Rozdział 30

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Obudził mnie odgłos szurającego po podłodze krzesła. Mruknęłam coś pod nosem i przeciągnęłam się na mięciutkim łóżku. Czułam się wypoczęta jak nigdy. Nie pamiętam, kiedy ostatnio przespałam całą noc. Właśnie wtedy zaczęły docierać do mnie mgliste wspomnienia wczorajszego wieczoru, które momentalnie przyprawiły mnie o szybsze bicie serca. Kochałam się z Draco Malfoyem.

Zażenowana, ale jednocześnie szczęśliwa, po omacku przesunęłam dłonią wzdłuż materaca - nie natknęłam się jednak na Draco, dlatego niepewnie uchyliłam powieki. Nie było go obok. Podniosłam się na łokciach i spojrzałam przed siebie. Stał z dziurawym płaszczem w ręce, zamarły w półkroku. Wyglądał jakby tkwił tak już jakiś czas.

— Co robisz?

Nagle oprzytomniałam i zdałam sobie sprawę z tego, że zbierał się do wyjścia.

— Szlag — bąknął tylko pod nosem i podszedł do biurka. Zgniótł jakąś kartkę w dłoni i wrzucił ją z impetem do kosza na śmieci.

Przełknęłam ślinę, a radość od razu wyparowała z mojej twarzy

— Draco? — zagaiłam i zsunęłam się z łóżka, ciągnąc za sobą kołdrę.

Przez chwilę tkwił tyłem do mnie, aż w końcu odwrócił się i spojrzał mi w oczy ze smutkiem. Musiałam wyglądać bezbronnie, stojąc boso na podłodze, z potarganymi włosami i wczorajszym makijażem. Na pewno nie tak wyobrażałam sobie poranek po swoim pierwszym razie, ale już na pewno nie spodziewałam się podobnego obrotu spraw. Czekałam na jego reakcję w obawie, że od początku miał tylko jeden cel. Wykorzystać mnie i zostawić.

A wszystko to, co mówił wczoraj, nie miało nic wspólnego z prawdą.

Draco w końcu zbliżył się jednak i ujął moją twarz w dłonie. Jego ruchy były delikatne, a szept ledwie słyszalny, jakby wciąż się wahał, czy rzeczywiście chce wypowiedzieć te słowa na głos.

— Przepraszam, Hermiona, ale muszę iść.

Zwalczyłam w sobie chęć rozpłakania się, jak dziecko.

— Pójdę z tobą — odparłam bez przekonania, bo niczego nie rozumiałam.

Draco patrzył na mnie chwilę w ciszy, zaciskając usta w cienką linię. Sprawiał wrażenie zagubionego, jakby nie miał pojęcia, co mi powiedzieć i jak wybrnąć z niewygodnej sytuacji.

— Wiem, jak to wygląda. Cholera. — Puścił mnie i zrobił krok do tyłu, a we włosy wplótł palce. — Myślałem, że jak się obudzisz, to już wyjdę i...

— Słucham?!

Chciał mnie tak po prostu... zostawić i wyjść?

— Parę godzin temu mnie rozdziewiczyłeś, a teraz wychodzisz?! — rzuciłam z niedowierzaniem.

Byłam oburzona. Wściekła. Zrozpaczona.

Co za dupek.

— Ja nie... o Boże. — Westchnął i pociągnął mnie w stronę łóżka. — Cieszę się, że mi wczoraj zaufałaś. Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę. Jesteś piękna, mądra, opiekuńcza, trochę wkurzająca... — Spojrzałam na niego z ukosa, na co się uśmiechnął. — Ale muszę iść. Wiem, że ciągle tylko wszystko psuję, ale mama wysłała mi Patronusa. Coś się stało w Malfoy Manor i muszę tam iść.

Przełknęłam ślinę. Nie mogłam mu zabronić, a tym bardziej nie mogłam kazać wybierać, bo byłoby to nie w porządku. Z drugiej strony miałam świadomość wiążącej nas obietnicy i ryzyka, jakiego chciał się podjąć.

— A co z Wieczystą Przysięgą? — zapytałam. — Jeśli każą ci do nich dołączyć, umrzesz.

Sama nie wierzyłam, że powiedziałam to z takim spokojem. Zupełnie jakbym nie dopuszczała do siebie myśli, że to mogło dziać się naprawdę, a moje słowa miały całkiem realną szansę, by się spełnić.

W odpowiedzi posłał mi tylko słaby uśmiech, a ja wyrwałam dłoń z jego uścisku i pokręciłam przecząco głową.

— Nie. Nie możesz iść, nie zgadzam się.

Westchnął i spuścił na moment wzrok.

— Muszę. Wolę umrzeć, niż narazić na niebezpieczeństwo swoją rodzinę, świat magiczny, a przede wszystkim ciebie.

Poczułam pieczenie pod powiekami, a mój oddech przyspieszył, gdy tylko jego usta dotknęły mojej skóry. Tak bardzo chciałam go zatrzymać.

— Nie żegnaj się ze mną — powiedziałam słabym głosem, a Draco przyciągnął mnie do siebie i zamknął w uścisku. Niemal natychmiast poczułam zapach jego perfum, który zawsze przynosił mi ukojenie. W jego ramionach czułam się bezgranicznie bezpieczna i nie chciałam, by to się kiedykolwiek zmieniło.

Nawet nie wiedziałam, kiedy stał się całym moim światem.

— Dobrze.

Tkwiliśmy tak chwilę w ciszy, podczas której z moich oczu wypłynęły niechciane łzy. Niemal automatycznie pociągnęłam nosem, a Malfoy odsunął mnie na odległość swoich wyciągniętych ramion. Byłam zmęczona brakiem stabilizacji i tym, że wszystko potrafiło zmienić się w ciągu jednego dnia.

Tak jakby cały świat robił sobie ze mnie żarty.

— Hej, nie płacz. — Draco otarł moje mokre policzki kciukiem i spojrzał mi w oczy. — Posłuchaj. Na biurku jest Eliksir Niewidzialności, który zwinąłem Longbottomowi. Weź go, nie wiadomo kiedy ci się przyda. Przeteleportujesz się do Weasleyów. Oni ci pomogą. Idź prosto do nich, okej?

Pokiwałam tylko głową, choć wcale nie zamierzałam tego robić.

— Obiecaj mi, że nie złamiesz Przysięgi — szepnęłam dokładnie w tej samej chwili, w której Draco wstał.

— Hermiona... Tego nie mogę ci obiecać.


Zaczął cofać się w stronę drzwi, ale wzrok cały czas utkwiony miał w mojej twarzy. Czułam się beznadziejnie, byłam zupełnie bezsilna, a na domiar złego... wiedziałam, że nie mogę go zatrzymać.

— To pewnie pułapka.

Postanowiłam złapać się jednak ostatniej deski ratunku, która mi została - a kiedy Draco niespodziewanie skinął, poczułam cień nieśmiałej nadziei. Że być może...?

— Pewnie tak. Ale nie wybaczę sobie, jeśli tego nie sprawdzę.

Przez chwilę tak stał, jakby chciał powiedzieć coś jeszcze. Jakby chciał jednak zostać.

Dlaczego życie nie mogło być prostsze? W normalnym świecie wstałabym pierwsza i przez kilka minut obserwowała pogrążoną we śnie twarz Draco. Zaraz potem, wybudziwszy się, otoczyłby mnie ramieniem i posłał ten uroczy uśmiech, który od zawsze nadaje mu wygląd figlarnego chłopca. Poszlibyśmy razem najpierw pod prysznic, a później na śniadanie do hotelowej restauracji, śmiejąc się i całując w windzie do czasu, gdy na którymś z pięter nie dołączyliby do nas przypadkowi ludzie. Tuż potem, ufnie w siebie wtuleni, opuścilibyśmy budynek i jak gdyby nigdy nic wrócili do mojego domu, by pomóc tacie udekorować choinkę. Na końcu na pewno pokazałabym Draco swój pokój, zamknęła za nami drzwi, a potem pocałowała go ponownie, jakbyśmy nie widzieli się długie dni.

A tymczasem, w gorzkiej rzeczywistości, drzwi zamknęły się cicho za Malfoyem i zostałam sama pośrodku pustego, hotelowego pokoju. Zamrugałam, chcąc odpędzić łzy, które zasłaniały mi widok, po czym ruszyłam w stronę łazienki. Nie mogłam się zamartwiać, musiałam zacząć działać, i to szybko.

Błyskawicznie doprowadziłam się do porządku, pozbierałam swoje rzeczy i wrzuciłam fiolkę z eliksirem do torebki. Sięgnęłam jeszcze do kosza, w którym leżała zwinięta kartka papieru. Tak jak myślałam, był to list od Draco. Krótki i treściwy. Pisał w nim właściwie to samo, co mi powiedział, ale liczyłam, że może chociaż tam będzie wyznanie, na które czekałam.

Nie napisał, że mnie kocha.

Westchnęłam i cisnęłam kartką z powrotem do kosza. Związałam włosy w kucyka, posłałam sobie ostatnie, pełne determinacji spojrzenie w lustrze i wyszłam z pokoju. Nie zamierzałam oczywiście iść do Nory. Musiałam dostać się z powrotem do Hogwartu i jakoś pomóc Draco. Niezależnie od tego, czy mnie kochał, czy nie.

🧡

Otaczała mnie wszechobecna cisza. Szłam pewnie, a dźwięk każdego kroku odbijał się echem po pustych ścianach korytarza. Czułam się dziwnie ze świadomością, że jestem w zamku sama, ale o dziwo - nie byłam przestraszona. Miałam już po dziurki w nosie Śmierciożerców, więc nawet nie obawiałam się, że spotkam Bellatrix. Właściwie byłam prawie pewna, że gdybym ją zobaczyła, na pewno stanęłabym do walki. Powinna zapłacić za wszystko, co zrobiła. I nie miałam tu bynajmniej na myśli wyłącznie siebie, ale również Draco, który cierpiał przez nią równie mocno. Jak mogła rzucić na niego zaklęcie Cruciatus? Przecież byli rodziną. Nie mieściło mi się w głowie, jakim cudem była tak ślepo zapatrzona w Voldemorta.


Skręciłam za róg i zaklęciem otworzyłam zamknięte drzwi do biblioteki. Przemierzyłam ogromny pokój, mijając kolejne regały z książkami - dobrze wiedziałam którędy iść, bo przecież w ciągu ostatnich lat spędziłam tu naprawdę wiele czasu. Znałam więc na pamięć rozmieszczenie starych ksiąg, co okazało się naprawdę przydatne, bo byłam w stanie odnaleźć każdą informację z każdego przedmiotu w szkole w zaledwie kilka minut. Dziś przyszłam tu jednak po książkę, na którą natknęłam się zupełnie przypadkiem, gdy pamiętnego wieczora wyczekiwałam spotkania z Draco. Weszłam do Działu Ksiąg Zakazanych i dotarłam do miejsca, w którym całowałam się z Malfoyem. Stanęłam przed regałem i odwróciłam się na moment za siebie w nagłym przypływie paniki, że ktoś mógł mnie śledzić. Nikogo jednak tam nie było, więc odnalazłam właściwą księgę i ściągnęłam ją z regału. Uśmiechnęłam się na widok okładki "Sprytnych zastosowań magii" i odszukałam właściwy rozdział. Wertując kartki zauważyłam, że gdzieniegdzie widniały zapisane ładnym, pochyłym pismem notatki. Kiedy w końcu otworzyłam książkę na odpowiedniej stronie, zauważyłam, że była to część, poświęcona iluzji. Autor obszernie tłumaczył jej zastosowanie w świecie magicznym. Słowo "iluzja" zaznaczone było w kółko i ktoś z boku dopisał zdanie:

Illusio facit eam possibile facere ausurum falsa.

Widziałam go już wcześniej, zarówno w tej książce, jak i gdzieś indziej. Zaznaczyłam stronę palcem i zamknęłam książkę. Szybkim krokiem ruszyłam z powrotem do głównej części biblioteki, by odnaleźć słownik łaciński. Chwilę zajęło mi dokładne przetłumaczenie zdania, ale w końcu jej zastosowanie.

Iluzja tworzy niemożliwe możliwym.

Przygryzłam wargę, bo zdałam sobie sprawę z tego, że pokoju na siódmym piętrze wcale nie było. I właśnie dlatego nie potrzebowałam Mrocznego Znaku, żeby się tam dostać.

Z porcją nowej energii odłożyłam słownik, a książkę zabrałam ze sobą i szybkim krokiem wyszłam z biblioteki. Kiedy tylko wypadłam na korytarz, skierowałam się prosto na Wielkie Schody, a w mojej głowie zaczęło nawarstwiać się coraz więcej myśli. Wiedziałam, kto robił notatki w książce, bo poznałam już to pismo. Nie sądziłam jednak, że w szkole mogło znajdować coś jeszcze, w czym Tom Riddle maczał palce. Prawdopodobnie nikt nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, ile podobnych pomieszczeń kryło się jeszcze w całym Hogwarcie. W tym przypadku Voldemort najpewniej stworzył pokój, do którego w przyszłości mogli dostać się wyłącznie posiadacze Mrocznego Znaku; mimo to wokół drzwi i tak pojawiało się łacińskie przypomnienie, że to co widzą, wcale nie jest prawdziwe.

Magia w rzeczywistości wielokrotnie zdawała się pozbawiona jakiegokolwiek sensu. Nie można było przecież stworzyć jedzenia z niczego i wybudować domu bez materiałów. Można było za to wyczarować z niczego strumień wody lub ognisty płomień. Pokoju nie dało się stworzyć, ale można było sprawić, by ludzie zyskali pewność co do jego istnienia. Według książki dało się dowolnie manipulować ludzkim umysłem, co nie było przecież takie trudne, bo od wieków wiadomo, że człowiek wierzył w to, co widział. Jeśli się nie myliłam, to wcale nie potrzebowałam Mrocznego Znaku, by tam wejść. Myślałam, że był niezbędny, bo tym sposobem Winslet przedostawał się do środka.

Najwyraźniej się myliłam.

Zatrzymałam się przy znajomym piętrze i coś tchnęło mnie do tego, by wstąpić do swojego pokoju. W dormitorium było pusto - przemierzyłam więc salon i weszłam do sypialni z konkretnym zamiarem. Położyłam palce na klamce od szuflady komody i zawahałam się na moment, ale po chwili ją wysunęłam. Moim oczom ukazało się jedwabne zawiniątko, które delikatnie wzięłam do ręki. Nie wiedziałam skąd i w jaki sposób się tam pojawiło. Usiadłam z nim na łóżku, gdzie odłożyłam książkę, i powoli odsłoniłam materiał.

Zamarłam, a serce momentalnie podeszło mi do gardła, gdy uświadomiłam sobie, co trzymam w rękach.

Przełknęłam ślinę, bo zwyczajnie nie wiedziałam, co mam zrobić. W życiu nie pomyślałabym, że Malfoy ukryje Kamień Wskrzeszenia u mnie. Nie chciałam mieć na sobie takiej odpowiedzialności, ale z drugiej strony wiedziałam też, że pewnie nie miał wyjścia. Nie mógł przecież iść do jaskini lwa z Kamieniem w kieszeni, bo bez trudu by mu go odebrali. Nie potrafiłam sobie jednak przypomnieć, bym widziała go wcześniej w szufladzie. Jak długo tam był? Jakim cudem nie zauważyłam go wcześniej? Musiał ukryć go jeszcze przed tym, jak Bellatrix pojawiła się w jego pokoju. Gdyby tylko wiedziała, że kamień jest za ścianą...

Owinęłam z powrotem przedmiot; nie miałam zamiaru dotykać Kamienia w obawie przed katastrofalnymi skutkami. Tuż po tym machinalnie spojrzałam w okno, zdając sobie sprawę z tego, że byłam o włos od wywołania kolejnej wojny w magicznym świecie. Czułam się jednocześnie przestraszona i podekscytowana. Chciałam jak najszybciej zobaczyć Draco, by stanąć do walki razem z nim, chociaż jakaś część mnie liczyła, że nie będziemy do tego zmuszeni.

Wstałam i ruszyłam na siódme piętro, a ukryty w mojej kieszeni Kamień uświadamiał mi, że Malfoy musiał mi ufać jak nikomu innemu - w przeciwnym razie nie powierzyłby mi losów całego świata. Ta myśl, choć kompletnie irracjonalna, napędziła mnie do działania i wyparła z głowy wszystkie pesymistyczne myśli.

Ta historia musiała skończyć się dobrze.

W końcu dotarłam do miejsca, w którym były drzwi.

Zamknęłam na moment oczy i wzięłam głęboki, uspokajający oddech. Powtórzyłam szeptem cytat z książki i odczekałam kilka sekund, czując jak wypełnia mnie czarna magia. Nie było to przyjemne uczucie - miałam wrażenie, że moje tętno zwolniło i ktoś na moment zamknął mnie w klatce.

Czułam, jakbym była bliska śmierci.

Zrobiło się ciemno. Nie była to jednak ciemność dosłowna, bo miałam zamknięte oczy i nie widziałam, co dzieje się wokół - była to raczej ciemność, w którą z wolna wkraczała moja dusza. Trwało to może kilka sekund, a potem ustało, jak gdyby wszystko, czego doświadczyłam przed momentem, było iluzją. Powoli otworzyłam więc oczy i odetchnęłam z ulgą, widząc przed sobą zmaterializowane drzwi. Bez zastanowienia pchnęłam je i weszłam do środka. Wewnątrz nie było nikogo. Stanęłam więc pośrodku przed Szafą Zniknięć i starałam się obmyślić jakiś plan. Przeniosę się, i co dalej? Gdybym po drugiej stronie spotkała całą, gotową zabić mnie rodzinę Malfoyów - nie miałabym z nimi żadnych szans.

Przygryzłam wewnętrzną stronę policzka i wzięłam kilka głębszych wdechów, po czym wyciągnęłam z kieszeni fiolkę z Eliksirem Niewidzialności, który Neville dostał od Winsleta za najlepsze wykonanie zadania. Nauczyciel pewnie nie spodziewał się, że może tym zadziałać na własną niekorzyść, ale nie zamierzałam narzekać. Wyciągnęłam więc korek i wypiłam duszkiem zawartość. Pustą fiolkę zostawiłam w pokoju, a tymczasem wyciągnęłam różdżkę i chwyciłam ją mocno w dłoń.

Nie miałam pojęcia, czy to, co robiłam, miało jakikolwiek sens, czy właśnie wyruszyłam na samobójczą misję.

W owym momencie myślałam wyłącznie o tym, by nie zobaczyć martwego ciała Draco, leżącego na wypolerowanej posadzce w jego własnym domu. Tej samej posadzce, na której i ja leżałam dwa lata temu.

Drzwi zaskrzypiały ostrzegawczo, gdy je otworzyłam i weszłam do środka. Niemal natychmiast coś szarpnęło moim ciałem, a dookoła wszystko pogrążyło się w mroku. Szafa zaczęła się trząść, ale zanim zdążyłam zwymiotować, wręcz wypluła mnie z siebie. Popchnęła mnie kilka kroków do przodu, a ja automatycznie zerwałam się na równe nogi i rozejrzałam wokół, trzymając różdżkę w gotowości.. Na szczęście nie zastałam nikogo w holu, ale i tak zamarłam na moment, gdy do mojej głowy dotarły wspomnienia ostatnich odwiedzin w Malfoy Manor. Było tu tak samo mrocznie jak wtedy. Idealnie czysto i pięknie, z surowym wnętrzem i surowymi właścicielami. Panował tu taki sam chłód jak w ich sercach.

Przełknęłam ślinę i zamknęłam drzwi Szafy w tym samym momencie, w którym usłyszałam czyjś głos. Odwróciłam się, by zobaczyć, jak Narcyza Malfoy wynurzyła się zza rogu wraz ze swoim synem. Serce ścisnęło mi się na jego widok i miałam ochotę zwrócić na siebie uwagę, ale najciszej jak potrafiłam, wycofałam się w stronę okna. Narcyza nie wyglądała na ranną, więc Patronus faktycznie był zasadzką.

Albo Draco po prostu mnie okłamał.

Zamiast o tym myśleć, postanowiłam jednak cieszyć się, że nic mu nie było.

Miałam nadzieję, że Eliksir Niewidzialności nie przestanie działać za szybko i zdążę się stąd ulotnić. Niestety nie miałam pojęcia, ile czasu mi zostało, ani co tak naprawdę chciałam zrobić. Ukryłam się więc przy dużym oknie i uznałam, że będzie to najbezpieczniejsze miejsce - w ostateczności wybiję szybę i ucieknę. W milczeniu obserwowałam rodzinę Malfoyów, która rozmawiała ze sobą przyciszonymi głosami, do czasu aż stanęli sztywno w miejscu. Przeniosłam wzrok tam, gdzie oni i dostrzegłam Bellatrix, która wyszła zza rogu razem z Lucjuszem. Wzdrygnęłam się na widok jej przekrzywionej głowy i upiornego uśmiechu. Stanęli naprzeciwko siebie i przez chwilę mierzyli się wzrokiem. Draco sprawiał wrażenie wyluzowanego, choć wiedziałam, że w głębi duszy miał ochotę rzucić w ciotkę nieprzyjemnym zaklęciem.

— Nareszcie! — odezwał się zadowolony Lucjusz i rozpostarł ramiona, po czym ruszył w stronę syna. Jego uśmiech był sztuczny, a oczy podkrążone, jakby od wielu tygodni się nie wysypiał. Nie wiem, dlaczego, bo było to skrajnie szalone i ryzykowne, ale opuściłam swoją bezpieczną kryjówkę i bezszelestnie dotarłam do Draco. Chciałam w jakiś sposób dodać mu otuchy, choć wiedziałam, że nie miał pojęcia o mojej obecności.

— Czyżbyś wreszcie zmądrzał i dołączył do właściwej drużyny? — zapytała Bellatrix, sugestywnie obracając różdżkę między palcami.

Bałam się jego odpowiedzi, bo wiedziałam, jakie mogła nieść za sobą konsekwencje. Bałam się, gdy ojciec zamknął go w sztywnym uścisku i poklepał parę razy po plecach, a Draco na to nie zareagował. Stałam obok i przyglądałam się temu smutnemu obrazkowi, gdzie rodzina, tak bliska, jednocześnie okazywała się być sobie tak daleka.

Narcyza stała obok z zakłopotanym wyrazem twarzy i położyła dłoń na ramieniu Draco, a ja miałam ochotę zrobić to samo. Chłopak oderwał się od ojca i wówczas na sekundę, na milisekundę spojrzał na mnie. Było to kompletnie niespodziewane i tak szybkie, że w całkiem innej sytuacji prawdopodobnie nawet bym tego nie spostrzegła, jednak teraz - nie miałam z tym problemu. Spanikowana przeniosłam wzrok na Bellatrix, ale ta wciąż nie zwracała na mnie uwagi, więc cicho odetchnęłam z ulgą.

W tym momencie usłyszałam jednak cichy głos Lucjusza

— Jestem po twojej stronie, synu.

Niemal czułam, jak Draco się wzdrygnął, chociaż równie dobrze mogłam być to ja, nawet nie zdając sobie z tego sprawy.. Spojrzałam na stojących przede mną Malfoyów z poczuciem niewypowiedzianego zdumienia, bo... nie mogłam przejść obojętnie nad tym, co właśnie usłyszałam.

"Jestem po twojej stronie?". O co tu, do cholery, chodziło?

Szczególnie że oboje ledwo dostrzegalnie kiwnęli do siebie głowami. Zaraz po tym Lucjusz stanął po drugiej stronie chłopaka, a on sam wyprostował się i prawie szczerze uśmiechnął się do Bellatrix.

Nie mogła zauważyć tego cichego porozumienia.

— Zawsze będę po stronie swojej rodziny. — Draco odważnie spojrzał w oczy ciotki, a ja automatycznie się spięłam. Serce biło mi, jak szalone, gdy modliłam się w duchu, by nic się mu nie stało.

Przez parę sekund panowała cisza, jakby wszyscy czekali na werdykt Wieczystej Przysięgi, mimo że tylko nasza dwójka o niej wiedziała. Draco wstrzymywał oddech, widziałam to. Patrzyłam na niego i biłam się z myślami, bo tak bardzo chciałam złapać go za rękę i dać mu do zrozumienia, że jestem obok.

Wiedziałam, że ryzykował - gdyby Lucjusz blefował, Draco już by nie żył... nic takiego na szczęście się jednak nie wydarzyło.

Stałam więc obok nieruchomo i przyglądałam się rodzinie Malfoyów. I choć Draco wychowany był w okrutny sposób, teraz widziałam wyraźnie, że oboje rodzice stanęliby za nim murem. Tak jak teraz stali ramię w ramię, naprzeciwko szalonej Śmierciożerczyni.

Przez cały czas Draco unikał swojego ojca przekonany, że ten chciał go zwerbować do armii Voldemorta. W rzeczywistości Lucjusz próbował tylko pomóc. Każde jego działanie miało na celu kupić młodemu Malfoyowi więcej czasu, tak by ten mógł obmyślić swój plan. Ojciec nie mógł zjawić się osobiście w Hogwarcie z powodu aresztu domowego. Nie mógł też na głos powiedzieć, że stoi po stronie syna, bo byłoby to zbyt duże ryzyko. I choć sprawiał wrażenie człowieka bez litości, teraz widziałam wyraźnie, że kochał swoją rodzinę.

Uśmiechnęłam się do nich, wiedząc, że i tak tego nie widzieli. W tym momencie Bellatrix donośnie klasnęła

— A gdzie Snape? — zapytał nagle Draco, nie dając Lestrange dojść do słowa.

Ta opuściła tylko powoli ręce i spojrzała po wszystkich zgromadzonych niepewnie.

— Snape? — powtórzyła.

— Tak, kurwa, Snape — rzucił dosadnie Draco. — Gdzie on jest? Wiem, że siedzieliście sobie razem w Hogwarcie, bawiąc się moim kosztem.

Bellatrix zamrugała gwałtownie, wpatrując się w siostrzeńca w osłupieniu. Jej usta jakby w zwolnionym tempie rozciągnęły się w uśmiechu, aż w końcu roześmiała się głośno. Dźwięk jej głosu niósł się echem po ogromnym pomieszczeniu, aż w końcu niespodziewanie umilkł. W oczach Bellatrix błysnął wówczas ten niebezpieczny blask, który już znałam, i który uświadomił mi, że żadne z nas nie było przygotowane na to, co zaraz wydobędzie się spomiędzy jej warg.

— Kochane dziecko... Snape nie żyje od ponad roku.

Wciągnęłam gwałtownie powietrze i zasłoniłam dłonią usta.

Jak to... nie żył?

W powietrzu zasiała się gęsta, wymowna cisza, którą przerwał dopiero Draco:

— Blefujesz.

— Czemu miałabym to robić?

— Ktoś by się zorientował. A ty musiałaś skądś brać jego włosy do eliksirów.

Bellatrix znowu się zaśmiała i pokręciła głową niemal z litością.

— A czy ktokolwiek był przy śmierci Snape'a, gdy zmasakrowała go Nagini? Nie było trudno zmanipulować ludzi tak, by uwierzyli w wygodną wersję zdarzeń. Genialny Severus Snape cudem przeżywa atak węża Czarnego Pana. Jakież to chwytliwe! Nikt się nie zorientował, bo nikt nie miał powodu do snucia domysłów. A Severus był nauczycielem przez wiele lat. Jego włosy pałętają się między zapasami eliksirów w całych lochach Hogwartu, dziecko.

Nie mogłam uwierzyć, że tego nie przewidzieliśmy. To co powiedziała było przecież logiczne, ale żadne z nas nawet nie poddało w wątpliwość życia Snape'a. Bo... niby po co?

Draco się nie odezwał. Wiedziałam, że myślał o tym samym, co ja.

— Wspaniale! — Bellatrix przerwała nagle zapadłą ciszę. — To od czego zaczynamy? Może od tego, że oddasz mi kamień.

Uśmiech w jednej sekundzie zniknął w twarzy Lestrange, gdy wyciągnęła dłoń w stronę siostrzeńca. Draco nawet nie drgnął, a ja miałam ochotę cofnąć się o parę kroków. Nie zrobiłam tego, zmuszając całą swoją gryfońską odwagę do pozostania w miejscu.

— Kamień jest ukryty — odpowiedział spokojnie, a ja poczułam nagły ciężar w kieszeni. — Zaprowadzę was do niego, ale najpierw powinniśmy zastanowić się, jak tam dotrzeć.

Zerknął w stronę okna, udając zadumę, choć tak naprawdę spojrzał prosto na mnie. Wzdrygnęłam się i od razu zrozumiałam, co miał na myśli.

Musiałam spadać. I to już.

Jak na zawołanie poczułam łaskotanie na skórze i uniosłam ręce na wysokość oczu. Zaczęły migotać, a moje serce przyspieszyło na myśl, że eliksir przestawał działać. Nie mogłam wrócić już tą samą drogą. Okno również było ryzykowną opcją. Posłałam Malfoyowi ostatnie spojrzenie i najciszej jak potrafiłam, przemknęłam za róg korytarza, zostawiając ich w salonie. Przemierzyłam korytarz z łomoczącym sercem i naciskałam przypadkowe klamki, próbując się wydostać. Odwróciłam się za siebie, ale nikt mnie nie śledził, więc zaczęłam biec. W końcu udało mi się wydostać na zewnątrz, więc bez chwili zastanowienia teleportowałam się z Malfoy Manor, posyłając imponującej, mrocznej willi ostatnie spojrzenie, zanim rozpłynęła się w powietrzu.

🧡

Padłam na ziemię i zwymiotowałam. To wszystko kosztowało mnie za dużo nerwów.

Kaszlnęłam parę razy i podniosłam wzrok na Norę. Z trudem dźwignęłam się z ziemi i ruszyłam w stronę drzwi. Kiedy wpadłam do domu, ucichły wszystkie rozmowy. Zapanowała dziwna cisza, którą przerywały tylko moje kroki. Wystarczyło, że zajrzałam do salonu z niepokojem, a zdałam sobie sprawę, że to, co widzę, nie mogło być prawdziwe.

Harry kiwnął mi głową i złapał Ginny za rękę. Gdy zerknęłam w bok, dostrzegłam Rona w towarzystwie Elaine, która jakimś cudem przyjechała z powrotem do Anglii. Trzymała dłoń na jego ramieniu, a on posyłał mi uśmiech, w którym widziałam dumę. Zamrugałam i łzy mimowolnie pojawiły się w moich oczach, gdy spojrzałam na stojącego obok Pansy Blaise'a; nigdy nawet bym nie przypuszczała, że nadejdzie dzień, w których spotkam ich wszystkich w domu Weasleyów Był też Neville, Luna, a nawet Dean i parę innych osób ze szkoły. Wszyscy wpatrywali się we mnie z wyczekiwaniem.

Wtedy zza moich pleców niespodziewanie wynurzyła się Molly i mocno objęła mnie ramionami. Przez moment poczułam namiastkę normalności, której zabrakło w wymownym, tak obcym mi milczeniu; i dopiero ciepłe spojrzenie bursztynowych oczu pani Weasley uświadomiło mi, że niechciane łzy płyną mi po policzkach.

Omiotłam wzrokiem wszystkich w pomieszczeniu.

— Nie rozumiem... — szepnęłam.

— Malfoy nam o wszystkim powiedział — odezwał się Harry i zrobił krok w moją stronę, a ja otworzyłam szerzej oczy, nie mogąc w to uwierzyć.

Harry współpracował z Draco? Od kiedy?

— Musimy cię zapoznać z planem. I to jak najszybciej. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro