Rozdział VII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

   Tonks zmieniła ubranie jednym machnięciem różdżki. Ginny pożyczyła jej tusz i pomadkę.
— Z kim idziesz na randkę? — Zagadała ją Hermiona.
— Żadna randka. Idę na drinka z szkolnym przyjacielem — odparła, odkładając rzeczy na półkę.
— To lepiej się pośpiesz, bo nie będzie długo na ciebie czekał — zachichotała Ginny.
— Tak, tak. Dzięki za wszystko. Pa dziewczyny — wyszła z pokoju i udała się do pomieszczenia, gdzie czekał Bill.
— Musiałam się trochę odświeżyć. Dzisiejszy dzień był męczący — powiedziała, gdy się na nią spojrzał. — Chodźmy.
   Tonks razem z Billem pożegnali się z wszystkimi i wyszli przed dom. TRZASK. Teleportowali się w tym samym momencie. Stali Pod Trzema Miotłami i po chwili weszli do baru. Usiedli przy pustym stoliku.
— Witaj Tonks. Co podać? — Podeszła do nich kobieta.
— Dobry wieczór, Rosmerto. Dwie szklanki Ognistej — uśmiechnęła się do kobiety.
— Ładnie wyglądasz — przyglądał jej się Bill.
— Dopiero teraz to zauważyłeś? — Zaśmiała się.
— Już w Hogwarcie — odparł uśmiechnięty.
   Nimfadora poczuła się dziwnie i to bardzo dziwnie, jednak tego nie pokazała i upiła łyka napoju, który przyniosła im Madame Rosmerta.
— Byliśmy wtedy dziećmi — zaczęła Tonks. — Zawsze wpadłam w kłopoty przez moją niezdarność.
— Byłaś wyjątkowa — stwierdził po chwili namysłu rudy czarodziej. — Nie każdy Puchon objawiał taką niezdarność — uśmiechnął się żartobliwie. — Do tego byłaś najlepsza w Transmutacji. McGonagall cię uwielbiała.
— Tak i zdecydowanie najgorsza w Eliksirach — ponownie się napiła.
— Każdy miał swoje słabe strony.
— Ty również je miałeś? Byłeś kapitanem drużyny Quidditcha, Prefektem Naczelnym, co najmniej miałeś Powyżej Oczekiwań we wszystkim. Choć i tak wiele Wybitnych. Byłeś przystojny i wszyscy cię lubili — wymieniała Dora.
— Jak to byłem? Uważam, że teraz jestem jeszcze bardziej przystojny — zrobił pewną siebie minę. — A poza tym z Eliksirów miałem Zadowalający.
— Bo uczył Snape. Gdyby nie on miałbyś zapewne Wybitny.
— Przesadzasz, nie byłem wybitnym uczniem.
— Pamiętasz jak się poznaliśmy?
— Tak, byłaś na tym samym roku co Charlie. Przyjaźniliście się i pewnego dnia na twoim pierwszym roku przyszedłem do mojego brata przekazać list od mamy. Siedzieliście w grupie i wtedy — uśmiechnął się. — Chciałaś się mi przedstawić i potknęłaś się o swoją szatę upadając przede mną.
— Nawet nie wiesz jaki to był koszmar. Wszyscy myśleli, że... Rosmerto po jeszcze jednej szklance — zwróciła się do kobiety przechodzącej obok.
— Rozumiem, że nie chcesz kończyć — powiedział Bill.
— To zbyt kompromitujące — stwierdziła czarownica.
   Madame Rosmerta wymieniła szklanki i oboje trochę z nich upili.
— Było ci wtedy przykro, prawda?
— Po prostu nie pokazywałam się nikomu przez miesiąc. Wychodziłam z dormitorium tylko na zajęcia — zaśmiała się na samo wspomnienie o tym.
— Powinienem jakoś zareagować.
— Byś tylko to pogorszył, ale w końcu i tak się zaprzyjaźniliśmy.
— Znał cię cały Hogwart, więc mnóstwo ludzi się z tobą przyjaźniło. Nie na codzień spotyka się tak utalentowanego metamorfomaga. W dodatku ślicznej, przyjacielskiej i niezdarnej czarownicy — zaśmiał się.
— Nie potrafisz powiedzieć nic miłego bez głupiego dowcipu, prawda?
— Ale ja jeszcze dzisiaj nie opowiadałem żadnego dowcipu.
— Bill! — Zaśmiała się Tonks.
— Wybacz, a teraz mi powiedz — zaczął niepewnie, a ta spojrzała na niego z zaciekawieniem. — Co odpowiedział Dumbledore na twój list?
— Merlinie! Ty o tym wiedziałeś?
— Charlie jak się rozgadał to mówił o dosłownie wszystkim. Twój miłosny list do dyrektora był ostatnią rzeczą o jakiej wtedy powiedział. Zdał sobie po chwili sprawę, że to była tajemnica.
— A ty do teraz trzymałeś to w sobie?
— Więc?
— Odrzucił mnie.
— Przykro mi — powiedział poważnie.
— Bill!
— Żartowałem, żartowałem — uśmiechnął się od razu.
   Gdy kończyli pić piątą szklankę postanowili, że na dzisiaj wystarczy. Tonks wiedziała, że w tym stanie nie może pokazać się w domu. Natomiast Bill był pewny, że nie będzie zbyt dobrze pokazać się matce.
— Wszyscy przebywają w Kwaterze. Więc może spędzimy noc w Norze? — Zaproponował Bill, gdy wyszli z baru.
— To świetny pomysł — stwierdziła Tonks, podtrzymując się o jego ramię.
— Złap się mocniej. Teleportuje nas obu — mężczyzna był w lepszym stanie, dlatego żeby upewnić się, że z Tonks będzie w porządku woli jej nie zostawiać samej.
   TRZASK. Oboje poczuli szarpnięcie w okolicy pępka i ziemia się pod nimi osunęła. Kilka chwil później pojawili się przed Norą. Bill zdążył w ostatniej chwili zapobiec upadkowi Dory, łapiąc ją.
— Nie mam zbyt mocnej głowy — odezwała się dziewczyna, gdy pomagał jej wejść do środka.
— Zauważyłem — zaśmiał się Bill. — Usiądź, zrobię herbatę — wskazał krzesło przy długim brązowym stole.
   Czarodziej wyczarował dwa kubki, podgrzał wodę różdżką i zalał herbatę, po czym usiadł naprzeciw Tonks.
— Chciałabym, żeby te spokojne czasy wróciły. Nie wiadomo kiedy Sam Wiesz Kto ponownie zaatakuje — odezwała się nagle czarownica.
— Wrócą. Wystarczy to przeczekać — uśmiechnął się.
— Dumbledore jest pewny, że będziemy walczyć. Możemy się ich nie doczekać.
— Jeśli wygramy to nie będzie ważne czy będziemy żyli. Wystarczy nam pewność, że następne pokolenia będą żyły w bezpiecznym świecie.
— To prawda. Musimy zrobić wszystko, żeby tak się stało.
— Zrobimy co w naszej mocy. Nie martw się tym.
— Jestem zmęczona. Pójdę się położyć — dopiła herbatę.
— W pokoju Ginny jest najczyściej — wstał Bill i machnięciem różdżki sprawił, że kubki zniknęły ze stołu. — Dobranoc Dora.
— Dobranoc Bill — odpowiedziała i weszła na schody.
   Dlaczego Dora? Od zawsze mówił na mnie Tonks... Chociaż był moment, gdy byłam na czwartym roku. Wtedy mówił tak do mnie. Jednak później ukończył Hogwart i więcej go nie widziałam — pomyślała, uśmiechając się delikatnie.

   Na drugi dzień Nimfadora obudziła się z lekkim bólem głowy. Poprawiła włosy w lusterku i zeszła na dół, gdzie czekała ją miła niespodzianka.
— Charlie! — Spojrzała na chłopaka przy stole.
— Bill mi o wszystkim opowiedział — czarodziej wstał z krzesła i podszedł przytulić dziewczyne. — Długo się nie widzieliśmy.
— Nic się nie zmieniłeś — uśmiechała się czarownica.
— Oprócz koloru twoich włosów to ty również. Usiądź — podeszli do stołu i usiedli.
— Witaj Bill — zwróciła uwagę na starszego brata Charliego.
— Tak ja też tu jestem i miło mi cię widzieć Dora — wyczarował jej kubek kawy.
— Nic się między wami nie zmieniło. Nadal jesteście blisko — stwierdził Charlie.
— Odkąd Bill wrócił do domu spotykamy się prawie codziennie przez Zakon — czarownica upiła łyka kawy. — A właśnie. Charlie jak studiowanie smoków w Rumunii?
— Wiedziałeś, że jest w Rumunii? — Zdziwił się Bill.
— W porównaniu do ciebie to od twojego brata dostawałam list co jakiś czas — uśmiechnęła się Tonks. — Charlie dołącząsz do Zakonu? Co z pracą tutaj? — Zwróciła się do młodszego Weasleya.
— Tak, jednak to tylko cicha formalność. Jeśli chodzi o pracę to nie zwalniałem się. Będę załatwiał sprawy związane z smokami w Anglii — odpowiedział mężczyzna.
— Wspaniale — powiedziała Tonks. — Tak poza tym, co ty tu robisz?
— Nie mam jeszcze wiadomości od Dumbledore'a, gdzie znajduje się Kwatera Główna Zakonu Feniksa, więc przyjechałem tutaj. Choć wasz widok bardziej mnie zdziwił.
— Wczoraj trochę popiliśmy — dopiła kawę. — I lepiej nie wspominaj o tym nikomu — uśmiechnęła się. — Muszę pokazać się w domu i iść do pracy — wstała z krzesła i ucałowała braci w policzek. — Do zobaczenia w Kwaterze — pomachała im wychodząc.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro