Rozdział 8

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

PIĄTEK ~ Dzień 10

Louis dzwoni do Harry'ego rano, kiedy jedzie do pracy, głównie po to, by sprawdzić co u niego, ale też dlatego, gdyż ma propozycje. - Spałeś ostatniej nocy? - Pyta na początku.

- Właściwie to tak - mówi Harry, a Louis może usłysze jego uśmiech. - Drużyna wymusiła na mnie wyjście o 23,a przyjechałem dzisiaj o 8.

- To nie była tona snu H - wypomina Louis.

- To lepsze niż trzy godziny poprzedniej nocy.

- Nawet mi tego nie mówi - mówi Louis, kręcąc głową.

- Przestań się martwić - mówi Harry, kolejny uśmiech w jego głosie. - I powiedz mi dlaczego dzwonisz.

Louis bierze głęboki wdech. - Możesz odmówić, żadnej presji, ale mam bilety na dzisiejszy mecz Knicksów, gdybyś chciał ze mną pójść.

- Naprawdę? Za zrobienie na nowo ich logo na następny sezon?

Błogosławcie Harry'ego za to, że pamięta projekty Louisa i za zdanie sobie sprawy z tego, że nigdy sam z siebie nie kupiłby biletów. Louis uśmiecha się. - Jak widać byli zadowoleni z rezultatu. Siedzenia za kortem, jeśli to osłodzi ofertę.

Harry obniża swój głos jak sekret. - Wiesz, że nie jestem tak wielkim fanem koszykówki, prawda?

Louis śmieje się. - A myślisz, że ja jestem?

- Opowiadałem ci historię o tym jak ostatnio poszedłem na mecz Knicksów?

Louis próbuje sobie przypomnieć jakiekolwiek wyjście Harry'ego na mecz, ale bez rezultatów. - Nie sądzę.

- W zeszłym roku poznałem kolesia w barze, gdzie oglądaliśmy grę Packersów. Doszedł do wniosku, że skoro tak dobrze się znam na footballu to lubię także wszystkie inne sporty.

- Oczywiście - mówi Louis, kiwając głową, kiedy odwraca się na swoim krześle, by spojrzeć za okno. - Znam dokładnie ten typ.

- Zaprosił mnie na grę Kicksów na pierwszą randkę. Zgodziłem się, ponieważ był słodki i wydawał się zabawny, wszystko co najlepsze, ale nienawidzę koszykówki.

Louis uśmiecha się w oczekiwaniu. - O nie.

- Zgaduję, że powinienem poprawić, nienawidzę koszykówki, a jest tylko kilka rzeczy, które on kocha bardziej od niej.

- O Boże.

Harry śmieje się. - Zgaduję, że zadawałem zbyt wiele pytań, a potem powiedział, że nie byłem zbyt uważny podczas gry, ponieważ próbowałem rozmawiać. W pewnym momencie powiedział. 'Czy mógłbyś się po prostu na chwilę zamknąć?'

- Co do kurwy? - Louis rozgląda się, by być pewnym, że drzwi biura są zamknięte. - Co za dupek. Mam nadzieję, że kopnąłeś go w jaja.

- Wylałem swoje piwo na jego spodnie, a potem wyszedłem.

- Dobrze - mówi Louis. - Zasłużył na to. Dlaczego nigdy nic mi o tym nie powiedziałeś?

- Byłem zażenowany - mówi Harry, delikatnie się śmiejąc. - I przez długi czas nie byłem w stanie się z tego śmiać, a potem dzielenie się tym wydawało się być bez znaczenia.

- Ach, rozumiem - mówi Louis. - Chociaż na przyszłość wolałbym słyszeć wszystkie twoje żenujące historie, istotne czy też nie.

- Zanotowano - mówi Harry.

Przez chwilę Louis się zastanawia czego jeszcze nie wie o Harrym, jakie jeszcze rzeczy uważa za nieistotne. Zdanie sobie sprawy z tego, że nie wie o nim wszystkiego jest otrzeźwiające.

- A tak w ogóle - mówi Harry, kiedy cisza ze strony Louisa się przedłuża. - Z chęcią dzisiaj z tobą pójdę.

Louis uśmiecha się. - Możesz mówić ile chcesz. Obiecuję, że nie będę zły.

~*~

Louis spotyka Harry'ego w jego mieszkaniu przed grą i znajduje go przygotowywującego się, widać że dopiero co wrócił z kolejnego dnia pracy na instalacją w Hearst.

- Przepraszam - woła Harry z rogu swojego mieszkania, kiedy Louis siada na kanapie i wyjmuje swój telefon.

- Już to powiedziałeś - mówi Louis, przeglądając Instagram. - Jakieś dwanaście razy.

To było szczególnym nękaniem, kiedy Louis dostał się do mieszkania Harry'ego na dwie minuty przed nim samym. Po prostu stał w lobby, ale Harry zachowywał się, jakby spóźnił się trzy godziny, gdy przechodził przez frontowe drzwi. Tym razem nie było na nim żadnej farby, ale kiedy wsiadali do windy, Louis zdał sobie sprawę z tego, że Harry był pokryty brokatem. - Czarodziejski pył - powiedział Harry bez żadnego dalszego wyjaśniania.

Teraz słyszy dźwięk zamykanej szuflady i odgłos butów rzucanych na ziemię razem z kolejnymi przeprosinami. - Przepraszam. Za minutę będę.

- Jestem pewny, że wszyscy przeżyją, jeśli gra zacznie się bez nas - mówi Louis, kiedy Harry na jednej nodze wskakuje do salonu, zakładając w tym czasie buta. - Pomimo ogólnego postrzegania, nie gram w drużynie.

Harry przewraca oczami, kiedy zapina swojego buta. Przebrał się w jeansy i czarny t-shirt oraz granatową kurtkę. Wciąż ma resztki brokatu na twarzy, ale Louis nie planuje mu tego powiedzieć. - Kurwa, przepraszam, jeszcze portfel - mówi, kiedy się odwraca i biegnie do garderoby.

- Przestaniesz przepraszać? - Pyta Louis, wstając z kanapy.

- Nie - mówi Harry, nim wraca. - Czuję się źle.

- Ponieważ miałeś projekt, który zajął dłużej niż przewidywałeś?

Harry wślizguje swój portfel do tylnej kieszeni swoich jeansów. - Tak i sprawiłem, że prawie jesteśmy spóźnieni.

- Na grę, na której będziemy siedzieć i patrzeć - mówi powoli Louis. - Która będzie kontynuowana bez względu na naszą obecność.

- W porządku? - Harry zapina swoją kurtkę i wkłada telefon do kieszeni. - Co chcesz abym powiedział?

- Chcę żebyś się zrelaksował - mówi Louis, kiedy odwraca się, by zaprowadzić ich do frontowych drzwi. - Teraz mnie stresujesz.

Harry uśmiecha się, biorąc klucze z lady w kuchni. - Przepraszam - zatrzymuje się. - Czekaj, przepraszam za przepraszanie.

Louis śmieje się, czekając aż Harry zamknie drzwi. - Dlaczego tak przepraszasz?

- Nie wiem. Stresuje się tymi pomieszczeniami i wszystko wydaje się pędzić z prędkością światła, kiedy ja biegam i próbuję to złapać.

Louis zatrzymuje się w holu. - Jeśli wolałbyś nadgonić z pracą zamiast iść na głupi mecz koszykówki to nie byłbym zły.

- Nie - mówi Harry nim ten może kontynuować. - Chcę z tobą iść. To nasza randka.

Louis przewraca oczami. - Tak, ale innego wieczoru możemy zrobić coś wartego randki. Nie chcę być częścią twojego stresu, H.

Harry uśmiecha się. - Uwierzysz mi, jeśli powiem, że jest to jedyna rzecz, na którą przez cały dzień czekałem?

W żołądku Louisa pojawia się stado motylków na to wyznanie. - Pójście na Knicksów?

- Spotkanie się z tobą - mówi Harry, jakby to było oczywiste. - Więc tak, wciąż z chęcią pójdę na grę.

Louis nie może wydusić z siebie słowa, więc zamiast tego kiwa głową. Też na to czekał, tego nie mówi.

To znów prowadzi do kilku nocy wcześniej; to dobre dla nich, nie robota. Bardziej niż zazwyczaj, Louis znajduje coś uspokajającego w obecności Harry'ego. Nie może sprecyzować zmiany innej niż przeciwność. Wszystkie ograniczenia ich obecnego położenia jak zasady i terapia powinny ich zaprowadzić na róg niezręczności jak to było w pierwszy tygodniu. Teraz czuje, jakby znaleźli swoje tempo, łącząc to z ich własnymi terminami.

~*~

Kiedy docierają na arenę, ich droga do miejsc jest nieco ekskluzywna - eskortowani od wejścia i prowadzeni obok sekretnych sprzedawców pod areną. Chociaż docierają na miejsce przed pierwszym gwizdkiem, tak szybko jak gracze wyszli na środek, by zacząć grę, Harry patrzy na Louisa z uniesionymi brwiami. - Powinniśmy sprawdzić co mają tamci sprzedawcy? - Louis śmieje się w zgodzie, obydwoje szybko wstają ze swoich siedzeń do tunelu, którym przyszli.

Sprzedawcy w bocznym tunelu mają o wiele większy asortyment niż hotdogi i popcorn na głównej arenie. Obydwoje kończą z kraftowym piwem i kanapkami z kurczakiem w miodzie z smażonymi waflami pokrytymi bekonem i serem, zdecydowanie nie jest to normalna dieta żadnego z nich. Zamiast biec z powrotem na swoje miejsca raczej wykorzystują swój czas, siadając przy jednym stoliku blisko prywatnych loży, jedząc i rozmawiając, kiedy gra jest kontynuowana bez nich.

Prawie nieświadomie Louis utrzymuje rozmowę z dala od pracy. Częściowo, ponieważ jest piątkowa noc i jest to ostatnia rzecz o jakiej chce rozmawiać, ale głównie z tego powodu, gdyż Harry przyznał, że czuje się pod naciskiem pracy. Miał to na myśli, kiedy mówił, że nie chce być źródłem stresu Harry'ego.

Idą po kolejne piwo, nim wracają i śmieją się z tego, że są najgorszymi fanami koszykówki w historii. Na ich siedzeniach udaje im się rozmawiać przez resztę pierwszej połowy, unosząc swoje głosy nad dźwiękami tłumu. To perfekcyjne dla oglądających widzów a podczas przerwy występuje kobieta, która zmienia sukienki z prędkością światła, co sprawia, że są pod wrażeniem.

W pewnym momencie trzeciej kwarty, trener drużyny podchodzi do nich, by przedstawić się Louisowi i by podziękować mu za logo. - Jestem trochę na randce z gwiazdą - mówi Harry, kiedy znowu są sami albo tak sami jak mogą być, kiedy są otoczeni przez ludzi na stadionie.

- Dlaczego? - Louis bierze łyk swojego piwa. - Znasz go?

- Nie, ale jest trenerem drużyny NBA. To wydaje się być czymś wielkim.

- Bez wątpienia pozycja i tytuł zmarnowany na nas - mówi Louis, marszcząc nos.

- Hej, nie. - Harry trąca go ramieniem. - Jesteś tym, który zrobił na nowo jego logo, jesteś tym, którego chciał spotkać. Zrobiłeś cholernie dobrą robotę, a on to docenił wystarczająco, aby przyjść i cię znaleźć. Wątpię, że robi to dla wszystkich siedzących tutaj.

Louis szuka wzrokiem trenera i znajduje go siedzącego pod odległym koszem. Nie rozmawia z nikim innym, póki nie siada, a potem mówi coś po cichu do kobiety obok siebie, pewnie do swojej żony. Louis pozwala swojej dumie przez chwilę się puszyć - to nie coś co przychodzi łatwo w jego przemyśle.

Uśmiecha się do Harry'ego. - Tak, dobrze, to całkiem fajne. - Harry uśmiecha się do niego i moment wisi pomiędzy nimi, dopóki nie przeszkadza im gwizdek, ogłaszający ostatnią kwartę.

~*~

Knicksi wspaniale przegrywają, ale Louis kieruje się z powrotem do garażu, gdzie ustawiona jest linia taksówek, nic nie może na to poradzić, ale koszykówka to ciężka rzecz. Dobrze się bawił po prostu rozmawiając z Harrym, ludzie oglądali i jedli, pili nie tak świetne piwo. To wydawało się być prawdziwą randką, jakby nie myśleli o czymkolwiek innym jak o spędzeniu ze sobą czasu. W pewien sposób nie chciał żeby to się skończyło.

- Chcesz deser? - Pyta.

Harry zatrzymuje się i patrzy na niego. - Zawsze.

Louis uśmiecha się, a potem zaciska wargi, kiedy zabiera Harry'ego z dala od czekających taksówek. - Chodź w takim razie. Znam pewne miejsce.

Skończyli w piekarni Magnolia, po tym jak biegli wzdłuż trzech bloków z powodu deszczu, w pobliżu nie było żadnych przeciwdeszczowych płaszczy. - Przepraszam - mówi Louis, kiedy otwiera drzwi do piekarni i puszcza Harry'ego pierwszego. - Zdecydowanie się tego nie spodziewałem.

- Przepraszasz za deszcz? - Harry kręci ramionami, aby je wysuszyć, a potem przebiega dłonią po swoich mokrych włosach. - A to ja jestem tym, który za wiele przeprasza.

Louis śmieje się, wycierając swoje buty o wycieraczkę przy drzwiach, nim wchodzi dalej. Nie jest w najlepszej kondycji w swoim życiu, a bieg sprawił, że brakuje mu tchu. - Nie chciałem sprawić, byś musiał zasłużyć na deser - mówi, próbując wysuszyć swoje dłonie o jeansy, co nie działa, biorąc pod uwagę to, że jego jeansy także są mokre.

- Lubię oczekiwanie - mówi Harry i jest w tym coś niedorzecznie bliskiego droczeniu się. Louis unosi brwi, a Harry jedynie kaszle w dłoń i wskazuje głową na koniec kolejki, do której dołączają.

Kończą z dwoma babeczkmai i obydwoje siadają z dala od reszty tłumu. Magnolia jest typowym miejscem dla turystów, ale tłum wydaje się blaknąć w nocy, szczególnie w te deszczowe.

- Masz lukier na swoim nosie - komentuje Harry, kiedy Louis bierze pierwszy gryz.

- A ty na swoim podbródku - mówi łatwo Louis, wycierając swój nos tyłem dłoni.

- Cholera - szepcze Harry, kiedy wyciera go chusteczką. - Zazwyczaj nie jem, kiedy jestem na randkach. Jak do tej pory za każdym razem jak jemy mam jedzenie albo farbę na twarzy.

Louis śmieje się. - Dlaczego mówisz o innym dniu? To nie ma znaczenia, ponieważ i tak z tobą utknąłem na pięć tygodni?

- To miał być żart.

- Wiem, wiem - mówi Louis, nim Harry może się bronić. - Zawyczaj jest skrupulatny co do jedzenia, jeśli jestem na randce.

- Gdybyś był kimkolwiek innym, jadłbym teraz tą babęczkę nożem i widelcem. - Wzrusza ramionami, a potem bierze wielkiego gryza, rozsmarowując to na swoich wargach. Louis prawie się krztusi ze śmiechu.

- Myślisz, że to dobra rzecz? - Pyta Louis, kiedy Harry po raz drugi wyciera swoją twarz. - Czy zła?

- Nie wiem - mówi Harry. - Myślę, że przez te ostatnie półtora tygodnia zadawałem sobie wiele pytań i miałem wiele różnych odpowiedzi.

- Podzielisz się?

- Nie - mówi Harry, uśmiechając się. - Może wtedy, kiedy będę miał definitywną odpowiedź.

- Dobra - mówi Louis. - Będę czekał.

Harry przewraca oczami. - Jestem pewien.

Kiedy są gotowi do wyjścia, przeżywają deszczową noc, zakładając swoje kurtki. Zazwyczaj bez pytania przeszliby się dwadzieścia minut do domu, ale teraz dzieląc spojrzenie, obydwoje zgodzili się wziąć taksówkę. - Czekaj - mówi Louis, kiedy idzie w kierunku drzwi. - Wciąż zostało ci trochę babeczki po twoim małym pokazie.

- Gdzie? - Pyta Harry, ukazując swoje dołeczki.

Louis nie waha się, kiedy wyciąga rękę i pociera swoim kciukiem róg warg Harry'ego, by zabrać biały lukier. Zostawia swoją dłoń tam chwilę dłużej niż to konieczne i spotyka wzrok bruneta. Są wystarczająco blisko, że może zobaczyć załamanie w tęczówce Harry'ego i zdaje sobie sprawę z tego, że nigdy tego w ten sposób nie widział. Mruga powoli i zastanawia się czy nigdy tego nie zauważył czy nie zwracał na to uwagi. Harry z swojej strony stoi perfekcyjnie prosto, czekając. Louis przeczyszcza swoje gardło i puszcza w tym samym momencie swoją rękę, biorąc krok do tyłu. - Gotowy?

Harry uśmiecha się delikatnie i kiwa głową, kierując się na zewnątrz i trzymając przed Louisem drzwi. Po raz pierwszy Louis prawie chce pocałować Harry'ego i nie wie co z tym zrobić. Jeśli to byłby ktokolwiek inny, nawet by się nie zatrzymywał. Ale to Harry. Pocałunek mógłby zmienić wszystko.

Patrzy zza ukrycia na markizę, kiedy Harry próbuje złapać taksówkę, deszcza pada a lampy rzucają światło na wszystko wokół. Po kilku minutach taksówka skręca na krawężnik i wjeżdża w kałużę, całkowicie mocząc Harry'ego. Kiedy Louis by przeklął i wie, że wielu mężczyzn, których zna byłoby złych, Harry odwraca się do niego i wybucha śmiechem.

- To wygląda jakbym się zsikał - mówi, uśmiechając się, a wtedy Louis śmieje się razem z nim, nie mogąc się powstrzymać.

- Nie ruszaj się, zrobię zdjęcie - mówi Louis, wyciągając swój telefon.

Obydwoje są idiotami stojącymi w deszczu z czekającą ciepłą taksówką, kiedy Louis robi zdjęcie, a Harry robi twarz zaskoczenia, chociaż obydwoje się śmieją.

Pocałunek z Harrym, Louis znowu o tym myśli, mógłby zmienić wszystko. I może po raz pierwszy, jest skłonny się temu poddać.

~*~

Nie jest tak, póki nie jest w domu kilka godzin później i zdaje sobie sprawę z tego, że ma nieprzeczytaną wiadomość od Zayna. Musi zmrużyć oczy, by zobaczyć zdjęcie w wiadomości i prawie odpowiada ' Co to do kurwy jest?', nim widzi to wyraźnie.

Obraz przedstawia telewizor Zayna z Louisem i Harrym na ekranie. To zdjęcie tłumu z gry Knicksów w telewizyjnych wiadomościach, nawet żaden z nich nie patrzy w kamerę. Louis nie ma pojęcia, kiedy ta w ogóle była na nich skierowana, mógł się jedynie skupić na jego twarzy, na tym dziwnym delikatnym uśmiechu i zmarszczkach przy oczach, kiedy patrzy na Harry'ego. W jego żołądku jeździ jak w rollercoasterze.

'Wyjaśnisz?' dodał Zayn pod zdjęciem.

Louis wpatruje się w sufit swojego apartamentu jedynie przez chwilę, nim odpowiada. 'Nie wiedziałem, że lubisz Knicksów'. To najbardziej wymijająca odpowiedź jakiej kiedykolwiek udzielił.

~*~

SOBOTA ~ Dzień 11

- Widać, że coś podejrzewa.

Harry uśmiecha się, kiedy bierze kawę od baristy i przesuwa się na bok, aby Louis mógł wziąć swoją. - Myślę, że tylko był zdziwiony tym, że widzi nas w telewizji.

Louis przewraca oczami. - To dlaczego nie wysłał tego w grupowej wiadomości? Dlaczego to brzmi jak oskarżenie skierowane do mnie? - Bierze swoją kawę, kiwając głową i dziękując oraz idzie za Harrym do frontowych drzwi. - Dlaczego nie napisał do ciebie?

- Pewnie jest zazdrosny, że miałeś miejsce z przodu i go nie zaprosiłeś - mówi Harry przez swoje ramię, wirując pomiędzy tłumem ludzi, którzy również przyszli po kawę w sobotni poranek.

- Tak, cóż, jesteś moim chłopakiem, a on nie. - Louis mówi to wystarczająco głośno, aby inni się odwrócili.

- Chłopakiem? - Harry uśmiecha się, kiedy odwraca twarz do Louisa, będąc już blisko drzwi. - Myślałem, że się spotykamy.

Louis przewraca oczami. - Wiesz co mam na myśli. Wracając do głównego tematu, on coś podejrzewa. Wie, że nie lubisz koszykówki, więc dlaczego cię zabrałem?

Harry zwęża oczy. - Powinienem się obrazić czy coś?

Louis bierze powolny łyk swojej kawy i wzrusza ramionami. - Co robimy?

- Powinniśmy powiedzieć jemu i Niallowi - mówi Harry, trzymając drzwi przed Louisem, kiedy wychodzą. Deszcz z wczorajszej nocy zelżał, chociaż szare chmury wciąż wiszą nad miastem. -Robimy jutro obiad u Nialla*. To świetny czas, by to zrobić.

Louis muga. - Nie wiem czy to dobry pomysł.

Harry nawet się nie wzdryga. - Dlaczego?

- Myślę, że sporo sami ryzykujemy bez mieszania ich w to. - To trochę posępne, ale jest prawdą. Eksperyment powinien być pomiędzy ich dwójką, a nie przed całym światem.

- Więc jaki jest nasz plan? - Pyta Harry, kiedy idą w kierunku metra.

- Puścić to, póki nie będzie to absolutnie konieczne - mówi Louis. To nie jest najlepszy plan, ale to coś co utrzymuje go bezpiecznym chwilę dłużej.

- W porządku - mówi Harry. - To sprawi, że jutrzejszy obiad będzie ciekawy.

Louis śmieje się lekko. - Jeśli będziemy szczęściarzami, to żaden z nich tego nie wspomni.

- Jasne - mówi Harry, ociekając sarkazmem. - A co zamierzasz ze sobą wziąć?

Loui właściwie o tym nie myślał. To nie tak, że się tego bał, ale skłamałby gdyby powiedział, że tego wyczekiwał. Zayn i Niall byli gospodarzami obiadu co kilka miesięcy i chociaż Harry i Louis zawsze są zaproszeni, tak samo jak współpracownicy i sąsiedzi. Louis lubi być towarzyski lub przynajmniej tak myśli, ale jest różnica między byciem razem z bliskimi przyjaciółmi a pogawędką z nieznajomymi.

- Nie myślałeś o tym, prawda? - Pyta Harry, czytając jego myśli, jakby wiedział jak to robić.

Louis uśmiecha się winny. - Nie, nie myślałem. Dlaczego? Masz coś?

- Przynoszę sałatkę owocową - mówi Harry. - To najłatwiejsza rzecz jaką można zrobić.

Louis jęczy. - To taki dobry pomysł.

Harry uśmiecha się. - Mogę ci wysłać przepis na jogurtowy dip, jeśli chcesz? Można go dodać do owoców.

- Naprawdę? Będę wisiał ci przysługę.

- Za przepis na jogurtowy dip? - Harry unosi brwi. - Ciężko.

- Naprawdę bym to docenił - mówi Louis.

- Dobrze. Wyślę ci go, kiedy dotrę do biura. Tak w ogóle to nie mogę uwierzyć, że idziemy teraz do pracy.

- W sobotę - zgadza się Louis.

Harry uśmiecha się. - Jakby to nie było tym co zazwyczaj robimy w soboty. - Louis marszczy nos. To prawda: dla nich tydzień pracujący zawsze ma sześć dni, czasami nawet siedem, jeśli jest taka potrzeba. - Musimy sobie zrobić kiedyś dzień wolny - mówi Harry. Pije swoją kawę i patrzy na Louisa. - Będziemy oglądali Netflixa w piżamach i nie wstaniemy z kanapy.

- Oprócz otworzenia drzwi, kiedy przyjedzie dostawa z jedzeniem.

- Tak - mówi podekscytowany Harry, jego oczy jaśnieją.

- Jednak nie dzisiaj - dodaje Louis z westchnieniem, kiedy schodzą po schodach na stację metra. - Mam stos projektów do skrytykowania większy niż długość tego kubka - unosi swoją kawę, a potem bierze kolejny łyk.

- Wciąż mam tyle pomieszczeń do udekorowania, by wypełnić co najmniej dom - mówi Harry.

- Jasna strona jest taka, że możesz być certyfikowanym projektantem wnętrz nim skończysz.

- Zaprojektujesz mi taki certyfikat? - Harry uśmiecha się. - Powieszę go sobie w biurze.

Louis śmieje się. - Dodam to do mojej listy projektów.

Muszą się rozdzielić, aby złapać swoje pociągi, kiedy obok nich znajduje się tłum ludzi. - Bierzemy jutro razem taksówkę? - Pyta Louis, kiedy zaczyna się cofać przez grupę turystów z jasnozielonymi smyczami.

- Tak - mówi Harry, kiedy kobieta z chodzikiem dotyka go, by zaczął dalej iść. Patrzy na nią i uśmiecha się co wydaje się ją momentalnie zaspokoić. - Wyślę ci niedługo ten przepis.

- Okej, dzięki - woła Louis, nim znika na klatce schodowej, gdzie otacza go grupa gimnazjalistów.

* w oryg. "potluck" czyli parę osób spotyka się u kogoś i każdy przynosi coś od siebie do jedzenia

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro