Rozdział 19

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wybiegłam z Łazienki Prefektów za Malfoyem, oczekując od niego odpowiedzi. Rozejrzałam się dookoła, ale zamiast chłopaka, w oddali zauważyłam kobietę z burzą czarnych loków. Bellatrix szła korytarzem, kołysząc się na boki w obłędzie, a od kamiennych ścian Hogwartu echem odbijał się jej potworny śmiech. Wzdrygnęłam się przerażona na ten dźwięk, ale i tak ruszyłam za nią. Nuciła pod nosem jakąś melodyjkę, łudząco przypominającą kołysankę, która jednak w jej wykonaniu brzmiała wręcz upiornie. Za każdym razem, gdy przyspieszałam kroku, ona zdawała się coraz bardziej oddalać. Chciałam, by wreszcie przestała się chować jak tchórz. Chciałam ją zawołać. Chciałam zmierzyć się z koszmarem raz na zawsze, bo byłam wściekła, ale nie potrafiłam wydusić z siebie żadnego dźwięku, jakby ktoś nagle odciął mi język. Korytarz zdawał się nieskończenie długi, a ja, mimo, że biegłam za Bellatrix od paru minut, wciąż tkwiłam w tym samym miejscu. Musiałam zatrzymać się na chwilę, czując nagle potworne zmęczenie. W momencie kiedy przystanęłam, ona również to zrobiła. Popatrzyłam na nią, dysząc ciężko. Powoli zaczęła odwracać głowę w moją stronę, a serce przyspieszyło, ale w najbardziej kluczowym momencie ktoś szarpnął mnie za ramiona i brutalnie odwrócił. Korytarz nagle spowiła ciemność, a ja z przerażeniem spojrzałam w błyszczące oczy Severusa Snape'a, który z czystą nienawiścią zacisnął lodowate dłonie na mojej szyi.

Zerwałam się do pozycji siedzącej, próbując złapać oddech i odruchowo chwyciłam za swoją szyję. Miałam wrażenie, że zapomniałam, jak się oddycha. Gorączkowo próbowałam wydostać się z poplątanej między nogami kołdry, drugą rękę wciąż trzymając na gardle. Nerwowo wstałam, biorąc świszczące, urywane oddechy. Czułam, jakby ktoś stanął mi na piersi i blokował przepływ powietrza. Niewiele myśląc, na oślep ruszyłam przed siebie. Obraz mi się zamazywał, choć i tak w ciemności nie widziałam praktycznie nic. Nawet nie zdałam sobie sprawy, kiedy dotarłam do sąsiedniego dormitorium. Czując, że się duszę, drżącą dłonią szukałam klamki do drzwi sypialni, gdy te nagle otworzyły się przede mną, a w progu wyrosła sylwetka mężczyzny. Spojrzałam na niego błagalnie, a on szybkim ruchem przycisnął moje drżące ciało do siebie, zamykając w ciasnym uścisku.

— Ciiiii...

Próbował mnie uspokoić, podczas gdy ja wciąż brałam urywane oddechy.

— Boże, Granger... — mruknął pod nosem, bardziej do siebie niż do mnie i zaczął kojąco głaskać mnie po głowie. Do oczu napłynęły mi łzy, ale powoli normował się mój oddech pod wpływem jego ciepła. Kiedy zauważył, że przestałam się trząść, zaprowadził mnie na łóżko, gdzie usiedliśmy oboje, wciąż do siebie przytuleni.

— Już lepiej? — zapytał, kiedy całkowicie unormowałam oddech. Niedbale starłam chłodną dłonią łzy, które zaplątały się na mojej twarzy. Pokiwałam twierdząco głową, nie chcąc nawet na niego patrzeć. 

— Przepraszam — powiedziałam cicho, na co chłopak odsunął mnie od siebie, by spojrzeć mi w oczy. Miał smutny wyraz twarzy. Kompletnie nie przypominał samego siebie, wręcz przeciwnie, sprawiał wrażenie, jakby potwornie się o mnie martwił.

A może sama próbowałam sobie to wmówić.

— Nie masz za co, dobrze, że przyszłaś. Zawsze przychodź do mnie, jak coś się dzieje, okej?

To było odważne pytanie. Tak odważne, że zaczerwieniłam się po uszy, jakbym wstydziła się tego, że od kilku miesięcy ciągle coś się dzieje, a ja non stop go oszukuję, rzucając na dormitorium zaklęcie tłumiące. Nie chciałam mu niczego mówić, bo nie sądziłam, że mogło to mieć sens, ale czegoś na pewno się domyślał. Nie był głupi, a ja raz już popełniłam błąd, zapominając o zaklęciu, przez co Malfoy wiedział, że miałam koszmary. Dziś kolejny raz poległam, pokazując swoją słabość.

Nie odpowiedziałam, patrząc tylko w jego stalowe tęczówki. Nagle zrobiło mi się głupio, gdy zauważyłam, jaki był zaspany. Siedział jedynie w spodniach od piżamy, włosy miał potargane, jakby wiercił się w łóżku przez pół nocy, a oczy podkrążone i pozbawione blasku. Sama zresztą miałam na sobie jakąś mugolską, niezbyt kobiecą piżamę, a moje włosy przypominały tornado. Pewnie też na twarzy widniały ślady resztek makijażu, których nie udało mi się zmyć wieczorem.

Odchrząknęłam zażenowana i odsunęłam się od chłopaka.

— Przepraszam — powtórzyłam. — Ja już pójdę, dobranoc — powiedziałam jeszcze pospiesznie i chciałam wstać, ale chłopak delikatnie chwycił mnie za przedramię, zmuszając do pozostania w miejscu.

— Nigdzie nie idziesz — powiedział łagodnie i odsunął kołdrę z jednej strony, jakby właśnie coś mi sugerował. Spojrzałam na niego, marszcząc brwi.

— Nie patrz tak, Granger. Zostajesz tutaj, czy tego chcesz, czy nie. Możesz sobie zrobić nawet mur z poduszek między nami, ale wolę mieć na ciebie oko. 

Kącik moich ust drgnął do góry. Powiedział to swoim typowym, złośliwym tonem, ale w jego zachowaniu było coś uroczego. Jakby pod tą całą otoczką naprawdę się o mnie martwił. A prawdę mówiąc, ja też wolałam zostać z nim.

Powoli wstałam, obchodząc łóżko i stanęłam po przeciwnej stronie Malfoya, dokładnie w miejscu, gdzie odsłonił kołdrę. Spojrzałam na niego niepewnie i zauważyłam, jak przełykał ślinę. On też wiedział, że to, co robimy, było dziwne. Patrzyliśmy na siebie chwilę, tkwiąc w półmroku po dwóch stronach łóżka, aż jednocześnie położyliśmy się obok siebie na miękkim materacu. Leżeliśmy sztywno na plecach, wpatrując się w sufit. Już raz spaliśmy ze sobą i wyglądało to zupełnie inaczej, ale sytuacja też była inna. Dziś byłam bardziej świadoma tego, co robię, i najwidoczniej on też, bo nie przesunął się nawet o milimetr w moją stronę.

Merlinie, parę godzin temu całowaliśmy się w wannie prawie nadzy, a teraz nie potrafiliśmy na siebie spojrzeć.

— Skąd wiedziałeś, co robić? — zapytałam szeptem, czując, że muszę się odezwać i przerwać ciszę, podczas której oboje za bardzo analizowaliśmy sytuację.

— Też zdarzyło mi się mieć ataki paniki — odparł po chwili ciszy, a w jego głosie wyczułam jakiś ból. Zerknęłam na Malfoya, ale on wciąż patrzył na sufit. Na pewno jednak wiedział, że go obserwuję. Czekałam na rozwinięcie wątku, choć miałam świadomość, że nigdy nie nastąpi. Nie chciałam naciskać na niego, więc po prostu milczałam.

— Poza tym, jak niemowlę płacze, to też się je przytula — powiedział, subtelnie zmieniając tym samym tor rozmowy i przeniósł wzrok w moją stronę.

Posłał mi tajemniczy, delikatny uśmiech, a w mojej głowie mimowolnie pojawił się obraz Malfoya – w roli ojca. Nie wiedzieć czemu, wyobraziłam sobie, jak trzyma na rękach dwuletniego chłopca z oczami identycznymi, jakie miał on. Z podobnymi rysami twarzy, takim samym nosem i ustami. Jedyne co go wyróżniało, to kasztanowe loczki.

Gwałtownie odwróciłam wzrok od blondyna, przerażona własną wyobraźnią.

— Czasami zachowujesz się, jak typowa nastolatka — dodał ze spokojem, wpatrując się we mnie z uśmieszkiem na twarzy, który widziałam kątem oka.

— Jestem nastolatką — odparłam głupkowato. Chłopak obrócił się przodem do mnie i oparł głowę na łokciu.

— Dobrze wiem, o czym pomyślałaś. — Uśmiechnął się. — Chciałabyś, żebym został ojcem twojego dziecka, prawda? — zapytał zawadiacko, a ja dobrze wiedziałam, że po prostu chciał uciec jak najdalej od niewygodnego tematu ataków paniki z przeszłości. Ten człowiek był chodzącą zagadką. Wiedziałam, że nie miałam prawa na niego naciskać, ale chciałam, by kiedyś zaufał mi na tyle i sam z siebie opowiedział o swoich problemach.  

— Lepiej nie, wtedy byłoby was dwóch i nie zniosłabym tego psychicznie — powiedziałam, siląc się na powagę, po czym obróciłam się tyłem do niego. Usłyszałam cichy śmiech za sobą, jednak po chwili – zapanowała cisza. Leżałam z otwartymi oczami, a ciekawość zżerała mnie od środka, czy chłopak poszedł spać, czy może wciąż tkwił w tej samej pozycji, patrząc na moje plecy.

Po chwili jednak wątpliwości szybko zniknęły, gdy jego dłoń znalazła się na moim brzuchu, a na karku poczułam jego oddech. Bezszelestnie przysunął się bliżej.

— Naprawdę chciałbym, żebyś do mnie przychodziła, jak coś się dzieje. Nie odpychaj mnie, dobra? — zapytał szeptem przy uchu, sprawiając, że prąd przeszył całe moje ciało i zdecydowanie odechciało mi się kiedykolwiek odpychać go od siebie.

— Dobra — odparłam tylko, zamykając oczy i nakryłam jego dłoń swoją. Blondyn, słusznie odbierając to jako zielony sygnał, przysunął się bliżej, stykając nasze ciała. 

🧡

Obudziłam się w błogim poczuciu długo wyczekiwanego odprężenia. Odetchnęłam głęboko, szczęśliwa, tym razem nie obudziły mnie własne krzyki. Powoli jednak do mojej głowy zaczęły docierać informacje z poprzedniej nocy, a uśmiech stopniowo zgasł. W końcu gwałtownie otworzyłam oczy, zrywając się do pozycji siedzącej, a następnie rozejrzałam po zielono-srebrnej sypialni Malfoya. Nie znalazłam go w łóżku. Odruchowo przesunęłam dłonią po prześcieradle, ale nie było nawet ciepłe, więc chłopak musiał już dawno mnie opuścić. Wstałam pospiesznie i na bosaka ruszyłam do wyjścia. Zauważyłam zapalone światło w łazience, więc odetchnęłam z ulgą, po czym na palcach podeszłam do drzwi dzielących nasze dormitoria. Miałam nadzieję, że się miniemy, bo nie chciałam, żeby było niezręcznie – ale oczywiście, jak zwykle, los nie stał po mojej stronie i, zanim zdążyłam się ulotnić, drzwi od łazienki się otworzyły. Malfoy wyszedł z zaparowanego pomieszczenia w samym ręczniku, roztaczając dookoła cudowny zapach męskich kosmetyków. Stanął w miejscu, gdy zobaczył mnie w salonie, a ja poczułam się jak przyłapana na gorącym uczynku.

Wyglądaliśmy śmiesznie. On – prawie nagi i ja – w piżamie z jednorożcem.

— Już wychodzisz? — zapytał ze śmiechem i, posławszy mi przelotne spojrzenie, ruszył do sypialni, za której drzwiami zniknął na moment. Po chwili wrócił, a zamiast ręcznika miał założone już czarne spodnie. — Myślałem, że pójdziemy razem na śniadanie. 

Spojrzałam na niego, jak na idiotę.

— No co? — zaśmiał się, jak gdyby nigdy nic, po czym zaczął zakładać śnieżnobiałą koszulę na nagie ciało. — Zrobilibyśmy furorę.

— Nie bądź śmieszny.

Wzruszył ramionami.

— Ja nie jestem śmieszny, tylko zabawny.

— Chyba irytujący.

Malfoy zaśmiał się kolejny raz pod nosem, po czym skupił swoją uwagę na zapinaniu guzików. Przestąpiłam z nogi na nogę, bo nie wiedziałam, czy powinnam iść, czy dalej prowadzić tą bezsensowną dyskusję.

— Jak się czujesz? — zapytał nagle, nie odwracając wzroku od koszuli.

Spojrzałam na niego, a po moim ciele rozlała się fala ciepła. Rozsądek cudem powstrzymał mnie przed przytuleniem się do niego.

— Lepiej. Dziękuję. — Gdy wypowiedziałam te słowa, chłopak podniósł na mnie wzrok, a ja zaczęłam się topić od środka.

— Za co? — zapytał celowo.

— Za wszystko — odparłam tylko, kierując się do wyjścia. Stanęłam jednak w drzwiach, czując, że byłam mu winna coś więcej. — Właściwie, Malfoy, chciałam ci powiedzieć, że nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo mi pomagasz. Mimo tego, że przy okazji strasznie mieszasz w mojej głowie.

Odwróciłam się w stronę chłopaka, a on patrzył teraz na mnie poważnym wzrokiem, chowając dłonie w kieszeniach spodni. Nie odpowiedział, tylko kiwnął nieznacznie głową.

— Idź, bo Wieprzlej nie zostawi ci nic do jedzenia.

  🧡

— Potter, zostaniesz na chwilę po lekcji? — Spojrzałam na profesora-śmierciożercę z niedowierzaniem, słysząc za sobą jego głos. 

Przeniosłam wzrok na Harry'ego, który zatrzymał się w miejscu, choć byliśmy już prawie przy drzwiach. Chłopak, zupełnie ignorując moje prośby, ruszył w jego stronę, wcześniej posyłając przepraszający uśmiech. Miałam ochotę wykrzyczeć Winsletowi prosto w twarz, żeby zostawił Gryfona w spokoju, ale nie mogłam tego zrobić. Odwróciłam się zrezygnowana, dostrzegając przed sobą Malfoya, który również zatrzymał się przy wychodzeniu z klasy i obserwował z boku całą sytuację. Jednocześnie udawał, że rozmawia z Pansy, choć tak naprawdę był świadomy błagalnego spojrzenia, którym go obdarzyłam. Kiwnął tylko głową na znak, że wie o co mi chodzi, i musimy szybciej pozbyć się Winsleta ze szkoły. Byłam prawie pewna, że profesor po prostu próbował zająć czymś Harry'ego, jednocześnie trzymając go z dala od siódmego piętra i węszenia. Przypuszczałam też, że niczego nieświadomy Potter nadal stanowił postrach Śmierciożerców.

Ruszyłam zrezygnowana w stronę Cieplarni, gdzie miałam kolejne zajęcia. Nie zdążyłam jednak zajść daleko, bo złożony z kartki papieru samolot wylądował tuż pod moimi stopami. Zatrzymałam się, spoglądając na niego z zaciekawieniem, a następnie podniosłam i rozłożyłam go, odczytując krótki liścik.

Dział Ksiąg Zakazanych, 19:00.

Dobrze wiedziałam, od kogo był – już raz dostałam list, kreślony tym samym, pochyłym pismem, z zaproszeniem na plantację marihuany w Hogwarcie. Nawet treść wiadomości wyglądała podobnie. Mimowolnie uśmiechnęłam się do siebie, po chwili zdając sobie sprawę, że stałam pośrodku zatłoczonego korytarza. Zgniotłam kartkę w pięści i rozejrzałam się pospiesznie, ale nikt nie zwrócił na mnie uwagi. Odetchnęłam z ulgą, po czym ruszyłam na kolejną lekcję. 

 🧡

Po południu umówiłam się z Ginny, która uznała, że odwiedzimy Hogsmeade, zamiast siedzieć w ponurych murach Hogwartu. Wizja spotkania Harry'ego z Winsletem nie chciała opuścić mojej głowy, przez co cały czas miałam kiepski humor i nie do końca słuchałam kolejnej opowieści przyjaciółki z wyjazdu do Durmstrangu. A może mówiła o wczorajszej imprezie? Już dawno pogubiłam się w tym monologu. Z zadumy wyrwał mnie dopiero głos Ginny, która z uśmiechem mówiła, że mamy szczęście i ostatni stolik w Pubie pod Trzema Miotłami był wolny. Dziś faktycznie panował tu spory tłok. Spojrzałam na drewniany, dwuosobowy stół – parę dni temu siedziałam w tym samym miejscu przy oknie z Malfoyem. Przełknęłam ślinę w obawie, że nie będę potrafiła skupić się przy stoliku, ale przyjaciółka ściągała już szalik, siadając z zadowoleniem na krześle. Westchnęłam pod nosem i ruszyłam w jej stronę, a po drodze ściągnęłam z głowy czapkę. Weasley wróciła do monologu, gdy zajęłam się przeglądaniem prostej, drewnianej karty, którą i tak od dawna znałam na pamięć. W końcu jednak poczułam, że Ginny puka w moją kartę napojów, posyłając mi szeroki uśmiech.

— A ty co robiłaś wczoraj wieczorem?

Poczułam, jak żołądek mi się kurczy, a śniadanie niebezpiecznie podchodzi do gardła. Spojrzałam na nią, zmęczona wiecznym udawaniem. Poza całą sytuacją z Winsletem, miałam jeszcze większą ochotę powiedzieć jej o sobie i... Malfoyu. Powiedzieć wszystko. Tak po prostu luźno porozmawiać o chłopakach, jak robiły to normalne dziewczyny. Ale wiedziałam, że Ginny wybije mi ten pomysł z głowy, zanim dojdę do końca opowieści. Sama powinnam go sobie wybić, ale pogubiłam się już w tym, czego chciałam i czego od niego oczekiwałam. Wczoraj sama zapytałam co było między nami, ale im dłużej się nad tym zastanawiałam, tym bardziej utwierdzałam w przekonaniu, że oczekiwałam jednej odpowiedzi. Gdyby powiedział, że to tylko mój wymysł, byłoby mi po prostu przykro. Miał rację, lubiłam go, podobał mi się, leciałam na niego. W pewnym sensie nie mogłam też bez niego żyć, bo poniekąd zmuszała nas do tego Wieczysta Przysięga.

A na domiar złego sama przylazłam do niego w nocy i zostałam do rana. 

Popatrzyłam na Ginny, ale w mojej głowie pojawiła się nagła pustka. Nie potrafiłam wymyślić żadnej wymówki, nawet tak prostej, jak czytanie książki. Ktoś postawił przed nami dwa gliniane garnuszki z grzanym miodem z korzeniami, które w międzyczasie zamówiła przyjaciółka. Teraz dalej patrzyła na mnie z pokrzepiającym uśmiechem. Przysunęła parujące naczynie bliżej siebie i oplotła je palcami.

— Byłaś z Malfoyem, nie? — zapytała w końcu wprost, co sprawiło, że otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia.

— Dlaczego miałabym z nim być? — odparłam, nie rozumiejąc jej mistrzowskich metod dedukcji.

Ginny prychnęła w odpowiedzi.

— Hermiona, myślałam, że nie będziemy się okłamywać.

Zrobiło mi się głupio, ale wolałam nadal nic nie mówić. Nie wiedziałam, ile dziewczyna tak naprawdę wiedziała, a ile było blefem. Posłała mi lekki uśmiech, ale i to nie zachęciło mnie do mówienia. W końcu westchnęła teatralnie, biorąc łyk kremowego piwa.

— Dobra, wiem o was.

Dalej nie rozumiałam.

O nas?

To byli jacyś my? 

— Nie rozumiem — powtórzyłam własne myśli.

— Widziałam was. Hogwart, Pokój Życzeń, ostry seks, coś ci to mówi?

— Co... Jaki ostry seks? — Zaczerwieniłam się na samą myśl o tym, że Ginny mogła tak to odebrać.

— Ja się wcale nie dziwię, bo na pewno było gorąco z samym Lodowym Księciem Slytherinu, ale nie rozumiem czemu teraz się tak dziwacznie zachowujecie przy ludziach. Ty jesteś wiecznie zburaczała na twarzy, jak tylko wleci jakiś dwuznaczny temat, a on jak cię widzi, to jakby miał kija w dupie. Tak się właśnie zachowujecie — powiedziała, po czym pokiwała ostentacyjnie głową dla podkreślenia swoich słów i znów się napiła.

— Ale my nie uprawialiśmy seksu — bąknęłam zażenowana. Mimowolnie wyobraziłam sobie, jak Malfoy reagował na moją obecność.

— Ale nie zaprzeczysz, że się całowaliście?

Żeby to raz.

— Skąd ty w ogóle wiesz o Pokoju Życzeń? — odparowałam pytaniem na pytanie.

— Obserwowałam was. Hermiona, byłaś tak nawalona, że bałam się, że ci odbije.

— Nie byłam...

— Byłaś — powiedziała, tym samym mi przerywając. — Naprawdę byłaś. Widziałam, jak zaczęłaś koło niego tańczyć i widziałam jego spojrzenie. Prawie się tam rozbieraliście na parkiecie. Nie chciałam, żebyś zrobiła coś głupiego, więc poszłam za wami i byłam świadkiem tego obściskiwanka.  

— Merlinie... — mruknęłam zażenowana pod nosem i schowałam twarz w dłoniach. Sama niewiele pamiętałam z tego wieczoru.

— Ale muszę przyznać, że Malfoy ma u mnie plusa za to, że cię wtedy nie wykorzystał. Bo wierz mi, Hermiona, mógł to zrobić, i wcale byś nie protestowała — powiedziała z lekkim wyrzutem w głosie.

— Nie dobijaj mnie — wymamrotałam niezrozumiale z twarzą nadal ukrytą w dłoniach.

— No dobra, to teraz opowiedz mi, co działo się przez ostatni tydzień.

 🧡

Musiałam się wygadać, a Ginny sama dała mi zielone światło, jakby wyczuła, że potrzebowałam tej rozmowy. Opowiedziałam jej wszystko, zręcznie omijając temat siódmego piętra, Winsleta, Snape'a, Bellatrix i innych rzeczy, do których powinnam się przyznać w pierwszej kolejności. Ruda słuchała, co jakiś czas szeroko otwierając oczy ze zdziwienia albo posyłając mi tajemniczy, podejrzany uśmieszek pod nosem. Czułam się lepiej z tym, że komuś powiedziałam i nie trzymałam wszystkiego w głowie. 

— Ja myślę, że to nie jest dla niego tylko zabawa, Hermiona. Nie wiem, nie chcę cię nakręcać, ale on też się trochę zmienił i wydaje mi się, że mógłby nawet chcieć czegoś więcej — podsumowała Ginny, patrząc na mnie uważnie.

— Kto by chciał czegoś więcej? — Usłyszałyśmy nagłe pytanie i obie podskoczyłyśmy na swoich miejscach. Spojrzałyśmy w górę, widząc Pansy Parkinson w przyprószonej śniegiem kurtce.

— Możemy się dosiąść? Straszny dziś tu tłok — zapytała, kiwając głową w stronę baru, przy którym stał Blaise i jakiś chłopak. Wymieniłyśmy z Ginny porozumiewawcze spojrzenia i pozwoliłyśmy Ślizgonom dosunąć krzesła do naszego stolika. Z tego, co zdążyłam się dowiedzieć, Pansy zachowywała się bardzo przyjaźnie w Durmstrangu, więc Weasleyówna, mimo że wciąż nie nazwałaby tego przyjaźnią, zaczęła jednak tolerować Ślizgonkę. Ze swojej strony mogłam śmiało powiedzieć, że w ostatnim czasie nawet ją polubiłam.

— A gdzie Pan Jaśnie Książę? — zagaiła Ginny, gdy Pansy usiadła z nami. Posłała mi rozbawione spojrzenie, a ja przypomniałam sobie, że przecież umówiliśmy się w Dziale Ksiąg Zakazanych. Zerknęłam na wiszący nad barem zegar, który wskazywał osiemnastą trzydzieści. Musiałam zaraz iść.

Pansy wzruszyła ramionami, po czym zaczęła temat balu i przyjazdu pozostałych szkół, co jakiś czas zerkając w stronę Blaise'a, który wciąż nie mógł dostać się do zatłoczonego baru.

— Za dwa dni będzie tutaj szaleństwo. Już się nie mogę doczekać — powiedziała ze śmiechem Ślizgonka.

— Macie już sukienki na Bal Świąteczny? — rzuciła Ginny, celowo śmiejąc się pod nosem w moją stronę. Przewróciłam oczami, bo dobrze wiedziałam, że Malfoy przecież nie zaprosi mnie na bal. Za dużo ludzi, za duże ryzyko. Właściwie przez ostatnie wydarzenia kompletnie zapomniałam o przyjeździe uczniów z Durmstrangu i Bauxbatons, nie wspominając już o oficjalnej imprezie.

— Ja nawet nie mam partnera — prychnęła w odpowiedzi Pansy, kolejny raz na moment zerkając w stronę czarnoskórego przyjaciela. — Ciebie, Granger, pewnie zaprosi Dean. A ty będziesz miała dwie propozycje. Od własnego chłopaka i pewnego Bułgara.

Uniosłam brwi. 

— Williama? — zapytała zaskoczona, na co Pansy wzruszyła ramionami.

— Och, proszę cię. Wszyscy widzieli, jak się do ciebie kleił.

Zaśmiałam się pod nosem, kompletnie ignorując wzmiankę o Deanie i spojrzałam ponownie na zegar. Powinnam iść, jeśli chciałam zdążyć na czas. Nie lubiłam spóźnialstwa.

Pożegnałam się z dziewczynami, przepraszając, że tak szybko wychodzę i zaczęłam się przeciskać przez tłum ludzi w pubie. Stanęłam jeszcze na moment koło Blaise'a, który posłał mi od razu szeroki uśmiech.

— Mam nadzieję, że chociaż zaprosisz ją na bal — powiedziałam od razu, nie zaszczycając go nawet przywitaniem. Z jego twarzy od razu zniknął uśmiech.

— Kogo? — zapytał głupio, mimo że widziałam jego przelotne spojrzenie w stronę Pansy.

— Dobrze wiesz kogo. Zgodzi się — powiedziałam z uśmiechem i położyłam mu rękę na ramieniu.

— A ty gdzie idziesz? — zapytał, gdy chciałam go wyminąć.

Uśmiechnęłam się tajemniczo.

— A gdzie ja mogę iść? Do biblioteki — odparłam rozbawiona zgodnie z prawdą i ruszyłam w stronę wyjścia.  

Na zewnątrz było już ciemno, a z nieba obficie prószył śnieg, przez co niewiele widziałam. Po wędrówce, która miałam wrażenie, że trwała wieczność, w końcu dotarłam do szkoły i otrzepałam buty. Nie miałam przy sobie zegarka, ale powinnam zdążyć się jeszcze przebrać. Nie chciałam iść z spotkanie z Malfoyem w przesiąkniętych smrodem pubu ubraniach, więc musiałam choć trochę się odświeżyć. Będąc już na drugim piętrze, odruchowo spojrzałam w stronę strzegącego gabinetu McGonagall gargulca, który w tym samym momencie zaczął się obracać i ujawnił schody. Zaciekawiona szybko schowałam się za ścianą, przyglądając posągowi. Jakaś postać zaczęła pospiesznie schodzić, zeskakując z trzech ostatnich stopni. Blondwłosy chłopak ruszył korytarzem w moją stronę, więc cofnęłam się o parę kroków, żeby mnie nie zauważył.

Co Malfoy robił u McGonagall?

Nagle uświadomiłam sobie, że przecież Ślizgon mieszka obok mnie i prawdopodobnie idziemy w tą samą stronę, więc pospiesznie ruszyłam w kierunku Wielkich Schodów. Na szczęście udało mi się przemknąć do dormitorium niezauważenie, choć w myślach wciąż zastanawiałam się, po co Malfoy miałby iść do dyrektorki. Jeśli miałaby jakąś sprawę dla prefektów naczelnych, to przecież McGonagall wezwałaby nas oboje.

Westchnęłam pod nosem, odświeżając się jedynie zaklęciem. Przez chwilę skakałam po pokoju w nadziei, że wcisnę na siebie czarne dżinsy. Założyłam tak samo ciasny, cienki golf w kolorze butelkowej zieleni, umyłam zęby i wybiegłam z dormitorium.

W bibliotece nie było już nikogo poza panią Pince, której nawet nie zdziwiła moja obecność o tej porze dnia. Uśmiechnęłam się do niej przyjaźnie i zaczęłam chodzić po pomieszczeniu, udając, że czegoś szukam. W końcu jednak, widząc, że bibliotekarka nie zwraca na mnie uwagi, ruszyłam do działu, który interesował mnie najbardziej. Rozejrzałam się między wszystkimi regałami, ale nigdzie nie było Malfoya. Zerknęłam na zegar ścienny, który wskazywał pięć po siódmej. Miałam tylko nadzieję, że liścik nie był pułapką, a chłopak zwyczajnie się spóźni. Z nudów zaczęłam przeglądać pierwszą lepszą książkę, która wpadła mi w ręce i otworzyłam gdzieś na środku.

"(...) w szczególności w świecie magicznym, gdzie manipulacja ludzkim umysłem jest niezwykle prosta, jeśli opanuje się tę sztukę. Pozwala więc na wytworzenie błędnej w interpretacji rzeczywistości, która jednak pozostaje tylko iluzją."

Zmarszczyłam brwi, widząc, że ostatnie słowo zakreślone było w kółko, a obok dopisano ręcznie:

Illusio facit eam possibile facere ausurum falsa.

Zdanie wyglądało znajomo. Nie miałam pojęcia, co oznaczało, ale byłam pewna, że już gdzieś je widziałam.

— Bu. — Usłyszałam za sobą szept, na który podskoczyłam, równocześnie zamykając tomiszcze. Poczułam kojący, dobrze znany mi zapach, kiedy Malfoy powoli odebrał mi książkę i sięgnął ponad moją głowę, by odłożyć ją z powrotem na półkę. Zamarłam w bezruchu, czując, jak delikatnie musnął wargami moje ucho. Zamknęłam oczy, nagle zapominając o całym świecie.

— Znowu założyłaś zieleń — powiedział cicho, a ja zerknęłam w dół na swój golf. Faktycznie to zrobiłam, ale zupełnie nieświadomie.

— Chyba lubisz mnie podpuszczać, Granger — odezwał się znów z ustami przy moim uchu, a mnie oblała fala gorąca.

Nie kontrolując swojego ciała, oparłam się o niego. Blondyn powolnym ruchem przesunął dłoń na moją talię i jednym ruchem obrócił mnie przodem do siebie. Zadarłam głowę, by na niego spojrzeć i równocześnie naparłam plecami na regał, który niebezpiecznie się zachwiał. Malfoy posłał mi drapieżny uśmiech, bez zastanowienia złączając nasze usta. Niemal od razu oddałam pocałunek, wspinając się na palce. Stado motyli w moim brzuchu już któryś raz zbudziło się do życia, kiedy położył dłoń na moim policzku, drugą zaś gwałtownie przyciągnął mnie bliżej. Zacisnęłam dłonie na materiale czarnej koszulki, czując się przy nim malutka, ale i bezpieczna. Całował mnie z dziwną czułością, jakby próbował zahamować dzikie zapędy, które rozpoznałam po sposobie, w jaki zaciskał dłoń na mojej talii za każdym razem, gdy nasze języki się stykały. Kiedy wreszcie oderwaliśmy się od siebie, zanim zaszłoby to za daleko, nie mogłam uspokoić oddechu. Powoli rozluźniłam palce, które wciąż tkwiły na koszulce Malfoya i spojrzałam na niego niepewnym wzrokiem. Seksownie zagryzał dolną wargę, wpatrując się we mnie ze spokojem – nawet nie chciałam wiedzieć, co sobie teraz wyobrażał. Przejechałam dłońmi po klatce piersiowej chłopaka, wygładzając materiał jego koszulki. Dobrze czułam przy tym zarys ukrytych pod nią mięśni. Ale nie było to jedną rzeczą, którą zauważyłam, bo zdałam sobie sprawę, że ciało Malfoya nieznacznie napięło się pod wpływem mojego dotyku.

Uśmiechnęłam się do siebie, zadowolona, że tak na niego działałam.

— Po to chciałeś się spotkać? — zapytałam w końcu, nieudolnie próbując zachować spokój. Serce wciąż biło mi jak nienormalne.

— Też — odparł, ponownie przyciągając mnie bliżej siebie. Kiedy nasze ciała znów się zetknęły, a oddechy zmieszały, zauważyłam, że pociemniał mu wzrok. Przełknęłam ślinę i nabrałam ochoty, by kolejny raz go pocałować. Właściwie to pragnęłam całować go zawsze, kiedy miałam na to ochotę. Zaczęłam przybliżać twarz w jego stronę, ale chłopak najwyraźniej tego nie zauważył.

— Ale chciałem ci powiedzieć, że jutro postaram się zlikwidować Winsleta — powiedział, patrząc na mnie poważnie. Wzdrygnęłam się na dźwięk tych słów i otworzyłam szerzej oczy.

— Chyba go nie... — urwałam, ale chłopak mi przerwał:

— Nie, nie zabiję go — odparł, zabierając, ku własnemu niezadowoleniu, dłoń z mojej talii. Przez chwilę patrzyłam na niego w ciszy i próbowałam skupić się na bieżących problemach, zamiast na wspominaniu jego pocałunków.

— Zamierzam jutro wysłać do Ministerstwa list z anonimowym zgłoszeniem ucieczki Bellatrix z Azkabanu — powiedziałam poważnie, choć tak naprawdę wpadłam na to w tym samym momencie.

Draco kiwnął głową na znak, że się ze mną zgadza. Miałam nadzieję na jakiś komentarz z jego strony, ale niestety nic takiego nie nastąpiło.

— W tym pomieszczeniu była Szafa Zniknięć — dodał po chwili Malfoy, wpatrując się we mnie ze skupieniem. — Ta sama, której używałem w Pokoju Życzeń dwa lata temu, żeby wprowadzić Śmierciożerców do szkoły.  

— W takim razie ciekawe, gdzie jest druga szafa.

— Tego też próbuję się dowiedzieć.

O Szafie Zniknięć pomyślałam już wcześniej, bo była jedynym sensownym wytłumaczeniem, jak między innymi Lucjusz Malfoy pojawił się w Hogwarcie niezauważenie.

Ciężko było nam o tym rozmawiać. Oboje nie czuliśmy się dobrze w nietypowym położeniu.

— Po co byłeś u McGonagall? — zapytałam nagle, przypominając sobie sytuację sprzed pół godziny.

Westchnął w odpowiedzi.

— Właśnie w tej sprawie. Nie, niczego jej nie mówiłem. Daj mi po prostu trochę czasu, okej? — spytał, po czym troskliwym gestem pogładził mój policzek, co było do niego zupełnie niepodobne. Niestety mojej głowy nie opuszczała myśl, że chłopak nie mówił mi wszystkiego. Miałam nadzieję, że była to kwestia braku zaufania, które dopiero wypracujemy dla siebie nawzajem, a nie ukrywanie niewygodnych faktów.

Stwierdziłam jednak, że nie będę prowokować go do kłótni, więc uśmiechnęłam się jedynie delikatnie i skinęłam twierdząco głową.

— Okej.


_______________________

Chciałam bardzo bardzo bardzo podziękować @xKiyomi_ i @Aria_Kin za pomoc i korektę rozdziału. I przy okazji zapraszam do nich, obie piszą cudowne książki 🧡

Poznałam je, jak i wiele innych cudownych osób, na Wattpadowej Grupie Wsparcia, czyli naszym discordowym serwerze, na który was serdecznie zapraszam! Link podeślę chętnym w wiadomości prywatnej.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro