8.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rankiem obudził mnie ból głowy i chęć wyrzucenia z siebie wszystkiego co przyjąłem zeszłego wieczoru. Pokierowałem się do łazienki i wyrzuciłem z siebie wszystko, umyłem się i leżałem w łóżku pijąc herbatę.

Miałem kaca, niestety nie znam umiaru w piciu, a już szczególnie gdy mam doła. Cały czas mnie mdliło, a najcichszy dźwięk przyprawiał mnie o irytację, a głowa pękała. Nagle zadzwonił mój telefon. Złapałem się za głowę i szybko odebrałem aby ten dzwonek jak najmniej dzwonił.

- Halo - odebrałem.

- Thomas, może wpadniesz do nas dzisiaj na obiad - usłyszałem w  słuchawce głos mamy.

- Boże, mamo - powiedziałem cicho ochrypniętym głosem nadal trzymając się lewa ręką za obolałą głowę.

- Źle się czujesz? - zapytała.

- Źle - powiedziałem krótko, a w myślach modliłem się by ta rozmowa się zaraz skończyła. Nie wyobrażałem sobie jakbym miał dzisiaj gdziekolwiek się ruszyć.

- Chory jesteś? Przyjechać do ciebie? - zaczęła pytać, a ja pożałowałem, że powiedziałem o moim samopoczuciu.

- Nie o to chodzi. Po prostu się nie wyspałem, i muszę już kończyć. I nie, nie wpadnę na obiad - powiedziałem na jednym wydechu i się rozłączyłem.

Wyciszyłem od razu telefon i rzuciłem go na szafkę obok. Zastanawiam się, na co potem zeszła moja rozmowa z Ki Hongiem, bo nie pamiętam, zresztą mam nadzieję że on też nie pamięta bo jak jestem pijany to serio czasami gadam głupoty. Po tym jak z nim wczoraj pogadałem, zrobiło mi się lepiej aczkolwiek on i tak nie zrozumie mnie w stu procentach.

Kilka dni po naszym pijackim spotkaniu postanowiłem wpaść do niego do warsztatu. 

- Cześć - powiedziałem i wszedłem jak do siebie.

- A cześć - powiedział i wyjrzał zza samochodu, który właśnie naprawiał.

- Jest już dwudziesta, i nadal tu coś robisz? - spytałem i usiadłem na stoliku.

- Roboty od cholery, a ręce mam tylko dwie - powiedział i wrócił do czynności - A co cię do mnie sprowadza? Bo chyba nie wódka - powiedział i się zaśmiał pod nosem. Na samo wspomnienie naszego ostatniego posiedzenia alkoholowego zrobiło mi się nieprzyjemnie, miałem dosyć wódki na jakiś dłuższy czas.

- Wódka nie. Po prostu przyszedłem cię odwiedzić. Nudzi mi się, nie mam co robić i męczą mnie już te wakacje i do tego - nie skończyłem mówić, bo nagle drzwi od warsztatu się otworzyły i stanęła w nich dziewczyna, o krótkich brązowych włosach, ładnej figurze. Ubrana w sukienkę w kwiatki i wysokie buty. Brenda, przyszywana siostra Ki Honga.

- Tej tu jeszcze brakowało - burknął azjata wyglądając zza samochodu.

- Mówiłeś coś braciszku? - zapytała piskliwym głosem.

- Nie kurwa. Po co tu przylazłaś? - burknął nadal coś naprawiając w samochodzie.

- Kolację ci przyniosłam, bo mnie mama wysłała, bo długo nie wracasz. A ten pedał co tu robi? - spytała z bezczelnym uśmieszkiem.

- Odpieprz się ode mnie - powiedziałem.

- Z wielką chęcią, nie chce nawet na ciebie patrzeć bo... - dziewczyna zaczęła krzyczeć, ale Ki Hong jej przerwał.

- Brenda do kurwy nędzy wynoś się stąd! - ryknął chłopak, a brunetka obróciła się i trzasnęła z całej siły drzwiami.

- Jak ja jej kurwa nienawidzę - fuknął skośnooki. - Przepraszam cię za nią.

- Luz, nie ma sprawy - odpowiedziałem przyzwyczajony do wyzwiska z jej strony.

Nienawidzę Brendy, kiedyś się do mnie przystawiała. Nawet się z nią kilka razy spotkałem, ale nie wiedziałem, że to randka. Dziewczyna była nachalna, wpraszała się i nie dawała spokoju. Pewnego razu próbowała mnie pocałować, a ja ją odepchnąłem. Pech chciał, że kilka dni później jakaś jej koleżanka widziała jak wchodzę do klubu gejowskiego, dziewczyna połączyła fakty i się wydało, że jestem homo. I w taki sposób dowiedziała się o mojej orientacji, powiedziała oczywiście o tym Ki Hongowi, ale nic to między nami nie zmieniło, a dodatkowo opierdolił Brendę za to, że się wtrąca w nie swoje sprawy i zabronił jej komukolwiek o tym wszystkim mówić. Czy się posłuchała, nie wiem ale za każdym razem jak ją widzę to mi się robi niedobrze, dlatego poczułem taką ulgę jak chłopak ją przegonił.

- Co za ladacznica. Nie cierpię jej - zaczął mówić Ki Hong pod nosem i usiadł obok mnie.

- Czemu tak mówisz?

- Bo to prawda. To znaczy nie wiem czy ladacznica, ale ciągle się z kimś umawia. Nikt jej nie chce. Nie dziwię się. Znika na pół nocy, chodzi pół goła, widziałeś jak ona się ubiera? Jak dziwka - powiedział chłopak i pokręcił głową. - Mam jej dość.

- Niedługo i tak się wyprowadzasz - pocieszyłem chłopaka, a na jego twarzy wymalował się uśmiech.

- Jeju, tak. Już mam sporo kasy, wyprowadzka coraz bliżej. Wpadasz na parapetówkę. Ale będzie impreza - podjarał się chłopak i widziałem po jego twarzy, że się rozmarzył, i na pewno miał już w głowie plan na całą imprezę.

- No wiadomo -przytaknąłem i wstałem ze stołu. - Dobra ja lecę.

- Ej już? - zdziwił się mój przyjaciel. - A nie powiesz mi nic o tym twoim księciu z więzienia?

- To nie jest mój książę, zresztą co ci mam powiedzieć. Nie wiem jeszcze co zrobię i tyle. Ale mam coraz mniej czasu do namysłu, on już niedługo wychodzi.

- I tak pewnie po niego pojedziesz - stwierdził azjata. 

- Chyba tak. Chociaż spróbuję. Fajnie nam się będzie mieszkać tak czuję. Już sam siebie nie ogarniam, najpierw mam do niego pretensję, że zniknął bez słowa i mówię jak go nienawidzę, a w efekcie zastanawiam się czy po niego jechać i stwierdzam że chciałbym z nim mieszkać. Czuję się jak jakiś frajer.

- Zakochałeś się chyba - powiedział chłopak i poklepał mnie po ramieniu.

- Nie, nic z tych rzeczy. On mi się nawet nie podoba, jest taki przeciętny - powiedziałem przypominając sobie wygląd chłopaka.

- Tak samo mówiłeś z tym Maksem w którym się zakochałeś, a on cię zdradził.

- Ejj... - zamyśliłem się na chwilę by przypomnieć sobie ten żałosny moment w głowie.

- Mówiłeś, że ci się nie podoba, i jest zwykły a kilka dni potem zadzwoniłeś do mnie w nocy i " wiesz co, ten Maks on jest taki super i ja tak sobie leżę i o nim myślę i słuchaj ja, ja, ja się chyba zakochałem" - zaczął mnie przedrzeźniać, a ja się aż zaśmiałem, bo faktycznie tak to wyglądało. Jak byłem czymś podjarany to czasem brzmiałem jak debil, chociażby ten telefon był świetnym przykładem.

- Ale tamto to była inna sytuacja trochę. Zresztą Dylan.... Nie ma w nim nic szczególnego oprócz całej wytatuowanej prawej ręki, na kawałku lewej też ma jakiś tatuaż i na szyi również ma jeden tatuaż, tylko to go wyróżnia. W sumie spoko to u niego wygląda... - zamyśliłem się i w mojej głowie pojawił się znowu obraz Dylana.

- Słuchaj, tylko jak będziesz chciał mi powiedzieć, że on ci się podoba to proszę żebyś poczekał z tym do rana, a nie tak jak wtedy.

- Oj, daj mi spokój. Idę. Nara - powiedziałem i opuściłem warsztat.

Szedłem ciemnymi uliczkami i musiałem wyglądać jak kretyn bo się uśmiechałem sam do siebie, a na samą myśl o tym, jak to nazwał Ki Hong "księciu z więzienia" miałem przyspieszone bicie serca. Widać, że Dylan jest takim... Bad boyem? Tak to się mówi? Zbuntowany charakter, tatuaże, odsiadka w więzieniu a w głębi serca to ciepły i miły chłopak? To brzmi jak z jakiegoś fanfika, nie żebym czytał.

Z tego wszystkiego potknąłem się o krawężnik i wyjebałem na chodnik. Gorączkowo się rozejrzałem, czy aby nikt nie widział mojego upadku i wstałem. Dlaczego mnie to nie dziwi że się wyjebałem, to takie typowe dla mnie. 

🌈🌈Kolejny rozdział będzie szybko bo szczerze mówiąc zaczęłam to ff pisać ponad miesiąc temu i sama nie pamiętam co tam jest, i jestem ciekawa XD🌈🌈

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro