Rozdział 15

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pierwsza połowa następnego dnia zleciała mi całkiem szybko. Musiałam udać się do biblioteki, żeby zebrać materiały do karnego wypracowania na temat Durmstrangu, a że w kwestii nauki byłam perfekcjonistką, postanowiłam wypożyczyć aż osiem książek o bułgarskiej szkole. Gdy dotarłam ze stosem do dormitorium, byłam wdzięczna w duchu, że nie spotkałam po drodze Malfoya i nie musiałam słuchać jego docinków. Położyłam książki na stole w salonie i zdmuchnęłam skręcony kosmyk włosów, który zasłonił mi oko. Spojrzałam na otwarte okno i parapet, na którym leżał list. Otworzyłam z zaciekawieniem kopertę i wyciągnęłam kartkę, uśmiechając się do siebie na widok znajomego pisma.

Hermi!

Na Merlina, tutaj jest super! Najchętniej kopnęłabym Cię w tyłek za ten szlaban. Tyle przystojnych chłopców! Wszyscy tutaj są bardzo mili, na każdym kroku poznaję nowe osoby. Dowiedzieliśmy się też, że oni przyjeżdżają do nas akurat w terminie Balu Świątecznego, więc będzie ogrooomna impreza w Hogwarcie.
Jutro rozegramy turniej Quidditcha. Wszystkie trzy szkoły zagrają ze sobą i nie możemy doczekać się starcia dziewczyn z facetami! Poznałam też kapitana drużyny z Durmstrangu. William jest tak wysoki, że czuję się przy nim, jak wiewiórka, dosłownie. Jest ze dwie głowy wyższy ode mnie!
Harry i Ron strzelają jakieś fochy, ale nie wiem o co im chodzi, bo my z dziewczynami jesteśmy zachwycone tym miejscem! Wszyscy są tak zintegrowani, jak nigdy. Nikt nas tutaj nie pyta, czy jesteśmy ze Slytherinu, czy Ravenclavu. Tutaj wszyscy jesteśmy jedną, wielką, czarodziejską rodziną. I bardzo mi się to podoba, mam nadzieję, że jak wrócimy, to też tak będzie.
Tęsknię za Tobą bardzo, widzimy się niedługo, bo musimy koniecznie pogadać!

Buziaki,
Ginny

Nie wiedziałam, o czym chciała rozmawiać przyjaciółka, ale miałam nadzieję, że nie planowała mnie zeswatać z żadnym bułgarskim uczniem. Wyciągnęłam z koperty jeszcze magiczne zdjęcie, na którym widniała śmiejąca się Ginny, chłopak sporo wyższy od niej, który zapewne miał na imię William, podnoszący swoją miotłę w geście zwycięstwa, kilka uśmiechających się "Batoników" w niebieskich mundurkach i siostry Patil, kucające na pierwszym planie. Fotografia uchwyciła moment, jak między rodzeństwo wpada jeszcze jeden, przystojny chłopak z muskułami.

Zaśmiałam się do siebie, po czym odłożyłam list do szuflady, a fotografię zostawiłam na wierzchu. Przez moment zakłuło mnie serce, że nie mogę być tam z nimi. Zerknęłam na nieruchome zdjęcie, zrobione tego dnia, kiedy grałam ze Ślizgonami w bilarda.

Z drugiej strony jednak, wtedy nie miałabym okazji poznać Malfoya z tej lepszej, bardziej ludzkiej strony.

Nagle usłyszałam pukanie w szybę i podniosłam wzrok, widząc na zewnątrz kolejną sowę. Zabrałam od niej jeszcze jeden list i otworzyłam kopertę.

Miona!

Na gacie Merlina, tutaj jest okropnie! Dopiero pierwszy dzień, a już mamy serdecznie dosyć tego miejsca. Nie dość, że ci pakerzy panoszą się tutaj, jakby byli nie wiadomo kim, to jeszcze wszystkie dziewczyny za nimi latają, jakby byli bóstwami. WSZYSTKIE. Włącznie z Ginny. My, chłopaki, trzymamy się razem, a dziewczyny są... Nieobliczalne. Estrogeny buzują, pewnie wiesz o co mi chodzi. Żałujemy z Ronem, że cię tu nie ma. Wiemy, że ty byś nie była takie, jak one. Pewnie siedzisz tam biedna sama i nie masz z kim pogadać. Malfoy bardzo daje ci w kość? Nie przejmuj się, my tutaj przeżywamy gorsze piekło. A jutro gramy mecz z tymi osiłkami i pewnie stłuką nas na kwaśne jabłka.
Tęsknimy za tobą bardzo i widzimy się za kilka dni. Oby zleciały jak najszybciej.

Harry i Ron

Zaśmiałam się, zestawiając ze sobą te dwa, skrajnie różne od siebie listy. Odłożyłam drugi obok tego od Ginny, obiecując sobie później na nie odpisać. Zauważyłam, że na zewnątrz zaczynało się ściemniać, więc postanowiłam nadrobić zaległości w pamiętniku. Zabrałam z komody czerwony notes i nogi same pokierowały mnie na siódme piętro.

🧡

Gdy tylko usiadłam w bezpiecznym miejscu za rogiem na zimnej posadzce, wyciągnęłam z szaty pamiętnik i otworzyłam go tam, gdzie ostatnio skończyłam pisać. Sięgnęłam po długopis i kliknęłam nim, a dźwięk ten rozniósł się echem po pustym korytarzy. Nie miałam ochoty pisać o pokoju za drzwiami ani domysłach, kto za tym wszystkim stał i co planowali Śmierciożercy. Zamiast tego poczułam, że muszę skupić się na sobie i poukładać w głowie to, co wydarzyło się w Pokoju Życzeń.


Drogi Pamiętniku,

Nie wiem, co mam o tym myśleć. To, co wydarzyło się przedwczoraj między nami, było co najmniej dziwne. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Mogę zaprzeczać samej sobie, zwalać winę na używki, ale postanowiłam sobie, że pisząc tutaj, będę zawsze szczera. I niestety podobało mi się to, co zaszło między mną, a Nim.

Przeraża mnie fakt, że wcale tego nie żałuję.

Podoba mi się to, że żadne z nas nie myślało wtedy o konsekwencjach, nie pałało do siebie nienawiścią. Chyba po raz pierwszy w życiu zrobiłam coś, nie przejmując się zupełnie skutkami, jakie mogłyby wywołać moje czyny. I pewnie doszłoby do czegoś więcej, niż niewinny dotyk, gdybym nie wymówiła wtedy jego imienia.

Od tamtej pory Malfoy jest dla mnie znacznie milszy. Bardziej... Normalny.

Ale zmierzam do najważniejszej części tej nocy. Snu. Przespałam prawie całą noc i sama nie jestem pewna, czy to możliwe, żeby było tak z Jego powodu.

Zresztą, dlaczego wtedy do mnie przyszedł? Rozumiem, że popełniłam ogromny błąd i nie rzuciłam zaklęcia tłumiącego dźwięki, ale nawet jeśli słyszałby moje wrzaski, to Malfoy, którego znam, w życiu by się tym nie przejął. Więc, w takim razie, co go skłoniło do tego, żeby ze mną zostać? I dlaczego czułam się w jego obecności tak bezpiecznie? Może McGonagall miała rację i sposobem na pozbycie się koszmarów jest konfrontacja z ich obiektem. Nawet jeśli był tylko pośrednim obiektem.

Będę musiała zrobić coś, żeby zasnąć przy nim jeszcze raz i sprawdzić, czy faktycznie miał na to jakiś wpływ...


Nagle coś wyrwało zeszyt z moich rąk, a mi momentalnie serce podskoczyło do gardła. Spojrzałam w górę i widząc, że czerwony notes fruwa swobodnie nad moją głową, warknęłam wściekle i zerwałam się na równe nogi, machając rękami na oślep.

— Przestań się ze mną bawić w gierki, Malfoy! — syknęłam, podążając za oddalającym się notesem. Naprawdę nie było łatwo go złapać, kiedy miał na sobie pelerynę niewidkę. Biegłam za nim, jak idiotka, z wyciągniętymi rękami przed sobą, słysząc tylko cichy chichot. W końcu jednak postanowiłam zaryzykować i się na niego rzucić, inaczej nie miałam szans na to, żeby go dogonić. Przyspieszyłam więc do maksymalnej prędkości i odbiłam się stopami od ziemi. Cóż za ulgę poczułam, gdy moje palce zaczepiły się na czymś miękkim. Jednak, jak w zwolnionym tempie, mój uśmiech gasł, kiedy zamiast się zatrzymać, zaczęłam lecieć w dół. Spojrzałam z przerażeniem na mieniący się materiał w moich dłoniach i ułamek sekundy później poczułam nieprzyjemny ból całego boku ciała. Zamrugałam parę razy, zanim otrząsnęłam się z szoku i podniosłam wzrok na blondyna, który stał nade mną, trzymając w ręce pamiętnik i przyglądał mi się, rozbawiony.

— Żyjesz? — zapytał, a ja posłałam mu piorunujące spojrzenie.

Wyciągnął dłoń w moją stronę, żeby pomóc mi wstać, ale odtrąciłam ją i podniosłam się o własnych siłach.

— Wisisz mi masaż — bąknęłam automatycznie, ściskając w rękach pelerynę niewidkę i wyrwałam mu z ręki pamiętnik.

— Obiecujesz? — zapytał zadowolony z siebie, a ja spojrzałam na niego nagle skonsternowana. Wyglądał, jakby tylko czekał, aż powiem coś głupiego, żeby móc się znowu przyczepić. Nie rozumiałam jego śmiałości i tego, jak powoli przekraczał granicę, której trzymaliśmy się w naszych złośliwych docinkach przez tyle czasu. Nawet mu nie odpowiedziałam, tylko obdarzyłam go tępym spojrzeniem.

Merlinie, jeszcze niedawno zarzekał się, że nie dotknąłby mnie kijem.

— Z przyjemnością, skoro proponujesz — kontynuował. — Mam nadzieję, że nie pozostaniesz dłużna — odparł znowu zadowolony, ściszając na chwilę głos, gdy pochylił się nade mną.

Popatrzyłam na niego, szczerze zdziwiona, że jego odpowiedź nie była złośliwa, a nawet nieco intymna. Po chwili, chyba widząc, że nie był w stanie mnie sprowokować do kolejnej, ironicznej kłótni, odsunął się z powrotem do poprzedniej pozycji. Uniósł ręce w obronnym geście i wzruszył ramionami.

— Na Merlina, ty się nie umiesz w ogóle bawić, dziewczyno. Co znowu?

Zmrużyłam oczy, obserwując dokładnie jego nonszalancję.

— Nic. Dziwnie się zachowujesz.

— Ja? Przypomnieć ci, jak się zachowywałaś na imprezie przedwczoraj? – wypalił, idąc za mną z powrotem pod ukryte drzwi.

— Nie chcę nic mówić, ale zachowywałeś się tak samo. A nawet gorzej — powiedziałam lekko, chociaż w środku cała zaczęłam się trząść. Sama nie wiedziałam, czy ze strachu przed tematem, czy na wspomnienie o tym, co się wtedy między nami wydarzyło.

Czy to znaczyło, że teraz o tym porozmawiamy? Nie byłam gotowa na tą rozmowę. Prawdę mówiąc, sądziłam, że nigdy do niej nie dojdzie.

— Dlaczego niby gorzej? — zapytał zaciekawiony, siadając obok mnie na zimnej, kamiennej podłodze.

Blisko mnie.

Za blisko.

Właściwie stykaliśmy się biodrami, przez co nie mogłam się skupić.

Spojrzałam na niego, starając się odczytać z jego twarzy, czy naprawdę chciał o tym rozmawiać, czy tylko ze mnie szydził, ale, jak zwykle, nie zdradzała ona żadnych emocji, poza nutką zaciekawienia. Nie wydawał się być tak zdenerwowany, jak ja.

Westchnęłam i odrzuciłam włosy do tyłu, wskazując palcem na siny ślad na szyi.

— Dlatego.

Blondyn zerknął w to miejsce, uśmiechając się pod nosem. Miałam wrażenie, że jego oczy pociemniały, gdy zaśmiał się krótko i dmuchnął mi lekko w szyję. Później wskazał palcem moje odkryte przedramię, na którym pojawiła się gęsia skórka.

— Widzisz, Granger? Możesz zaprzeczać, ile chcesz, ale swojego ciała nie oszukasz — powiedział powoli, po czym posłał mi nieco rozbawione spojrzenie. Żołądek mi się ścisnął i wstrzymałam na moment oddech. Nie rozumiałam, co się działo.

— Ty oszukujesz nieustannie — odparłam cicho.

Malfoy popatrzył na mnie chwilę, jakby długo się nad czymś zastanawiał, aż nagle wstał. Powiodłam wzrokiem za nim, wciąż zbyt oszołomiona, by skupić się na tym, co mówił. Zobaczyłam, że wyciągnął dłoń w moją stronę, ale po raz drugi ją zignorowałam i wstałam o własnych siłach, upewniając się, że mam przy sobie zarówno pamiętnik, jak i pelerynę.

— Czemu wstaliśmy? — zapytałam, nie będąc pewna, czy coś powiedział wcześniej.

— Coś ci pokażę.

— Ale przecież mieliśmy wejść do... – zaczęłam, ale od razu mi przerwał.

— On dzisiaj już nie przyjdzie. Spróbujemy jutro, chodź — powiedział, po czym ruszył korytarzem. Westchnęłam teatralnie i ruszyłam za nim.

🧡

Zanim się zorientowałam, staliśmy na wieży astronomicznej. Na zewnątrz było już ciemno i zimno, dlatego też obejmowałam się ramionami, oczekując na wyjaśnienia. Zimowe, ostre powietrze przepełniało całe pomieszczenie.

— Właściwie po co tu przyszliśmy? — zapytałam zdezorientowana, rozglądając się dookoła. On tylko posłał mi tajemniczy uśmiech.

Accio miotła.

Otworzyłam szeroko oczy, momentalnie cofając się parę kroków do tyłu.

— NIE! — niemal machinalnie wykrzyknęłam, cofając się coraz dalej, a chłopak popatrzył na mnie rozbawiony, po chwili łapiąc do ręki magiczny środek transportu.

— No chodź. Będzie fajnie — powiedział, podążając w moją stronę.

— Nie! Zgubię po drodze pelerynę. I mój notes. I jest zimno.

Bez słowa zabrał ode mnie obie rzeczy, pelerynę zarzucając mi na ramiona, a notes chowając do swojej kieszeni. Spojrzałam na niego nieufnie, ale po raz pierwszy wydawał się nie być zainteresowany zawartością zeszytu, więc pozwoliłam mu schować go w bezpieczne miejsce.

— Daj spokój. Zawiąż tylko pelerynę pod szyją i niczego nie zgubisz — powiedział i usiadł na miotle, poklepując miejsce za sobą. Pokręciłam przecząco głową.

— Ja nie latam — odparłam stanowczo.

— Wiem. Najwyższy czas to zmienić.

— Nie.

— Będziesz tylko siedzieć.

— Nie — znów odpowiedziałam.

Nie ma mowy żebym wsiadła na to... coś.

Malfoy posłał mi przebiegły uśmiech, patrząc na mnie intensywnie i podleciał nieco bliżej.

— Nie bądź tchórzem, Grangeeeer — przeciągnął wolno, co automatycznie ugodziło moją gryfońską duszę. Odchrząknęłam i po chwili wahania, niechętnie ruszyłam w jego stronę, siadając zaraz za nim. Kawałek drewna zatrząsnął się pode mną, a ja przełknęłam ślinę, starając się nie wyglądać na przerażoną. Nie wiedziałam za bardzo, czego powinnam się złapać ani jak się zachować.

W końcu nie latałam. Naprawdę nie latałam, unikałam mioteł jak ognia. Ale nie byłam tchórzem.

— Brawo, Potomkini Lwa — zaśmiał się sam ze swojego marnego żartu, po czym odwrócił głowę w moją stronę.

— Najlepiej będzie, jak się czegoś chwycisz. Albo mojej bluzy, albo miotły. Bylebyś nie spadła.

Kiwnęłam głową, wybierając mimo wszystko materiał jego bluzy.

Jeśli spadnę, to przynajmniej pociągnę tego bufona za sobą.

Zawiązałam pelerynę i spojrzałam niepewnie na tył jego głowy, zastanawiając się, co ja najlepszego wyrabiałam. Mieliśmy się nienawidzić, obrażać nawzajem i posyłać sobie mordercze spojrzenia. Mieliśmy nigdy ze sobą nie rozmawiać, a wystarczyło, żebyśmy zostali sami i nagle zachowywaliśmy się, jak para dobrych znajomych. Chłopaki by mnie zabili, gdyby dowiedzieli się, że pozwoliłam Malfoy'owi na wspólny lot na miotle, podczas gdy im przez tyle lat odmawiałam. Zanim zdążyłam jednak psychicznie przygotować się do startu, wystrzeliliśmy do przodu, a ja niemal od razu objęłam go całego rękami, piszcząc z przerażenia. Poczułam, jak jego brzuch wibruje, więc musiał się śmiać, ale powstrzymałam się od posłania mu groźnego spojrzenia. Zamiast tego wolałam mieć oczy zamknięte.

Cały czas czekałam na jakieś wzloty pionowo w górę i w dół, pętle, latanie do góry nogami, jednak nic takiego nie miało miejsca. W końcu niepewnie otworzyłam jedno oko.

— Możesz już otworzyć oczy — odezwał się wyjątkowo łagodnym głosem, więc odważyłam się spojrzeć przed siebie. Wstrzymałam powietrze, patrząc na taflę wody, połyskującą złotem od latarni, ustawionych wokół zamku od strony jeziora. Musiało tutaj być pięknie przy zachodzie słońca. Nie mogłam jednak narzekać, bo po ciemku widok też robił wrażenie. Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki wdech, uśmiechając się sama do siebie. Na moment zapomniałam, że jestem tutaj z Malfoy'em, że wymknęłam się z zamku w nocy (znowu), że miałam zagadkę do rozwiązania na głowie. Zapomniałam nawet o zdrowym rozsądku, bo nagle mimowolnie przytuliłam policzek do pleców chłopaka i pozwoliłam sobie wdychać zapach jego perfum.

— Zawsze działa — odezwał się zadowolony z siebie męski głos, który spowodował, że momentalnie się ocknęłam i pacnęłam go ręką w plecy. Niemal od razu tego pożałowałam, gdy zachwiałam się niebezpiecznie na miotle.

Całe szczęście udało mi się jakoś utrzymać równowagę, ale serce podskoczyło mi do gardła, kiedy spojrzałam w dół. Moje ciało zesztywniało.

— Wszystko w porządku? — zapytał, patrząc na mnie kątem oka, a ja tylko pokiwałam głową, ale byłam zbyt sparaliżowana, by cokolwiek powiedzieć.

— To dobrze, bo lecimy w dół.

Spojrzałam na niego z szeroko otwartymi oczami i zanim zdążyłam zaprotestować, blondyn pochylił się do przodu i dał nura w stronę jeziora.

— Nie! Malfoy! Malfoy, ja nie żartuję! — krzyczałam, ale bezskutecznie, więc w końcu pisnęłam ze strachu i przylgnęłam do niego całym ciałem.

Ten idiota nas chciał zabić.

Jednak chłopak nagle gwałtownie odchylił się do tyłu i znów zapanował spokój. Po chwili otworzyłam znów jedno oko, później drugie i niepewnie spojrzałam w dół. Woda była na wyciągnięcie ręki, jednak nie byłam na tyle odważna, żeby do niej faktycznie sięgnąć.

— To co, teraz ty sterujesz? — zapytał zawadiacko, na co zareagowałam zbulwersowanym głosem:

— Nie!

🧡

Wylądowaliśmy w końcu na jednym ze wzgórz nieopodal zamku. Chwiejnym krokiem, ostrożnie zeszłam z miotły i zaczęłam chuchać w swoje dłonie, próbując się ogrzać. Taki lot zimą bez porządnych ubrań raczej nie był dobrym pomysłem, ale prawdę mówiąc, nie żałowałam.

Czułam się dziś tak beztrosko i swobodnie w jego towarzystwie, że przestałam wszystko analizować. Z reguły byłam osobą, która lubiła mieć zaplanowane praktycznie całe życie, dlatego też pewnie było ono dość nudne (poza przygodami, które przeżyłam dzięki przyjaźni z Harrym Potterem). Brakowało w moim życiu codziennym spontaniczności, którą, musiałam przyznać, że miałam na każdym kroku ze Ślizgonem. I właściwie... Podobało mi się to. Chciałam cieszyć się chwilą, póki byliśmy sami w Hogwarcie i nikt nas nie osądzał.

— Gdzie jesteś? — zapytał nagle szeptem, machając po omacku dłonią w ciemności i mrużąc oczy.

Zdałam sobie sprawę z tego, że miałam na plecach pelerynę niewidkę, przez którą blondyn nie był w stanie mnie zauważyć. Uśmiechnęłam się do siebie, widząc, jak mnie szukał i po chwili zdjęłam pelerynę, łapiąc ją do ręki. Przez parę sekund panowała między nami cisza, którą przerwałam, gdy odwróciłam od niego wzrok, patrząc na zamek, który mienił się w ciemności w oddali.

— Wow — wydusiłam z siebie tylko, patrząc, jak zaczarowana, na pokrytą warstwą śniegu szkołę. Zrobiłam kilka kroków w stronę krawędzi góry, zakończonej klifem bezpośrednio nad jeziorem. Światła latarni, podobnie jak księżyc, odbijały się w tafli wody. Zamek wyglądał nocą jednocześnie magicznie i nieco mrocznie, ale tworzyło to niesamowite połączenie. Uśmiechnęłam się do siebie, gdy w mojej głowie przeleciały migawki najcudowniejszych wspomnień, jakie miałam ze wszystkich lat, spędzonych w Hogwarcie. To był zdecydowanie najpiękniejszy czas w moim życiu i zdałam sobie sprawę, że zostały mi w tym miejscu ostatnie kilka miesięcy. Zrobiło mi się przykro na myśl, że rok szkolny się skończy i już tutaj nie wrócę. Oddałabym wiele, by cofnąć czas do chwili, gdy Tiara Przydziału przydzieliła mnie do Gryffindoru i mogłabym przeżyć wszystko jeszcze raz.

— Granger, ty płaczesz? — usłyszałam obok siebie cichy, niepewny głos i przeniosłam wzrok na Malfoya, dopiero teraz zauważając, że oczy mi się zaszkliły. Pociągnęłam nosem, patrząc na niego. Czułam, że niewiele dzieliło mnie od kompletnego rozbicia i wybuchu płaczem.

Byłam mu tak wdzięczna, że mnie tutaj zabrał. Pokazał mi, że pogrążając się wciąż w rozpaczy po wojnie, stracę ostatnie, drogocenne chwile w Hogwarcie, które już nigdy nie wrócą.

Blondyn stał obok mnie, z rękami w kieszeniach. Miał zaróżowione policzki od zimna, bo sam również ubrany był jedynie w  zieloną bluzę bez kaptura. Patrzył na mnie uważnie, jakby bojąc się, że zaraz wybuchnę. Nie przypominał tego cynicznego chłopaka, którym był jeszcze tydzień temu. Wyglądał uroczo, gdy stał obok mnie w ciszy, nieporadnie zagryzając wargę i nie wiedząc, jak ma się zachować. Zwyczajnym, ludzkim odruchem, wyciągnął ręce z kieszeni i miałam wrażenie, że chciał mnie dotknąć, ale coś go powstrzymało i włożył je z powrotem do spodni. Nie wiem, dlaczego, ale rozczuliło mnie to tak bardzo, że pozwoliłam, by łzy wydostały się z moich oczu i zaczęły spływać po policzkach.

— Kurwa, mogłem cię tutaj nie zabierać — powiedział w końcu zrezygnowany, widząc, w jakim byłam stanie i popatrzył z powrotem na zamek z załamaną miną, jakby nie mógł patrzeć na moje łzy.

Nie wiem, dlaczego to zrobiłam, ale w tamtej chwili jedyne, czego potrzebowałam, to czyjejś bliskości. Bez zastanowienia ruszyłam w jego stronę i po prostu się do niego przytuliłam. Zrobiłam to taką siłą, że chłopak cofnął się o krok i zaskoczony spojrzał na mnie z góry. Ja nie odważyłam się na niego popatrzeć, tylko przycisnęłam mokry policzek do jego klatki piersiowej i objęłam go mocno rękami, jakby bojąc się, że się odsunie. On jednak po chwili konsternacji otoczył mnie delikatnie ramionami. Poczułam, jak wziął głęboki wdech i nieznacznie wzmocnił uścisk, jakby sam próbował przekonać siebie, że było to normalnym, naturalnym odruchem. Nie odezwał się ani słowem, pozwalając mi na moment słabości i poczekał, aż sama się uspokoję. Po chwili, ostrożnie położył mi rękę na głowie i delikatnie pogłaskał mnie po włosach. Nie wiedziałam, co się działo między nami, ale czułam się, jakby ktoś rzucił na mnie Levicorpusa i wywrócił wszystkie wnętrzności do góry nogami. Oparł brodę na mojej głowie i staliśmy tak jeszcze chwilę, aż całkiem się wyciszyłam.

Dopiero, gdy przestałam łkać, Malfoy odsunął się ode mnie nieznacznie, by popatrzeć mi w oczy.

— Ja was, bab, nie ogarniam, naprawdę — powiedział, patrząc na mnie zdezorientowany, na co od razu się uśmiechnęłam i uderzyłam go lekko ręką w ramię.

— Najpierw się przytulacie, potem bijecie.

Uderzyłam go drugi raz i zaśmiałam się przed ostatnie krople łez.

— Ryczycie, a potem się śmiejecie — dodał, rozbawiony, ale nie odsunął się, tylko wciąż obejmował mnie, jakby obawiając się, że znów będę miała załamanie nerwowe.

— Masz tego nikomu nie mówić, Malfoy.

— Nigdy bym nie śmiał, Granger — odpowiedział z udawaną powagą, choć jego usta same układały się z powrotem w uśmiech, który chętnie odwzajemniłam.

Po tych słowach, resztkami rozsądku odsunęłam się od niego, choć wcale nie miałam na to ochoty. Niesamowite, jak jednym, niewinnym zdaniem, potrafił poprawić mi humor. Nie wiedziałam, czy był świadomy tego, jak bardzo mi pomagał, ale nie pierwszy raz powodował, że w sekundzie zapominałam o wszystkich problemach. Podobnie było, gdy zapytałam go wczoraj o Bellatrix i zaczęłam się stresować, a on jednym rzutem śnieżką sprawił, że odeszło to w niepamięć. Nie mogłam uwierzyć w to, że mógł był tak dobrym człowiekiem, gdy nie było wokół innych ludzi, przed którymi musiałby grać Lodowego Księcia.

Malfoy wyciągnął z tylnej kieszeni spodni różdżkę i poturlała się do nas spora kłoda, na której usiedliśmy. Wsunęłam dłonie między kolana, nie chcąc, by mi zamarzły, bo zrobiło mi się znacznie zimniej, odkąd odsunęliśmy się od siebie. Siedzieliśmy parę sekund w ciszy, aż w końcu się odezwałam.

— Wiesz, że musimy tam jutro wejść za nim.

— Wiem — odparł tylko i popatrzyliśmy oboje na zamek, w którym działo się coś złego. Wzdrygnęłam się, choć nie wiedziałam, czy to z zimna, czy ze strachu.

— Zimno ci — stwierdził blondyn i zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, chłopak zdjął przez głowę bluzę, odsłaniając przy okazji na moment skrawek nagiego brzucha. Przełknęłam ślinę, widząc, jak poprawił rękawy i zostając w samej, czarnej koszulce z krótkim rękawem, wyciągnął w moją stronę ubranie. Przemądrzała, kujońska podświadomość wymyśliła w mojej głowie już dziesięć magicznych sposobów, których mogliśmy użyć, żeby się ogrzać, ale nawet nie otworzyłam ust, by zaproponować choć jeden z nich. Spojrzałam na ciepłą, ciemnozieloną bluzę i nie mogłam się oprzeć. Sto razy bardziej wolałam ją od magicznych rozwiązań.

Pokręciłam jednak przecząco głową.

— Będzie ci zimno.

— Przeżyję.

— Jest zima.

— Widzę.

— Będziesz chory.

— To mnie wyleczysz.

Otworzyłam usta, ale od razu je zamknęłam i poczułam, jak w moim brzuchu do lotu poderwało się niebezpiecznie stado motyli.

— No bierz tą bluzę i mnie nie denerwuj — powiedział w końcu zirytowany i wcisnął mi część garderoby do rąk. Gdy tylko jej dotknęłam i do nozdrzy dotarł ten cudowny, świeży zapach jego perfum, motyle w moim brzuchu dostały jakiegoś obłędu i poczułam, jak zakręciło mi się w głowie. Udając niepewność, wciągnęłam na siebie jego bluzę. Niemal od razu otoczyło mnie ciepło, dzięki któremu zapragnęłam nigdy już jej nie ściągać.

— Dzięki — powiedziałam cicho, patrząc na niego z wyrzutami sumienia, kiedy pozostał w zwykłej koszulce w środku zimy. Wiedziałam, że będzie chory, jeśli zaraz nie wrócimy do zamku.

Czy to możliwe, żeby Malfoy'owi na mnie zależało? Możliwe, żeby mi zależało na nim? Coraz bardziej, niechętnie, przekonywałam się, że to, co wydarzyło się przedwczoraj w Pokoju Życzeń nie było przypadkiem. Nie było chwilą słabości pod wpływem alkoholu, a ja naprawdę chciałam się do niego zbliżyć. I śmiałam twierdzić, że on miał podobnie, tylko żadne z nas nie zrobiłoby tego na trzeźwo, więc wykorzystaliśmy alkohol jako pretekst. Mało tego, zaczęłam zwracać uwagę na każdy jeden kontakt cielesny, jaki się między nami pojawiał. Nawet teraz, gdy stykaliśmy się kolanami, miałam wrażenie, że palę się w środku i dolewam tylko coraz więcej oliwy do ognia z każdym kolejnym dotknięciem.

🧡

Kiedy wróciliśmy do zamku, musiało być koło północy. Przez całą drogę powrotną nie odezwaliśmy się do siebie ani słowem, ale zupełnie mi to nie przeszkadzało. Nagle cisza w jego towarzystwie przestała być dla mnie niezręczna.

Stanęliśmy przy obrazach, które prowadziły do naszych dormitoriów, patrząc na siebie chwilę.

— A, zapomniałbym — powiedział, po czym wyciągnął z kieszeni czerwony notes i mi go podał. Krew odpłynęła mi z twarzy, gdy zdałam sobie sprawę, że kompletnie o nim zapomniałam. Jeśli by go nie oddał, to mogłabym się pożegnać ze swoją prywatnością.

— Dzięki — odpowiedziałam, przyciskając pamiętnik do piersi. Przez chwilę znów staliśmy w ciszy, jakby czekając, aż drugie się odezwie. Byłam trochę zażenowana faktem, że się przy nim rozpłakałam, ale jednocześnie wdzięczna, że pokazał mi to miejsce i że nieświadomie bardzo mi pomógł, kolejny raz.

Nagle przypomniałam sobie, że wciąż miałam na sobie jego bluzę i kładąc na moment pamiętnik na podłodze, zaczęłam ją ściągać.

— Zatrzymaj ją — odezwał się szybko, a na jego słowa zamarłam w połowie ruchu, powoli przenosząc na niego swój wzrok. Serce waliło mi, jak szalone, gdy przypomniałam sobie jego słowa sprzed paru tygodni, że wolałby, żebym nosiła jego ubrania, zamiast te od Wiktora Kruma. Zrobiło mi się nagle gorąco, widząc, jak przyglądał mi się dokładnie wzrokiem z góry na dół.

— Dobrze ci w zielonym — powiedział jeszcze z małym uśmieszkiem na twarzy, po czym odwrócił się i ruszył do swojego dormitorium.

Odprowadziłam go wzrokiem, nie mogąc się ruszyć, wciąż oszołomiona od jego słów.

— Malfoy — usłyszałam nagle swój głos, którego wcale nie planowałam użyć. Odwrócił powoli głowę w moją stronę, wyraźnie zaciekawiony. Przełknęłam ślinę, podnosząc notatnik z ziemi i przycisnęłam go mocniej do siebie.

— Dzięki za dzisiaj — powiedziałam w końcu nieśmiało. Nie odezwał się, ale jego szczery, delikatny uśmiech był dla mnie wystarczającą odpowiedzią. To był ten uśmiech, na który czekałam. Uśmiech zwyczajnego chłopaka. Najpiękniejszy, jaki w życiu widziałam, który spowodował, że świat zatrzymał się na moment.

A gdy się ocknęłam z transu, blondyna już nie było, a ja stałam sama na pustym korytarzu, uśmiechając się głupkowato w nicość. Nie chciałam nawet analizować całej sytuacji ani zapisywać wszystkiego w notesie. Snuć przypuszczeń, jakichś wyimaginowanych scenariuszy i rachunku prawdopodobieństwa. Zamiast tego rzuciłam się na łóżko w swoim dormitorium i spojrzałam w sufit, wciąż uśmiechając się do siebie, jak kretynka. Przyciągnęłam materiał męskiej bluzy do twarzy, wdychając powoli jego zapach. Już dawno nie czułam się tak cudownie. 

____________________________

Mam szczerą nadzieję, że ten rozdział was rozczulił podobnie, jak mnie. Chciałam wam pokazać trochę inne oblicze Draco i liczę po cichu na to, że mi się udało 🧡

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro