topography || kuroken

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Koszula bruneta wylądowała na kanapie; mimo zmęczenia, starannie odłożył ją na oparcie, wygładzając jeszcze materiał, który się zawinął. Po chwili sięgnął dłońmi do paska spodni, odpinając go powoli. Przez cały ten czas złote oczy badały dokładnie jego ciało, sunęły wzdłuż linii kręgosłupa, chłonęły umięśnione barki.

— Załatwiłeś wszystko? — zapytał Kenma, odkładając na szafkę nocną pilniczek.

— Powiedzmy. — Kuroo zsunął spodnie na podłogę i niedbale odpechnął je nogą blisko kanapy. Opadł z głośnym westchnięciem na łóżko, które ugięło się pod jego ciężarem. Niemal natychmiast poczuł, jak Kenma zwinnym, kocim ruchem wygrzebuje się spod kołdry i zbliża do niego; drobne dłonie zacisnął na jego ramionach, ugniatając delikatnie spięte mięśnie. Kuroo wyciągnął szyję, mrucząc cicho z przyjemnością. — Czekam jeszcze na jeden telefon, ale raczej nie dzisiaj...

— To dobrze, odpoczniesz trochę — Kenma uśmiechnął się delikatnie. Co prawda, chciał, by jego menadżer po całym dniu odczuł choć trochę relaksu, jednak blondynowi wcale nie chodziło o to, gdy rozpoczął masaż. Uwielbiał dotykać starszego mężczyznę, badać strukturę jego ciała, twardość mięśni, szorstkość skóry. Za każdym razem, gdy to robił, odkrywał coś nowego. Pieprzyki, zadrapania zwykle wykonane jego paznokciami, czerwone ślady - pozostałości po namiętnych pocałunkach i ugryzieniach blondyna. To wszystko składało się na jasną skórę Kuroo, a szczególnie na szyję, brzuch i plecy, wręcz przysłonięte pamiątkami po upojnych nocach.

— Muszę się jeszcze umyć, a nie mam na to sił — westchnął brunet w tym samym momencie, gdy wilgotne usta Kenmy przyssały się do jego szyi. Czuł, jak ten dłońmi błądzi po jego torsie, drapie wyrzeźbiony brzuch. — Tak sobie pomyślałem... — wymruczał, gdy blondyn odsunął się nieco, by ocenić efekt swojej pracy. — Nauczysz mnie, jak się robi malinki?

Zarumienił się i odwrócił głowę, zażenowany pytaniem, bo też i było głupie i krępujące. W społeczeństwie utrwaliło się przekonanie, że mężczyzna taki jak on powinien mieć w łóżku już wszystko za sobą, łącznie z malinkami, które stanowiły zaledwie element gry wstępnej. Tymczasem on nigdy ich nie zrobił, zawsze zbywany przez niezadowolenie wypisane na twarzy Kenmy.

— Co masz na myśli? — zapytał blondyn, wstając z łóżka. Po chwili usadowił się wygodnie na kolanach swojego menadżera, który objął go ramionami w pasie. Złączył ich usta w delikatnym, pełnym pasji pocałunku; języki tańczyły razem, wirowały i ocierały się o siebie wolno.

— To, co usłyszałeś — powiedział, gdy oderwali się od siebie. Kenma wlepił w niego spojrzenie złotych oczu, niezwykle przenikliwe, hipnotyzujące. Wiedział, jaka była odpowiedź.

— Idź pod prysznic, czekam na ciebie — wyszeptał mu do ucha blondyn i w mgnieniu oka wskoczył pod koc, wracając do piłowania paznokci.

Kuroo westchnął. Niepotrzebnie pytał, w końcu blondyn był modelem, a jego ciało świętością, relikwią, które każdy musiał szanować. Niepożądane były malinki, zadrapania, ugryzienia, które mogłyby zagrozić jakości zdjęć do magazynów. Model nie wiedział jednak, że taki stan rzeczy zupełnie nie odpowiadał jego kochankowi. W końcu jak miał się czuć ten z oznaczonym ciałem, kiedy nie mógł odwdzięczyć się tym samym drugiej połówce?

Jak własność, jak rzecz. Jak zwykła dziwka.

ale Kenma go naprawdę kocha :c

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro