Rozdział V

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

   Dora wpadła do biura i wszyscy nagle wyszli z kabin. Zobaczyła Maca stojącego obok Perry'iego. Żywo o czymś opowiadał.
— MCKINNLEY!? — Wrzasnęła, a chłopak przerażony się odwrócił. — MÓWIŁAM!? BĄDŹ CZUJNY!?
— Zaszedł mnie od tyłu!
— CHCESZ BYĆ AUROREM!? JAK MOGŁEŚ NIE WYCZUĆ ZA SOBĄ JEGO OBECNOŚCI!? JAKIM CUDEM TY ZDAŁEŚ TESTY SKORO NAWET NIE POTRAFISZ SIĘ OBRONIĆ PRZED ZAKLĘCIEM ROZBRAJAJĄCYM!? PRZEZ TWOJĄ NIEUWAGĘ MOGLIŚMY ZGINĄĆ!? NIE WYTŁUMACZYSZ SIĘ TYM, ŻE TO TWOJA PIERWSZA SPRAWA, BO POWINIENEŚ WIEDZIEĆ JAK SIĘ ZACHOWAĆ W KOŃCU PRAKTYKĘ RÓWNIEŻ ZDAWAŁEŚ!?
— Tonks! Uspokój się trochę — odezwał się Perry.
— Dopiero co zostałeś Aurorem! Nie wtrącaj się! — Do biura wszedł Savage. — Tonks jesteś ranna — podszedł do dziewczyny.
— Przez tego głupca! — Jej ton zniżył się o minimum, jednak nadal krzyczała. — Musiałam dać mu czas na ucieczkę, zanim ugasiłam Szatańską Pożoge!
— Twoja twarz — podbiegł do niej Aron.
— Nasze zaklęcia się złączyły i nastąpił wybuch. Oberwałam iskrą i w tamtym momencie się teleportował — przestała krzyczeć.
— I ty chcesz zostać Aurorem!? — Tym razem wrzasnął Proutfoot. — Nie potrafisz obronić się przed czarnoksiężnikiem! I przez swoją nieostrożność naraziłeś Tonks na niebezpieczeństwo!
— To się stało tak nagle. Wystraszyłem się — zaczął się tłumaczyć ze strachem w głosie.
— Wynoś się stąd!? Jeszcze dzisiaj oczekuj sowy od szefa Biura Aurorów! Nie ma możliwości, że zostaniesz w tej pracy dłużej. Nie nadajesz się — mówiła coraz spokojniej.
— Przepraszam.
— Natychmiast!?
— Tonks powinnaś iść do św. Munga — spojrzał na jej twarz Savage. — Praktykanci od zawsze sprawiają kłopoty. Miałaś nieszczęście trafić na totalnego idiote — dodał.
— Nic mi nie będzie — odparła zmęczona. — Miałeś mieć wolne dzisiaj.
— Dostałem sowe, że mamy nowych praktykantów i przyszedłem.
   Nimfadora rozejrzała się wokół. Wszyscy na nią patrzyli, a praktykanci mieli już prawie łzy w oczach ze strachu.
— Pójdę z tobą do Munga — odezwał się Proutfoot.
— Nie, muszę spisać raport i iść do Scrimgeoura zanim mnie przeklnie za taką niekompetencje — powiedziała.
— To nie twoja wina!
— Mój praktykant. Dziękuję za wsparcie — uśmiechnęła się słabo i poszła do swojej kabiny.
   Przeszył ją ból. Wyciągnęła pergamin, atrament i pióro. Po trzydziestu minutach wstała i z ostrym bólem głowy poszła do gabinetu dyrektora. 
— Wejdź! — Zawołał Rufus, słysząc pukanie. Otworzyła drzwi i podeszła do biurka. — Zostanie ci blizna — odezwał się patrząc na jej twarz.
— Niekoniecznie — położyła mu na biurku zapisaną rolkę pergaminu.
— Usiądź — tak też zrobiła. Gdy skończył czytać, spojrzał na nią.
— Zrobiłaś wszystko jak należy. Jeszcze go złapiemy — powiedział.
   Dziewczyna patrzyła na niego, jakby mówił w innym języku. Spodziewała się wrzasków i co najmniej zawieszenia.
— To wszystko?
— Jeszcze dzisiaj wyślę do niego sowe. Nie ma zdolności na Aurora. Nie chcę go w swoim biurze. Zwolniło się miejsce, więc przejrzę resztę czarodziejów i podeślę ci jutro praktykanta. Wracaj do domu i opatrz rany — wrócił do papierów.
   Dziewczyna wstała z krzesła i wyszła z jego gabinetu. Poszła do windy i po chwili już z niej wysiadała. Nie mając siły na teleportacje podeszła do wolnego kominka. Machnięciem różdżki sprawiła, że połączył się z kominkiem w Kwaterze Głównej na jedno przeniesienie i weszła do niego, żeby chwilę później potknąć się o dywan i wylądować na podłodze w jadalni.
— Wpadła Tonks! — Zawołał Fred.
— I to dosłownie! — Krzyknął George.
— Nic ci nie jest? — Remus pomógł jej wstać. — Co ci się stało? — Spojrzał na jej zadrapaną twarz i w niektórych miejscach spalone ubranie.
— Problemy w pracy — odparła.
   Starszy czarodziej wyciągnął różdżkę i machnął nią w kominek usuwając wszystkie informacje o miejscu, w które przeniosła się Nimfadora.
— Tonks — do pomieszczenia wszedł Bill. — Powinnaś być w szpitalu, a nie tutaj — przyglądał się jej przerażony.
— Nie mam ochoty tam siedzieć.
— Podejdź tu. Znam się trochę na magii leczenia. Często mi się przydawała w pracy — Bill wskazał jej kanapę.
   Usiedli na niej oboje i rudy chłopak za pomocą różdżki leczył jej rany.
— Na brodę Merlina! Co ci się stało? — Do pokoju wbiegła Molly.
— Długa historia — odparła.
— Doprawdy, mam mnóstwo czasu — przyglądała się dziewczynie.
   Tonks po chwili zaczęła opowiadać wszystko co się wydarzyło. Minęło dobre dwadzieścia minut nim skończyła.
— Dziękuję — zwróciła się do Billa.
— Jak Scrimgeour po tym może ci przydzielić kolejnego praktykanta! — Oburzył się Ron.
— Taka praca, Ronaldzie. Jeden zawinił, ale nie można teraz wszystkich wrzucić do jednego worka. Nie mogą przez niego zostać odrzuceni — wytłumaczyła mu Molly.
— Bez sensu — mruknął. — Możesz się nie zgodzić?
— Nie ma takiej potrzeby. Po prostu mu zaufam, a jeśli zawiedzie to osobiście go przeklnę — stwierdziła.

   Dzień w Kwaterze minął wyjątkowo szybko i nim się obejrzała musiała wracać do domu. Czarownica pożegnała się z wszystkimi i teleportowała przed dom. Weszła do środka i zmęczona ruszyła w kierunku łazienki. Wzięła długą kąpiel i po przebraniu się w luźne ciuchy położyła się do łóżka.
— Kotku masz dzisiaj zadanie do wykonania dla Zakonu — budziła ją mama.
— Która godzina?
— Szósta — odparła Andromeda.
— Super — mruknęła Dora.
   Gdy tylko jej matka wyszła z pokoju wstała z łóżka i machanięciem różdżki zmieniła ubranie. Poszła do kuchni i usiadła obok swojego ojca.
— Dzień dobry — Ted pocałował Tonks w policzek — córeczko.
— Cześć tato — odparła, a żona Teda podała na stół trzy miski z owsianką i trzy szklanki z sokiem dyniowym.
— Smacznego! — Wszyscy zaczęli jeść.
   Gdy czarownica o różowych włosach zjadła, pożegnała się z rodzicami i wyszła przed dom teleportując się na Grimmauld Place. Powtórzyła sobie w głowie napis z karteczki, którą otrzymała od Kingsleya podczas pierwszego przybycia do Kwatery. Gdy wysunął się dom z numerem dwunastym weszła do niego lekko zaspana. W pokoju głównym przy stole siedział Harry, który wyglądał jakby ze stresu miał zaraz zwymiotować – Bill, Molly i Artur.
— Dzień doo-obry — ziewnęła i usiadła obok Harry'ego.
   Przywitali się z nią i Bill razem z swoim ojcem powrócili do rozmowy o Ministerstwie.
— Tonks — zwrócił się do niej nagle Artur. — Słyszałem o wczorajszych problemach. Jak się czujesz?
— Dzięki Billowi dużo leeepiej — próbowała powstrzymać ziewnięcie. — Muszę dzisiaj przyjąć praktykanta, więc musimy się już zbierać.
— Powodzenia — przytuliła każdego po kolei Molly.
   Wyszli z domu i poszli pod wejście dla odwiedzających.
— Ja z nim pójdę — odezwał się pan Weasley, gdy zatrzymali się pod czerwoną budką telefoniczną. — Wy zaczekajcie na nas w holu — zwrócił się do Tonks i Billa.
— Jeśli się teleportujemy będzie szybciej — powiedziała do czarodzieja o rudych włosach do ramion i kolczyku w uchu, gdy Artur wszedł z Harrym do budki.
— Ja nie mogę, bo nie jestem pracownikiem.
— Ale ja mogę. Chwyć się — wyciągnęła ku niemu dłoń.
   Bill ją złapał i po kilku sekundach stali na holu w Ministerstwie Magii.
— Więc chodźmy — puścił jej rękę i ruszyli do przodu.
— Zostawiam go wam — spotkali Artura z chłopakiem w okularach.
— Po rozprawie teleportujemy się z nim, więc nie musisz się martwić — powiedziała do mężczyzny.
— W porządku. Powodzenia — uśmiechnął się do chłopaka i ruszył za tłumem czarodziejów.
— Prowadź Tonks — zwrócił się do niej rudy czarodziej.
— Harry trzymaj się w środku. Między mną, a Billem — powiedziała, po czym ruszyła do windy. — Poziom Drugi, Departament Przestrzegania Prawa Czarodziejów — winda ruszyła.
   Wyszli z niej i szli za różowowłosą czarownicą do biura. Potter rozglądał się zafascynowany. Weszli do środka i Tonks przywitała się z członkami swojego zespołu, którzy spojrzeli na mężczyzn za nią, jednak nie zwrócili na nich większej uwagi.
— Veronica Craft — odezwał się Proutfoot. — Twoja nowa praktykantka jest w twojej kabinie.
— Dzięki — powiedziała i wskazała Billowi i Harry'emu swoją kabinę, po czym ruszyli do niej bez słowa.
— Witam, jestem nową... — Dziewczyna była śliczną blondynką o dużych niebieskich oczach.
— Wiem — wtrąciła się czarownica. — W tej pracy nie ma czasu na niepotrzebne rzeczy. Jestem Tonks i tak masz się do mnie zwracać. Nie toleruję nie wykonywania moich rozkazów, jednak jeśli się tak wydarzy możesz już nie wracać tutaj. Powtórzę tobie dokładnie to samo co powiedziałam wszystkim praktykantom, wiec słuchaj i mi nie przerywaj. Lepiej nie ociągaj się, bo nie będę na ciebie czekała. Masz mi dorównywać kroku i trzymać się blisko. Bądź ostrożna, bo w starciu z czarnoksiężnikiem nie będę miała jak cię chronić i w tym samym czasie atakować. Nie odpowiadam za twoją śmierć. Przede wszystkim nie możesz być lekkomyślna i dać się sprowokować, bo twoja śmierć nastąpi szybciej, a dodatkowo możesz narazić towarzyszy na niebezpieczeństwo. Bądź opanowana. Jeśli będziesz się mnie słuchać to nic ci się nie stanie. Bądź zawsze czujna. Nie wiadomo kto i kiedy będzie chciał cię zabić. Dodatkowo jeśli nie czujesz się na siłach bądź wiesz, że możesz zawalić pierwszą lepszą misję, bo nie czujesz się gotowa to idź teraz już do dyrektora. Nie mam zamiaru patrzeć jak przez twoją nieuwagę ktoś z nas zostaje ranny — powiedziała spokojnie, a dziewczyna wyglądała, jakby się miała popłakać.
— Nie jesteś za ostra? — Zapytał równie przerażony Bill, ale nim zdążyła odpowiedzieć podszedł do nich Kingsley.
— Po twoim wczorajszym przedstawieniu wymówienie złożyła połowa praktykantów — spojrzał na nią z lekkim rozbawieniem. — Jeśli się wykażesz to nie będziesz musiała przeżywać piekła — zwrócił się do praktykantki. — Lepiej trafić nie mogłaś. Możesz się od niej wiele nauczyć, jeśli nie podpadniesz i jej nie wkurzysz.
— Idź do dyrektora i weź od niego pergaminy w sprawie Christiana Mavisa — powiedziała do Veronicy i ta w jednej chwili zniknęła.
— Tonks byłaś zbyt...
— Nie — wtrącił się Kingsley. — Praca Aurora nie jest łatwa. Nie ma tu miejsca dla słabych, emocjonalnych i bez talentu czarodziejów. Auror musi być opanowany, czujny i silny psychicznie inaczej pierwszy lepszy czarnoksiężnik go zniszczy.
— Wybacz, nie powinienem się odzywać — stwierdził rudy czarodziej.
— Może faktycznie przesadziłam — Tonks spojrzała na Billa. — To chyba przez wczorajszy dzień.
— Nie teraz — wtrącił czarnoskóry mężczyzna. — Za chwilę jest rozprawa Harry'ego. Biorę w niej udział z polecenia Knota, więc ja się nim zajmę. Bill pójdzie ze mną, a ty się zajmij tą praktykantką — powiedział.
— Spotkamy się po rozprawie — uśmiechnął się do niej Bill.
— Pewnie — pomachała im i usiadła na krześle.
   Do jej kabiny wpadła Veronica.
— Craft bądź ostrożniejsza — zwróciła się do młodszej czarownicy.
— Proszę wybaczyć — podała jej kilka pergaminów. — Pan Scrimgeour kazał Pani przekazać, że jeśli się Pani...
— Tonks!? Nie idziesz!? — Rozległ się wrzask Rufusa.
— Rada numer jeden — Nimfadora zwróciła się cicho do praktykantki. — Jeśli ktoś każe ci komuś coś przekazać zrób to w mniej niż minute — wstała z krzesła i wyszła z kabiny.
   Veronica szła za nią. Podeszły do Scrimgeoura i nim zdążyły cokolwiek powiedzieć, odezwał się.
— Tonks nie uważasz, że skoro każe ci coś zrobić powinnaś zostawić wszystko inne.
— I to wykonać — dodała znudzona czarownica. — Powtarzasz mi to conajmniej dwadzieścia razy w tygodniu.
— Więc zrób coś, żebym nie musiał tego więcej robić — odparł.
— Niestety nie zdążyłam się dowiedzieć co mam do wykonania, żeby się ruszyć gdziekolwiek — stwierdziła dziewczyna, a Craft schowała się przerażona za nią.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro