22.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Następnego dnia Cornelia chodziła cała w skowronkach, co zaciekawiło pozostałych członków drużyny. Znaczy zazwyczaj była wesoła, ale teraz była aż nad wesoła. Na treningu dawała jak zawsze z siebie wszystko, pomagała również swojemu przyjacielowi JP w opanowaniu nowego ruchu specjalnego. Nie mogła się jednak doczekać końca treningu, ponieważ po nim umówiła się z Louisem na spotkanie. 

Trening się skończył a zawodnicy powoli kierowali się do szatni, piwnooka zauważyła, że jedyni którzy zostali na murawie to Sherwind i Lapin. Wiedziała, że chcą dalej ćwiczyć by opanować nowy ruch JP, sama by została ale się śpieszyła na spotkanie. Dziewczyna w szatni jak zawsze walczyła o odrobinę tlenu, ale jak to powiedział po jej pierwszym treningu Doug McArthur – musi się niestety przyzwyczaić do smrodu po treningu. Wątpiła w to, że ta chwila kiedyś nadejdzie. Szybko się przebrała, po czym pożegnała starszych kolegów i ruszyła w stronę miejsca, o którym napisał jej w wiadomości Louis. Idąc w tamto miejsce minęła wiele uczniów oraz nauczycieli, którzy szli już do swoich domów. Okazało się, że tym miejscem był niewielki plac obok szkoły, na którym czekał już blondwłosy chłopak. Kiedy wreszcie doszła zdziwił ją fakt, że Louis nie był sam, koło niego była jakaś czarnowłosa dziewczyna i dwóch chłopaków. Stali koło starej latarni i zaciekle o czymś ze sobą rozmawiali. Gdy Louis zobaczył Cornelię, pomachał do niej i ruchem dłoni nakazał jej podejść.

- Hej Cornelia! – gdy ta podeszła, od razu została przytulona przez blondyna. – Już po treningu?

- Tak, już po – odpowiedziała z lekkim uśmiechem, po czym spojrzała na osoby które stały i rozmawiały z Fordem. – kim są twoi znajomi?

Louis się uśmiechnął zadowolony, co wprawiło dziewczynę w lekkie zmieszanie.

- To moi przyjaciele spoza szkoły – wyjaśnił szybko. – są z liceum Zeusa.

Dziewczyna skinęła głową.

- Miło was poznać! Nazywam się Cornelia Haggard i jestem koleżanką Louisa. – przedstawiła się z uśmiechem. 

Kiedy to zrobiła, cała trójka nagle zaczęła się śmiać. Piwnooka zmieszała się bardziej, przecież nie powiedziała ani nie zrobiła nic śmiesznego. Więc dlaczego? Spojrzała na blondyna, który próbował nie wybuchnąć śmiechem. O co tu do cholery chodzi? Po chwili jednak poczuła, jak trzecioklasista ją obejmuje w pasie i przyciąga do siebie, to jeszcze bardziej wprawiło ją w niepokój. 

- Ale ty jesteś naiwna Corny. – powiedział rozbawiony Louis, po czym z całej siły rzucił dziewczynę pod starą latarnie. 

Rudowłosa uderzyła plecami o latarnie przez co z jej ust wydobył się krzyk bólu, poczuła też jak ktoś trzyma jej dłonie zza latarnią i skleja czymś mocnym. Cornelia odwróciła głowę i spojrzała na koleżankę Louisa, która związała jej dłonie szarą taśmą klejącą. Znów spojrzała przed siebie, gdzie Louis z kolegami przeszukiwali jej torbę szkolną. Wtedy Cornelia poczuła jak łamie jej się serce. Czyli to wszystko było zaplanowane? Cała jej relacja z blondynem była tylko przykrywką? Zaczęła się miotać próbując jakoś wyswobodzić się z taśmy, ale było to bezsensowne ponieważ była zbyt mocna. 

- O co tu chodzi do cholery?! – zawołała na skraju płaczu dziewczyna, przez co blondyn zwrócił na nią uwagę. 

- Cornelia, z całym szacunkiem – mówiąc spokojnym tonem, klęknął przed nią tak by być na równi z jej wzrokiem. – ale naprawdę sądzisz, że znikąd zainteresowałbym się kimś takim jak ty? Proszę cię, przecież to śmieszne.

Dziewczyna poczuła się tak, jakby ktoś uderzył ją w policzek.

- Czy ty... udawałeś?! – wtedy pozwoliła by łzy spłynęły jej po twarzy. – Udawałeś to wszystko?! Dlaczego?! Bawiłeś się mną cały czas!

Wtedy Louis nakazał swojej koleżance by ta zakleiła usta piwnookiej, sam zaczął szukać czegoś w swojej torbie. Cornelia się rzucała, ale niestety przyszedł jeden z chłopaków i przytrzymał jej głowę tak, by obca dziewczyna mogła nakleić taśmę na usta. Przez to Cornelia siedziała właśnie związana, zakneblowana, zapłakana i upokorzona. Louis wreszcie wyjął z torby przedmiot, którego tak uporczywie szukał. Rudowłosa przez to, że miała łzy w oczach średnio widziała co to dokładnie jest ale wiedziała na pewno, że jest to jakiś płyn. Louis otworzył szklaną butelkę i po chwili wylał jej zawartość na głowę dziewczyny, która zaczęła się rzucać i mocniej płakać a do jej nosa doszedł zapach soku pomidorowego. W tle oprócz własnego płaczu, słyszała jedynie śmiech blondyna oraz jego przyjaciół. Kiedy sok się skończył, chłopak ponownie klęknął po czym zerwał z jej szyi wisiorek z zegarkiem. 

- Po co go nosisz? Twoja mamusia już i tak nie wróci. – mruknął bawiąc się zegarkiem w dłoni, natomiast Cornelia tylko wydawała z siebie przerażone odgłosy, gdyż przez taśmę nie mogła powiedzieć nic zrozumiałego. 

- Hej! – Louis odwrócił głowę w stronę głosu, ale nic nie odpowiedział bo osoba uderzyła go pięścią w brzuch tak mocno, że blondyn się zgiął w połowie. 

Cornelia spojrzała na osobę przed nią i nie mogła uwierzyć. Spodziewała się każdego, dosłownie każdego ale nigdy by nie przypuszczała, że na pomoc przyjdzie jej Michael Ballzack. Z jej piwnych oczu poleciało jeszcze więcej łez, jednak teraz były to łzy ulgi. Chciała coś powiedzieć ale nadal miała zaklejone usta, więc wydała z siebie tylko jakiś niezrozumiały bełkot. 

- Co ty sobie myślisz Ford?! – zawołał zdenerwowany Kaiser, który patrzył na starszego chłopaka morderczym wzrokiem. 

- Po co się wtrącasz karzełku? – zapytał wstając na równe nogi. – Zaimponować chciałeś? To coś ci nie wyszło, poza tym czemu niby chcesz pomagać komuś, kto ma w sobie brudną krew mordercy?

- Daj sobie siana z tą gadką! To, że jej ojcem jest największy morderca Japonii nie znaczy, że jest taka sama! – zawołał, jednak Louis dalej bawił się wisiorkiem dziewczyny. – I masz jej to w tej chwili oddać! 

Wtedy Louis z wrednym uśmiechem upuścił zegarek na ziemię, cały się roztrzaskał. 

- Ojej, wypadł mi. – po tych słowach Kaiser uderzył go pięścią w nos.

Louis uciekł z miejsca zdarzenia, z jego nosa leciała krew. Jego znajomi z liceum Zeusa również zniknęli, natomiast Kaiser zaczął mocował się z taśmą. Udało mu się wreszcie ją rozerwać, jednak przez to ile siły użył w tym celu, to zdarł dziewczynie trochę skórę. Na końcu odkleił taśmę z jej ust i przyjrzał się jej dokładnie. Siedziała zapłakana, w kałuży jakiegoś czerwonego napoju który w niektórych miejscach spływał jej po twarzy i mieszał się z łzami. Spojrzał na miejsce, gdzie leżał rozwalony zegarek i poczuł jednocześnie smutek oraz ogromną złość względem Louisa. Sięgnął do swojego plecaka, po czym wyjął z niego plastikowe opakowanie, w którym wcześniej trzymał śniadanie i zaczął zbierać kawałki zegarka. Kiedy skończył wrócił do dziewczyny i podał jej w dłonie pudełko. 

- Na pewno da się go jeszcze naprawić, – powiedział ale dziewczyna tylko tępo patrzyła w pudełko. – Cornelia?

Dziewczyna jedynie się głośno rozpłakała po czym przyciągnęła go do uścisku, płacząc w jego ramię. Kaiser westchnął cicho i objął ją mocno ramionami, wiedział dobrze o tym, że teraz tego najbardziej potrzebuje. Nie obchodziło go to, że jest teraz cała zasmarkana i zapłakana ani to, że cała jest w soku pomidorowym. Tulił ją dalej do siebie dając jej tym samym znak, że jest przy niej i jej nie zostawi w tej sytuacji. Spojrzał na nią, ona w tym momencie spojrzała w jego ciemne oczy, Kaiser w piwnych oczach dziewczyny nie widział tego samego szczęścia jakie widział na treningach. Widział żal oraz prawdziwą rozpacz. Nie chciał wiedzieć, co ten idiota powiedział jej zanim zdążył przyjść. Ponownie ją przytulił a rudowłosa schowała głowę w zagłębieniu jego szyi.

- Dlaczego stanąłeś w mojej obronie? – zapytała kiedy się uspokoiła.

- Bo brzydzi mnie znęcanie się nad innymi. – powiedział bez ogródek.

- Ale moje nazwisko... – nie skończyła bo niebieskowłosy jej przerwał.

- Co z tego? To, że masz nazwisko po tacie mordercy nie znaczy, że jesteś taka sama! Zrozum to wreszcie! Należysz do drużyny Raimon'a niezależnie czy twoim ojcem jest morderca czy sprzedawca w mięsnym, dalej jesteś jedną z nas!

Wtedy oczy dziewczyny zaświeciły, Ballzack bał się o to, że rudowłosa za chwilę znów się rozpłacze. Ale na szczęście się to nie stało, Cornelia tylko położyła swój podbródek na jego ramieniu i głęboko oddychała. Kaiser tylko odetchnął z ulgą i zaczął ją głaskać po plecach, by ta jeszcze bardziej się uspokoiła. W końcu powiedział, że muszą już stąd iść i kiedy Cornelia wstała na nogi stwierdził w myślach, że nie może iść tak przez ulice. Chłopak pokręcił lekko głową po czym wyjął coś ze swojej torby, jak się okazało była to szara rozpinana bluza którą zarzucił na dziewczynę. Ta spojrzała na niego z niezrozumieniem.

- Nie możesz iść tak przez pół miasta, – wyjaśnił zanim dziewczyna zdążyła o cokolwiek zapytać. – odprowadzę cię do domu, dobrze?

Cornelia skinęła głową, po czym oboje ruszyli w drogę.

***

- Ja pójdę się umyć, dobrze? 

Kaiser skinął głową, po czym dziewczyna wyszła z pokoju i ruszyła do łazienki. W międzyczasie chłopak uważnie oglądał pokój, który według niego był bardzo ładnie urządzony. Kiedy jednak skończył swoją przechadzkę, usiadł na łóżku dziewczyny i głęboko się zamyślił. Zastanawiał się jak może pomóc młodszej koleżance, równocześnie patrzył na zdjęcie w ramce na którym była mała Cornelia oraz jej zmarła mama. Nie wiedział co ma robić, nigdy nie miał takiej sytuacji jak dziewczyna ale wiedział jedno, że na pewno jej z tym nie zostawi samej. 

Po około dwudziestu minutach Cornelia wróciła do pokoju, ubrana w spodnie dresowe oraz jego bluzę przez co Kaiser poczuł lekkie pieczenie na policzkach. Nawet w mokrych poplątanych włosach, z opuchniętymi oczami i z czerwonymi polikami wyglądała według niego nadal... ładnie. Rudowłosa niepewnie obok niego usiadła, nadal była przygnębiona i Kaiser to widział. Niepewnie objął ją ramieniem i przyciągnął do siebie, bojąc się trochę, że dziewczyna go odepchnie od siebie ale tak się nie stało. Cornelia objęła go w pasie i przymknęła oczy.

- On robił sobie tylko ze mnie żarty, – powiedziała dalej się przytulając. – w sumie co się dziwić. Przecież nikt nie chciałby być z córką mordercy. 

Ballzack mocniej ją objął. 

- Cornelia, Louis to nadęty debil który myśli, że może się bawić innymi bez konsekwencji. – mówiąc to zaczął ręką gładzić plecy rudowłosej. – Nie możesz się przejmować kimś takim widać, że nie umiał docenić i dostrzec tego... jaką wartościową osobą jesteś. I nigdy nie myśl, że nikt cię nie zechce. Znajdziesz kiedyś taką osobę która pokocha cię bezgranicznie i nie będzie patrzeć na twoje nazwisko. 

Cornelia podniosła głowę.

- Naprawdę? – zapytała a Kaiser niepewnie pogłaskał ją po rumianym policzku.

- Tak, naprawdę. – odpowiedział patrząc w jej piwne tęczówki. 

Chwilę zostali w tym uścisku, który był dla Cornelii naprawdę komfortowy. Inaczej się czuła niż wtedy, gdy przytulał ją Louis czy chociażby Arion albo JP. W ramionach Kaisera czuła się... bezpiecznie. Znów oparła głowę o jego tors i przymknęła oczy, w myślach modliła się by ciotka i Henry nie wrócili wcześniej do domu. Odsunęła się od chłopaka dopiero gdy zadzwonił do niego telefon, jak się okazało dzwoniła jego mama i prosiła, by już wracał do domu.

- Muszę się zbierać – powiedział po czym wstał z łóżka. 

- Zaczekaj! – Cornelia chwyciła go za ramię. – Już ci oddam bluzę, zaczekaj.

Niebieskowłosy wywrócił oczami na drugą stronę.

- Zostaw ją sobie, tak czy siak w niej nie chodzę. – stwierdził po czym lekko się uśmiechnął. – oddasz mi ją, kiedy będzie taka potrzeba.

Cornelia niepewnie się zgodziła po czym odprowadziła drugoklasistę pod drzwi. Pożegnali się, a kiedy dziewczyna zamknęła drzwi spojrzała na materiał bluzy. Zarumieniła się po czym mocniej się nią opatuliła, wtedy tez do jej nosa doszła dziwna mieszanka zapachów. Czuła na pewno trawę, ale również coś słonego. Wyczuwała również jakąś małą nutę papryki wędzonej. Nie wiedząc czemu, spodobał jej się ten zapach. Pomyślała, że jakby miała opisać jak pachnie Ballzack to na pewno byłyby to te trzy zapachy. 

***

- A to parszywa świnia! – Henry czuł jak krew mu się gotuje w żyłach, gdy słuchał opowieści rudowłosej. – niech no ja go tylko spotkam, to przypierdziele mu tak mocno tą chochelką, że wszystkie zęby straci! 

Cornelia cicho się zaśmiała.

- Nie śmiej się ze mnie dziecko! – wskazał na dziewczynę chochelką. – Jesteś dla mnie niczym córka i nie pozwolę na to, by ktokolwiek robił ci przykrość. 

Cornelia skinęła głową, dojadając kanapkę. To miłe, że Henry tak się martwo o nią ale musi się nauczyć sama rozwiązywać problemy. Nie zawsze będzie ktoś, kto jej pomoże. Gdy skończyła jeść, podziękowała za posiłek i poszła do siebie do pokoju. Zamknęła drzwi po czym rzuciła się na łóżko, myśli przejęły jej głowę. Nadal miała na sobie bluzę Kaisera, ale nie chciała jej zdejmować. Czuła się w niej bezpiecznie.

Czuła się tak samo bezpiecznie, jak wtedy gdy się przytulali.

Tutaj.

Na jej łóżku. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro