Ostatnia walka część 2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


-ja...Ja.. podejmuje się wyzwania

Wszyscy patrzyli na mnie jakbym na głowę upadła. Ja jednak nie zwracałam na to uwagi. Powoli podeszłam do Nieznanej bogini. Ona lekko się unosiła a ja stałam. Moja wizja zabłysła

-Zawalcze jeśli dane mi używać wizji
-Oczywiscie

Zaskoczyłam się odpowiedzia ale to dawało mi trochę szansy. Powoli szłam z nią na arane gdzie miała odbić się bitwa. Reszta archonów i podopiecznych szła za mną. Dziewczyny były zestresowane a Venti wręcz mógł odgryźć sobie palce abym teraz niewalczyła. Nieznana bogini ustawiła się po swojej stronie. Wszyscy zajęli miejsca a Venti podszedł do mnie
-P-prosse wycofaj się...
-Nie
-Prosze

Wzięłam rękę ventiego a następnie przyłożyłam do mojego serca

-nic mi nie będzie hehe spokojnie
-stanie ty umrzesz
-Nie umrę

Po czym musiałam się odwrócić. Puściłam ręce Boga a on odszedł. Ja stałam naprzeciw bogini. Sparaliżowana wiedziałam że muszę omijać jej sześciany. Po chwili wystartowaliśmy. Było ciężko. Z każdą chwilą słabła. Wkoncu dostałam w oko. Dotknęłam miejsca i było ono we krwi. Następnie ogarnęłam że nie widzę na te oko! Cholera. Wystartowałam i skoczyłam aby zadać mocny atak ale ona jakby nigdy nic odleciała. Uderzyłam i Upadłam. Czułam że dotykam wręcz śmierci. Pozwoliłam sobie zasnąć oczy aby nie widzieć tego ale nagle uszkyszalam

-MORAX co ty wyprawiasz?!

Otworzyłam delikatnie oczy a wokół mnie znajdowała się tarcza archona. Przedemna pojawiło się pomarańczowo żółte światełko o wlecialo. Poczułam delikatne ciepło i przy mojej wizji pojawiła się wizją Geo. 2 wizję... czy to nie za dużo jak dla jednej osoby? Podskoczyłam i używałam ciągle tarczy. Po czasie i inni achoni zaczęli dawać mi wizję... zaskakiwało mnie i choć ciężko było ja dawałam radę.

Wkoncu po długiej żmudnej okropnej wręcz walce bogini upadła. Ja lekko się unioslam do góry.

-N nie niemożliwe!
-A jednak....
-T-ty t-ty to dzięki nim! Tak byś niewygrala
-Prawda dzięki nim bym niewygrała... ale stało się. Wygrałam z tobą Nieznana boginio

Spojrzalam na nią. Wiał lekki wiatr. Wizję które były do mnie przyczepione świeciły. Ja je Zaczęłam powoli odpinać. Jedna za drugą. Zostawiłam tylko wizję anemo.

-Wiec ja chce dalej być w gronie podopiecznych... Nie zapominać o tym co przeżyłam oraz jak jest napisane w księdze o tobie "ten kto wygra że mną będzie niesmiertelny"

-Oczywisxie

Spojrzała na mnie zimnym spojrzeniem a następnie poczułam że coś się dzieje. Powili Zaczęłam świecić. Widziałam na jedno oko że Venti wstaje I patrzy co się dzieje. Reszta archonow I podopiecznych tez obserwowałi. Po chwili opadłam i złapałam się za glowe. Wszyscy patrzyli na mnie I podopieczna cryo archnki mówiła do archonki.

Spojrzałam na włosy i tam urzalam fioletowe pasemko i takie pasujące do wizji. Właśnie wizją? Gdzie ona? Nie milama jej przypiętej tam gdzie wcześniej. Okazało się że jest stylu mnie odetchnęłam. Ale też strój miałam inny. Przyglądałam się sobie aż Venti nie wyskoczył na arane i nie przytul mnie. Zapłakany chłopak był wręcz. Przytuliłam go i Powiedziałam

-Ejj wszystko jest dobrze widzisz
-A-ale gdyby nie Zhongli to byś umarła.
-Pewnie tak ale jestem tu. I jest dobrze

Uspokoiłam go lo chwili. I tak minęło. Znaczy no spędzałam czas w Teyvat ale także w domu... I życie wieczne dane mi tu było. Więc jak dojdzie czas na śmierć w prawdziwym życiu to tu się lrzeniose z Ventim I będę żyć..

■■■■■■■■■■■■■■■

TO KONIEC NIE MA JUZ NIC. Tak kończę ta ksiazke ale liczę że wpadniecie na inne. 571 słów. Papa

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro