Smok i Gondor

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Uznałam, że powiem na wszelki wypadek. Na potrzeby opowiadania musiałam zmienić kolejność wydarzeń które miały miejsce. Nie powiem jakie to wydarzenia ale jeżeli ktoś będzie miał jakieś zastrzeżenia (tj. zauważy że coś jest przestawione w czasie bo np. dobrze zna chronologię) to było to zamierzone.


  Pov. Meredith.

Płynęłam od kilku dni, byłam coraz bliżej Śródziemia ale moje myśli wciąż uciekały do domu i tego co mi powiedziała Nienna.
Nagle usłyszałam skrzeczenie mewy. Wyszłam za zewnątrz i na horyzoncie zauważyłam zarys brzegu. Dopływałam do Śródziemia. Zaczęłam pakować swoje rzeczy i tę noc postanowiłam spędzić na pokładzie.
Następnego dnia rano przybiłam do Szarych Przystani. Na brzegu zauważyłam elfa, gdy ten  zobaczył mój statek, pomachał do mnie i wbiegł na pomost by odebrać  cumy.
Po przycumowaniu zeskoczyłam od razu na ląd.
-Witaj Pani.- przywitał się ze mną elf- Jestem Círdan.
-Witaj. Jestem Meredith.
-Wiem kim jesteś. Trochę o Tobie słyszałem.
-A można wiedzieć czy były to dobre, czy złe rzeczy?
-Powiedzmy, że jedne i drugie.
-Ahaaaa.
-Powiedziano mi, że mam Ci dostarczyć konia i prowiant na drogę oraz opowiedzieć o obecnej sytuacji.

Jak się okazało, Elendil, król Gondoru, i Gil-galad, król elfów, zawali sojusz i planowali uderzyć na Mordor. Sauron oprócz swojego pierścienia posiadł także pierścienie ludzi i ich właścicieli, ale o tum już wiedziałam. Wojna toczyła się we wszystkich zakątkach Śródziemia, jeżeli nie liczyć kilku bronionych magią elfów lub po prostu bardzo trudno dostępnych. Należało do nich między innymi Lothlorien, którego strzegła Lady Galadriela, i Rivendell, w którym rządził Elrond.

-W tej chwili, siły elfów i ludzi zbierają się w Gondorze i szykują do ataku na Saurona. Jeżeli chcesz do nich dołączyć powinnaś jak najszybciej wyruszyć, droga jest trudna i niebezpieczna, wszędzie czyhają sługi zła a Ty jesteś sama.

-A Ty się nie przyłączysz?

-Powiem ci to samo co twemu ojcu gdy tu przybył. Serce moje jest związane z Morzem, zostanę na wybrzeżu, póki nie odpłynie ostatni okręt. Będę tutaj na ciebie czekał.

- Znasz mojego ojca?

-Owszem i jestem pewien, że prędzej czy później się spotkacie ale pamiętaj, on może nie chcieć powiedzieć Ci kim jest. Musisz być cierpliwa i najlepiej skup się na misji. Masz w swoim posiadaniu dwie bardzo potężne rzeczy, pierścień Twojej matki i smocze jajo przez nią wykradzione.- spojrzałam na niego zdziwiona- Tak wiem o nich, kiedy przyjdzie czas smok się wykluje i będziesz musiała się nim zająć oraz nie dopuścić by przejęły go mroczne siły tak jak i pierścień. Ostrzegam Cię, wiem, że nie bardzo możesz korzystać z magii, ale on, prędzej czy później, przypomni o sobie i nie będziesz w tedy w stanie zapanować nad jego mocą, nie jeżeli nie będziesz starać się jej ujarzmić już teraz.

-Co masz na myśli?

-Ten pierścień mocą dorównuje jedynemu, nie wydaje mi się by dał radę zniszczyć Saurona, nie bez uciekania się do mrocznej magii, ale na pewno może Ci pomóc, lecz najpierw musisz odkryć jego moc, i musisz zrobić to sama bo inaczej nie będziesz mogła go użyć z powodu..

-zakazu. Tak, domyślam się. Więc jestem zdana na siebie, i mam pomóc innym na wojnie w Mordorze, jednocześnie chroniąc dwa magiczne przedmioty, które jeżeli dostaną się w niepowołane ręce, mogą doprowadzić do zagłady.?

-W skrócie, tak.

-Świetnie. To ja chyba ruszę już w drogę. Nie chcę się spóźnić  na wojnę.

-Życzę szczęścia.

-Dla mnie coś takiego, nie istnieje.

Wsiadłam na konia, upewniłam się ,że jajo jest bezpiecznie umieszczone w sakwie i ruszyłam galopem na wschód.


Ileś dni później.

Był wieczór, znajdowałam się gdzieś w Górach Mglistych. Postanowiłam, że dam wierzchowcowi odpocząć, sama z nudów wyjęłam pierścień i zaczęłam się nim bawić. Jajo leżało w sakwie obok ogniska by utrzymać odpowiednią temperaturę.  Przysuwałam i oddalałam pierścień od oczu. Nagle blask księżyca przebił się przez chmury, które zalegały, w ostatnich dniach, gęsto na niebie, i światło padło na pierścień, przez chwilę nic się nie działo lecz nagle zaczął on emanować jasnym białym blaskiem. Nie było to jednak odbite światło księżyca czy gwiazd, ale pochodzące bezpośrednio od niego. Było ciepłe i przyjemne dla oczu i miałam wrażenie jakbym już gdzieś je wiedziała.

Wspomnienie:

Mała dziewczynka śpi w swoim pokoju, wierci się przez sen, pewnie ma koszmary. Nagle budzi się z krzykiem i zaczyna płakać. Do pokoju wpada kobieta, ma długie włosy wyglądające jak niebo rozświetlone przez zorzę. Podchodzi do łóżka córeczki i siada obok niej.

- Co się stało kochanie?- pyta spokojnie.

-Śniło mi się, że jestem duża i mam jakąś dziwną moc, i ona jest dobra, ale ja jestem zła i chcę zaatakować kogoś kogo nie znam, ale chyba był to ktoś bliski. I byłam potworem.

-Ćśśśś. To był tylko sen kochanie. I nie jesteś potworem, jesteś po prostu dzieckiem, a to był tylko koszmar, nie powinnaś zaprzątać sobie tym głowy.

-Zaśpiewaj mi kołysankę.

Kobieta spełnia życzenie córeczki, zaczyna śpiewać piosenkę, po chwili wyjmuje z kieszeni pierścień a przez okno wpada blask księżyca i chwilę później pierścień zaczyna mienić się różnymi kolorami.

-Co to?- pyta dziewczynka.

- To moc pierścienia, kiedyś się dowiesz, a teraz idź spać.

Koniec wspomnienia

-Więc to jest jego moc.- szepnęłam- On może władać światłem, a w każdym razie na pewno tym księżycowym. Ale dlaczego nigdy wcześniej tego nie zauważyłam?- Zadałam sobie pytanie.

Nagle mój wierzchowiec podniósł łeb i zastrzygł uszami. Rozejrzałam się dookoła, trwała już noc i czułam, że coś niebezpiecznego czyha w cieniu. Przysunęłam się bliżej ogniska i na wszelki wypadek wyjęłam miecz z pochwy. Usłyszałam świst lecącej strzały i odbiłam ją w locie. Z kilku stron doszły do mnie dźwięki orków, otoczyli mnie.

Pierwszy zaszedł mnie od tyłu, szybko go rozbroiłam i ucięłam głowę. Następni dwaj z lewej i prawej, tych poparzyłam drwami z ogniska. Kolejni, i tak pięciu, dziesięciu, któryś zranił mnie szablą w nogę, inny wepchnął częściowo w ognisko, kolejni próbowali odebrać mi konia. Nagle zauważyłam jak jeden z orków ucieka z sakwą w której było jajo. Ruszyłam szybko za nim, był silniejszy i bardziej zawzięty od innych, miałam wrażenie jakby przyszedł specjalnie po smoka. Ale sakwa utrudniała mu obronę, w końcu go pokonałam. Zabrałam sakwę i wróciłam do ogniska. W świetle ognia wyraźnie widziałam trupy napastników, było ich ze dwudziestu. Skrzywiłam się, postanowiłam obejrzeć jajo. Wyjęłam je z sakwy, wyglądało tak samo, ale było chłodniejsze, chwilę później zobaczyłam dlaczego. Przez część skorupy biegło duże pęknięcie. Nie wiedziałam co robić. Postanowiłam rozpalić nowe ognisko i umieścić jajo jak najbliżej niego, by zapewnić mu ciepło a następnie wymyślić co dalej. Tak zrobiłam.

Obudził mnie głośny trzask. Poderwałam się i automatycznie wyjęłam miecz z pochwy. Rozejrzałam się dookoła ale  nie zauważyłam źródła dźwięku. Zaczynało świtać, przeklnęłam w duchu moją nierozwagę i podeszłam do ogniska. Dopiero teraz zorientowałam się, że źródłem dźwięku było jajo. Teraz całą skorupa usiana byłą siatką pęknięć, większych i mniejszych. Próbowałam wziąć je na ręce, ale okazało się być strasznie gorące.

-Co do...

Zanim zdążyłam dokończyć zdanie jajo eksplodowało na wiele małych kawałeczków i z jego wnętrza wyłoniła się główka smoka.

Nic nie powiedziałam, byłam w zbyt dużym szoku. Smok przyglądał mi się z zaciekawieniem, wyszedł cały z  jaja i od razu podbiegł do sakwy w której trzymałam prowiant i zaczął w niej grzebać.

-Ej!!! Zostaw to!- krzyknęłam- Zostaw to, ty mały,łuskowaty...

-Mała, łuskowata jak już.- Usłyszałam.

Stanęłam jak wryta. Głos, który przed chwilą przemówił, z całą pewnością należał do smoka, ale to było bez sensu. To znaczy wiedziałam że smoki mogą mówić, ale ten dopiero co się wykluł.

-Nie wiem czy wiesz, ale z tak rozdziawioną buzią wyglądasz komicznie, nigdy nie widziałaś smoka, czy gadającego smoka? Tak poza tym, to ja w sumie jestem smoczycą. A Ty kim jesteś?

-Aaaa, no tak.- otrząsnęłam się z pierwszego szoku.- Jestem Meredith i jestem Majarką. I Nie, nigdy nie widziałam smoka, ale wiedziałam,że to jajo było smocze, po prostu nie wiedziałam, że smoki umieją mówić od wyklucia.

-Bo nie umieją, to zasługa tego kogoś kto użył magii i zmodyfikowała moje jajo.

-Więc mojej matki. To ona je wykradła z siedziby Morgotha i zmieniła twoją naturę.

-Tak. Dlatego chcę być po twojej stronie, ale najpierw potrzebuję jakiegoś dowodu na potwierdzenie Twych słów. Czegoś z aurą dobrej magii, potężnej.

-Może to?- pokazałam jej pierścień.

-Tak, to w zupełności wystarczy. Wychodzi na to, że jesteś moją panią. Może zechcesz mnie jakoś nazwać? Jeszcze nie mam własnego imienia.

-No tak. To może Nárë?

-Może być, masz coś do jedzenia? Umieram z głodu.

-Mam suszone owoce i elficki chleb, ale tobie to chyba nie wystarczy. Będzie trzeba na coś zapolować.

-Dobra, byle nie na ludzi, elfy i inne dobre stworzenia.

-To jak chcesz, mam tu parę orkowych ścierw.

- Może innym razem.

-W takim razie zapolujemy na jakieś dobre stworzenie, czyli na jakieś zwierzę.- Zaśmiałam się.

-Dobra, następnym razem pomyślę nim coś powiem.

Tak oto, w jedną noc zdobyłam smoka i najbliższą przyjaciółkę na najbliższych wiele lat, oraz odkryłam część mocy mojego pierścienia.

Minęło kilka dni.
Od wyklucia Nárë podróż mijała mi przyjemniej. Miałam z kim porozmawiać. Czasem natknęłyśmy się na jakichś orków, ale zawsze szybko ich pokonywałyśmy. Martwił mnie krajobraz dookoła, mimo że trafiały się piękne miejsca, wiele terenów przez które podróżowałyśmy było zniszczonych przez wojnę.
-Zło niczego nie oszczędza.- powiedziała smoczyca.
-Co?- wyrwana z zamyślenia na początku nie wiedziałam o co jej chodzi.
-Myślałaś o tych zniszczonych przez wojnę krainach.
-Tak. I o istotach je zamieszkujących, od dawna nie trafiłyśmy na żadną osadę czy nawet pojedyńczy dom, tylko zgliszcza i opuszczone zagrody. Wiedziałam, że wojna jest okropna, ale to co się tu dzieje. To jest po prostu przerażające. Boję się co się stanie jeżeli przegramy.
-Nie myśl o tym. Nawet najmądrzejsi nie wiedzą co szykuje los. Zawsze można zmienić bieg historii.
-Masz rację. Chyba powinnyśmy się zatrzymać. Do Gondoru jeszcze kilka dni, lepiej być wypoczętym.
-Ale wtedy trzeba się będzie spieszyć.
-Dlatego od jutra jedziemy bez przerwy.

Stanęłyśmy gdzieś, na jakiejś opuszczonej polanie pośród spalinego lasu. Postanowiłam na razie nir rozpalać ogniska. Zjadłam suszone owoce i trochę lembasa. Potem do późna rozmawiałam z przyjaciułką. Wreszcie poszłam spać.
Taj nocy obyło się bez walki.
Wstałam rano, szybko coś zjadłam i ruszyłam dalej.
Jechałam przez następne trzy dni, prawie bez przerwy.
Wreszcie czwartego dnia o świcie, na chorysonvie zobaczyłam, ogromne pole z namiotów, większych i mniejszych.
Było to obozowisko ludzi i elfów z armii Elendila i Gil-galada.
Dotarłam do Gondoru.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro