Rozdział 12

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Siedziałam razem z Gilanem przy stole powoli pijąc kawę. Blondyn opowiadał mi o tym, co mnie ominęło.
Dopiłam jednym ruchem kawę i odłożyłam kubek opierając się pokusie wypicia kolejnej porcji smolistego napoju.

- Jutro z rana musimy razem wyruszyć w dalszą drogę. Czuję, że mamy niewiele czasu i jeśli się spóźnimy może być już za późno.- powiedziałam wstając od stołu i przeciągając się.

- Dobrze, ale za późno na co?- spytał ogłupiały przez moment.

- By jechać Willowi na ratunek. Od dłuższego czasu męczy mnie przeczucie, że coś nam zagraża. Nadciąga potężne zło. Zaufaj mi, w kościach czuję to. A moje przeczucie nigdy się nie myli.

Gilan odpowiedział po dłuższej chwili:

- Dobrze więc, jutro z rana wyruszymy i przy rzece Tarbus namioty rozstawimy. A dnia następnego przeprawimy przez Łososiową rzekę i dotrzemy do Lasów Zachodu, gdzie Will został wysłany na zwiady, by rozwiązać zagadkę dziwnych odgłosów i niepokojących zniknięć ludności Cordomu.

I zrobiliśmy jak postanowiliśmy. Oboje położyliśmy się spać, by następnego dnia wstać w pełni sił.
Byłabym szczęśliwa móc wam powiedzieć, że wstałam wyspana i gotowa do akcji, ale skłamałabym. Wstałam cała obolała z zakwasami w chyba każdym możliwym mięśniu i silnym bólem głowy.

Gdy szłam powoli do stolika i poczułam zapach parzonej kawy o poranku, moje ciało zaczęło się rozluźniać, a ból głowy zmalał.

- Dzień Dobry!- przywitałam się z Gilanem czując jak błogi zapach smolistego napoju wypełnia moje nozdrza i rozluźnia mnie. Tym razem już rozbudzona podeszłam do szafki i wyjęłam z niej kubek. Podeszłam powolnym krokiem do paleniska, nad którym wisiał czajnik świeżo zaparzonej kawy. Nalałam pełen kubek i z powrotem skierowałam się do kuchni nieznacznie się krzywiąc przy każdym pstryknięciu moich kości.

W końcu zdenerwowana odłożyłam naczynie na blat i przeciągnęłam się pożądnie, gdy pomieszczenie wypełniły dźwięki chrupiących i strzelających kości w całym moim ciele. Wyprostowałam się i uśmiechnęłam promiennie do blądyna czując jak ból w całym ciele zniknął. Z powrotem sięgnęłam po kubek i posłodziłam jego zawartość solidną łyżką dzikiego miodu.

Westchnęłam z ulgą popijając kawę.
Gdy tylko skończyłam kawę, szybko wepchnęłam sobie pajdę chleba z  masłem do buzi i ruszyłam do pokoju, by zgarnąć z tamtąd nierozpakowane od wczoraj zawiniątko. Zarzuciłam je sobie przez ramię i wróciłam do salonu zastając tam gotowego do wymarszu Gilana.

- Gotowa?- zapytał się uśmiechając w moją stronę łobuzersko.

- Jak nigdy do tąd.- odparłam też się uśmiechając w jego stronę.

Wyszliśmy z chatki, by przejść na jej tyły, gdzie znajdowała się mała stajnia. Podeszłam do boksu, w którym znajdowała się Strzała i nałożyłam na jej grzbiet siodło. Zacisnęłam popręgi i przyczepiłam sakwy w których były moke rzeczy.
Wyprowadziłam moją klacz na polankę przed chatką i usiadłam w siodle czekając na Gilana. Nie musiałam długo czekać, bo po chwili na polankę wyszedł blondyn w raz z jego klaczą, Blaze.

Nie minęły minuty, a już gnaliśmy przez las w kierunku rzeki Tarbus. Raz na jakiś czas o moją pelerynę zaczepiały się drobne gałązki, które po chwili łamały się od roślin przez siłę pędu. Gnaliśmy leśnymi traktami niestrudzenie brnąc przed siebie. W trakcie drogi zrobiliśmy sobie dwie przezrwy na popas. Cały czas słońce ogrzewało nas przyjemnie, wiatr wiał poruszając koronami drzew, a dookoła było wyraźnie słychać śpiew ptaków.

Po zmierzchu udało nam się dotrzeć do najpłytszego miejsca w rzece Tarbus, by następnego dnia się przeprawić. Razem z gilanem rozbiliśmy namioty, poczym poszłam odciążyć Strzałę na noc i się nią zająć. Na początku pogładziłam delikatnie chraby klaczy, potem zabrałam się za robotę luzując popręgi i zdejmując z konia siodło wraz z sakwami. Uśmiechnęłam się delikatnie na odłos cichego rżenia. Nareszcie! Myślałam, że nigdy tego ze mnie nie zdejmiesz. Zdawało się mówić. Wyjęłam z sakw szczotkę i zaczęłam szczotkować Strzałę. Zarżała zadowolona. O tak! Drap mnie dokładnie tutaj!  Nie! Trochę niżej! Idealnie...

- Za dobrze Ci ze mną.- zaśmiałam się robiąc to oco mnie poprosiła. Nie uzyskałam jednak odpowiedzi. Westchnęłam ciężko. W końcu czego mogłam się spodziewać? Dialogu z koniem? I tak się do mnie odzywa zwykle gdy chce jeść, lub się jej nudzi. Wzruszyłam ramionami kontynuując szczotkowanie jej ślicznej sierści. Gdy tylko skończyłam, zebrałam rzeczy i przeniosłam je bliżej namiotów. Tam paliło się już ognisko, a mój towarzysz jak zaczarowany wpatrywał się w dzbanek czekając aż kawa się zaparzy.

Zaśmiałam się na widok rozanielonej miny przyjaciela. Podeszłam do blondyna i usiadłam obok niego na trawie ogrzewając się w blasku płomieni. Siedzieliśmy razem w komfortowej ciszy, aż nie zaparzyła się kawa. Szybko wypełniłam naczynia smolistym napojem i wyjęłam z juków słoiczek miodu. Zabrałam go ze sobą z powrotem do starszego zwiadowcy. Wpierw posłodziwszy mój kubek kawy, podałam szklany pojemnik blondynowi. On również posłodził kawę i odłożył naczynko na trawę. Zaciągnął się zapachem i nie czekając chwili wziął mały łyk.

- Co u ciebie i Jenny?- zapytałam się go tak nagle. Blondyn wypluł wczeniej wzięty łyk kawy i popatrzył na mnie z wyrzutem, gdy ja beztrosko śmiałam się z jego reakcji.

- Można by powiedzieć, że dobrze. Już od dłuższego czasu się umawiamy ze sobą i ostatnio próbuje ją przekonać, by zgodziła się za mnie wyjść. Chyba jednak dość marnie mi z tym idzie. Odmówiła mi już dwa razy.- odpowiedział chłopak załamując ręce. Wyglądał na już całkowicie zrezygnowanego. Chcąc pocieszyć Gilana położyłam mu rękę na ramieniu i poklepałam go po nim.

- Nie przejmuj się tym do trzech razy sztuka!- powiedziałam podnosząc się z ziemi i poprawiając spodnie, tylko po to, by znów siąść obok towarzysza, tylko że wygodniej.- Powiedz mi jeszcze co u reszty. Nie było mnie tu parę lat, więc musiałam co przegapić.

Zwiadowca zawahał się z odpowiedzią wyranie niepewny jak odpowiedzieć na zadane mu pytanie. W końcu jednak odpowiedział:

- U Alyss jest w porządku. Została kurierką i zastępuje w wielu rzeczach Pauline. Prawdopodobnie to ona w przyszłoci całkowicie zastąpi mistrzynię dyplomacji. Horace i Cassandra się pobrali. Dobrze im się wiedzie teraz w zamku Araluen. Halt i Paulline też mieli lub. U mnie i Jebny też wszystko w jak najlepszym porządku. Will, u niego też wszystko dobrze choć to on i Horace najbardziej przeżyli mierć Harley w Nihon-Ja. Crowley też się jeszcze nieźle trzyma, ma facet końskie zdrowie!- opowiadał mi blondyn i przy ostatnim zamiał się cicho.

- A co z Ellen?- zapytałam, a chłopak spiał się natychmiastowo.

- E-Ellen już niema. Pojechała na misję do Aslavy i już nie wróciła.- powiedział odwracając się do mnie plecami.- Znaleziono ją m-martwą w jednym z ciemnych zaułków w mieście na granicy z Galią.- kontynuował łamiącym się głosem.- To miało być nic gronego. Rutynowa akcja. Miała zdobyć kilka informacji, a nie wróciła do domu.

Ciemnooki był na skraju załamania nerwowego. Kiedy Ellen i Gilana łączyło bardzo silne uczucie i chłopak wciąż się po tym do końca nie pozbierał. W moich oczach zebrały się łzy. Może i słabo znałam Harley, ale Ellen często siedziała z nami w chacie Gilana i dogadywałymy się naprawdę dobrze.

- Biorę pierwszą wartę. - powiedział maskując emocje i wstał by przejść się po okolicy w poszukiwaniu dobrego posterunku. Wstałam automatycznie zaraz po nim i jednym haustem wypiłam kubek wystygniętej już kawy. Wyrzuciłam fusy gdzieś w krzaki i nie męcząc się zbędnymi czynnociami, poszłam do namiotu i chwilę po zawinięciu się w płaszcz zasnęłam kamiennym snem.

/~*~*~/

Obudziło mnie bardzo brutalne i nieprzyjemne potrząsanie mną. W jednej chwili wróciłam do Życia z krainy snów i spojrzałam na Gilana.

- Twoja zmiana.- Powiedział zmęczonym głosem. Podniosłam się z ziemi i przeciągnęłam się ziewając. Gdy wszystkie kości w moim ciele już pstryknęły budząc przy okazji okoliczne wsie halasem, zaczaiłam się w krzakach obserwując czujnie nasze obozowisko. Każdy pojedynczy nocny dwięk niepasujący do tego terenu na nowo budził we mnie czujność. Oczy powoli poruszały się wyłapując każdy najmniejszy szczegół z otoczenia, kiedy reszta ciała była całkowicie nieruchoma.

Siedziałam tak w jednym miejscu przez drugą połowę nocy, dopóki nie nadszedł czas bymy ruszali dalej w drogę. Obolała wstałam i obudziłam blondyna, przy okazji zwijając mój namiot, by za chwilę schować go z powrotem do juków. Krótkim gwizdniêciem przywołałam do siebie Strzałę [ Jak Jondu :D] i osiodłałam ją z powrotem. Potem zakopałam nasze ognisko pod ściółką nie zostawiając żadnych dowodów, że tu było nasze obozowisko. Razem z przyjacielem wskoczylimy a konie. Po raz kolejny przeprawa przez rzekę Łososiową nie zajęła nam długo. Szybko skierowalimy się w stronę Lasów Zachodu, by jak najszybciej dojechać na miejsce.

W końcu Will jest w niebezpieczeństwie. Nie może czekać.

[1380 słów. Wiem, żałosna ilość w porównaniu do czasu, który mi to zajęło. Ale poza tym piszę jeszcze inne opowiadania, których na razie nie mam zamiaru publikować. Chyba, że bylibycie zainteresowani. Mam pomysł na fanficion o VLD. Dzisiaj wstawię prolog. Chciałabym poznać waszą opinię na ten temat. Mam też zeszyt w którym piszę swoje wiersze i piosenki, chcielibycie je zobaczyć? Dajcie mi znać w komentarzach. Jeszcze jedna sprawa i pewnie będę to mówiła za każdym razem, gdy będę wstawiała rozdział. Dziękuje wam bardzo za tą niezwykłą liczbę wywietleń, za monstrualną ilość gwiazdek pod tym opowiadaniem i niezliczone pokłady cierpliwoci. Uwielbiam was! ]

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro