By zmienić spojrzenie na świat

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Aizawa siedział sam przy barze pijąc kolejnego drinka tej nocy. Jego oczy wydawały się być bardziej zmęczone niż kiedykolwiek wcześniej. Zkołtunione długie włosy w czarnych strzępkach opadały mu na ramiona. Bo kaskadami tego nazwać nie można było.

W barze leciała cicho muzyka, a barmanka czyściła szklanki ścierką. Po za tą dwójką w pubie nie było nikogo.

- Za kwadrans zamykamy.- kobieta rzuciła za plecy, gdy wychodziła na zaplecze.

Czarnowłosy westchnął sam do siebie i lewą ręką przetarł twarz.

- Ciężka noc, co?- jakby z nikąd po lewej od mężczyzny rozległ się głos.

Zmęczone oczy powędrowały w kierunku głosu. Na stołku obok niego siedziała kobieta, dość kształtna, ale nie przesadnie, ubrana w niebieskie jeansy i czarną koszulę. Przez jej szyję była przewiązana czerwona bandana. Miała proste blond włosy do ramion i szare oczy.

Mimo ich wydawałoby się ponurego koloru, miały one niezwykłą głębię. Jak niebo w trakcie sztormu. Biło jednak od nich ciepło i przez moment widział także... Zrozumienie?

- Choć patrząc na twój wygląd, to chyba któraś z kolei tak zarwana nocka. Co się z tobą dzieje Aizawa? - nieznajoma oparła się plecami o kontuar.

- My się znamy?- z gardła ciemno okiego wydał się charkot. Nie znał tej kobiety, był tego pewien. Skąd więc ona znała jego imię?

- Tak. - odparła jakby to była oczywistość. - Albo raczej to ja znam ciebie. Nigdy ze mną nie rozmawiałeś, choć znamy się od twoich narodzin i nawet trochę dłużej.

- Kim jesteś?- zapytał. Słowa wypowiedziane przez blondynkę zaniepokoiły go. Jak to 'od narodzin i dłużej'?

- Znasz moje imię i znasz mnie, ale nie chcesz pamiętać.- powiedziała urywając kontakt wzrokowy.

- Skoro nie chcę cię pamiętać, to co tu robisz?- zapytał odwracając się z powrotem w stronę baru i wypił kolejny łyk niebieskiego napoju.

- Jestem tu by cię uratować.- odpowiedziała z motywacją w głosie.

- Od czego? Nie jestem w niebezpieczeństwie.- facet odparł sucho. Kobieta zaczynała działać mu na nerwy. On nie potrzebował ratunku! Przecież radził sobie dobrze.

- Zataczasz się Shouta! Nie widzisz tego?! Zniknąłeś z miasta! Tak nagle! Bez słowa! I co teraz robisz?! Hmm?! Zapijasz samotność wspominając dawne czasy! Trudno mi w to uwierzyć, że nawet zastanawiałeś się, by ze sobą skończyć! Oni potrzebują cię Shouta! Przyjaciele cię potrzebują! Pomyśl o uczniach! Jak oni będą się czu-

- A czy ktoś zapytał mnie kiedyś jak ja się z tym czuję?- przerwał szarookiej monolog. Jego niezachwiany głos trafił ją mocno. Dla wielu osób wydałby się całkowicie bez emocji, jednak te słowa niosły w sobie tak wiele emocji, że kobieta mało co nie zachwiała się.

- Shouta, ja- zaczęła łagodniej, ale znów jej przerwał.

- Kto pozwolił ci mówić mi po imieniu? Nie znam cię i jak widać ty mnie także nie znasz.- powiedział ostro. Miał jej dość zachowania. Nie znała go, więc jakim prawem miałaby go osądzać?

- Wiem wszystko. Znam twoje uczucia. Wiem co czujesz i co w tym momencie myślisz. Zawsze mówiłam ci po imieniu. Nigdy wtedy nie powiedziałeś, że nie mogę.- głos blondynki dalej był spokojny i łagodny.

Kobieta w końcu odepchnęła się od kontuaru i stanęła na podłodze. Pochyliła się nieco w stronę Aizawy i szepnęła mu coś do ucha. Potem zabrała swoją musztardową skórzaną kurtkę z wieszaka przy wejściu i miała wyjść z budynku, gdy zatrzymała się w drzwiach i rzuciła przez ramię ostatnie spojrzenie.

Potem zniknęła zaraz po tym jak zamknęły się drzwi. Oczy Aizawy rozszerzyły się w nagłym zrozumieniu.

- Eden.

Mężczyzna szybko dopił drinka i zostawił na blacie banknoty, które spokojnie powinny pokryć koszty jego pobytu w barze i posłużyć za chojny napiwek. Po czym zebrał własną kurtkę z wieszaka i wyszedł na zimne powietrze. Z jego ust uniosła się para, gdy westchnął z ulgą.

- Pora wrócić do domu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro