a little sympathy || kuroken

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— Więc. — Nie zaczyna się zdania od 'więc', idioto, pomyślał Kenma, ale nie przerwał. Choć w duchu zgrywał odważnego i z ciętym językiem, to na zewnątrz zachowywał się jak potulna owieczka, która drżała na sam widok wilka. Kuroo zdecydowanie był wilkiem i pożerał go swoją obecnością.

— O co chodzi? — zapytał, siląc się na spokój. Miał go w sobie tylko dlatego, że wciąż zajmował się układaniem książek na półce, co pozwoliło mu do reszty nie oszaleć.

— Chodźmy gdzieś. — Kuroo wzruszył ramieniem, powodując, że kurtka zsunęła mu się nieco.

Zawsze wyglądał jak pieprzony Bóg, ale dzisiaj przeszedł samego siebie. O ile czarne włosy nigdy mu się nie układały, o tyle teraz sprawiały wrażenie uroczo nieuczesanych po drzemce, a zarumienione poliki wyższego tylko potęgowały tę wizję. Do tego przyodział skórę i podarte, opinające się spodnie, przez co przyprawiał Kenmę o zawał. Oczywiście, że Kenma się w nim podkochiwał. Przecież Kuroo był przystojny, inteligentny, wysportowany i popularny, miał wszystko to, czego chcieli inni.

— Gdzie? — Kenma uniósł brew. Nie rozmawiali ze sobą chyba ani razu, wydawało mu się, że Kuroo nawet nie zna jego imienia, a teraz gdzieś go zapraszał.

— No. Wiesz — Kuroo odetchnął. Wyglądał, jakby cała sytuacja była dla niego niezwykle trudna. Kenma, kręcąc głową, wcale tego nie ułatwił. Wręcz przeciwnie - wymusił na brunecie kontynuowanie swojej ubogiej wypowiedzi. I o Boże, czy on się jąkał? — Gdzieś, gdzie będzie fajnie. I miło. Mam na myśli...

— Czy to — Kenma przerwał mu nagle, marszcząc nos. Ręka zadrżała mu, nim wypowiedział konkretne słowo, w efekcie czego książka upadła na ziemię. Obaj schylili się po nią, ich spojrzenia spotkały się, a Kuroo spłonął rumieńcem.

— Randka — dokończył, podając blondynowi książkę.

— Aha.

Zamilkli na dłuższy moment. Gdzieś z korytarza dobiegły ich śmiechy uczniów, którzy właśnie skończyli dodatkowe zajęcia i mieli udać się do domów. Kenmę zdziwiło, dlaczego Kuroo nie był z nimi - doskonale wiedział, że treningi drużyny siatkarskiej obejmowały czwartki - ale było głupio mu zapytać.

— To jak?

Kenma ustawił kilka książek tak idealnie, że sam pogratulował sobie w duchu. Dopiero wtedy obdarzył wyższego spojrzeniem; oblizał wargi i zmrużył oczy.

— Wiesz chociaż, jak mam na imię? — zapytał. Przecież to było tak oczywiste. Robił sobie z niego żarty, z pewnością za drzwiami czekali jego koledzy, by zaraz wyjść i zmieszać Kenmę z błotem.

Przecież takie rzeczy zdarzały się tylko w tanich romansach dla nastolatek - gdzie przystojny i popularny sportowiec zwraca uwagę na cichą myszkę, by na koniec związać się z nią. Z nimi wyglądało to podobnie, tyle że Kenma nie zamierzał się poddawać i kończyć w związku z tym gościem. I nawet jeśli bardzo chciał, by okazało się to właśnie jednym z tych filmów, to nie mógł pozwolić na cokolwiek.

— Właściwie to próbuję to od ciebie wyciągnąć od kilku minut — Kuroo zaśmiał się. Zrobił to tak pięknie, że blondynowi kolejny raz zmiękły nogi. Słyszał ten dźwięk już wiele razy, w końcu przychodził czasami na treningi siatkówki i udawał, że powtarza materiał do klasówek, w rzeczywistości przyglądając się brunetowi.

Lubił go oglądać. Na boisku czuł się jak ryba w wodzie, potrafił wiele i z sukcesem prezentował swoje umiejętności przeciwnikom, którzy mieli nie lada problem z przebiciem się przez blok czarnowłosego. Serwował też i atakował całkiem mocno, dlatego świetnie sprawdzał się w każdej roli. A przy tym był kapitanem drużyny i potrafił wszystkich zagrzać do walki mimo jawnych porażek. I uśmiechał się tak pięknie i sam był piękny, i jeszcze jego ładnie zarysowane pod ubraniem mięśnie...

Pokręcił głową, odpędzając od siebie wszystkie myśli, jakie przyprawiały go o podwyższenie temperatury. Podkochiwał się w Kuroo i każdy dzień go w tym uświadamiał.

— Nie, próbujesz mnie zabrać na randkę — powiedział nagle, odwracając się plecami do bruneta. Nie znał jego imienia. Czego on się spodziewał.

— Oh. — Kuroo wyglądał jak zbity z tropu. Uderzył się otwartą dłonią w czoło. Był taki głupi. — Jestem w tym beznadziejny, przepraszam... Właściwie pierwszy raz zapraszam kogoś gdzieś i...

— Ty? Kuroo Tetsurou? Pierwszy raz? — Kenma uniósł brew, spoglądając na bruneta zza ramienia. Kuroo pokiwał szybko głową, jednocześnie zbliżając się do blondyna na tyle, że spokojnie mógł szeptać.

— Więc — zaczął znowu, a Kenma zgrzytnął zębami. — Od początku. Jestem Kuroo Tetsurou, a ty?

Kenma nie chciał podawać mu swojego imienia, wiedział, że pożałuje tego w najbliższej przyszłości, gdy stanie się pośmiewiskiem całej szkoły, która dowie się, że zakochał się w Kuroo i dał się nabrać, że ten sam coś do niego czuje. Przecież to było tak oczywiste, tak...

— Kozume Kenma — wymamrotał, wygładzając niewidzialne zmarszczki na mundurku szkolnym. Zbyt idealny. — Ale możesz mi mówić Kenma, tak jest dobrze.

— Jasne, Kenma. — Kuroo wyszczerzył się do niego, a blondyn dopiero teraz zauważył, że gdy wyższy to robił, automatycznie zamykał oczy. — Więc, Kenma...

— Nie zaczyna się zdania od "więc" — wpadł mu w słowo.

— Przepraszam. Chcesz iść ze mną gdzieś? Na randkę?

Kenma wzruszył ramieniem. Zamierzał odmówić, ale chciał jeszcze chwilę pooglądać, jak starszy męczy się i jąka. Prezentowało się to nader uroczo.

— To w porządku, jeśli nie chcesz, ale chłopaki nie dadzą mi spokoju — Kuroo kontynuował. Wziął kilka książek do rąk i wsunął je na półkę, co od razu spotkało się z dezaprobatą blondyna. Nie tam było ich miejsce. — Od miesiąca zbieram się, żeby z tobą porozmawiać, dlatego byłoby mi miło, gdybyś...

— Od miesiąca? — zapytał dla pewności, a Kuroo pokiwał głową. W jego oczach zabłyszczała niepewność, jakby bał się, że powiedział coś złego. — Dlaczego?

— Widziałem, że przychodzisz na treningi. Wyglądasz całkiem uroczo i pomyślałem, że... no. Wiesz.

Kenma nie wiedział, ale domyślał się, dlatego pokiwał tylko głową. Odłożył ostatnią książkę na odpowiednie miejsce i pierwszy raz tamtego dnia odwrócił się w pełni do starszego.

— Zgoda. Ale nie lubię tłocznych miejsc. I głośnych. I otwartych — powiadomił, po czym ominął zaskoczonego, ale wniebowziętego Kuroo i wyszedł z biblioteki. Bibliotekarka, słysząc wymianę ich zdań, uśmiechnęła się lekko. Czyżby jej ukochany Kenma wreszcie się socjalizował?

a/n: mówcie, co chcecie, ale schemat populars (kocham barbie) x cicha myszka to taki uwu schemat, że aaaa

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro