Rozdział 25

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przeczytajcie ten rozdział na spokojnie i puśćcie sobie piosenkę z mediów, ale dopiero, kiedy zobaczycie niebieskie serduszko 💙 przed ostatnią częścią rozdziału. Gwarantuję, że jest lepszy klimat. Miłego czytania!


Dean odetchnął z wyraźną ulgą, gdy mnie zobaczył. Zaśmiałam się pod nosem na ten widok.

— Myślałeś, że cię wystawię? — zapytałam i poprawiłam czapkę na głowie.

— Prawdę mówiąc, trochę się obawiałem — odparł szczerze, gdy ruszyliśmy w stronę Hogsmeade. Standardowo, miasteczko było jedynym miejscem, które mogło jakkolwiek urozmaicić życie uczniom Hogwartu. Poza tym, obecnie w szkole panował taki chaos, że oboje nie mieliśmy ochoty tam siedzieć.

— Wczoraj tak uciekłaś... — dodał, a ja położyłam dłoń na jego ramieniu w przepraszającym geście.

— Wybacz, źle się poczułam.

Z wymówką się postarałam, nie ma co.

Kiedy wyszliśmy na dziedziniec, uderzyło w nas chłodne, zimowe powietrze. Włożyłam dłonie do kieszeni, a Dean uśmiechnął się do mnie z góry. Uczniowie, którzy spędzali czas na zewnątrz, popatrzyli na nas z zaciekawieniem i zaczęli między sobą szeptać. Prawdę mówiąc, nawet mi to nie przeszkadzało. Owszem, nie lubiłam być w centrum uwagi, ale wolałam z nim, niż z Malfoyem, kiedy odstawialiśmy przedstawienia, kłócąc się na środku korytarza średnio dwa razy w tygodniu.

Nie chciałam o nim myśleć, więc potrząsnęłam głową.

Gdy w końcu weszliśmy do Pubu Pod Trzema Miotłami, cali zmarznięci, nie mogłam powstrzymać się przed zerknięciem w stronę stolika, przy którym jeszcze niedawno siedziałam z innym chłopakiem. Sama nie wiedziałam, czy powinnam zaliczyć to jako randkę, ale na pewno nie było to zwykłe spotkanie dwójki znajomych. Przełknęłam ślinę i z ulgą zobaczyłam, jak Dean wskazał miejsce po przeciwnej stronie lokalu. Kamień spadł mi z serca i lekkim krokiem ruszyłam w tamtym kierunku. Zamówiliśmy po kubku gorącej czekolady i pogrążyliśmy się w rozmowie. Gadaliśmy o szkole, znajomych, o gościach z zagranicznych szkół magicznych. Rozmawiało się przyjemnie, ale przypominało to bardziej kumpelski wypad, niż randkę.

— Wybacz, że o to zapytam, ale... jest coś między tobą, a Malfoyem? — Uniosłam gwałtownie głowę do góry, zastygając z kubkiem czekolady w dłoni. Jego nagłe pytanie zbiło mnie z tropu. Przez moment myślałam, że żartował, ale miał poważną minę. Przełknęłam ślinę i zaśmiałam się nerwowo.

— Malfoyem? — powtórzyłam. — Skąd ci to przyszło do głowy? — dodałam już poważniejszym tonem, kręcąc głową.

Dean nieśmiało wzruszył ramionami.

— Wiesz, od początku roku jest jakiś dziwny. Podstępem zmusił nas wtedy do pójścia do jaskini, a potem...

— Czekaj, co? — przerwałam mu, wlepiając zaskoczone spojrzenie w chłopaka. Pamiętałam jaskinię. Wtedy naprawdę dobrze się bawiłam, a w życiu nie pomyślałabym, że towarzystwo Ślizgonów może być tak przyjemne. Nie wiedziałam jednak, że to wszystko było jedynie iluzją dobrej zabawy.

Mój wzrok był gdzieś na wysokości jego mostka, ale nie miałam odwagi spojrzeć wyżej, dopóki chłopak nie dotknął dłonią mojego podbródka i zmusił mnie do podniesienia wzroku. Byłam sparaliżowana i jak zwykle tłumaczyłam to sobie jego perfumami. Czułam jego bicie serca, które było tak spokojne i miarowe, że aż miałam ochotę się do niego przytulić. A moje waliło, jak młot pneumatyczny. Nie odezwałam się, on też nie, choć na parę sekund świat się zatrzymał i wpatrywaliśmy się sobie w oczy.

Zrobiło mi się smutno na to wspomnienie.

— Tylko im tego nie mów — dopowiedział szybko i poprawił się na krześle.

Zapanowała na moment niezręczna cisza. Chyba on też nie czuł się komfortowo, rozmawiając ze mną o Ślizgonie.

— O ile Malfoy nigdy nie był moim kolegą, tak raczej mieliśmy neutralne stosunki. Jednak w ostatnim czasie zaczął się agresywnie zachowywać.

— Agresywnie? — Spojrzałam na niego z niedowierzaniem.

— Może to za duże słowo — poprawił się szybko. — Po prostu za każdym razem, gdy próbuję się do ciebie zbliżyć, on jest obok. I zaczyna mnie to wkurzać.

Dean wziął głęboki oddech i upił łyk parującej czekolady, a ja uśmiechnęłam się do siebie na myśl, że był zazdrosny o Ślizgona. Jednocześnie martwił mnie fakt, że nawet na randce z innym chłopakiem wciąż wszystko dookoła sprowadzało się do tematu Malfoya.

Odchrząknęłam.

— Cóż, nie wiem o co mu chodzi, ale nie mam ochoty o nim rozmawiać. — Tym samym ucięłam temat, a Dean zakłopotany szybko powrócił na bezpieczny grunt. Być może zrobiłam to w dość niemiły sposób, ale nie chciałam, by chłopak w jakikolwiek sposób domyślił się, że faktycznie coś mogło być między nami.

Rozmawiało nam się dobrze, powspominaliśmy stare czasy, zręcznie omijając temat Voldemorta, a gdy wracaliśmy z powrotem do zamku, śmialiśmy się oboje jak para najlepszych przyjaciół. Gdy byliśmy już na błoniach, zaczęło się ściemniać. Dean opowiadał właśnie przerażającą historię z dzieciństwa, choć nie mógł przestać opanować rozbawienia na twarzy. Ja w tym czasie ulepiłam kulkę ze śniegu i rzuciłam prosto w jego klatkę piersiową.
Zaczęła się wojna. Biegaliśmy po obrzeżach zamku, rzucając się śnieżkami, aż byliśmy cali mokrzy. W końcu Dean rzucił się na mnie i wylądowaliśmy w zaspie, a ja wstrzymałam oddech, nagle przestraszona tą bliskością. Chłopak popatrzył na mnie chwilę z uśmiechem, ale nic nie zrobił. Od razu w mojej głowie pojawiło się wspomnienie, gdy zostałam sama z Malfoyem w zamku, a wszystko wydawało się wtedy takie... proste.

— Jesteś okropna. Ja w ciebie rzuciłem raz, a ty posłałaś na mnie lawinę śniegu — powiedział, poprawiając mi dłońmi czapkę i odsunął delikatnie włosy z mojej twarzy. Popatrzył znowu w oczy, a ja czułam jego oddech na swoich policzkach.

— Ty wrzuciłeś mnie do zaspy, więc jesteśmy kwita — odparłam, nie ruszając się nawet na milimetr. Uśmiechnęłam się jednak, a on zerknął na moje usta. Widziałam w jego oczach iskierki radości, które były niecodziennym widokiem.

Poczułam się nagle przytłoczona całą sytuacją, a Dean chyba to wyczuł, bo bez słowa wstał, podając mi rękę. Posłał jeszcze przepraszający uśmiech, a ja rozejrzałam się dookoła, choć sama nie wiedziałam co chciałam zobaczyć. Na pewno nie Malfoya, który stał samotnie w oddali przy tej samej skale, gdzie przywaliłam mu w nos w trzeciej klasie. Wzdrygnęłam się na ten widok. Nie mogłam uwierzyć, że naprawdę tam był i nas obserwował. On jednak nie ruszył się nawet o milimetr, wciąż oparty o kamienny posąg, z rękami w kieszeniach płaszcza. Był daleko, więc nie dostrzegłam jego miny, lecz wiedziałam, że wbijał wzrok prosto we mnie. I że widział wszystko. Przełknęłam ślinę. Musiałam przyznać, że w głowie poczułam nutkę satysfakcji, bo choć raz to on postawił się w sytuacji biernego obserwatora.

— Hermiona?

Odwróciłam się gwałtownie w stronę Deana, a on nerwowo poprawił czapkę.

— Tak? — zapytałam i posłałam mu najpiękniejszy uśmiech, na jaki było mnie stać, by ukryć zmieszanie, jakie czułam w środku.

— Pójdziesz ze mną na bal?

Nie mogłam się powstrzymać przed zerknięciem w bok na Ślizgona, który nadal tam był.

— Z przyjemnością — odpowiedziałam w końcu.

🧡

W dniu balu każdy mówił tylko o jednym. O swoich partnerach, sukniach, wystroju sali, a także o tym, kto znajdzie się w gronie szczęśliwców, którzy otworzą imprezę. Okazało się, że Pansy została zaproszona przez jednego z uczniów Durmstrangu, ale odmówiła, przez co była głównym tematem rozmów połowy Hogwartu. Dobrze wiedziałam, że chciała po prostu, by zaprosił ją Blaise, ale postanowiłam nie wchodzić na ten temat z Gryfonkami przy obiadowym stole.
Na samą myśl o balu ręce zaczynały mi się trząść. Miałam złe przeczucia.

— ... zresztą przyjdę do ciebie i przygotujemy się razem — dokończyła swój monolog Ginny akurat w momencie, w którym na podium stanęła Ginevra McGonagall. Miałam nadzieję, że chciała po prostu życzyć nam miłej zabawy, ale widząc jej minę, moje ciało przeszył przeraźliwy chłód.

— Drodzy uczniowie, mam ważny komunikat... Proszę o uwagę! — krzyknęła, czym spowodowała, że wszyscy w jednej sekundzie zamilkli i skierowali swoja uwagę na dyrektorkę. — Mam ważny komunikat — powtórzyła. — Właśnie dotarła do mnie wiadomość z Ministerstwa odnośnie niejakiej Bellatrix Lestrange, którą możecie znać z jej działalności na rzecz szkody świata magicznego w przeszłości.

Upuściłam kubek z herbatą na stół, ale nawet nie zareagowałam na to, jak gorący napój rozlał się po drewnie. Poczułam się tak, jakby ktoś wrzucił moje sparaliżowane ciało do lodowatego jeziora. Z szeroko otwartymi oczami patrzyłam na McGonagall, mając wrażenie, że zostałam w sali sama. W dodatku z dyrektorką, która wlepiała wzrok właśnie we mnie.

— Otrzymaliśmy oficjalne potwierdzenie, że Bellatrix Lestrange uciekła z Azkabanu.

Nie słyszałam nawet reakcji pozostałych, bo zaczęło mi głośno dzwonić w uszach. Ścisnęłam dłonią brzeg stołu, mając wrażenie, że zaraz spadnę w przepaść.

— Na chwilę obecną nie wiemy, gdzie się ukrywa, ale zapewniam, że w Hogwarcie jesteście bezpieczni. Zamku strzegą już dementorzy, dlatego bardzo proszę o ostrożność i nieopuszczanie terenu szkoły bez opiekuna. Bal odbędzie się zgodnie z planem, naprawdę jesteście tutaj bezpieczni. Zachowajcie spokój...

W amoku mimowolnie odwróciłam wzrok w stronę stołu Ślizgonów, ale nie dostrzegłam Malfoya. Desperacko przebiegłam spojrzeniem po wszystkich zgromadzonych. Nie było go. Poczułam, że nie mogę oddychać i musiałam wyjść. Bez zastanowienia wstałam i ruszyłam do drzwi, nie przejmując się zaciekawionymi spojrzeniami. Machnęłam ręką do przyjaciół, którzy zaczęli pytać, czy wszystko w porządku. Czułam się, jakbym była pod wodą i zaraz miała utonąć. Po omacku dotarłam na zewnątrz, a potem na swoje piętro i szłam cały czas przed siebie. Kręciło mi się w głowie, dlatego podtrzymywałam się ręką bocznej ściany. Gdy byłam już blisko celu, drzwi do dormitorium obok się otworzyły i wyszła z nich Hebanowa Dziewczyna. Zdawała się mnie nie zauważać, kiedy roześmiana patrzyła na Malfoya, który pojawił się zaraz za nią. Zupełnie nie myślałam wtedy o tym, że byli tu sami, razem. Chciałam po prostu jak najszybciej znaleźć się w pokoju. Draco natomiast od razu zwrócił na mnie uwagę i uśmiech zniknął z jego twarzy w ułamku sekundy. Mówił coś, ale wszystko brzmiało jak przytłumiony bełkot. Odepchnęłam go, gdy znalazł się obok i próbował mnie przytrzymać. Elegancka dama w kapeluszu nie zapytała nawet o hasło, tylko otworzyła drzwi, wpuszczając mnie do środka. Niemal od razu upadłam na miękki dywan i wyciągnęłam różdżkę.

Anapneo wypowiedziałam szeptem i niemal od razu poczułam, jak oskrzela się rozszerzają, a ja mogłam ponownie złapać oddech. Odetchnęłam głośno i upadłam głową na dywan, przymykając na moment oczy. Wskazałam jeszcze różdżką na drzwi, które dzieliły mnie od sąsiada i rzuciłam zaklęcie zamykające. Kiedy wypuściłam ją z rąk, od razu usłyszałam szarpanie za klamkę. Malfoy nadal coś mówił, choć w ogóle go nie słuchałam. Ukryłam twarz w dłoniach i całkowicie wyłączyłam się z otaczającej rzeczywistości.

Dopiero po chwili podniosłam się, by wrócić do żywych. Dźwięki zza drzwi ucichły, a zamiast tego dochodziły z korytarza. Podeszłam do obrazu i nasłuchiwałam chwilę, aż ktoś się odezwał.

— Herm, to ja! Otwórz błagam, bo naprawdę się martwię.

Niechętnie wpuściłam Ginny do środka, a ona przytuliła mnie z całej siły.

— Nigdy więcej tak nie rób, głupia! — wydarła się na mnie, patrząc prosto w oczy.

Uśmiechnęłam się słabo i przeprosiłam ją na chwilę. Nie miałam już ochoty na żaden bal. Zamknęłam się w łazience i złapałam się dłońmi umywalki, wypuszczając głośno powietrze z ust. Spojrzałam na swoje marne, przerażone odbicie w lustrze.

Idiotko, czego tak się boisz? Domyślałaś się przecież, że nie ma jej w Azkabanie. Sama ich na to naprowadziłaś. To tylko świadczy o tym, że miałaś rację. Nie jesteś szalona. Wszystko to, co widziałaś, było prawdą. A ty wcale nie jesteś celem... Pamiętaj o tym.

Oblałam twarz zimną wodą i ponownie spojrzałam w swoje odbicie. Wzięłam głęboki wdech i wyprostowałam się. Nie miałam już na barkach tajemnicy. O tym, że Bellatrix nie ma w Azkabanie wiedzieli wszyscy. Mogłam pozwolić im działać. Nie musiałam brać w tym udziału. Byłam wolna.

Wyszłam z łazienki, a Ginny posłała mi podejrzliwe spojrzenie. Widząc, że się opanowałam, uśmiechnęła się i od razu oznajmiła, że nie będziemy poruszać tematu ciotki Malfoya, dopóki nie skończy się bal. Zapewniła też, że skoro dementorzy strzegą zamku, to naprawdę nic nam nie groziło, a ja posłałam jej w odpowiedzi krzywy uśmiech, bo nie byłam tego taka pewna. Nie mogłam jednak powiedzieć, że widziałam ją na korytarzach Hogwartu. Niejednokrotnie.

Cóż, najwidoczniej wcale nie byłam taka wolna.

🧡

— No nie wiem, Ginny — powiedziałam bez przekonania i wygładziłam materiał sukienki. — To chyba przesada — dodałam, odwracając wzrok od lustra na przyjaciółkę. Wydłużała sobie właśnie rzęsy zaklęciem. Sama miała na sobie brzoskwiniową, krótką sukienkę, pokrytą w całości tiulem z dekoltem w kształcie litery V. Wyglądała nad wyraz skromnie, przez co czułam się jeszcze bardziej przytłoczona własnym strojem.

— Przestań majaczyć, Hermiona — powiedziała, choć nawet na mnie nie spojrzała. Obróciłam się dookoła własnej osi, chcąc się trochę przekonać do kreacji i zerknęłam ponownie na swoje odbicie. Miałam na sobie długą sukienkę typu hiszpanka z opadającymi ramiączkami. Przylegała idealnie, tworząc wcięcie w talii, a dół był nieco luźniejszy, sięgający aż do ziemi. Z boku miała spore wycięcie. I musiałam przyznać, że prezentowała się pięknie, poza jednym, niewielkim szczegółem.

Była zielona.

Ginny wstała i z westchnieniem złapała mnie za ramiona.

— Kobieto, tą sukienką zniszczysz go fizycznie i psychicznie. Chcemy go zniszczyć, tak? Chcemy! Zniszczymy go pod każdym. Możliwym. Względem. Zmiażdżymy, jak małego, nic niewartego karalucha. Zrobimy z tej tlenionej fretki szalik na zimę!

Jej oczy błysnęły dziwnym blaskiem, a ja nieśmiało kiwnęłam głową. Wiedziałam, że Malfoy nie przejdzie obok sukienki obojętnie. Za często mówił o tym, jak dobrze wyglądam w zielonym, a ja naprawdę miałam wielką ochotę utrzeć mu nosa. Poza tym sukienka stanowiła moją tarczę ochronną, bo wewnątrz cała dygotałam na myśl, że Bellatrix była w Hogwarcie, Malfoy nagle miał nową dziewczynę, tak samo zresztą jak Ron, a ja pośrodku tego cyrku czułam się, jakby wszyscy wymachiwali mną, jak chorągiewką.

Trzymałam się faktu, że sukienka nie była AŻ TAK zielona, bo ciemny odcień sprawiał, że w przygaszonym świetle mogła sprawiać wrażenie czarnej.

— Poradzisz sobie? Wiem, że ta cała sytuacja z Bellatrix jest dla ciebie... — zaczęła już poważniejszym tonem, ale od razu jej przerwałam.

— Nie zaczynajmy tego tematu. Nie dziś. Dam sobie radę, a do rzeczywistości wrócimy jutro.

🧡

Podekscytowana Ginny ścisnęła mnie mocno za rękę, gdy stanęłyśmy u szczytu schodów i rozejrzałam się dookoła. Sala balowa prezentowała się zupełnie inaczej niż w czwartej klasie. Dziś pomieszczenie skryte było w półmroku, a ogromny żyrandol błyszczał w centralnej części sali, dając słabe oświetlenie na pusty parkiet. Po ścianach co jakiś czas przemykały złote nitki, które przypominały spadające gwiazdy. Minimalizm wystroju dawał wrażenie elegancji i szyku, a ja poczułam się, jak w jednym ze swoich mrocznych snów. O tym, że nie spałam, uświadomił mnie dopiero widok jednego ze skrzatów zamkowych, który lawirował niezauważenie między uczniami, by wyczarowywać czerwone róże — wtykał je w przeróżne miejsca, dodając wystrojowi charakteru. Czasem sprawiał, że kwiat pojawiał się także w dłoniach zaskoczonych czarownic, a one oblewały się rumieńcem, przekonane o tym, że prezent był od partnerów. Oni natomiast drapali się po głowach z nieśmiałymi, zdezorientowanymi uśmiechami. Podniosłam wzrok w górę, gdzie dostrzegłam imponującą, całą konstelację gwiazd, które przesuwały się po suficie, zupełnie jakby czas płynął znacznie szybciej. 

Uśmiechnęłam się do siebie na widok Harry'ego, który pojawił się na dole, a przyjaciółka puściła mnie, by dołączyć do swojego partnera. Obok niego zaraz stanął Dean, w klasycznym garniturze ze złotym krawatem. Najwyraźniej został lepiej poinformowany o motywie przewodnim imprezy, mimo, że to ja byłam prefektem naczelnym. Ruszyłam po schodach, uprzednio łapiąc w dłoń rąbek sukni. Ostrożnie stawiałam każdy krok, a w mojej głowie mimowolnie pojawił się obraz zagubionej, nieśmiałej dziewczynki, którą byłam na ostatnim balu.

Oczy każdego ze zgromadzonych utkwione we mnie, powodujące, że czułam się naprawdę piękna. Do tego Wiktor Krum, który całą imprezę traktował mnie jak księżniczkę. Do czasu kłótni z Ronem, przez większość imprezy byłam zachwycona i bawiłam się cudownie. Miałam nadzieję, że dziś też tak będzie.

Podniosłam wzrok na Deana i uśmiechnęłam się przyjaźnie, gdy podał mi swoje ramię. Mimowolnie zerknęłam jednak w stronę Ślizgonów.
Kawałek dalej Malfoy obejmował Hebanową Dziewczynę w talii, rozmawiał z Blaisem i Pansy, która stała z założonymi rękami i mierzyła ją zdegustowanym spojrzeniem, w ogóle się z tym nie kryjąc. Uśmiechnęłam się na ten widok. Cieszyłam się, że Blaise jednak przyszedł ze Ślizgonką i z tego, że ona wciąż oficjalnie była po mojej stronie. Jakby wyczuła, że jest obserwowana, zerknęła w bok, a nasze spojrzenia się spotkały. Z zaskoczenia opuściła ręce wzdłuż tułowia i powiedziała coś, co spowodowało, że cała trójka spojrzała w moim kierunku. Blaise uśmiechnął się szeroko i uniósł oba kciuki do góry, a Malfoy sprawiał wrażenie sparaliżowanego. Odruchowo puścił swoją partnerkę, na co ona zmieszana przysunęła się bliżej niego. Nie zareagował, wciąż patrząc na mnie w towarzystwie chłopaka, który nie był nim. Posłałam ciepły uśmiech w ich stronę i wzięłam Deana pod rękę. Pansy uśmiechnęła się pod nosem i dyskretnie złączyła kciuka z palcem wskazującym, chcąc pokazać, że wyglądam perfekcyjnie.

Dołączyliśmy do moich przyjaciół, a niedługo później na salę wkroczyli uczniowie zwycięskiej drużyny ze swoimi partnerkami. Harry parsknął śmiechem na widok Williama w towarzystwie Lavender, za co oberwał łokciem w żebra od swojej dziewczyny, a poo pierwszym tańcu, przemówieniu McGonagall i przedstawicieli pozostałych szkół, mogliśmy wreszcie zacząć imprezę.

Bawiłam się bardzo dobrze, Dean mnie nie opuszczał, dużo tańczyliśmy, rozmawialiśmy i śmialiśmy się całą paczką. Kiedy tak siedzieliśmy razem z Ginny, Harrym, Ronem i Elaine, myślałam o tym, jak wyglądałoby nasze życie w przyszłości. Spotykalibyśmy się raz na jakiś czas i wspominali dawne czasy. Wszyscy by się lubili. Wiedziałam, że Malfoy nie byłby tak ciepło przyjęty. Nie miałabym z nim tego, co mogłam mieć z Deanem. Skarciłam siebie za myślenie o nim w takiej sytuacji i zerknęłam w stronę nauczycieli.

— Hermiona, idziesz tańczyć? — zapytał Harry, a ja uśmiechnęłam się przyjaźnie i pokręciłam delikatnie głową.

— Idźcie. Zaraz dołączę.

Wróciłam wzrokiem w stronę stołu profesorskiego i wbiłam wzrok w Snape'a. Coś mi w nim nie pasowało. Jego gestykulacja, sposób w jaki siedział, a nawet samo spojrzenie, jakim mnie właśnie obdarzył. Wzdrygnęłam się. Całe jego zachowanie nie było normalne. Ruchy przypominały marionetkę, sterowaną przez kogoś innego. Przełknęłam ślinę i zmusiłam się do odwrócenia wzroku na moich znajomych, którzy bawili się na parkiecie. Uśmiechnęłam się do siebie, widząc, że ucieczka Bellatrix nie wstrząsnęła nimi tak bardzo jak mną. Cieszyłam się ich szczęściem i swobodą, miałam nadzieję, że tak już zostanie.

Zrobiło mi się przykro na myśl, że szkoła niedługo się skończy i trzeba będzie zacząć dorosłe życie. O ile w ogóle dożyjemy tego momentu. Spuściłam wzrok, karcąc samą siebie w myślach za tak idiotyczne stwierdzenie. Zerknęłam po chwili w stronę stołu nauczycielskiego, bo widok nauczyciela od Eliksirów nie dawał mi spokoju, ale kilkoro z nich zdążyło już sobie pójść. Zniknął również Severus Snape.

— O czym tak myślisz? — Usłyszałam nad sobą czyjś głos i zanim się zorientowałam, Blaise przysunął krzesło blisko mnie. Wzruszyłam ramionami, starając się brzmieć nonszalancko.

— O różnych rzeczach.

— O pewnym aroganckim, pewnym siebie, bezczelnym, zabójczo przystojnym...

— Zabójczo przystojnym? — przerwałam mu, unosząc brwi. Oparłam się wygodnie i założyłam ręce na piersi. Niestety wiedziałam do czego zmierzała ta rozmowa.

Blaise zaśmiał się pod nosem i pochylił w moją stronę.

— No weź, nie uwierzę, że niczego między wami nie ma.

Przewróciłam na jego słowa oczami, choć czułam, jak policzki zaczynają mi płonąć na wspomnienie o Łazience Prefektów.

— Przyszedł z kimś innym — powiedziałam tylko, wlepiając w niego wzrok. Złączyłam usta w cienką linię, gdy kolega położył dłoń na moim kolanie w geście dodania otuchy.

— Myślałem, że ty powiesz mi dlaczego nie jesteście tu razem — odparł cicho, jakby właśnie wyjawiał mi swój największy sekret.

— Naprawdę sądzisz, że zaprosiłby mnie na bal, nawet gdyby nie było tej... — urwałam, kiwając dyskretnie w stronę pary, która tańczyła właśnie na parkiecie. Hebanowa Dziewczyna zdawała się nie zwracać na nas uwagi, ale wyłapałam kilka ukradkowych spojrzeń Malfoya.

— Ma na imię Bertha — szepnął, a ja parsknęłam niepohamowanym śmiechem.

— Bertha?! — powtórzyłam, dopiero po chwili orientując się, jak głośno to powiedziałam. Blaise zachichotał pod nosem na widok mojej reakcji, a ja zatkałam sobie dłonią usta.

Bertha. Co za idiotyczne imię.

— Ona go nie obchodzi — odezwał się znowu. — Znam go na wylot i jestem pewny że gapi się na ciebie nawet teraz.

Faktycznie, gapił się. A ja pomimo fali gorąca, która zalała moje ciało, poczułam się wyjątkowo pewna siebie. Wyprostowałam się na krześle i odrzuciłam włosy do tyłu.

— Idę tańczyć.

Blaise kiwnął głową z szerokim uśmiechem.

— Bardzo dobrze. — Pochylił się jeszcze bardziej, aż do mojego ucha. — Pokaż mu, co traci.

Wstałam, czując nagły przypływ energii. Położyłam dłoń na ramieniu Blaise'a. Chciałam tym gestem dać mu znak, że jest naprawdę świetnym przyjacielem. Potem przeniosłam wzrok na parkiet i zobaczyłam, że Dean właśnie szedł w moją stronę by pociągnąć mnie do tańca. Zaśmiałam się, gdy przyciągnął moje ciało do siebie, kiwając się na boki w rytm muzyki.

— Jak się bawisz? — zapytał przy moim uchu, chcąc przekrzyczeć muzykę. Uśmiechnęłam się, gdy obrócił mnie dookoła i znów przyciągnął.

— Świetnie. Cieszę się, że przyszliśmy razem.

Mówiłam prawdę. Naprawdę się cieszyłam, bo z nim mogłam się odstresować i choć raz być sobą. Poza tym czułam dziwnie dziką satysfakcję z ucierania nosa Malfoyowi.

Repertuar po chwili się zmienił, a zespół znacznie zwolnił brzmienie. Artysta zaczął śpiewać pierwsze słowa spokojnej piosenki, a oświetlenie na sali jeszcze bardziej ściemniało. Ledwie spojrzałam na Deana, gdy usłyszeliśmy z boku czyiś głos.

— Odbijany.

Otworzyłam szeroko oczy, widząc przed sobą osobę, której nigdy w życiu bym się nie spodziewała. Chłopak posłał mi krzywy uśmiech, jakby był zirytowany całą sytuacją i ktoś kazał mu zrobić to za karę, a ja go nie odwzajemniłam, tylko wbiłam paznokcie w ramię Gryfona. Nikt z nas się nie poruszył.

— Głuchy jesteś, Dean? Czy wolisz, żebym powiedział coś, czego ona raczej nie chciałaby usłyszeć? — zapytał ostro z uniesiony brwiami. Zdenerwował mnie jego pretensjonalny ton i to, że mówił w trzeciej osobie, jakbym tu wcale nie stała. Już miałam się odezwać, ale poczułam, jak mięśnie Deana spięły się pod moimi dłońmi, a chłopak wymamrotał przeprosiny i, posyłając mi smutny uśmiech, odszedł do stolika. Odprowadziłam go wzrokiem, zaskoczona tak bardzo, że nie potrafiłam się ruszyć.

Zostawił mnie.

Naprawdę mnie zostawił.

Wbiłam wściekłe spojrzenie w Malfoya, a on posłał mi triumfalny uśmiech i ulokował dłoń w dole moich pleców. Miałam ochotę strzepnąć jego rękę, ale zanim cokolwiek zrobiłam, chłopak przyciągnął mnie do siebie, jakby chciał zamknąć przed światem, a kiedy nasze ciała się zetknęły, zapomniałam o całej złości. Albo na chwilę przysłoniłam ją przyjemnym łaskotaniem w brzuchu.

— Ładnie wyglądasz — szepnął i choć muzyka była głośna, słyszałam dokładnie jego słowa, a moje ciało odpowiednio na nie zareagowało, gdy na skórze pojawiła się gęsia skórka. Zauważył to, bo z przyklejonym uśmieszkiem przesunął drugą dłonią po moim ramieniu, przyglądając się mu z zaciekawieniem. Zaczęliśmy kołysać się do wolnej muzyki, a ja rozejrzałam się dookoła, chcąc odsunąć jego uwagę od swoich zaczerwienionych policzków. Uczniowie na parkiecie przyglądali się nam zaskoczeni. Pewnie niecodziennym widokiem była dla nich nasza dwójka, niby największych wrogów, tańczących razem tak blisko siebie. Przełknęłam ślinę, gdy zobaczyłam osłupiałego Rona, który na moment przystanął z otwartymi ustami, a jego dziewczyna próbowała zmusić go do tańca.

— Dlaczego jesteś taki bezczelny? — zapytałam w końcu, gdy spojrzałam blondynowi w oczy. Był ubrany w całości na czarno i wyglądał pięknie, z kontrastującą bladą cerą i równie jasnymi włosami, które mieniły się na złoto w otaczającym półmroku.

— Mówiłem, że Dean nie jest dla ciebie. — Malfoy prychnął pod nosem, po czym najdelikatniej na świecie obrócił mnie dookoła i przysunął z powrotem. Jego ruchy były pełne gracji i wyrafinowania. Gdybym nie była na niego wściekła, pewnie zachwyciłabym się sposobem, w jaki tańczył. Gdyby zaprosił mnie na bal, moglibyśmy spędzić na parkiecie razem całą noc. Gdybym nie była mugolką... nawet nie chciałam o tym myśleć. Sytuacja była inna. A ja czułam się, jakbym tańczyła z diabłem.

— On ma na twoim punkcie obsesję. To nie byłaby zdrowa relacja — powiedział sucho, patrząc gdzieś nade mną.

Zirytował mnie tymi słowami. Zirytował mnie całym swoim zachowaniem. Spojrzałam w bok, gdzie Bertha czekała cierpliwie, aż skończy tańczyć, a to uświadomiło mi, że przyszedł tu tylko po to, żeby znów się mną bawić. Zatrzymałam się w miejscu, wcale nie zwracając uwagi na fakt, że byliśmy na środku parkietu i tym samym skierowałam kolejną część zaciekawionych spojrzeń w naszą stronę.

— I tylko dlatego poprosiłeś mnie do tańca? Żeby mi udowodnić, że nie jestem wystarczająco dobra dla nikogo? Miałam tu przyjść sama, tego chciałeś? Żebym patrzyła na ciebie i twoją nową dziewczynę? — zapytałam łamiącym głosem, a Malfoy spojrzał na mnie z góry z nagłym zdziwieniem. Z każdym moim słowem jego źrenice rozszerzały się coraz bardziej. Otworzył usta, by coś powiedzieć, a w oczach pojawił się smutek. Odepchnęłam go od siebie, nie przejmując się reakcją innych.

— Nie wiem co chciałeś osiągnąć, ale ci się widocznie udało. Oficjalnie zniszczyłeś mi wieczór — powiedziałam i złapałam za materiał sukni, by odejść jak najdalej od niego. Ruszyłam w stronę korytarza, czując, że oczy zaczynają mi się szklić.

💙 !

Słyszałam za sobą kroki, ale gdy tylko znalazłam się na korytarzu, za szczelnie zamkniętymi drzwiami sali, poczułam rękę Draco na swoim nadgarstku. Zmusił mnie do odwrócenia, choć naprawdę nie miałam ochoty na tę konfrontację. Kiedy jednak to zrobiłam, dostrzegłam w jego oczach zmieszanie. Puścił mnie tak szybko, jakby bał się, że go odepchnę. Jakby w jednej chwili chciał dać mi trochę przestrzeni.

Czekałam, aż coś powie, ale milczał.

— Ja już niczego nie rozumiem, Malfoy. Jak możesz mnie tak traktować? — Spojrzałam na niego z żalem. Zrobił krok w moją stronę, ale się cofnęłam. — Czemu tak uwziąłeś się na Deana?

— Bo nie mogę patrzeć na ciebie z innym facetem, Granger — wyrzucił z siebie i uciekł spojrzeniem w bok, jakby cała ta rozmowa sprawiała mu pewien dyskomfort.

Jego słowa uderzyły we mnie z taką siłą, że mimowolnie cofnęłam się o kilka kroków. Nie spodziewałam się usłyszeć czegoś podobnego i choć stado motyli załopotało w moim żołądku, nie dałam niczego po sobie poznać.

— Nie jestem twoją zabawką — odparłam gorzko.

Pokręcił głową w odpowiedzi i ponownie na mnie spojrzał. Wiedziałam, że nie chciał, bym to tak odebrała, ale zanim zdążył się odezwać, znów zabrałam głos.

— Ty nie miałeś problemu, żeby znaleźć sobie inną.

— Ja nie... — urwał, nerwowo przesuwając dłonią po twarzy. Wydawał się być rozdarty, jakby moje słowa przytłoczyły go jeszcze bardziej.

— Ty nie co? — prychnęłam. — Nie miziałeś się z nią w szatni, na imprezie, na korytarzu? Nie zaprosiłeś jej przypadkiem na bal? Nawet nie chcę myśleć, co robiła w twoim dormitorium po południu.

Na samo to wyobrażenie zrobiło mi się niedobrze. Atmosfera między nami się zagęściła od nadmiaru emocji, które za wszelką cenę próbowałam od siebie odepchnąć. Poczułam pod powiekami piekące łzy, dlatego przyłożyłam dłonie do skroni i odwróciłam wzrok od Malfoya. Za wszelką cenę musiałam powstrzymać się od płaczu. Obiecałam, że nigdy więcej nie uronię już przez niego ani jednej łzy.

— To wszystko nie tak, jak myślisz, naprawdę. — Widziałam, że zerknął ponad własnym ramieniem, jakby w obawie, że ktoś w każdej chwili mógł nakryć nas tu razem. W każdym jego geście pełno było zdenerwowania, którego nie rozumiałam. Zrobił krok w moją stronę, ale kolejny raz się odsunęłam, obserwując, jak w odpowiedzi zacisnął mocno szczękę.

— Po co było to wszystko? Po co zbliżyłeś się do mnie, pozwoliłeś mi sobie zaufać, pozwoliłeś... — urwałam i pokręciłam przecząco głową. Nie mogłam tego powiedzieć. — Po co byłeś przy mnie, by zaraz odepchnąć od siebie jeszcze bardziej?

Malfoy nagle zmniejszył dzielący nas dystans, po czym mocno zacisnął dłonie na moich ramionach.

— Ciszej, błagam. Obiecuję, że ci wszystko wyjaśnię, tylko nie tutaj.

Spojrzał mi prosto w oczy, jakby samym tym gestem miał zamiar przekazać mi coś ważnego, ale ja miałam już tego dość. Dość niewypowiedzianych słów i tego, że za każdym razem musiałam się domyślać, co chciał mi przekazać. Niestety nie przyszło mi wtedy do głowy, że tym razem było to coś naprawdę ważnego.

— A gdzie?! — wybuchłam, odtrącając jego ręce. — O niczym mi nie mówisz. Nie mam nawet pojęcia, co się stało z Winsletem. Co robi twój ojciec? Dokąd prowadzi Szafa Zniknięć? Skąd masz siniaki na ciele?!

Ale Malfoy nie odpowiedział na żadne z tych pytań.

Parsknęłam gorzko, choć wcale nie było mi wtedy do śmiechu. Spojrzałam tylko w bok, w nadziei, że uspokoję w ten sposób emocje i serce, które waliło mi w piersi. Nie panowałam nad własnymi myślami, a w głowie miałam ogromny mętlik.

— Od kiedy wiedziałeś, że Bellatrix nie ma w Azkabanie? — zadałam kolejne pytanie, tym razem o wiele ciszej. Miałam wrażenie, że zaraz roztrzaskam się na setki kawałków.

Chciałam krzyczeć tak głośno, by usłyszeli mnie wszyscy w zamku. Chciałam rzucić się na niego z pięściami, by po chwili mocno przytulić i pozwolić się zamknąć w jego ramionach. Chciałam, by już nigdy więcej mnie z nich nie puszczał. Tymczasem — czułam się jak marionetka, której ruchami cały czas sterował.

Kolejny raz nie odpowiedział i zacisnął dłonie w pięści.

— Złożenie Wieczystej Przysięgi było największym błędem w moim życiu. — Moje słowa przecięły powietrze jak ostrze noża.

— W moim też — odparł cicho. I chociaż staliśmy w dużej odległości od siebie, widziałam dokładnie, jak jego oczy błyszczały czystym, tak nieznanym mi dotąd smutkiem.

— Czy ty kiedykolwiek byłeś ze mną szczery? — Głos łamał mi się coraz bardziej. Znów odpowiedziała mi cisza, dlatego pokręciłam głową z niedowierzaniem i spojrzałam w sufit. Zamrugałam, bo łzy zaczęły przysłaniać mi widok. — Naprawdę ci zaufałam. Pozwoliłeś mi myśleć, że mam w tobie oparcie, podczas gdy traktowałeś mnie tylko jak pionka. Zmanipulowałeś mnie do milczenia, a teraz, kiedy jestem bezradna, ty robisz ze mną co chcesz.

— To nie tak...

— Dlaczego powiedziałeś, że nie chcesz, bym cię nienawidziła, chociaż robiłeś wszystko, żeby tak właśnie było? Sam się ode mnie odsunąłeś, a potem nie pozwoliłeś mi nawet złapać swobodnego oddechu.

I od tej pory nie potrafiłam już dłużej powstrzymywać łez. Wydostały się z moich oczu zupełnie nieproszone, a ja nie chciałam, by Malfoy na nie patrzył. Odwróciłam się z zamiarem obejścia, bo nie mogłam pozwolić, by widział mnie w takim stanie.

— Hermiona — powiedział błagalnie, a ja stanęłam w miejscu. Zacisnęłam mocno oczy, czując ból tak ogromny, jakby moje serce pękło w jednej sekundzie. Wielokrotnie wyobrażałam sobie, jak Draco mówił do mnie po imieniu. Składając delikatne pocałunki na moich wargach, przytulając do siebie, zasypiając przy moim policzku. Za każdym razem brzmiało to pięknie. Jednak teraz, kiedy wreszcie to powiedział, żałowałam, że w ogóle to zrobił.

— Ciężko jest trzymać się z daleka, kiedy ci na kimś zależy. — Usłyszałam jego cichy, smutny głos, a po moich policzkach zaczęła płynąć lawina łez. Nie odwróciłam się. Nie mogłam. Zmusiłam własne ciało do pójścia naprzód i czym prędzej opuściłam korytarz.

Gdy tylko zniknęłam za rogiem, ściągnęłam szpilki ze stóp i łapiąc je w dłoń, zaczęłam biec w stronę Wieży Astronomicznej. Pokonywałam stopnie automatycznie, a widok przesłaniały mi łzy. Płakałam głośno, bo wiedziałam, że i tak nikt mnie tam nie usłyszy.

Draco przez ten cały czas mnie oszukiwał. Wiedział o Bellatrix. Wiedział dużo więcej, niż mogłam przypuszczać, ale mimo umowy, niczym się ze mną nie podzielił.

Gdy dotarłam na górę, usiadłam pod otwartym oknem na zimnej posadzce, nie przejmując się przeraźliwym chłodem. Rzuciłam butami w przeciwległą ścianę i wydałam z siebie tak desperacki krzyk, że aż rozbolały mnie płuca. Załkałam i objęłam rękami kolana, po czym skuliłam się w kłębek. Nie przeszkadzało mi zimno. Jedyne co czułam, to miliony kawałków szkła, które wraz z każdym oddechem wbijały się w moje serce coraz mocniej, raniąc je na nowo.

Nie ma już powrotu.

Wiedziałam, że miłość była czymś, co przychodzi znienacka. Wiedziałam, że nie dało się jej przewidzieć, zaplanować i ułożyć tak, by składała się z samych szczęśliwych momentów. Ale nigdy nie wiedziałam, że będę w stanie jednocześnie kochać i nienawidzić.

Tak jak kochałam i nienawidziłam Draco Malfoya. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro