Rozdział XXIII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

   Tonks z samego rana teleportowała się do Nory, gdzie została powitana przez Artura, Molly, Charliego i Billa. Usiadła przy stole naprzeciw najstarszego syna państwa Weasley, a tuż obok niej siedział Charlie.
— Jak minęła wczorajsza kolacja u Starka i Wulfryki? — Zagadał pan Weasley, popijając śniadanie kawą.
   Dora na samą myśl o wczorajszych wydarzeniach zarumieniła się.
— Dobrze — wymruczała w zapełniony tostami talerz. — Pani McKinnley kazała cię pozdrowić, Molly.
— Bardzo mi miło — uśmiechnęła się radośnie kobieta i usiadła obok męża.
— Czym się zajmuje jego ojciec? — Odezwał się po raz pierwszy Bill.
— Jest szefem Departamentu Tajemnic — odparła młoda czarownica.
— I szefem sekretarzy Knota — dodał Artur.
— To Knot sam się nimi nie zajmuje? — Zapytał zdziwiony Charlie.
— Nie ma na to czasu. Przekazuje Starkowi polecenia, a ten pilnuje, żeby pracownicy Knota je wykonali i przekazali mu — wyjaśnił jego ojciec.
— To dlatego zdołał przekonać Ministra o powrocie jego syna do Biura Aurorów — stwierdził.
— Dokładnie tak. To dobrzy przyjaciele.
— Tonks, dlaczego się cały czas rumienisz? To do ciebie nie podobne i muszę przyznać, że nieswojo się czuję siedząc przy tobie — zaśmiał się Charlie.
— Po prostu jest mi gorąco — odparła czarownica.
— Na dworze dzisiaj jest dość wietrznie. Jesteś chora? — Molly od razu podeszła do czarownicy i przyłożyła dłoń do jej czoła. — Jesteś rozpalona! Powinnaś pójść się położyć do łóżka! Zresztą, gdzieś miałam Pieprzny Eliksir.
— Nic mi nie jest, czuję się dobrze.
— Doprawdy! — Oburzyła się Molly.
— Gdy Dora jest chora to jest nie do wytrzymania, więc to napewno nie o to chodzi — odezwał się nagle Bill, przyglądając się dziewczynie.
   Molly wróciła na swoje miejsce, wyczarowując przy Tonks kubek z gorącą herbatą.
— Bill ma rację, więc co jest? — Zwrócił się do niej Charlie.
— Przecież mówię, że nic mi nie jest!
— Wczoraj, gdy jej praktykant zapraszał ją na kolacje to wyglądała jeszcze normalnie. Czyżby się tam coś wydarzyło? — Zapytał radośnie Artur.
   Tonks słysząc to pochyliła bardziej głowę, żeby twarz zasłoniły jej włosy.
— Bill co ty... — Zaczął jego brat, gdy czarodziej wyciągnął różdżkę i skierował ją w kierunku swojej przyjaciółki.
   Nim zdążył dokończyć, Bill wdarł się do jej umysłu.
Legilimens — wymruczał, a Dora poczuła jego obecność w swojej głowie.
   Świetnie sobie radziła z Oklumencją, jednak tego się nie spodziewała i pozwoliła swojemu przyjacielowi na zobaczenie jej aktualnych myśli, nim się wyrwała z jego zaklęcia.
— Bill!? — Wrzasnęła, wstając z krzesła. — Jak mogłeś!? — Nikt się nie odzywał, wszyscy wpatrywali się w nich.
— Powiedziałaś, że nic cię z nim nie łączy — odparł spokojnie.
— JAK ŚMIAŁEŚ ZAJRZEĆ W MÓJ UMYSŁ!
— Okłamałaś mnie — również wstał, nie spuszczając z niej wzroku.
— Nie zrobiłam tego!
— Nie masz do mnie zaufania, że nie powiedziałaś mi o tym?
— To nie tak! Zresztą nie miałam kiedy...
— Odkąd tu przyszłaś miałaś do tego wiele okazji — wtrącił się.
— O co chodzi? — Zapytał w końcu Charlie.
— Dora ma chłopaka — odparł Bill, po czym ruszył w kierunku schodów.
— To nie prawda!? Dlaczego zachowujesz się, jakbym to ja była winna! To ty zajrzałeś w mój umysł, pokazując tym, że mi nie ufasz!? — Pobiegła za nim i złapała go za rękę. — To co wczoraj się wydarzyło to nie moja wina!
— Gdybym to ja chciał cię pocałować to zapewne bym od razu oberwał jakimś paskudny zaklęciem, Tonks! Może powiedz jeszcze, że nie brałaś w tym udziału i zmusił cię do tego.
— Nie zmusił, ale...
— Przepraszam, że wtargnąłem do twojego umysłu. Teraz wybacz, ale muszę zbierać się do pracy — wyrwał swoją rękę z jej uścisku i poszedł do swojej sypialni.
— Bill!? To nawet nie powinno cię interesować! Nie masz z tym nic wspólnego!? — Nie wytrzymała, jednak chłopaka już nie było.
— Umawiasz się z swoim praktykantem? — Zapytał zaskoczony Charlie.
— Nie bądź śmieszny — ruszyła w stronę kominka. — Do zobaczenia — nabrała do ręki proszku fiuu i rzuciła nim o posadzkę. — Ministerstwo Magii! — Zniknęła w zielonych płomieniach.
   Gdy tylko weszła do swojego biura, skierowała się do swojej kabiny. Była wyjątkowo wściekła i miała ochotę w tym momencie kogoś przeklnąć.
— Tonks — w przejściu jej kabiny pojawił się Perry.
— Czego!?
— Ou, ktoś tu chyba wstał lewą nogą.
— Nie drażnij się ze mną i mów o co chodzi — wycedziła przez zaciśnietę zęby.
— Po prostu złapie twojego praktykanta. Nie przejmuj się tym — wyszedł przerażony z jej kabiny.
— Świetnie!? — Wrzasnęła za nim.
   O co mu na brodę Merlina chodziło! To w ogóle się nie powinno wydarzyć, po prostu Macowi coś odbiło, ale co do tego ma Bill!? Jak śmiał wtargnąć w mój umysł!? – Krzyczał głosik w jej głowie.
— Dlaczego Perry kazał mi się do ciebie nie zbliżać przynajmniej do drugiego śniadania? — Zobaczyła w kabinie swojego praktykanta.
— To twoja wina! McKinnley, jeśli zbliżysz się do mnie choćby o stope to następnym razem przeklnę cię tak, że twoi rodzice nie poznają cię odwiedzając u Świętego Munga!?
— Tonks, jeśli chodzi o wczoraj to...
— Wyjdź póki się wstrzymuje — mówiła przy zaciśniętych powiekach i palcach wokół swojej różdżki.
— Czekaj, najpierw muszę ci to wyjaśnić... — Po tych słowach dziewczyna wstała.
— To nie mi powinieneś wyjaśniać do jasnej cholery! Przez ciebie spędziłam wyjątkowo paskudne śniadanie wśród swoich przyjaciół i jestem po koszmarnej rozmowie z moim najlepszym przyjacielem, więc...
— Chodzi o Billa, tak? Dowiedział się o tym, że cię wczoraj...
— ZAMKNIJ SIĘ!? — Przerywali sobie nawzajem. — Wynoś się stąd póki jestem miła!
— Wcale nie jesteś i posłuchaj mnie! To co się wczoraj wydarzyło... Zresztą co ma do tego Bill, nie umawiacie się!?
Expulso! — Maca odrzuciło do tyłu, uderzył o ścianę i zsunął się z niej na podłogę.
— To się musiało w końcu wydarzyć — przybiegło do nich kilka osób, Savage sprawdzał czy jest przytomny.
— Mówiłem mu, żeby do niej się nie zbliżał! — Przeraził się Perry.
— Powinnaś się kontrolować, Tonks!? — Do biura wszedł Rufus. — Nie powiem, ten widok jest miły — prychnął patrząc na Maca. — Jednak jak mogłaś rzucić zaklęciem w Aurora.
— Praktykanta — poprawiła go. — Zaraz odzyska przytomność, a wtedy mu powiedzcie, żeby nie pokazywał mi się na oczy, bo następnym razem wyląduje u Munga — mówiła spokojnie.
— Wychodzisz? — Zapytał zaskoczony szef.
— A powinnam kogoś jeszcze przeklnąć? Pójdę załatwić sprawy poza naszym biurem — ominęła wszystkich. — Witaj — spojrzała na czarnoskórego mężczyznę, który stał w drzwiach i ruszyła w stronę gabinetu Artura. — Nie masz do skonfiskowania jakiś czarnomagicznych przedmiotów na Nokturnie, Arturze? — Weszła bez pukania.
— Pójdź do Borgina i Bergsa, tam na pewno coś znajdziesz. Usiądź — odpowiedział z uśmiechem.
— Nie o to mi chodziło — usiadła naprzeciw niego.
— Masz tam misję do wykonania?
— To nie tak. Po prostu tam od razu nawinie mi się pod różdżkę ktoś kogo będę mogła przeklnąć. Za kolejnego Aurora zostanę zawieszona u Scrimgeoura — wzruszyła ramionami.
— Herbaty?
— Chętnie — na biurku pojawiły się dwa kubki z gorącym napojem.
— Więc ten huk co było słychać to twoja sprawka? — Zaśmiał się pan Weasley.
— Mac McKinnley — odparła, upijając trochę herbaty.
— Czym sobie chłopak zasłużył? Widzę, że już się nie rumienisz na jego wspomnienie.
— Nawet ty! Zasłużył sobie wczorajszym zachowaniem! I tak! Nie rumienię się, bo Bill mi coś uświadomił!
— Co takiego?
— Że było to nieodpowiednie — odpowiedziała cicho.
— Bo to nie do niego coś czujesz.
— Arturze, nikt mnie w tym momencie nie interesuje.
— Tak ci się tylko wydaje, Tonks. No, ale jedyne co ci mogę powiedzieć to, żebyś ruszyła trochę głową i pomyślała o tym co czujesz, a nie zajmowała się cały czas pracą. To tylko rada, bo inaczej możesz się za późno ocknąć. A co do reszty to Molly bardziej ci pomoże — uśmiechał się.
— Przepraszam, że przeszkodziłam ci w pracy — wstała z krzesła. — I również za to, że musieliście słuchać tej wymiany zdań między mną a Billem.
— To nic takiego, przyjdź dzisiaj do nas na obiad. Będzie tylko Molly i Charlie, więc będziesz mogła sobie z nimi spokojnie porozmawiać.
— A co z Billem?
— Powiedział, że wraca jutro rano do domu.
— Dostał misję?
— Wydaje mi się, że zostanie w pracy. Jest podobny do ciebie, wtedy jest lepiej mu zająć czymś myśli.
— Rozumiem, to do zobaczenia — wyszła z gabinetu Artura i spokojniejsza wróciła do swojego biura.
— Tonks, czy ty oszalałaś! — Usłyszała wrzask Maca.
— Nie oprzytomniałeś do końca? — Zapytał Proutfoot, zajmując się nim.
— Nie musisz się martwić. Drugi raz go nie przeklnę, bo mogę źle skończyć jak szef tu wróci — uśmiechnęła się do przyjaciela.
— Czy ty się właśnie uśmiechasz? Po tym co zrobiłaś! — Krzyczał jej praktykant.
— Merlinie, bądź już cicho. Silencio! — Proutfoot uciszył chłopaka.
— McKinnley ciesz się, że to pierwszy raz, gdy obrywasz ode mnie zaklęciem — poszła do swojej kabiny i zajęła się papierami.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro