12

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kłamca popatrzył na mnie z wielkim smutkiem, współczuciem, iskrą radości... i czymś nieodgadnionym. Miałam wrażenie, że to samo uczucie widziałam w jego oczach tamtej nocy w moim pokoju. Wtedy, gdy naiwnie myślałam, że może nas łączyć miłość.

Jednak nic nie powiedział. Patrzył na mnie w milczeniu, a ja z każdą kolejną minutą miałam dość tej ciężkiej ciszy. Chciałam zapomnieć i nie wracać w miejsca, które przynosiły ze sobą tak wiele bólu.

- Tak myślałam. Dalej nie potrafisz mi odpowiedzieć. - westchnęłam po dłużącej się chwili. - Żegnaj, Loki. Mam nadzieję, że nigdy więcej nie będzie dane nam się spotkać. - odwróciłam się do niego plecami i ruszyłam w stronę windy. 

- To był jedyny sposób...

Ciszę panującą w podziemiach przerwał jego szept. Zatrzymałam się, mając wrażenie, że się przesłyszałam. Miałam nadzieję, że pozwoli mi odejść.

- Co? - pchana dziwną siłą odwróciłam się z powrotem w jego stronę, jednak nie podeszłam bliżej. - Jedyny sposób na co? - dopytywałam, ocierając twarz z łez.

- To był jedyny sposób, abym mógł być blisko ciebie. - odpowiedział, przyglądając się mojej reakcji.

- Dlaczego? - nic z tego nie rozumiałam.

- Ty nic nie pamiętasz, ale... poznaliśmy się, gdy miałaś czternaście lat. - zaczął, a ja pokręciłam głową. To nie było możliwe. - Przed twoją szkołą. Byłaś tak na czymś skupiona, że nie zauważyłaś mnie, przez co na mnie wpadłaś. - zaśmiał się na to wspomnienie, a we mnie tak nagle uderzyła tamta przeszłość.

Słuchałam muzyki i z głową spuszczą w dół szłam chodnikiem do domu. Jak zawsze po szkole miałam okazję odwiedzić świat moich marzeń i wyobraźni. W domu musiałam być idealnym dzieckiem. Nie podpaść rodzicom, których i tak prawie nie było w domu.
Zaskoczyło mnie, gdy ktoś tak nagle wyrósł na mojej drodze, przez co zatrzymałam się na twardej piersi.

- Przepraszam. - wyszeptałam i wyjęłam słuchawki z uszu. - Przepraszam, zamyśliłam się. - powiedziałam głośniej i nieśmiało uśmiechnęłam do czarnowłosego mężczyzny, który stał przede mną. Miał śliczne zielone oczy, które hipnotyzowały, gdy się w nie spojrzało

- Ależ nic się nie stało, skarbie. - odpowiedział aksamitnym głosem, na który po moim ciele przebiegł dreszcz.

Patrzyłam na Lokiego z szeroko otwartymi oczami, nie wiedząc, co się ze mną dzieje.

- Odprowadziłem cię do domu. Pocałowałem cię. Już wtedy chciałem, żebyś była tylko moja. - na te słowa zapiekł mnie lewy nadgarstek. Tatuaż świecił jeszcze mocniej niż wcześniej i piekł okropnie, gdy znów zabrał mnie do przeszłości.

Bardzo dobrze mi się rozmawiało z nowo poznanym mężczyzną. Dowiedziałam się, że miał na imię Loki. Miałam wrażenie, że znamy się od zawsze. Czułam się przy nim tak fantastycznie. Odprowadził mnie pod dom, jednak nie wszedł do środka. 

- Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy. - pchana dziwną odwagą uśmiechnęłam się do zielonookiego. 

- Obiecuję. - Loki pochylił się i złożył na mych ustach zimny pocałunek. Zdziwiło mnie zachowanie szatyna, ale bardzo podobał mi się pocałunek, więc bez zastanowienia odwzajemniłam go. Wtedy nie wiedziałam jeszcze, w co się pakuję. - Do zobaczenia, Lillianno. - wyszeptał, odsuwając się ode mnie.

- Do zobaczenia. - gdy odwróciłam się, stojąc na ganku, mężczyzny już nie było.

- Odyn zabronił mi się z tobą spotykać. To Thor miał być królem Asgardu, więc ja nie mogłem ożenić się wcześniej od niego. - mówił smutny, a ja nie wiedziałam, co się ze mną dzieje.

To nie mogły być moje wspomnienia. To nie mogłam być ja...

Następnego dnia znów spotkałam Lokiego pod szkołą. Ucieszyłam się bardzo i nie zwracając uwagi na kolegów z klasy rzuciłam się mu na szyję. Nie liczyło się dla mnie to, że znaliśmy się zaledwie kilka godzin. Zauroczył mnie, gdy tylko po raz pierwszy spojrzał mi w oczy.

- Też się cieszę, że cię widzę. - powiedział i na oczach wszystkich wpił się w moje usta.

- Nie mogłem cię wziąć do Asgardu, a tak bardzo pragnąłem być przy tobie. - serce biło mi coraz szybciej, a wspomnienia przelatywały przez głowę, jak pociski z pistoletu.

- Nigdy cię nie opuszczę. Zawsze będę przy tobie. - obiecywał za każdym razem, gdy się rozstawaliśmy. Wtedy nie wiedziałam, że te wszystkie obietnice pochodzą z ust Kłamcy.

- Odyn kazał zabić kobietę, która spędziła noc w mojej komnacie. - kręciło mi się w głowie.

- Mój ojciec nie byłby zadowolony, że się z tobą spotykam. - powiedział mi kiedyś Loki. 

- Dlaczego? - spytałam. 

Siedzieliśmy na ławce w parku, opierałam głowę o ramię Lokiego, a on obejmował mnie ręką w tali. Spotykaliśmy się codziennie od kilku dni, a ja wciąż chciałam go więcej.

- Mam brata, który musi ożenić się wcześniej niż ja. 

- Mam dopiero czternaście lat, Loki. - zaśmiałam się. - Nie ważne, jak mało obchodzę rodziców. Nikt by się nie zgodził, aby nastolatka wyszła za mąż. - podniosłam głowę i spojrzałam mu w oczy. - W dodatku za dorosłego mężczyznę. 

- Poczekam, kochanie. Na ciebie mogę czekać wieczność. - uśmiechnął się zielonooki i pocałował mnie, a ja mu uwierzyłam.

- Nie spałem z nią. Była sprawdzeniem Odyna, co on zrobi, jak znajdę sobie kobietę. - obraz rozmazywał mi się przed oczami. Czułam, że długo już nie wytrzymam.

- Skąd jesteś, Loki? - spytałam pewnego razu

- Z odległej krainy. - odpowiedział. - Nie uwierzysz mi, jeśli powiem, że oprócz Ziemi istnieją inne światy, prawda? - zaśmiał się. 

- Dlaczego nie? - odwzajemniłam uśmiech

- Och, kochanie... Gdybyś tylko wiedziała... - wyszeptał tak cicho, że ledwo usłyszałam. 

- Co? - dopytałam. - Powiedz proszę. Chcę wiedzieć o tobie wszystko.

- Nic, kochanie. Takie moje brednie. - wyszeptał mi na ucho, po czym odwrócił twarzą do siebie, aby pocałować moje usta. Zawsze w ten sposób odwracał moją uwagę.

- Przeze mnie zginęła niewinna kobieta, ale ty ocalałaś. - tatuaż piekł coraz bardziej. 

Głos Lokiego dochodził jakby z oddali. Czułam się, jakbym lawirowała między dwoma światami, ale to uczucie było jeszcze gorsze niż pamiętny dzień mojej ucieczki z Jotunheimu. Mój nadgarstek płonął, a głowa pękała od zaklętych wspomnień.

- Nigdy przy nikim nie czułam się, tak jak przy tobie, Loki. - wyszeptałam, siedząc na kolanach szatyna, na kanapie w moim pokoju. 

Weszliśmy do niego przez okno, aby mój brat nas nie nakrył. Rodziców nie było w domu, więc to była idealna okazja, żeby spędzić czas razem. Oglądaliśmy jakiś film w telewizji, ale żadne z nas tak naprawdę nie zwracało na niego uwagi. 

- Czyli jak, kochanie? - dopytał zielonooki, patrząc prosto w moje oczy.

- Tak... Bezpiecznie. Nikt nigdy nie poświęcał mi tyle czasu. Nikomu nigdy tak bardzo nie ufałam, jak tobie Loki. - pocałowałam go w policzek.

- Ja też nie wiem, co się ze mną dzieje w twojej obecności. - zaśmiał mi się do ucha. - Obym nie był twoją zgubą... - - wyszeptał ledwo słyszalnie. 

- Co mówi... - nie dane było mi dokończyć, bo mężczyzna zamknął mi usta pocałunkiem.

- Przez dwa tygodnie odwiedzałem cię na ziemi, by potem zniknąć z twojego życia, wymazując ci pamięć związaną ze mną. - powiedział, a ja poczułam okropny ból w całym ciele. Miałam dość. Chciałam aby przestał, ale nie mogłam wydusić z siebie żadnego słowa.

- Muszę wracać do domu, kochanie. - powiedział Loki, gdy szliśmy po szkole do mojego domu. 

- Co? - zdziwiłam się. - Ale wrócisz tutaj, prawda? Spotkamy się jeszcze? - byłam rozczarowana. Bardzo smutna i zawiedziona. 

- Tak, na pewno się jeszcze spotkamy. Obiecuję kochanie. - położył zimne dłonie na moich policzkach. - Zawsze będę przy tobie, Lillianno. - pocałował mnie i zimną dłoń przeniósł na moje czoło. - Przepraszam. - znów mnie pocałował. - Wybacz mi. - kolejny, tym razem długi pocałunek, a potem ciemność.

Krzyk wydobył się z moich ust, a moje obolałe ciało upadło na podłogę. Nie potrafiłam nad sobą zapanować. Miałam mętlik w głowie, wspomnienia bombardowały moje myśli, a ból wkradał się w każdy najdrobniejszy zakamarek mojego ciała.

- Lillianno?! Lill?! Ratunku! Ratujcie ją! - krzyki Lokiego docierały do mnie jak przez mgłę. - Lilli, jestem przy tobie. 

Były to ostatnie słowa nim upadłam, tak jak w wizjach, w ciemność.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro