By zmienić się na lepsze

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Izuku...

- Izuku.

- Izuku!

- Aaaah!- zielonowłosy nastolatek obudził się cały w pocie ciężko dysząc.
Nie wiedział kto go woła we śnie, ale ten głos... Był znajomy... Gdzieś głęboko w pamięci...

- Izu~kun!~ Jak ci się spało?~- zapytała Toga przytulając się do jego ramienia i rumieniąc się. - Śniłeś o mnie.~ Prawda?~

- Nie. To było... Dziwne...- powiedział doczepiając dziewczynę od swojej ręki i zebrał ubranie, by się odświeżyć. Po zamknięciu drzwi od łazienki młody złoczyńca westchnął głęboko i położył ubranie na półce. Spodnie od piżamy i bluzka opadły na ziemię, zostawiając Midoriyę gotowego do pójścia pod prysznic.

Zimna woda opłukiwała jego ciało z nieczystości i zmartwień, jednak ten głos... Trzymał się jakby bliski utonięcia. Nie chciał puścić choćby nie wiem co... Ciepły... Przyjemny...
Wołał go. Ta kobieta... Ona na pewno chciała, by ją znalazł! Znajdzie ją! I dowie się kim ona jest...

Z myśli wyrwało go pukanie do drzwi i z za nich wołanie.

- Hej lalusiu! Wyłaź z tamtąd bo zużyjesz całą ciepłą wodę!

- Dobra! Dobra!- krzyknął przekręcając kran i zamykając dopływ wody.

Jedna z jego dłoni powędrowała do jego włosów i przestrzegała jego mokre loki, gdy druga złapała za ręcznik i zaczęła wycierać mokrą skórę. Białe zęby złapały między siebie jego dolną wargę i przeciągnęły po niej, wyrywając go ponownie ze stanu zamyślenia.

- Ej! Moment! Tu wcale nie ma ciepłej wody!- krzyknął zły na Dabiego po drugiej stronie drzwi.

- Co z tego! Siedzisz tam już długo, a doskonale wiesz, że mamy tylko jedną łazienkę!- powiedział starszy chłopak przez drzwi.

Izuku tylko potrząsnął głową i wciągnął do końca spodnie, przed zapięcięm wpychając w nie koszulę. Dwa górne guziki białej koszuli zostawił rozpięte i podwinął rękawy do łokci. Potem na swoje dłonie wciągnął czarne rękawiczki i spojrzał w lustro.

Jego twarz była zdecydowanie bledsza niż kiedyś, ale piegi dalej tam były. Jego oczy powędrowały wyżej oceniając lekkie worki pod oczami. Dalej napotkał własne spojrzenie. Spojrzał hardo na własne odbicie po czym westchnął ciężko. Jego ręka powędrowała do jego włosów ciągnąc za nie do tyłu.

Nastolatek odblokował drzwi i wyszedł przywołując na swoją twarz złośliwy uśmiech.

- Następnym razem Dabi idź do kobiecej, Toga z pewnością doceni obecność koleżanki.- powiedział podśmiewując się z czarnowłosego.

Turkusowe oczy wwierciły się w niego z nienawiścią.

- Tomura zwołał zebranie. Planuje porwanie jakiegoś smarka z UA, podobno będzie dobrym dodatkiem do Ligii.- mruknął tylko wchodząc do łazienki i zatrzaskując za sobą drzwi.

Uśmiech opadł z ust Midoriyi. No tak, za trzy dni zaatakują obóz szkolny klas bohaterskich, by zabrać jednego z uczniów. Oczywiście, wiedział o kim mowa, jednak nie śpieszyły mu się do konfrontacji z dawnym przyjacielem i oprawcą.

W końcu nogi poprowadziły go do swojego pokoju, gdzie na udo założył swoją kaburę, wkładając w nią pistolet. Jego ręka powoli przejechała po metalowym przedmiocie przez całą jego długość zatrzymując się na rączce i zaciskając na niej.

- Nienawidzę cię Kacchan!- wykrzyczał, gdy łzy stanęły mu w oczach. Jego dłoń mocniej zacisnęła się na rączce i wyjął pistolet z kabury celując w ścianę i naciskał spust tak długo, aż magazynek był pusty, a strzały były tylko dźwiękiem odbijającym się od ścian.

Gdy zrozumiał, że dłuższe naciskanie spustu nie ma sensu, odłożył broń w jej miejsce i wyszedł z pomieszczenia. Przez cały bar przechodząc nie rzucił innym nawet najmniejszego spojrzenia. Przy drzwiach zabrał kurtkę i narzucił na ramiona.

- Ej. A ty gdzie idziesz?

- Wychodzę. Nie czekajcie na mnie.

~*~

Zielone oczy przeszukiwały tłum, a uszy ich właściciela nasłuchiwały. Jak miał ją rozpoznać? Słyszał tylko jej głos, ale tyle razy... Był pewien, że go rozpozna! Wiedział, że kiedy raz ją zobaczy, to na pewno ją rozpozna!

W końcu zrobiło się ciemno, ulice zaczęły pustoszeć, a zielonowłosy wpatrywał się w puste skrzyżowanie nieobecnym spojrzeniem. W jego oczach lśniły łzy. Był pewien, że ją znajdzie. Co zrobił źle?

- Szukałeś mnie?- zapytał ten głos.

Izuku odwrócił się stając twarzą w twarz z posiadaczką głosu z jego snów. Stała tam, opierając się plecami o ścianę z rękami w kieszeniach jeansów. Jej szare oczy wpatrywały się w zielone nastolatka. Jej usta ułożone w delikatnym uśmiechu.

- To... To ty...- powiedział uśmiechając się szeroko- Wołałaś mnie! We śnie!- podskoczył z ekscytacji przed kobietą.

- Wołałam?- zapytała. Jej uśmiech opadł, a oczy posmutniały. A więc to był on.

- A nie? Chciałaś bym cię znalazł! Dlaczego mnie wołałaś? To twoja moc?- otoczył ją pytaniami podchodząc bliżej z każdym z nich, aż w końcu między nimi nie było prawie wcale odstępu.

- Izuku,- blond włosa przerwała chłopakowi- Czy jesteś złoczyńcą?

Pytanie zszokowało zielono włosego. Nie słyszała o nim wcześniej? Był przecież znany przez swoje występki.

- A czy to ma znaczenie? Pewnie znasz mnie jako 'Deku'.

- Dlaczego się zmieniłeś? Czy nie chciałeś zostać bohaterem? Kiedyś- zielonooki przerwał jej.

- To było kiedyś. Zmieniłem się ponieważ zrozumiałem pewną prawdę: bohaterowie wcale nie są tacy dobrzy! Chcą poklasku ludzi, pieniędzy i sławy! Zanim to do mnie doszło, miałem marzenie by zostać bohaterem, do czasu gdy mój idol zamienił je w proch. Moje działania teraz mają cel!- powiedział uśmiechając się i zaśmiał się gorzko.- Teraz już nikt nie zostanie sam, jak ja kiedyś. Kiedy pozbędę się bohaterów, świat będzie bezpieczniejszy.- po tym jak zakończył swoją 'mowę' zapadła cisza.

Wzrok Midoriyi był skupiony na trawie, która wyrastała z chodnika jakieś dwa metry dalej, ale kobieta dalej była skupiona na nim. Jej spojrzenie analizowało jego twarz, próbując odczytać jego emocje. Był zagubiony i przerażony światem, w którym żył uważając go za niesprawiedliwy.

- Nigdy nie byłeś sam.- słowa kobiety przecięły powietrze. Między dwójką było wyczuwalne napięcie. Po chwili milczenia Izuku odezwał się prawie szeptem.

- Co?- na jego słowa kobieta powtórzyła się.

- Nigdy nie byłeś sam Izuku. Była osoba, które stale cię wspierała. Mówisz, że teraz nikt nie zostanie sam, a ty zostawiłeś ją. Zostawiłeś ją samą trzy lata temu. A ona dalej czeka.- powiedziała z stalowym spojrzeniem. Jej głos choć wcześniej równie chłodny, co spojrzenie zmięknął z ostatnim zdaniem. - Wróć do domu chłopcze. Ona czeka.

Po tych słowach, jakby w mrugnięcie okiem kobieta zniknęła, a zielonowłosy stał tam nie więżąc w to, co usłyszał. Jak mógł zapomnieć o własnej mamie? Zostawił ją ze złamanym sercem. Chciał uczynić świat lepszym, ale idąc do celu zapomniał o najdroższej mu osobie.

Ciałem nastolatka wstrząsnął szloch, a łzy zaczęły wypływać strumieniem z jego oczu. Jego chwiejne nogi doprowadziły go w znajome miejsce. Miejsce, które kiedyś nazywał domem. Chłopak wszedł na klatkę schodową bloku wchodząc na trzecie piętro i zapukał do piątych drzwi dalej nie wierząc w to, co się dzieje.

Po drugiej stronie drzwi, mimo było ciemno, słychać było kroki zbliżające się do nich. Po chwili do uszu zielono włosego doszedł dźwięk otwieranego się zamka, a w otwartych teraz drzwiach stała niska, odrobinę pulchna kobieta o zielonych włosach. W jej oczach zebrały się łzy, a ręka zasłoniła jej usta w geście niedowierzania.

- I-izuku?- jej głos był rozchwiany od emocji.

- H-hej mamo. Wróci-ciłem do domu.- odpowiedział uśmiechając się do kobiety przez łzy.

- Nie wierzę...- z ust wydostało się szept Inko, gdy ta ponownie tuliła w swoich ramionach syna, który zaginął trzy lata temu. - Mój synek... Moje dziecko...

Tej nocy oboje wylali wiele łez tuląc się na dywanie w salonie, aż do momentu, gdzie oboje zasneli. Rano Inko obudziła się na dźwięk otwieranych drzwi. Kobieta szybko wstała i przeszła do przedpokoju. W drzwiach stał jej syn.

- Izuku, gdzie idziesz?- zapytała znów na granicy płaczu.

- Wybacz mamo, ale mam jeszcze kilka błędów, które muszę naprawić.- powiedział wychodząc ponownie z mieszkania.

~godzinę później~

- I mam ci uwierzyć, że to co mówisz jest prawdą?- zapytał z niedowierzaniem Aizawa.

- Nie kłamię. Ona mnie zmieniła i wiem, że stanie im się krzywda! Musisz mi uwierzyć!- Izuku mówił przez pożyczony od dyrektora UA telefon.

- Jaka 'ona' dzieciaku?- jego głos był dalej monotonny.

- Ta kobieta z oczami jak niebo podczas sztormu, w żółtej skórzanej kurtce! Ona... Pomogła mi zrozumieć mój błąd. Ja przysięgam!- mówił dalej próbując przekonać bohatera, że to co mówił, o ataku to prawda. Pro po drugiej stronie linii przerwał mu.

- Dobra dzieciaku. Wierzę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro