wild hunt || kuroken

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Myślę, że to idealne miejsce na odpoczynek - mruknął brunet, ciągnąc za wodze, by koń zaprzestał ruchu. Książę obejrzał się parokrotnie wokół siebie, ze zmarszczonym nosem uznając, że miejsce, które wybrał starszy mężczyzna ani trochę mu nie pasowało. Było tu przede wszystkim zbyt brudno, a twarda ziemia z pewnością nie rozpieszczała pleców.

- Moim zdaniem powinniśmy jechać dalej - odparł po dłużącej się chwili, jednak brunet ani myślał go słuchać. Zeskoczył zwinnie z konia i przytrzymując go za lejce, zbliżył się do wierzchowca księcia, by podać mu rękę i pomóc zejść. - Pozwól, że powtórzę...

- Nie jestem głuchy, wasza wysokość - przerwał natychmiastowo brunet, przybierając na twarz paskudny grymas. - Konie są wyczerpane, nie możemy ich męczyć, bo padną, a wtedy na pewno nie dotrzemy do miasta na czas.

Książę przewrócił oczami, jednak nie mógł się nie zgodzić. Brunet miał rację - jak zwykle - i pozostało mu tylko ująć wyciągniętą w jego stronę dłoń i zeskoczyć z wierzchowca, który pochylił łeb i zaczął skubać soczyście zieloną trawę.

- Zajmę się ogniem - poinformował brunet, gdy oba konie stały już na uboczu uwiązane do grubej gałęzi. Książę kiwnął głową i od razu, nie pytając o przyzwolenie - którego nawet nie potrzebował, a o które brunet zawsze się wykłócał - wszedł między gęste zarośla.

Przez ostatnie pięć dni mało jadł, mało pił i mało spał. Dla kogoś, kto od dziecka dni spędzał w trudnych warunkach, te nie dawały poczucia jakiejkolwiek różnicy, jednak on był inny. Potrzebował dużo snu, regularnych posiłków, a jego ciało nie było przystosowane do tak dużego wysiłku. Z cichym stękiem pomasował dolną część pleców, krocząc wśród drzew i krzewów, które z każdym jego krokiem zdawały się przerzedzać. Słyszał głos bruneta, nawołującego, by ten nie oddalał się zanadto, jednak książę nie zamierzał słuchać. Wiedział, że przez ten las płynęła rzeka i wiedział też, że nie była za daleko - szum strumienia wdzierał się do jego uszu od pewnego czasu, próbując namówić na zboczenie ze ścieżki.

Z ulgą wymalowaną na twarzy książę dostrzegł, że rzeka faktycznie tu była. Odgarnął z twarzy gałązkę, która przecięła ubrudzony policzek i niemal zerwał z ciała ubrania, które nieprzyjemnie się do niego lepiły. Pozostając w samych spodniach, opadł na kolana przy krawędzi rzęki, która płynęła spokojnie i zamoczył w chłodnej wodzie dłonie. Obmył twarz, szyję i ręce, a po chwili, uznając, że woda nie jest za zimna na kąpiel, pozbył się dolnej części stroju.

Wszedł wolno do rzeki, zanurzając się jedynie do pasa. Odpiął złotą klamrę, która uwolniła podobnego koloru włosy i pozwoliła im spłynąć na ramiona. Nabrał nieco wody w złączone dłonie i oblał nią jasne kosmyki. Nie była to co prawda gorąca kąpiel z dodatkiem olejków zapachowych przygotowywana przez służbę, jednak po tak długiej i wyczerpującej podróży nie zamierzał narzekać.

Blisko pięć minut później usłyszał za plecami szelest i trzask łamanych gałęzi. Obejrzał się przez ramię, jego spojrzenie skrzyżowało się z tym należącym do strażnika. Brunet ściągnął skórzaną rękawicę i przeczesał gęste, czarne jak noc włosy.

- Przeziębisz się - powiedział tylko, na co książę zareagował prychnięciem. Nie mógł spodziewać się czegoś innego, nawet głupiego komentarza na temat swojej urody. Znał bruneta od dziecka, znał również jego drażliwą skłonność do okazywania troski i przesady. - Nie siedź za długo i przyjdź od razu, ognisko już gotowe.

- Też powinieneś się umyć - odparł, dłońmi przecinając taflę wody, która zapluskała cicho w przyjemny dla ucha sposób. Brunet westchnął, jednak nie odpowiedział, nie zaprzeczył. Odstawił na bok wiadro, które przyniósł ze sobą, za pewne na wodę dla koni, i rozpiął kaftan. Książę uśmiechnął się z satysfakcją, słysząc, jak mężczyzna wchodzi do rzeki. Już po chwili poczuł, jak szorstkie dłonie muskają jego brzuch, a spierzchnięte wargi błądzą po szczupłej szyi. Odchylił głowę, przymykając oczy z rozkoszy. - Śmierdzisz... - wymruczał, by po chwili syknąć z bólu. Zęby bruneta przegryzły skórę, brudząc ją kropelkami krwi.

- O tobie mogę powiedzieć to samo - mruknął, przesuwając nosem wzdłuż ramienia księcia. - Jakoś nie mogę wyczuć tych cholernych cytrusów, w których wręcz się kąpiesz i których tak nienawidzę...

- Zawsze powtarzałeś, że je lubisz - powiedział książę, nadymając policzki ze złością. Postąpił kilka kroków do przodu, tym samym wyswabadzając się z uścisku bruneta. - Umyj się, ja przypilnuję ognia - dodał, by zaraz ominąć mężczyznę i wyjść z wody.

Czuł na sobie jego wzrok, wiercący dziurę w plecach, przepełniony pożądaniem i dzikim, niepohamowanym instynktem, jednak już dawno przestał się dziwić i zadawać pytania. W miarę możliwości wytarł wilgotną skórę płaszczem, otulił się nim i nasunął na stopy buty. Jeszcze raz przedarł się przez zarośla, tym razem z większym trudem i wrócił do miejsca, gdzie brunet zarządził postój. Zgodnie z jego słowami, ogień był już rozpalony. Płomień trzaskał cicho, unosząc się ku górze wraz z duszącym dymem, a palące się drewno pękało i jątrzyło go.

Nieopodal, pomiędzy ogniskiem a końmi, które parskały raz po raz, leżała skórzana torba z wyszytym na niej królewskim znakiem. Podszedł do niej i ukucnął, by wyjąć ze środka czyste ubrania na zmianę. Uśmiechnął się lekko, wszak zostały kupione przez bruneta, który nawet nie zapytał go o rozmiar. Po prostu wiedział.

Spokojnie ubrał się i ostatecznie usiadł przy ognisku na płaszczu, który rozrzucił na ziemi. Wyciągnął dłonie w stronę płomieni, czując przyjemne ciepło. Zaburczało mu w brzuchu, na tyle głośno, żeby konie uniosły łby, zaniepokojone dziwnym odgłosem. Jeszcze raz podczołgał się do torby i wyjął z niej średniej wielkości zawiniątko - dwa nieduże bochenki chleba i obeschły ser. Westchnął cicho, w zamku jadał sto razy lepiej, a tymczasem to musiało wystarczyć i jemu i Kuroo, który bezgłośnie wyłonił się z zarośli.

- Mam nadzieję, że nie zamierzałeś zjeść mojej porcji - powiedział, zatrzymując się przy koniach. Jednemu podstawił pod nogi wiadro, by zwierzę mogło łapczywie zanurzyć w nim pysk. Poklepał je po wyciągniętej szyi i opadł tuż obok księcia. Miał na sobie te same ubrania, Kenma nie dostrzegł w torbie innych, zastępczych, co oznaczało, że brunet niczego sobie nie kupił.

Wyciągnął w jego stronę bochenek chleba i ser.

- Zjedz wszystko - mruknął, pakując do ust swoją część pieczywa. Nie otrzymał odpowiedzi, jedynie lekki uśmiech, co wypełniło jego wnętrze ciepłem. W ciszy zjedli swój posiłek, po którym Kuroo wstał i poszedł drugi raz napełnić wiadro. Zrobił tak kilka razy, aż konie nie ruszyły nawet kropli wody, dając mu znak, że napiły się wystarczająco.

Noc nadeszła wyjątkowo szybko, okrywając nieprzeniknioną ciemnością wszystko, co znajdowało się wystarczająco daleko od ogniska. Książę ziewnął szeroko, nawet nie kwapiąc się, by zasłonić usta dłonią tak, jak na wysoko postawioną osobę przystało. Podróż, jaka go zastała, sprawiła, że na dobre wyzbył się niektórych zachowań, za co zapewne zostanie skarcony przez matkę i jego osobistego doradcę.

Kuroo dorzucił kilka gałązek do ognia, również ziewając, jednak, w przeciwieństwie do blondyna, nie mógł przymknąć oczu. Musiał czuwać całą noc, na wypadek, gdyby ktoś niepożądany, na ten przykład wilki, zbliżył się do nich.

Książę za to z utęsknieniem wypisanym na twarzy rozciągnął się na płaszczu i trzymając głowę na kolanach bruneta, zasnął po kilku chwilach. Mężczyzna z delikatnym uśmiechem przeczesywał jego mokre, splątane włosy, co rusz dorzucając drzewo do ognia, by ten nie zmniejszył się.

Czekała go długa noc. Noc wypełniona zmęczeniem, bólem głowy i być może omdleniami. Noc, jedna z wielu, które dzieliły go od bezpieczeństwa księcia.

Nie pytajcie, co to jest. Po prostu złapałam fazę i ochotę na napisanie czegoś utrzymanego w tym stylu i proszę~

Nie doszukujcie się tu niczego, żadnej zapowiedzi. Pisałam wszystko na bieżąco, nie wiem, dlaczego Kuroo i Kenma podróżują ani gdzie, nie wiem też, dlaczego Kenma, jako książę, jest chroniony tylko przez jedną osobę. Być może reszta z wiernego i dzielnego orszaku zginęła, a Kuroo, jako ten tru laff, przeżył, kto wie...

Pozostało mi tylko życzyć wszystkim wesołych Świąt, wypełnionych zdrowiem, szczęściem i miłą atmosferą w trakcie siedzenia orzy jednym stole z rodziną! ❤ 🐥🐤🐣 ❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro