Rozdział 26 *

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pansy

— Co? — wydusiłam z siebie.

Chłopak, stojący naprzeciwko, włożył ręce do kieszeni dziwacznego, średniowiecznego kożucha i spojrzał na mnie z uniesioną głową.

— Zapytałem, czy pójdziesz ze mną na bal — odparł spokojnie z mocnym, bułgarskim akcentem.

Nie wiedziałam nawet, jak chłopak miał na imię.

— Nie.

Wzruszyłam ramionami i wykrzywiłam usta w grymasie, który miał przypominać zażenowany uśmiech. Nie czekając na reakcję, odwróciłam się i odeszłam jak najprędzej od zadufanego w sobie bufona. Dobrze wiedziałam, że i tak nie obejdzie się bez plotek, gdy zobaczyłam grupkę uczniów, którzy szeptali między sobą zawzięcie, zapewne na mój temat. Zwalczyłam chęć, by rzucić w każdego z nich bardzo brzydkim zaklęciem i ostatecznie przewróciłam tylko oczami. Może to i dobrze, że wieści rozejdą się po szkole? Może ta informacja dotrze do Blaise'a, a on wreszcie zda sobie sprawę z tego, że nie będę czekała na niego wieczność.

Westchnęłam, gdy dotarłam do lochów i napotkałam jego sylwetkę na kanapie w pokoju wspólnym. Wciągał właśnie dym z bongo, a na mój widok zakrztusił się i zaczął kaszleć. Pokręciłam z dezaprobatą głową i ruszyłam w stronę koleżanek, po drodze ściągając buty.

— Chcesz trochę? — zapytał jeszcze, gdy go mijałam, ale w odpowiedzi posłałam mu tylko nieprzyjemne spojrzenie.

Chcę, żebyś mnie zaprosił na bal, dzieciaku.

Blaise (niestety) nie czytał mi w myślach i wrócił do palenia fajki wodnej z grupą innych Ślizgonów. Usiadłam na stole kawałek dalej w towarzystwie Astorii i kilku dziewczyn z naszego rocznika. Nie trudziłam się jednak, żeby dołączyć do rozmowy, a zamiast tego wbiłam wzrok w czarnoskórego chłopaka. Nie miał pojęcia, że go obserwowałam, więc mogłam swobodnie przyjrzeć się jego rozbawionej (jak zawsze) minie, błyszczącym oczom, poluzowanym krawacie szkolnym i dwóch odpiętych guzikach koszuli. Przełknęłam ślinę, widząc, jak materiał opinał mięśnie jego ramion.

Ktoś nagle plasnął mnie dłonią w kolano, powodując że podskoczyłam przestraszona.

— Dlaczego mu odmówiłaś? — zapytała roześmiana Astoria, która pochylała się nade mną. Dotarł do mnie nieprzyjemny zapach alkoholu, przez co spojrzałam na nią oceniająco.

Rany.

Plotki rozchodziły się szybciej, niż myślałam. A koleżanka okazała się być większą alkoholiczką, na jaką wyglądała.

— Bo już mnie ktoś zaprosił — skłamałam, a Astoria spojrzała na mnie z zaciekawieniem i oparła się rękami o stół. Wyglądała, jakbym właśnie powiedziała jej, że przypadkowo Filch wypił tę Amortencję, którą przygotowałam dla Blaise'a i teraz biega za mną z bukietem zwiędłych kwiatów sprzed dwóch lat. Do których nasikał jego kot.

Nie, nie uwarzyłam dla Blaise'a Amortencji, choć parę razy mnie kusiło, żeby to zrobić.

— Naprawdę? Kto? — zapytała głośno, a jej słowa spowodowały, że w oddali mój obiekt zainteresowania odłożył fajkę wodną w ręce kolegi. Oparł się wygodnie na kanapie i spojrzał w naszą stronę.

Świetnie. Po prostu cudownie.

— Nie twój interes, Ass. — Nienawidziła, gdy tak do niej mówiłam, więc potraktowałam to jako zemstę. Z perfidnym uśmieszkiem zeskoczyłam ze stołu z zamiarem odejścia od całej, alkoholowej ekipy, gdy nagle drzwi się otworzyły i stanął w nich Draco Malfoy w zimowym płaszczu, na którym gdzieniegdzie nie zdążyły się jeszcze roztopić płatki śniegu. Oczywiście w dłoni trzymał butelkę whisky. Miał minę, jakby właśnie stracił całe Malfoy Manor w zakładzie "kto głośniej beknie", ale udawał, że to tylko zły sen.

Przez te wszystkie lata obserwacji nauczyłam się jednego. Gdy Draco Malfoy przynosił alkohol, oznaczało to, że miał problem i nie potrafił sobie z nim poradzić. Zupełnie jak jego koleżka Blaise Zabini, który również zapijał swoje smutki.

Ciemnoskóry nie zrozumiał prawdziwych intencji kolegi, bo rozpromienił się na jego widok i podbiegł, by objąć go mocno ramieniem. Na ustach Dracona pojawił się chytry uśmiech, choć w chwili gdy tu wszedł, miał raczej posępną minę. Na jego twarzy zauważyłam wypieki z zimna, które tak bardzo kontrastowały z bladą cerą. Wyglądał jak upiór. Skrzyżowałam ręce na piersi i uniosłam brwi, a obok mnie stanęła Astoria w takiej samej pozycji.

— Myślisz, że jest szansa, by zaprosił mnie na bal? — zapytała smutnym głosem przy moim uchu, a ja prychnęłam ironicznie na jej słowa.

— Chyba żartujesz. On jest wpatrzony tylko w jedną dziewczynę — odparłam, nie spuszczając z niego wzroku.

Astoria westchnęła teatralnie i zachwiała się na nogach.

— No tak, ta nowa jest całkiem ładna — mruknęła niechętnie.

Nie zaprzeczyłam. Była ładna. Ale nie zmieniało to faktu, że Malfoy zapatrzony był w kogoś zupełnie innego.

Uśmiechnęłam się do siebie pod nosem.

Lubiłam wiedzieć coś, czego nie wiedzieli inni. Czułam wtedy nad nimi przewagę, jakbym to ja miała władzę nad całym światem, chociaż na pięć minut. Powolnym krokiem ruszyłam w stronę sypialni, z dala od kolegów, którzy popijali już z gwinta alkohol. Władza to siła. A siła miała rodzaj żeński. Podobnie jak manipulacja. Musiałam tylko dobrze to rozegrać, żeby Blaise stał się zazdrosny, a Malfoy wreszcie zrozumiał, że nie może wiecznie uciekać przed swoim przeznaczeniem. I że wcale nie kryje się tak dobrze, jak myśli. Zrobiłam sobie mocny makijaż, ubrałam sukienkę, a na stopy wsunęłam botki na obcasie. Zaklęciem poprawiłam włosy i wróciłam z powrotem do Pokoju Wspólnego. Oboje znajdowali się na kanapie. Blaise opowiadał coś Malfoyowi z szerokim uśmiechem, a on w ogóle go nie słuchał. Głowę miał odchyloną do tyłu, a oczy zamknięte. Wyglądał, jakby miał dość życia. I wcale się mu nie dziwiłam.

Miłość też miała rodzaj żeński.

Blaise przerwał nagle swój monolog i spojrzał w moją stronę z otwartą buzią. Uśmiechnęłam się do niego i podeszłam, po czym pstryknęłam palcami Draconowi przed nosem.

— Orientuj się — zaśmiałam się cicho i udałam, że zabieram coś ze stołu.

— Gdzie idziesz?

Oparłam się pośladkami o mebel.

— Na randkę. — Przewróciłam oczami.

Blaise poprawił się na kanapie i posłał mi nerwowy uśmiech. Spojrzał na moment w stronę przyjaciela, jakby szukał u niego wsparcia, ale ten patrzył tylko z uniesionymi brwiami, zupełnie nie zdając sobie sprawę z tych niewerbalnych znaków.

Draco miał go w dupie. Zawsze miał w dupie wszystkich, poza samym sobą. Dlatego nie przejmował się tym, że na okrągło ranił Granger. Byłam prawie pewna, że nie wiedział nawet o tym, że dziewczyna coś do niego czuła. Prawdę mówiąc, w odczytywaniu mowy ciała Malfoy był gorzej niż beznadziejny. Egoizm przysłonił mu widok na tyle, że nie zauważał jej ukradkowych spojrzeń, rumieńców i tego, jak się przy nim denerwowała. Nie wiedział, że zawsze rozglądała się pospiesznie, zupełnie nieświadomie, za każdym razem, gdy nie było go na śniadaniu czy lekcji. Nie miał też pojęcia, że Granger gotowa była zaakceptować go takim, jaki jest. A to nie lada wyczyn.

Draco Malfoy nie miał też pojęcia, że coś dziwnego działo się w tym roku między mną, a Blaisem. Byłam pewna, że najlepszy przyjaciel nie powiedział mu nawet o incydencie w Bułgarii.

Nie wiem co mnie podkusiło, żeby uczepić się akurat jego. Miałam z alkoholem ten problem, że o ile na trzeźwo unikałam kontaktu fizycznego z kimkolwiek, tak pijana byłam w stanie obściskiwać się z Nevillem Longbottomem i zauważyłabym w tym coś dziwnego dopiero następnego dnia. Świadomość, że byłam zdolna do czegoś tak obrzydliwego tylko utwierdzała mnie w przekonaniu, że powinnam się pilnować. I zazwyczaj to robiłam, ale wtedy... sama nie wiem, po prostu Blaise wyglądał tak dobrze (choć tak naprawdę jego wygląd nie różnił się niczym szczególnym), że pozwoliłam sobie wypić o jeden łyk za dużo. Opadłam na kanapę pośród tłumu uczniów, którzy kłębili się w dziwnym, ciemnym pokoju, w którym była impreza. Nie wiedziałam, czy to mi kręciło się w głowie, czy po prostu pomieszczenie zaczarowano w taki sposób, że zmieniało kształt w zależności od tego, ile miejsca potrzebowali czarodzieje. Dostrzegłam go gdzieś pośrodku sali, otoczonego bladymi dziewczynami z Beauxbatons, które trzepotały rzęsami na jego widok. Przewróciłam zniesmaczona oczami i wypiłam kolejny łyk, który tym razem okazał się być dla mnie końcem. Nie pamiętam jak i dlaczego wstałam, ani kiedy pojawiłam się obok niego. Nie pamiętam, co powiedział, powodując, że zaśmiałam się głośno i uczepiłam jego ramienia, ale pamiętam jego spojrzenie. Pamiętam, że po ciele przeszedł mnie dreszcz, który skumulował się w podbrzuszu. Dziewczyny z Beauxbatons zniknęły, a ja nieświadomie zsunęłam dłoń z jego ramienia na klatkę piersiową i powoli coraz niżej. Wzrok Blaise'a pociemniał jeszcze bardziej, błyszcząc czystym pożądaniem, kiedy skubnęłam palcami materiał jego jeansów. Powiedział coś, co spowodowało, że zadowolona złapałam jego dłoń i dałam się poprowadzić przez tłum uczniów do wyjścia. Miałam wrażenie, że szliśmy wieczność, a wszyscy na nas patrzyli, choć tak naprawdę pewnie nikt nie zwrócił na to uwagi. Nie wiem kiedy znaleźliśmy się na korytarzu, ani jak pojawiliśmy się w dormitorium, bo następne co pamiętam, to moment, w którym moje plecy zderzyły się ze ścianą, a Blaise natychmiast do mnie dołączył, złączając nasze usta. Pocałunek był intensywny i szybki, ale i tak miałam wrażenie, że różnił się od innych.

Boże, Pans... od dawna... chciałem to zrobić szeptał między pocałunkami i zacisnął dłonie na materiale mojej sukienki.

Na moment zatrzymałam się, by spojrzeć mu w oczy. Oboje oddychaliśmy ciężko, a między nami czuć było silne napięcie, któremu chcieliśmy dać upust. Po sekundzie Blaise złapał mnie za uda i bez trudu uniósł do góry, a ja oplotłam go nogami w pasie. Przejechałam palcami po jego karku, powodując, że wzdrygnął się nieznacznie i znów zaczęliśmy się całować. Nie miałam dość. Oderwaliśmy się od ściany, a Blaise ruszył w nieznanym mi kierunku. Chwilę potem posadził mnie na komodzie, która zachwiała się niebezpiecznie i spadło z niej kilka przedmiotów, powodując hałas. Żadne z nas się tym nie przejęło. Bez zastanowienia wsunęłam dłonie pod jego koszulkę i przejechałam paznokciami po jego klatce piersiowej, a potem szybkim ruchem ściągnęłam z niego górną część garderoby. Blaise potraktował to jako znak, bo zszedł pocałunkami ku mojej szyi, kierując je coraz niżej, a jego ręka znalazła się pod materiałem sukienki, niebezpiecznie blisko wewnętrznej strony mojego uda, co spowodowało, że jęknęłam cicho w jego usta.

Jesteś pewna? Nie wiem, czy będę w stanie się powstrzy...

Och, zamknij się przerwałam mu i przycisnęłam jego głowę do swojej szyi, odchylając głowę do tyłu.

Następne co pamiętałam, to moment, kiedy obudziłam się w ramionach nagiego Blaise'a. Już nie spał, tylko wpatrywał się we mnie z dziwnym wyrazem twarzy, którego nie potrafiłam rozszyfrować. Poczułam się dziwnie, jakbym złamała niewidzialną barierę, jaka nie powinna zostać chociażby naruszona.

Możemy o tym zapomnieć? zapytał ostrożnie, choć w jego oczach widziałam ciepło, które mówiło coś innego.

Pewnie odparłam, choć wcale tego nie chciałam. Wiedziałam, że to wydarzenie zmieniło nieodwracalnie moje postrzeganie naszej relacji, zupełnie jakby ktoś, za pomocą magicznego pstryczka, wyłączył uczucia

Zamknęłam drzwi i ruszyłam w głąb pokoju. Wiedziałam, że Blaise będzie chciał pogadać na osobności, więc sama przyprowadziłam go do dormitorium. Zarówno po drodze, jak i w na miejscu żadne z nas się nie odezwało i można było wyczuć dziwnie gęstą atmosferę w pomieszczeniu. Zupełnie, jakbyśmy oboje w tym samym czasie przypomnieli sobie noc w Bułgarii, o której nigdy więcej nie porozmawialiśmy.

— Z kim idziesz na randkę? — zapytał w końcu i nerwowo podrapał się po karku. Zaczął chodzić po pokoju, a ja ze znudzeniem sięgnęłam po flakonik z perfumami. Psiknęłam przed siebie, po czym zrobiłam krok prosto w mgiełkę, jednocześnie zbliżając się do niego o krok. Nasze spojrzenia się spotkały, a ja patrzyłam na Blaise'a z wyzwaniem, jakbym chciała jeszcze bardziej mu to utrudnić. Atak od zawsze stanowił dla mnie najlepszą formę obrony.

— Nie twój interes.

— No weź, Pans — zaśmiał się, choć bez cienia wesołości. — Z tym samym, który zaprosił cię na bal?

— Jeszcze się nie zgodziłam. — Wzruszyłam ramionami i odwróciłam się, by odłożyć perfumy na szafkę nocną. Przewidziałam każdy jego ruch. Znałam Blaise'a na pamięć, więc wiedziałam, że w tym momencie coś się zmieni, a on odbierze to jako zielone światło. Zanim się zorientowałam, znalazł się tuż przy mnie. Sapnęłam, gdy wpadłam na szafkę pośladkami. Blaise objął mnie rękami w talii i przyciągnął do siebie. Parę razy w przeszłości zdarzały nam się momenty zapomnienia, kiedy zachowywaliśmy się podobnie, ale i tak niezauważenie wciągnęłam powietrze pod wpływem jego bliskości.

— No to chodź ze mną — powiedział z uroczym uśmiechem, a ja prychnęłam w odpowiedzi i spróbowałam wyswobodzić się z jego uścisku. Na próżno, poza tym nie mogłam kontrolować swojego ciała, które wręcz rwało się do niego.

— Zastanowię się — odburknęłam, chcąc zachować chociaż pozory, że wcale na to nie liczyłam.

— No weź, Pans — powtórzył szeptem, kiedy pochylił się nieznacznie w moją stronę, a ja spojrzałam w jego czekoladowe oczy. Wzdrygnęłam się, przypominając sobie, że to było przecież jednorazowe. Chwilowe zapomnienie, wspomagane alkoholem, które skończyło się nie tak, jak powinno. A może powinno? Może dopiero to pozwoliło mi otworzyć oczy i uświadomić, że jednak czułam do niego coś więcej.

Zwilżyłam wargi językiem, co nie uszło jego uwadze. Oczy pociemniały mu jeszcze bardziej, kiedy zaczął się zbliżać, ale w tym momencie drzwi do dormitorium się otworzyły, a Blaise odskoczył spanikowany do tyłu. Spojrzałam zniesmaczona na pijanego Draco Malfoya, który oparł się o framugę i wymierzył palcem w naszą dwójkę z głupawym uśmieszkiem.

— Pieprzyliście się — powiedział poważnym tonem, a ja zerknęłam pytająco na Blaise'a. On tylko nieznacznie pokręcił głową, jakby chciał tym samym dać mi znak, że niczego mu nie zdradził, więc odetchnęłam z ulgą. Właściwie nie wiedziałam, dlaczego to taka wielka tajemnica. Spałam z innymi facetami, on też spał z innymi dziewczynami, a temat naszej dwójki był czymś zakazanym. Szczególnie przy Malfoyu, co jeszcze bardziej uświadamiało mnie, że ta relacja nie należała do normalnych.

Blondyn roześmiał się z własnego żartu i opuścił rękę.

— No żartuuuję. — Przewrócił oczami i po chwili rzucił się na moje łóżko, wbijając wzrok w sufit. W tym czasie ja posłałam Blaise'owi zdziwione spojrzenie, a po jego pewności siebie nie było śladu. Podrapał się po karku. Wyglądaliśmy zabawnie stojąc naprzeciwko siebie, z mamroczącym Malfoyem pośrodku. Westchnęłam, kiedy zdałam sobie sprawę, że Draco nie odejdzie tak szybko i złapałam Blaise'a za rękaw koszuli. Poprowadziłam go do drzwi, a on nawet nie protestował. Kiedy wreszcie puściłam materiał i oznajmiłam, że zajmę się naszym wspólnym przyjacielem, zatrzymał się w miejscu i ponownie na jego twarzy zagościł uśmiech.

— To jak będzie?

Nie odpowiedziałam. Zirytował mnie tym, że za każdym razem, gdy zaczynaliśmy zbliżać się do siebie, wystarczył jeden świadek, by go spłoszyć. Zupełnie tak, jakby się... wstydził.

— Powiedziałam, że się zastanowię — odparłam sucho, po czym zamknęłam mu drzwi przed nosem. Niemal od razu wciągnęłam gwałtownie powietrze i przymknęłam powieki, by za chwilę z opanowaniem odetchnąć głęboko.

I tak wiedziałam, że pójdę z nim na bal. Tkwiłam w tym gównie już od paru tygodni, kiedy okazało się, że konsekwencje jednej nocy ciągnęły się za mną jak cień.

Odwróciłam się i posłałam zdegustowane spojrzenie w stronę Draco. Chwilę później położyłam się obok i zaczęłam stukać palcami o pościel. Nie odzywał się. Przez myśl przeszło mi nawet, że zasnął, a nie mogłam do tego dopuścić. Nie miałam ochoty spać na podłodze.

— To co, idziesz na bal z Granger? — zapytałam nonszalancko, powodując, że od razu otworzył szeroko oczy. Zaśmiałam się pod nosem. Był tak bardzo przewidywalny. Przez chwilę nie odpowiadał, aż w końcu posłał mi sztuczny uśmiech..

— Idzie z Deanem — powiedział przez zaciśnięte zęby. Gdyby był trzeźwy, nigdy nie pozwoliłby sobie na taką ekspozycję emocjonalną i w ogóle nie podjąłby temat. Ale pijany... pijany był otwartą księgą. Mogłabym wyciągnąć z niego wszystko.

— A tobie się to nie podoba — zasugerowałam z ówczesnym cmoknięciem i pokręciłam z dezaprobatą głową.

— Tak samo, jak tobie się nie podoba, że Blaise cię nie zaprosił — odparł od niechcenia, przez co zaśmiałam się gorzko. Dobrze wiedziałam, że odbije piłeczkę, zawsze to robił. Niestety zupełnie nieświadomie trafił w samo sedno.

— Och, tak się składa, że to zrobił.

Malfoy uśmiechnął się pod nosem, wbijając ponownie wzrok w sufit.

—To dobrze.

Przez moment tkwiliśmy w ciszy. Nie potrafiłam zrozumieć o co chodziło Blaise'owi i dlaczego, kiedy byliśmy sami, zachowywał się jakby chciał powtórzyć wydarzenia z Bułgarii, a wystarczyło, by dookoła pojawili się ludzie — od razu stawał się typowym Ślizgonem. Potrafił całować się z innymi dziewczynami na moich oczach i opowiadać te idiotyczne żarty, a one rozpływały się przed nim, a ja nie mogłam opanować wybuchów złości. Jego zachowanie było pełne sprzeczności, której nie potrafiłam zrozumieć. Jednak wiedziałam, że Draco mi w tym nie pomoże, bo jego też ogarnęła ślepota na rzeczy oczywiste.

🧡

— Pięknie wyglądasz — Blaise wyszeptał przy moim uchu, a ja zignorowałam gęsią skórkę, która pojawiła się na moim ciele. Postanowiłam dalej grać nieugiętą. Obiecałam sobie, że nie dam się wplątać w potajemną relację na zasadzie "friends with benefits". Nigdy w życiu. Jeżeli Blaise chciał się ze mną spotykać, będzie musiał zaprosić mnie na randkę, jak normalny człowiek w jego wieku. Rozejrzałam się, wygładziwszy satynowy materiał srebrnej sukni, szczerze znudzona tym, co mówiła do mnie partnerka Malfoya i dostrzegłam swoją nową koleżankę gryfonkę. Od razu się ożywiłam, kiedy zobaczyłam kolor jej sukienki, a na mojej twarzy zagościł triumfalny uśmiech.

— Proszę, proszę — powiedziałam bardziej do siebie, ale cała trójka spojrzała w tamtą stronę. Wiedziałam, że założyła zieleń celowo i musiałam przyznać, że bardzo tą decyzję szanowałam. Granger zdobyła u mnie małego plusika, o ile miało to jakiekolwiek znaczenie w punktacji generalnej.

Wkrótce impreza rozpoczęła się na dobre, a ja utknęłam przy stole w towarzystwie znajomych, dla których najlepszym zajęciem było upijanie się do nieprzytomności. Czasami miałam wrażenie, że to dla nich największy cel życiowy, a wszystkie posiadówki kończyły się podobnie. Maratonem rzygania.

Odchyliłam się na krześle i zerknęłam w stronę Blaise'a, by dać mu do zrozumienia, że wypadałoby mnie zabrać na parkiet, ale on nawet nie zwracał na mnie uwagi, bo wpatrzony był w stolik Gryfonów. Moje brwi powędrowały w górę i sięgnęłam dłonią, by szturchnąć go w ramię, ale w tym samym momencie chłopak obrócił się do mnie, by powiedzieć:

— Zaraz wracam.

I tak po prostu zniknął. Opuściłam rękę, obserwując, jak usiadł naprzeciwko Granger. Następnie przeniosłam wzrok na parkiet, gdzie zobaczyłam Malfoya w towarzystwie dziewczyny o najpaskudniejszym imieniu na świecie, na którą nie zwracał uwagi, bo również patrzył na swojego najlepszego przyjaciela. Odstawiłam drinka na stół i ruszyłam na parkiet w samotności. Zaczynało irytować mnie to, jak wiele uwagi Blaise'a absorbował nieistniejący związek Draco i Hermiony. Za wszelką cenę próbował sparować tą dwójkę, a mnie powoli zaczynało to wyprowadzać z równowagi.

Po kilku piosenkach przetańczonych w towarzystwie przypadkowych osób, ktoś nagle złapał mnie od tyłu w talii i odwróciłam się przodem, napotykając czekoladowe oczy.

— Konspira załatwiona? — zapytałam z lekkim uśmieszkiem, kiedy jego dłoń powędrowała niżej w dół moich pleców. Zmarszczył brwi, bo nie miał pojęcia, o czym mówiłam. W odpowiedzi tylko przysunął mnie bliżej i zaczęliśmy kołysać się w rytm muzyki. Przytulona do jego klatki piersiowej zamknęłam oczy i pozwoliłam sobie odpłynąć.

Mogłam się wtedy nie zgodzić. Mogłam powiedzieć "nie, Blaise, nie chcę o tym zapominać". Wiedziałam, że dla niego to też nie był zwykły, szybki numerek po pijaku, widziałam to w jego gestach, minach i tym, w jaki sposób do mnie mówił. Ale jednak nic z tym nie robił, a czasem zachowywał się bardzo... dziwnie. Sprzecznie. Nienormalnie. Ślizgońsko.

Ocknęłam się, gdy poczułam, jak jego mięśnie się napięły. Podniosłam wzrok i zobaczyłam, jak głowa Blaise'a zwrócona była w stronę Hermiony, która wybiegła z sali. Za nią ruszył Malfoy, a mój partner momentalnie przestał tańczyć. Spojrzałam na niego z wyrzutem.

— Przepraszam, ale muszę... — zaczął, ale od razu mu przerwałam.

Draco był dla niego tak ważny, że czasem nawet stawał ponad nim samym.

— To ich sprawa, Blaise. Malfoy jest dla ciebie ważniejszy niż ja? — zapytałam wprost, zanim zdążyłam ugryźć się w język. Wiedziałam, że to cios poniżej pasa, ale nie potrafiłam się powstrzymać. Puściłam go i cofnęłam się o krok. Byłam wściekła na niego i na Draco, który zniszczył również mój wieczór, na który tak czekałam. Blaise otworzył usta, ale nic nie powiedział, będąc zbyt zaskoczonym moimi słowami. Wpatrywał się we mnie w ciszy, aż prychnęłam i sama ruszyłam w stronę wyjścia.

— Gdzie idziesz? — zapytał i złapał za rękę, ale się wyrwałam.

— Załatwię to. A ty, Blaise, zastanów się, czego właściwie ode mnie chcesz, bo mam tego dosyć — odparłam oschle i zostawiłam go samego na parkiecie.

Wyszłam z sali w tym samym momencie, w którym Draco przywalił z całej siły pięścią w cegły. Nie wiem co mną kierowało, czy wściekłość, czy poczucie niesprawiedliwości, ale podeszłam do niego i kiedy tylko się odwrócił, moja dłoń z głośnym plaśnięciem zderzyła się z jego policzkiem. Niemal od razu otworzyłam szeroko oczy, nie wierząc, że naprawdę to zrobiłam. Opuściłam drżącą rękę, a Malfoy złapał się za zaczerwienioną twarz i posłał mi równie zaskoczone spojrzenie.

— Kurwa mać, Pansy! — krzyknął w końcu, a ja bez wahania przytknęłam palec do jego klatki piersiowej.

— Słuchaj, Draco. Ogarnij w końcu swoje nędzne, artystokratyczne życie, bo wszyscy mamy dość, a przez ciebie ja też nie mogę być szczęśliwa — wysyczałam z twarzą zbliżoną do niego, po czym odwróciłam się i, głośno stukając obcasami, ruszyłam w głąb korytarza.

Nie wiedząc czemu, instynktownie udałam się do Wieży Astronomicznej i tam spotkałam Gryfonkę. Przełknęłam ślinę. Nie byłam osobą, której oczekiwała, nie byłam jej przyjaciółką, ani nawet koleżanką, ale obie tkwiłyśmy w tym samym gównie i uznałam, że może potrzebowałyśmy siebie nawzajem. Wyczarowałam kubek gorącej herbaty i koc, którym owinęłam jej ciało. Zdziwiona Granger wbiła we mnie spojrzenie, a ja miałam ochotę parsknąć śmiechem na widok spływającego po jej twarzy makijażu.

— Pansy? — wyszeptała.

— Przywaliłam Mafoyowi.

— Co zrobiłaś?!

— Żałuj, że nie widziałaś jego miny.

Usiadłam obok niej. Podałam jej kubek z parującym napojem, a ona z wdzięcznością oplotła go drżącymi palcami.

— Posiedzę sobie tu z tobą, dobra? — zapytałam jeszcze cicho, zupełnie jakbym potrzebowała jej pozwolenia, by w mojej głowie cała sytuacja przestała być tak bardzo nienaturalna.

— Jasne. Co dwa złamane serca to nie jedno. 


🧡🧡🧡

Kto jeszcze nie widział, niech biegnie z powrotem do góry zobaczyć cudny baner od @KatieBrillare !

Pewnie nie spodziewaliście się takiego rozdziału. Jakiś czas temu dawałam znaki, że Pansy doczeka się swoich pięć minut, więc oto i one. Jak wam się podobał? Potraktujcie to jako rozdział bonusowy, od następnego wracamy już z powrotem do właściwej akcji!

~ Vee

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro