5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Laufey niezmiernie cieszył się z mojej ciąży, dlatego od razu kazał służbie rozpocząć przygotowania do naszego wesela i mojej koronacji.

Loki nie mógł uczyć mnie już walczyć, ale te umiejętności, które nabyłam do tej pory były wystarczające do mojego planu. Teraz ciąża była lekkim utrudnieniem, ale z drugiej strony sprawiła, że Laufey jeszcze bardziej mi zaufał.

Asgardzczyk przygotowywał mnie do zostania królową. Uczył, jak powinnam się zachowywać oraz co będę musiała robić i mówić podczas koronacji.

- Głowa wysoko! Plecy wyprostowane! Dumna postawa! Musisz chodzić pewnym krokiem! - poprawiał mnie cały czas, ponieważ gdy skupiałam się na jednej czynności zapominałam o innych. - Musisz pamiętać o wszystkim! Patrz przed siebie, a nie pod nogi! - chwycił moją twarz w dłonie.

- Nie potrafię! Łatwiej było się nauczyć walczyć! - wykrzyczałam zrezygnowana.

Już od paru godzin Loki poprawiał moją postawę. Miałam dosyć. Wszystko mnie bolało i czułam się gorzej niż po prawdziwym wysiłku fizycznym.

- Nie marudź! Musisz się skupić! - rozkazał chłodno.

- To może powinien mnie przygotowywać ktoś inny. - wyszeptałam.

Bądźmy szczerzy. Loki był przystojny i wyglądał jak człowiek, choć był w połowie bogiem. Miał piękne zielone oczy i lśniące czarne włosy, a w dodatku świetnie walczył i był wręcz idealnie zbudowany. Jak mógł mi się nie podobać, skoro był tutaj jedyna w miarę normalną osobą? Byłam skazana na niego i lodowych olbrzymów.

- Co? - zaśmiał się Loki, gdy usłyszał wyszeptane słowa. - Jesteś na mnie skazana. Wybacz pani. - ukłonił się teatralne z cwaniackim uśmiechem.

- Jakoś to zniosę. - odwzajemniłam uśmiech i wróciliśmy do ćwiczeń.

***

Kilka dni później odbył się ślub mój i Laufeya, a także moja koronacja. Na to wydarzenie zostali zaproszeni władcy wszystkich królestw.
Loki towarzyszył bratu, ojcu i matce, bowiem nikt z nich nie wiedział, że jest zdrajcą. Na Jotunheimie natomiast wszyscy udawaliśmy, że go nie znamy, a on nie zna nas.

- Gratuluję ponownego ożenku. - powiedział Odyn do Laufeya, gdy zaczęła się zabawa.

Na twarzy miał prawie niezauważalne uśmiech i ostrożność w oczach. Natomiast Frigga i Thor byli uśmiechnięci, lecz niepewni. Miałam ochotę się śmiać, widząc minut niektórych królów czy członków ich rodzin. Mało kto był dzisiaj tutaj, bo lubił Laufeya. Wszyscy go nienawidzili, a nasze wesele było jedną wielką szopka. Przyszli tu by się zabawić, podawać i na kilka dni zawrzeć pokój.

- Najwyższy czas iść do przodu. - odpowiedział Odynowi Laufey.

Thor, Odyn i Frigga bardzo mi się przyglądali, a ja tylko się do nich uśmiechałam. Loki natomiast przybrał ten swój obojętny wyraz twarzy. Od ciągłego uśmiechania się bolała mnie buzia, mimo to wiernie stałam u boku męża.

Miałam na sobie piękną rozkloszowaną białą suknię z serduszkiem dekoltem, ale taniec w niej był sporym wyzwaniem.

Impreza trwała w najlepsze od kilku godzin. Pierwszy taniec zatańczyłam z mężem, a potem tańczyłam z innymi gośćmi, w tym także z Thorem i Lokim. Ten drugi był doskonałym tancerzem. W jego ramionach czułam się, jakbym unosiła się nad ziemią.

Około godziny czwartek nad ranem większość gości była już pijana, a reszta po prostu spała. Laufey także.

Ja jednak wymknęłam się z sypialni śpiącego króla i biorąc dwie butelki wina z weselnego stołu, wyszłam do ogrodu. Przechodząc obok strażników alkohol schowałam pod szlafrok. Miałam na sobie bieluteńką pidżamę i równie biały szlafrok. Mimo tego nie było mi zimno. Przyzwyczaiłam się do temperatur panujących w tej krainie, a może to również była zasługa tatuażu.

Usiadłam obok fontanny i podziwiałam jeszcze ciemne niebo i przepiękne, błyskające gwiazdy. W oddali widać było galaktykę i zarysy innych planet. Jedyny plus mieszkania tutaj.

Otworzyłam pierwszą butelkę i wzięłam spory łyk. Alkohol palił moje gardło, ale tego właśnie potrzebowałam. Po paru minutach butelka była pusta. Otworzyłam następną i napiłam się. Napój coraz bardziej mi smakował i pozwalał wyłączyć myślenie, które chwilę temu krzyczało na mnie, że przecież nie mogę pić, bo jestem w ciąży. Czułam, że robię źle, ale już bardziej nie mogłam zepsuć siebie i innych.

- Nie powinnaś pić, pani. To nie zdrowe dla dziecka.

Ktoś zabrał mi butelkę, a ja przestraszona patrzyłam na sprawcę, który teraz pił mój alkohol.

- A tobie można? To moje. - odebrałam Kłamcy butelkę.

- Uparta... - uśmiechnął się.

- Jakbyś nie wiedział. - odwzajemniłam uśmiech. - Dlaczego nie śpisz?

- Mógłbym cię spytać o to samo, Lillianno. - znów wyrwał mi z ręki butelkę wina.

- Zapijam smuuuutki. - zakręciło mi się w głowie.

- Zaniosę cię do komnaty. Źle z tobą. - powiedział i wziął mnie na ręce w stylu panny młodej.

- Nicccc mi nieee jeessstt. - wyjąkałam, zarzucając mu ręce na szyję.

- Taaa... Właśnie widzę. - uśmiechnął się. Miał taki piękny uśmiech.

- Loookiii. Dlaczego mnie wybrałeś? - zapytałam.

Nie przeszkadzało mi wolne tempo jakim szedł bóg.

Nic nie odpowiedział, tylko uśmiechnął się tajemniczo. Nie obchodziło mnie, czy ktoś to widzi. Ale gdy tylko zobaczyłam ten przepiękny uśmiech Trickstera, odważna pod wpływem alkoholu pocałowałam go.

Loki bardzo się zdziwił i nie odwzajemniał pocałunku, którego ja nie przerywałam. W końcu Kłamca mi uległ. Odwzajemnił pieszczotę, a ja poczułam lekkie zawroty w głowie, zawsze towarzyszące teleportacji z jednej krainy do drugiej.

Po chwili zorientowałam się, że jesteśmy w moim pokoju na ziemi. Reszta potoczyła się bardzo szybko. Pozbawiliśmy się ubrań, by oddać się głębszym pieszczotom.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro