Rozdział 16

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Podskoczyłam ze strachu na krześle, gdy na stole z hukiem wylądował stos książek. Spojrzałam z wyrzutem na chłopaka, który stał przede mną. Niewzruszony, nie zaszczycając mnie skrawkiem swojej uwagi, usiadł po drugiej stronie stołu Gryffindoru i otworzył jedną z ksiąg gdzieś pośrodku. Zamrugałam gwałtownie i poczułam, jak ostatnie trzy posiłki podchodzą mi do gardła.

W przeciwieństwie do wczorajszego wieczoru, rano mózg przywrócił mój rozsądek. Wydawało mi się, że to wszystko, co się wydarzyło, było snem, dopóki nie zauważyłam zielonej bluzy, wiszącej na oparciu krzesła. Od tamtej pory bolał mnie brzuch na samą myśl o żenującej konfrontacji ze Ślizgonem, która mnie czekała. A tymczasem on usiadł sobie, jak gdyby nigdy nic i zaczął pisać wypracowanie na temat bułgarskiej szkoły magii, nie zaszczycając mnie nawet spojrzeniem. Zacisnęłam pod stołem dłoni w pięści, ciskając w niego gromy wzrokiem. Denerwował mnie fakt, że mnie ignorował. Wolałam już jego chamskie docinki od traktowania mnie, jakbym nie istniała. Szczególnie, że to, co działo się wczoraj, było co najmniej dziwne i o ile mogłam zrozumieć zignorowanie wydarzeń z Pokoju Życzeń, tak tego nie zamierzałam mu już odpuszczać.

Odchrząknęłam, chcąc zwrócić na siebie jego uwagę.

Zamarł z piórem przy pergaminie, na którym zapisał już prawie połowę kartki i zauważyłam, jak na jego twarzy pojawił się delikatny, typowy dla niego, ironiczny uśmieszek. Podniósł wzrok na mnie z rozbawieniem.

— Cześć Granger, nie zauważyłem cię — powiedział tylko i wrócił do pisania.

Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. Miałam ochotę strzelić go w łeb za te zmienne nastroje, ale resztkami rozsądku się powstrzymałam. Przeniosłam wzrok na jego "wypracowanie" i zauważyłam, że zamiast niego, wypisywał w kółko dwa słowa.

Granger Srenger.

Fuknęłam oburzona i machnęłam różdżką w stronę jego wypocin, zmieniając ich treść. Teraz na pergaminie widniały inne słowa.

Malfoy Dupalfoy.

Zagrywka w stylu ośmiolatków, ale jednak wywołała cichy chichot z ust Ślizgona.

— Mam nadzieję, że nie spaliłaś mojej bluzy — odezwał się znowu po chwili, nie odrywając wzroku od pergaminu. Próbował kontynuować pisanie, ale kartka wciąż zmieniała słowa w te z jego nazwiskiem.

— Nie i teraz żałuję — odparłam ze złością. Zerknęłam na kilka książek, które przyniosłam ze sobą do Wielkiej Sali. Nie były to wcale podręczniki z Historii Magicznego Szkolnictwa, a słowniki i tłumaczenia starożytnego języka magicznego. W notatkach zamiast wypracowania, miałam napisany cytat, który widniał wokół drzwi na siódmym piętrze i pod nim poskreślanych kilka prób tłumaczenia.

Zabrałam materiały ze stołu, z zamiarem odejścia.

— Przyniosę ci z powrotem tą bluzę — powiedziałam jeszcze i już miałam wstać, gdy chłopak znów się odezwał.

— Powinnaś częściej nosić zielone rzeczy — oznajmił nagle i podniósł w końcu wzrok na mnie.

Brzuch rozbolał mnie jeszcze bardziej na widok jego przenikliwego spojrzenia. Patrzył intensywnie w moje oczy, jakby mówiąc to, miał na myśli coś zupełnie innego. Oboje wiedzieliśmy, co chciał przez to powiedzieć, ale żadne z nas nie odważyło się nawet o tym pomyśleć. Stąpaliśmy po bardzo cienkim lodzie. Pośrodku oceanu.

Już zapomniałam, że chciałam wstać i odejść. W tamtym momencie miałam ochotę siedzieć tak cały dzień i się z nim przekomarzać, ale w głębi duszy wiedziałam, że do niczego dobrego to nie prowadzi.

— Przekraczasz granicę — powiedziałam w końcu.

— Granicę? — powtórzył, unosząc brwi.

— Tak. Między złośliwością a... — urwałam, zdając sobie sprawę, że to, co chciałam powiedzieć, było absurdalnie głupie. Moje policzki zapłonęły ze wstydu, że mogłam w ogóle o tym pomyśleć.

— A czym? — zapytał zaciekawiony i pochylił się w moją stronę. Powstrzymywał uśmiech, który uporczywie próbował zagościć na jego twarzy. Moje upokorzenie sięgnęło zenitu, gdy cała moja twarz płonęła już z gorąca.

— Flirtem — powiedziałam w końcu niechętnie, nie potrafiąc wymyślić niczego na poczekaniu.

Malfoy popatrzył na mnie chwilę, zastanawiając się nad odpowiedzią.

— Nie nazwałbym tego granicą. To dwie różne rzeczy.

Ja również pochyliłam się nad stołem w jego kierunku, więc wyglądaliśmy, jakbyśmy szeptali sobie coś bardzo osobistego. Serce łomotało mi, jak młot pneumatyczny, ale nie chciałam pokazać po sobie słabości i pozwolić mu dominować.

— Czyli przyznajesz, że ze mną flirtujesz? — zapytałam, unosząc brwi, podobnie, jak on. Wydawało mi się, że jego źrenice się rozszerzyły, ale kiedy mrugnął, powróciły do swojej normalnej wielkości. Popatrzył na mnie chwilę w ciszy, po czym nagle wyraz jego twarzy diametralnie się zmienił i odchylił się na krześle, zakładając ręce za głową. Uśmiechnął się bezczelnie z nutą politowania.

— Naprawdę myślisz, Granger, że bym z tobą flirtował? Ja cię nawet nie lubię. Poza tym, jesteś szlamą.

Wyprostowałam się na krześle, zaskoczona jego słowami. Chłopak, którym był wczoraj, zniknął bez śladu, a siedział przede mną znów bezczelny narcyz. Nie miałam ochoty nawet mu odpowiadać. Zrobiło mi się przykro, że kolejny raz mnie tak potraktował, więc zabrałam swoje rzeczy do rąk i bez słowa wstałam. Nawet się nie odwróciłam, gdy wychodziłam z Wielkiej Sali.

🧡

Leżałam na łóżku na plecach z nogami w górze, opartymi o ścianę. Różdżką wyczarowałam błyszczący snop światła, którym lawirowałam w powietrzu bez celu w kółko. Nie zamierzałam przez niego płakać ani użalać się nad sobą. Byłam przyzwyczajona do tego typu wyzwisk, więc nie robiły już na mnie wrażenia, ale jednak jakaś część mnie myślała, że chłopak się zmienił i chyba to mnie tak zabolało. Wczoraj naprawdę miło spędziłam z nim czas, więc dziś, standardowo, musiał mnie sprowadzić do parteru.

— Granger? — usłyszałam stłumiony głos za drzwiami do sypialni i na moment przestałam machać różdżką, powodując, że błyszcząca, złota masa zawisnęła w powietrzu nade mną. Po chwili drzwi się otworzyły i nie musiałam patrzeć w tamtą stronę, by domyślić się, kto w nich stał.

— Granger — powtórzył, nie ruszając się z miejsca, a ja powróciłam do bawienia się różdżką.

— Spadaj — powiedziałam tylko.

Westchnął i usłyszałam kilka kroków, które zrobił prawdopodobnie w moją stronę.

— Nie pójdę.

— A rób co chcesz — oparłam zrezygnowana. Nie chciało mi się z nim rozmawiać ani na niego patrzeć. Już miałam powiedzieć, żeby przy okazji zabrał swoją śmierdzącą, ślizgońską bluzę, ale zanim zdążyłam się odezwać, znów usłyszałam jego głos.

— Jestem dupkiem — powiedział nagle i między nami zapanowała cisza. Opuściłam różdżkę, a snop złotego światła zniknął. Przełknęłam ślinę, czując, jak znów zaczął boleć mnie brzuch.

— Dobrze, że przynajmniej jesteś tego świadomy — odpowiedziałam opryskliwie, mimo, że serce zaczęło mi szybciej bić, na co zareagował tylko westchnięciem. Po chwili poczułam, jak łóżko ugina się pod jego ciężarem. Wlazł bez pytania na moją pościel i po chwili wiercenia, pojawił się obok mnie, leżąc w takiej samej pozycji z nogami na ścianie. Spojrzał w moją stronę, a ja przełknęłam ślinę. Niestety podświadomość podpowiadała mi, że jeśli na niego popatrzę, to się złamię. Chciałam traktować go, jak dupka, którym był, ale nie potrafiłam, gdy zachowywał się nagle tak, jak teraz. W końcu serce wzięło górę nad rozsądkiem i przeniosłam wzrok na niego, czując, jak motyle w brzuchu obudziły się do życia.

— Przepraszam — powiedział, a ja już wiedziałam, że wybaczyłam mu z chwilą, gdy stanął w tych drzwiach.

🧡

Niedługo później siedzieliśmy znów na korytarzu siódmego piętra, nasłuchując jakichkolwiek kroków. Nie miałam pojęcia, ile czasu minęło, ale nogi dawno zdążyły mi zdrętwieć.

W końcu jednak się udało i usłyszeliśmy pospieszny, ale cichy stukot butów. Czym prędzej wstaliśmy i Malfoy zarzucił na nas pelerynę niewidkę. Było trochę pod nią ciasno, więc minęło parę sekund przepychanek, zanim udało nam się dojść do jakiegoś porozumienia. Adrenalina zabuzowała w moich żyłach, kiedy zerknęłam przelotnie na chłopaka. Popatrzył na mnie poważnie, ale widać było jego równoczesne podekscytowanie w oczach. Stukot był coraz głośniejszy, a z każdym dźwiękiem czułam, jak moje serce przyspiesza. W końcu pojawiła się jakaś postać i już miałam ruszyć w jej stronę, gdy nagle chłopak złapał mnie kurczowo za przedramię. I całe szczęście, że to zrobił, bo zamiast tajemniczej, zakapturzonej postaci, przed nami pojawił się Filch. Oboje wstrzymaliśmy oddech, stojąc sztywno obok siebie. Jakiś metr naprzeciwko mężczyzna, rozglądnął się ze zmrużonymi oczami. Trwało to kilka sekund, aż w końcu bąknął pod nosem jakieś przekleństwo, rozejrzał się powoli raz jeszcze, odwrócił w przeciwną stronę i odszedł. Odetchnęłam dopiero, gdy zniknął za zakrętem. Spojrzałam na Malfoya i już miałam coś powiedzieć, ale zabłysło między nami zielone światło i odwróciliśmy się gwałtownie w stronę drzwi. Zakapturzona postać zdążyła się już bezszelestnie przemieścić na drugą stronę kamiennej ściany, więc podążyliśmy jak najszybciej za nią.

Nie mogliśmy ryzykować otwieraniem samodzielnie drzwi, bo nie mieliśmy pojęcia, czy wewnątrz nie słychać, gdy ktoś wchodził. Kiedy prześlizgnęliśmy się do środka i drzwi zamknęły się za nami, zerknęłam na chłopaka, czując, jak serce wali mi, jak szalone. Blondyn popatrzył na mnie z góry i kiwnął nieznacznie głową, jednak jego twarz nie zdradzała żadnych emocji.

Podziwiałam go za ten wewnętrzny spokój, jaki mógł zachować w każdej sytuacji.

Złapałam go za rękę, nie mając na myśli niczego z podtekstem, tylko żeby było nam wygodniej się przemieszczać pod peleryną. Na szczęście jej nie wyrwał, więc czułam się nieco bezpieczniej. Podeszliśmy do progu, decydując się na niewchodzenie do środka pokoju, bo byłoby to zbyt ryzykowne. Zresztą, między pomieszczeniem właściwym, a przechodnim, nie było drzwi, więc bez problemu mogliśmy zobaczyć całe wnętrze. Mężczyzna wszedł do środka, gdzie stało już kilka osób.

— Dłużej się nie dało? — ktoś zapytał złośliwie. Zmarszczyłam brwi, starając się rozpoznać człowieka, ale nie miałam pojęcia kim był wysoki, łysy mężczyzna. W przeciwieństwie do Malfoya, który nieznacznie spiął mięśnie. Zerknęłam na jego twarz, ale nie patrzył na mnie, tylko przed siebie.

— Głupi woźny mnie spowolnił — odezwał się mężczyzna, za którym weszliśmy, a ja wstrzymałam oddech, czując, jak prąd przechodzi wzdłuż mojego kręgosłupa. Zdjął kaptur, ale nawet, gdyby tego nie zrobił, bez problemu rozpoznałabym jego głos.

Czyli Malfoy miał rację co do Winsleta. Ale jakim cudem nie było go widać na Mapie Huncwotów?

— Może powinieneś oberwać jakimś konkretniejszym zaklęciem za te twoje notoryczne wpadki, Macnair — usłyszałam dziwnie znajomy, złośliwy, męski głos, dobiegający z kanapy, ale Winslet zasłaniał mi rozmówcę.

Chwila, Macnair? O co tutaj w ogóle chodzi?

— Mówiłem ci już, że musiało mi się wydawać i nikogo nie było na korytarzu— powiedział, nawiązując prawdopodobnie do sytuacji, w której sobie kichnęłam i prawie nas zdemaskowałam.

— Niech Bellatrix zdecyduje, co z tobą zrobimy — odparł postawny, łysy mężczyzna, który wypowiedział się na początku. Przełknęłam ślinę, rozglądając się w panice po pokoju, ale nigdzie nie było kobiety. Czy to możliwe, żeby zarządzała Śmierciożercami z Azkabanu?

Ale jednak widziałam ją na Mapie Huncwotów, więc coś tutaj było mocno pokręcone.

— A jak sytuacja z twoim synem? — zmienił temat Winslet i podszedł do szafy, bawiąc się rączką przy drzwiczkach. Tym samym odsłonił nam widok na osobę siedzącą na antycznej sofie.

Samego Lucjusza Malfoya.

Zamarłam, wpatrując się w ojca Ślizgona. Był elegancki, jak zawsze, miał na sobie idealnie skrojony, długi płaszcz i spodnie. Wszystko oczywiście czarne. Draco Malfoy nawet nie drgnął na jego widok. Krew odpłynęła mi z twarzy, gdy słuchałam lekceważącej odpowiedzi mężczyzny na kanapie.

— Wszystko idzie zgodnie z planem.

Zamrugałam kilkakrotnie, nie mogąc uwierzyć w to, co słyszałam, a Winslet zaśmiał się krótko, wpatrując się z zainteresowaniem w szafę.

— Tak, muszę przyznać, że teraz umie się lepiej kamuflować, niż dwa lata temu, kiedy Czarny Pan powierzył mu wykonanie zadania.

Nagle ocknęłam się ze zszokowanego transu i przestałam ich słuchać. W jednej sekundzie wyrwałam chłopakowi rękę i wymierzyłam w niego różdżką. Nie mogłam odsunąć się zbyt daleko, bo jednak pole manewru ograniczała mi peleryna.

Moje serce w momencie rozpadło się na milion kawałków. Całe zaufanie, które zdążył przez ostatnie miesiące u mnie zyskać, zniknęło w jednym momencie.

Na Merlina, Hermiona, jak mogłaś zaufać Śmierciożercy?!

Dopiero teraz uświadomiłam sobie, jaka byłam głupia. Jak naiwnie pozwoliłam mu kontrolować wszystko, co odkrywałam. Szpiegował mnie i to w tak oczywisty sposób, że byłam wściekła na siebie, że tego nie zauważyłam. Chłopak dopiero po chwili na mnie spojrzał i zauważył, że mierzę w niego różdżką. Widziałam błysk strachu w jego oczach, kiedy popatrzył mi prosto w oczy, przez moment sprawiając, że poczułam się niekomfortowo. Ale nie mogłam mu ulec, więc poprawiłam swoją pozę i wysunęłam jeszcze dalej różdżkę, dotykając nią jego brody. Chłopak powoli uniósł ręce do góry, kręcąc powoli przecząco głową, dając mi znak, żebym tego nie robiła. Poczułam się, jak mała, bezbronna dziewczynka, która po raz pierwszy została zraniona przez brutalny świat.

Dlaczego nie uczyłam się na błędach, dlaczego byłam taka głupia i wciągnęłam siebie w to bagno?

Staliśmy tak jeszcze przez parę minut, a ja zastanawiałam się przez ten cały czas, jak to wszystko zrobię. Kiedy tylko stąd wyjdziemy, będę musiała go rozbroić, a potem co? Żadnych nauczycieli nie było w Hogwarcie poza Winsletem i Snapem. Wiadomo już, że temu pierwszemu nie mogłam ufać, ale drugi też pewnie był w to zamieszany. Dwa dni będę musiała go jakoś przetrzymać w szafie, a potem wszyscy wrócą i pójdę powiedzieć o całej sytuacji McGonagall.

Zobaczyłam kątem oka, że Winslet, z zarzuconym kapturem na głowie, zmierzał do drzwi. Opuściłam więc rękę z różdżką i pociągnęłam Malfoya za sobą. Wyszliśmy na korytarz zaraz za profesorem, ale oczywiście nie poszliśmy za nim, tylko w przeciwną stronę, nasłuchując, aż kroki ucichną. Właściwie Ślizgon nawet nie protestował, tylko dał się ciągnąć wzdłuż korytarza. Gdy byliśmy już na tyle daleko, by nie słyszeć wroga, zerwałam z siebie pelerynę niewidkę, odsunęłam się na bezpieczną odległość i wymierzyłam w niego na nowo różdżką.

— Ty zdrajco — syknęłam z wyrzutem.

Chłopak znów uniósł ręce w obronnym geście i zrobił ostrożnie krok w moją stronę.

— Ani kroku dalej! — krzyknęłam, nieco spanikowana. W uszach szumiało mi od nadmiaru informacji. Miałam ochotę osunąć się po ścianie i krzyczeć z bezsilności. Zaufałam osobie, której nigdy nie powinnam była dopuszczać do siebie. Zwodził mnie do tego stopnia, że pozwoliłam sobie nawet na zapomnienie, kim tak naprawdę był.

— Okej. Dobra. Nie ruszam się. — Stanął w miejscu i spojrzał na mnie niepewnie. W jego oczach widziałam ból, ale nie wierzyłam już w nic, co sobą pokazywał. Był cały przesycony fałszem.

Nastąpiła cisza. Przestąpiłam z nogi na nogę, czując, jak ręka mi się trzęsie. Zaczynałam panikować coraz bardziej, szacując swoje szanse w walce. W duchu kazałam sobie wziąć się w garść i ścisnęłam mocniej różdżkę, wymierzoną w chłopaka.

— Granger, posłuchaj... — zaczął, ale przerwałam mu niemal natychmiast.

— Nie odzywaj się! — krzyknęłam szybko, czując, jak mój głos się łamie.

Nawet nie myślałam o Bellatrix ani o Winslecie, a jedynie o mojej osobistej porażce. Merlinie, spędzałam z nim tyle czasu. O zgrozo, nawet zaczynałam tego zdrajcę lubić! Jak mogłam być tak głupia i chodzić z nim na kremowe piwo, a potem latać na miotle. Przecież to oczywiste, że Malfoy z nimi współpracował.

Zignorował jednak mój rozkaz, znów się odzywając.

— Nie mam z tym nic wspólnego, Granger. Nigdy nie stanę po ich stronie.

— Nie wierzę ci — odparłam gorzko, będąc bliską płaczu. Wiedziałam, że nie rzuciłabym na niego żadnym groźnym zaklęciem. Nie byłabym w stanie. Ale mogłam choć na chwilę go ogłuszyć. Tylko wtedy i tak nie miałabym gdzie uciec ani do kogo się zwrócić, więc jedynie bawilibyśmy się w kotka i myszkę po całym zamku.

— Przysięgam — powiedział załamanym głosem.

— Twoje przysięgi są nic niewarte — wysyczałam.

— To złożę Wieczystą Przysięgę — odparł poważnie, robiąc jeszcze jeden krok w moją stronę.

Spojrzałam na niego zdziwiona i powoli opuściłam rękę z różdżką, wciąż jednak trzymając ją w gotowości.

— Nie mamy Gwaranta.

Malfoy wyciągnął różdżkę, na co zareagowałam od razu podniesieniem swojej i zacisnęłam szczękę.

Nie zawaham się jej użyć.

Nie zawaham się.

Spojrzał na mnie zbolałym wzrokiem, znów unosząc ręce.

— Proszę cię... — powiedział cicho, a moja silna wola powoli zaczynała odpuszczać.

Chłopak zdążył już machnąć różdżką, bynajmniej nie w moją stronę, tylko w pustą przestrzeń. Między nami pojawił się zaraz jakiś chłopiec, na oko trzecioklasista, którego kojarzyłam z Wielkiej Sali, więc wiedziałam, że był jedną z osób, które zostały w Hogwarcie na czas wyjazdu do Durmstrangu. Spanikowany spojrzał na mnie, z różdżką skierowaną w Malfoya i na niego samego, który patrzył na dzieciaka z mordem w oczach.

— C-co się dzieje? — pisnął, wycofując się pod ścianę.

— Widziałeś kiedyś Przysięgę Wieczystą? — zapytał blondyn, a dzieciak pospiesznie pokręcił przecząco głową z przerażeniem. — Będziesz Gwarantem.

Spojrzałam oburzona na Malfoya, że dziecko ma pełnić taką funkcję, ale on mnie zignorował. Tak naprawdę nie mieliśmy innej opcji.

— Ale Granger, chciałbym żebyś ty też coś przysięgła.

— Co?! – wybuchłam, patrząc na niego z szeroko otwartymi oczami.

Mam żyć ze świadomością, że jak coś zrobię nie tak, to natychmiast umrę?

— Musisz mi przysięgnąć, że nikomu o tym nie powiesz.

— O Przysiędze?

— O całej tej sytuacji. O tym, że mój ojciec jest w to zamieszany, o samym fakcie tego pokoju, o wszystkim.

— Nie ma mowy! — Cofnęłam się o krok.

Malfoy westchnął, patrząc na mnie błagalnie.

— Tylko do czasu, aż nie dowiemy się co planują. Proszę, to wciąż moja rodzina.

Milczałam, choć serce mnie ukłuło na jego słowa. Nie pomyślałam o tym w ten sposób, a tak naprawdę, jeśli mówił szczerze, to był w jeszcze gorszej sytuacji niż ja.

— To jedyna opcja, żebyś naprawdę mi uwierzyła. — Miał taki ton głosu, jakby miał zaraz rozpaść się na kawałki. Nie wiedziałam, dlaczego tak bardzo zależało mu na tym, żebym była po jego stronie. Nie potrafiłam tego zrozumieć, ale z drugiej strony, sama też potrzebowałam go przy sobie. Szczególnie teraz, kiedy byliśmy tutaj sami, a moja psychika wisiała na włosku. O dziwo, niechętnie musiałam przyznać, że przez ostatnie tygodnie Malfoy pomógł mi z koszmarami bardziej niż przyjaciele przez cały rok, dlatego musiałam mu uwierzyć. Widziałam po nim, że też pragnął, by choć jedna osoba dostrzegła w nim dobrego człowieka.

Spojrzałam na niego niepewnie, przełykając ślinę.

— Dobrze — powiedziałam, chowając różdżkę do kieszeni i wyciągając do niego prawą dłoń.

Malfoy spojrzał na moją rękę, jakby wciąż niedowierzając, po czym wziął głęboki oddech i złapał mnie za przedramię.

Nie wierzę, że naprawdę to robię.

Chłopiec nieporadnie rzucił zaklęcie, po wcześniejszym poinstruowaniu przez Ślizgona, a nasze ręce splotła złota nić. Spojrzałam na Malfoya, wciąż nie będąc pewna, czy to dobry pomysł. On jednak patrzył na mnie z jakimś takim... Ciepłem w oczach. Jakby chciał dodać mi otuchy i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze.

Odchrząknęłam.

— Przysięgnij, że nie jesteś i nie będziesz po stronie Śmierciożerców — odezwałam się, patrząc na niego uważnie.

— Przysięgam — powiedział bez zastanowienia i nić się rozświetliła. — Przysięgnij, że nie powiesz nic na ten temat nikomu, a już w szczególności Potterowi. Do czasu aż to się skończy.

— Właściwie, dlaczego ja też mam przysięgać? — zapytałam, a on spojrzał na mnie ze złością.

— Muszę ci ufać, jeśli mamy siedzieć w tym gównie razem. Przysięgnij.

Zmrużyłam oczy, ale ostatecznie uległam.

— Przysięgam.

Idiotka.

Nić zaiskrzyła, a po chwili zniknęła. Momentalnie puściłam jego rękę i odsunęłam się machinalnie o parę kroków do tyłu.

— To tyle? — zapytałam, rozmasowując sobie przedramię.

Malfoy kiwnął głową i spojrzeliśmy oboje na chłopca, który patrzył na nas niezrozumiale.

— C-co planują Śmierciożercy? — zapytał przerażony, ale nie powiedział nic więcej, bo Malfoy wymierzył w niego różdżką.

Obliviate — szepnął. Chłopak po chwili popatrzył na nas tępym wzrokiem i zaczerwienił się po same uszy, rozglądając się pospiesznie wokół siebie.

— Co ja tu robię?

— Nie wiem, ty mi powiedz — warknął do niego Malfoy tym swoim starym, wrednym tonem, a chłopak przestraszony uciekł w stronę schodów.

Spojrzałam na blondyna z wyrzutem.

— Nic mu nie będzie — odparł krótko. — Chodź, musimy o tym wszystkim pogadać.

🧡

Chwilę później siedzieliśmy w dormitorium Malfoya po przeciwnych końcach kanapy i próbowaliśmy połączyć jakoś logicznie fakty.

— Ten łysy typek to Jugson, Śmierciożerca. Miałem raz w życiu nieprzyjemność z nim rozmawiać, ale był nisko w hierarchii u Voldemorta, więc nie wiem, dlaczego akurat on należy do tej pierdolonej elity zabójców — powiedział gorzko, po czym wstał i podszedł do barku po alkohol.

— Ja nie piję — powiedziałam szybko, nie chcąc, bym znowu straciła nad sobą kontrolę, jak ostatnio.

— Daj spokój, Granger. Złożyliśmy Wieczystą Przysięgę, trzeba to uczcić — odparł, puszczając mi oczko i nalał trochę whisky do szklanek, podając mi jedną z nich. Skrzywiłam się i niechętnie zabrałam od niego szkło, wiedząc, że i tak nie było sensu z nim dyskutować.

Wróciłam myślami do Jugsona i przypomniałam sobie naszą walkę ze Śmierciożercami w Departamencie Tajemnic.

— On chyba był jedną z osób, które walczyły z nami w Ministerstwie, gdy Voldemort chciał zabrać przepowiednię — powiedziałam, pamiętając już przez mgłę całe to wydarzenie.

— Możliwe — odparł tylko, wpatrując się w ścianę ze zmarszczonymi brwiami.

Popatrzyłam na niego chwilę, korzystając z okazji, że nie mordował mnie wzrokiem i wzięłam spory łyk whisky. Trochę obawiałam się tego, jak będę na niego patrzeć, kiedy alkohol zacznie działać.

— Mój ojciec wysłał mi list, że musimy porozmawiać. Najwidoczniej chciał mnie wciągnąć w to wszystko — powiedział.

— Ale nie rozmawiałeś z nim?

— Nie nazwałbym tego rozmową. Olałem go.

— Więc dlaczego powiedział, że wszystko idzie zgodnie z planem? — zapytałam, zdziwiona.

Blondyn wzruszył ramionami i przejechał dłonią po włosach, powodując, że seksownie się rozburzyły. Przełknęłam ślinę, spoglądając na swoją szklankę z alkoholem. Mimowolnie przypomniałam sobie, jak ich dotknęłam, gdy całował moją szyję pod Pokojem Życzeń i poczułam, że się rumienię.

Opanuj się, Hermiona, macie ważniejsze rzeczy na głowie.

— Blefował pewnie — odpowiedział krótko.

— A Winslet? Czemu nazwali go Macnair?

— Macnair też był Śmierciożercą - powiedział, biorąc łyk substancji, a ja poszłam w jego ślady. – Z tego co wiem, to zginął podczas wojny. Być może pije eliksir wielosokowy, wcielając się w Winsleta, ale coś mi tu nie pasuje.

— Niby jak miałby się wskrzesić — powiedziałam, parskając śmiechem.

Blondyn uśmiechnął się krzywo, patrząc na mnie nieco nieobecnym wzrokiem.

— No właśnie.

Malfoy postukał palcem w szklankę, zastanawiając się nad czymś przez parę sekund.

— Tym zajmiemy się później, przede wszystkim musimy jakoś usunąć Winsleta, czy tam Macnaira, z Hogwartu. I to jak najszybciej.

Pokiwałam twierdząco głową.

Wciąż nie wiedzieliśmy o co chodziło, ale coś wreszcie przynajmniej ruszyło do przodu. Zerknęłam na pustą szklankę i przełknęłam z trudem ślinę, po czym przeniosłam wzrok na chłopaka, unosząc szkło w górę.

— To co, jeszcze po jednym? — zapytałam z delikatnym uśmiechem.

🧡

Kilka drinków później byłam już względnie wstawiona i nieco stłumiłam swój głos rozsądku, mówiący, że popełniłam największy błąd swojego życia, składając Wieczystą Przysięgę. Chyba faktycznie oboje musieliśmy się napić, żeby to wszystko przetrawić. Przypomniałam sobie jego załamane spojrzenie, kiedy sprawiał wrażenie wręcz zdesperowanego, żebym mu uwierzyła.

Popatrzyłam na niego przez moment, jak siedział zamyślony, co jakiś czas mierzwiąc sobie fryzurę.

— Jak się czujesz? — zapytałam nagle cicho, patrząc na niego z troską.

Spojrzał na mnie, unosząc brwi.

— Pytasz, czy jestem pijany? — odparł, po czym parsknął śmiechem, ale pokręciłam przecząco głową, patrząc na niego poważnie.

— Nie. Z jakiegoś powodu zależy ci na tym, żebym ci zaufała, mimo, że jeszcze niedawno skakaliśmy sobie do gardeł z nienawiści.

Popatrzył na mnie dziwnym, nieodgadnionym spojrzeniem, a ja przysunęłam się bliżej niego, nie spuszczając wzroku z jego oczu. Uśmiech schodził mu z twarzy z każdym kolejnym moim słowem.

— Dlatego pytam, jak się czujesz? — kontynuowałam. — Z tym, że twój ojciec znów jest zamieszany w to bagno, że próbuje wplątać w to też ciebie. To musi być dla ciebie okropne. Dzisiaj mi pokazałeś, że mimo tego jaka twoja rodzina jest, ty nie chcesz ich skrzywdzić i się o nich troszczysz, dlatego kazałeś mi składać przysięgę. Nie wiem, może zmieniłeś się po wojnie, a może zawsze taki byłeś, tylko zakładałeś codziennie maskę, która sprawiała, że się wszyscy ciebie bali, ale chciałabym, żebyś wiedział, że od dziś nie jesteś z tym sam — mówiłam dalej, a słowa same wypływały z moich ust. Bez zastanowienia położyłam dłoń na jego lewym przedramieniu, dokładnie w miejscu, w którym widniał Mroczny Znak. Draco przeniósł tam wzrok, z nutą przerażenia, wypisaną na twarzy.

— Wiem, że nie miałeś wyboru, dlatego... — zaczęłam znowu, ale nie było dane mi dokończyć własnego monologu.

Ślizgon spojrzał z powrotem w moje oczy z wielkim bólem i nagle pochylił się nade mną, złączając nasze usta. Wciągnęłam gwałtownie powietrze, czując na sobie jego miękkie wargi. Przez moment nie zareagowałam w ogóle, będąc zbyt zaskoczoną. Przeszył mnie dreszcz, kiedy położył dłoń na moim karku, przyciągając mnie bliżej, a ja rozchyliłam nieznacznie usta, pozwalając mu na więcej. Całował mnie z taką delikatnością, o jaką nigdy bym go nie posądziła. W końcu odwzajemniłam pocałunek, czując się tak, jakby Draco był moim powietrzem i potrzebowałam go do życia. Chciałam, by ta chwila nigdy się nie kończyła. To był najpiękniejszy pocałunek w moim życiu, mimo, że przesycony tak ogromnym bólem i niepewnością. Muskał delikatnie moje wargi i czułam się, jak w niebie, aż chłopak odsunął się ode mnie. Minęło zaledwie kilka sekund i było mi żal, że tak szybko się to skończyło. Całą siłą woli powstrzymałam się od przyciągnięcia go z powrotem do siebie, ale pozwoliłam sobie chociaż na zerknięcie jeszcze raz na jego usta, które w tym samym momencie delikatnie oblizał. Zakręciło mi się w głowie. Przez moment było słychać tylko nasze nierówne oddechy, aż w końcu blondyn spojrzał mi w oczy i bez krzty ironii powiedział:

— Dziękuję.  

____________________________

Jak widzicie, Malfoy nauczył się w tym rozdziale magicznych słów, jakimi są: proszę, dziękuję i przepraszam.

Pewnie jutro pojawią się konkretniejsze życzenia na mojej tablicy, ale jeśli ktoś z Was mnie nie obserwuje, to tutaj też chciałam życzyć Wam wszystkim wesołych świąt, trzymajcie się ciepło, spędźcie ten czas z rodziną i nie wpuszczajcie na wigilię koronawirusa 🧡

Dziękuję, że ze mną jesteście.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro