrotem do beczki.
Ta chwila którą przeznaczyłam na martwienie się o towarzysza poskutkowała tym, że broń którą miałam została mi wytrącona. Nie na długo jednak gdyż po chwili ork który chciał mnie zaatakować oberwał elfią strzałą.
-Meredith!- koło mnie zjawił się Legolas. - Wszystko w porządku?
-W jak największym.- odparłam.- Ale ci orkowie ścigają moich towarzyszy.
- Za nimi- zakomenderował swoim ludziom książę. Podał mi też moją własną broń- Chyba będzie Ci potrzebna.
Kiwnęłam głową w podzięce i ruszyłam wzdłuż rzeki za pozostałymi. Szybko ich dogoniłam i znów przystąpiłam do walki. Od czasu do czasu broń zabitych orków przekazywałam krasnoludom do obrony. 
Walka nie była zbyt prosta zwłaszcza, że byliśmy stale w ruchu i trzeba było nadąrzać za beczkami. W pewnym momencie Legolas przeskakując na drugą stronę rzeki zaczął skakać po głowach krasnoludów jak po wystających kamieniach, co raczej im  się nie spodobało.
Gdzieś po drodze beczka Bombura wylądowała na brzegu ale grubas się nie poddał i skorzystał z okazji by pozbyć się kilku orków a następnie wskoczył do nowej. Przyznaję, widok był na prawdę komiczny.
W końcu orkowie zostali w tyle. Zerknęłam na Legolasa który stanął na brzegu.
-Biegnij ich gonić.- powiedział.- Zajmę się pozostałością tego ścierwa.
-Dziękuję- uśmiechnęłam się szeroko.- Do zobaczenia mam nadzieję niedługo.- dodałam i ruszyłam za przyjaciółmi. Po chwili ich dogoniłam i wskoczyłam do pustej beczki.
-Ale była zabawa.- zaśmiałam się cicho.
-Zależy dla kogo.- mruknął Bilbo obok mnie.
-Cóż, na pewno nie dla tego orkowego ścierwa.- mruknęłam i zerknęłam na Kiliego- Dla niego z resztą też nie. Gdy dobijemy znów do brzegu będę musiała zerknąć na tę jego ranę. Ostrza i inne bronie orków rzadko kiedy nie są zatrute.
-Co teraz?
-Płyniemy do ujścia rzeki, tam powinna być przystań dla ludzi z miasta na jeziorze. Ale jeżeli nie macie nic przeciwko to ja się zdrzemnę, będę musiała załatwić coś warznego.
-Co takiego?
-Dowiedzieć się kto nas ściga.- powiedziałam zamknąwszy oczy- a to może być trochę wyczerpujące.- dodałam odpływając w ciemność.

-------------------------------------------------------------------
*Egor adaren egor bessen! - Ani mego ojca, ani mojej żony.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro