Rozdział 1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng



- Wstawać łajzy! - usłyszałem głośny krzyk.

Jak na zawołanie wszyscy zaczęli wstawać ze swoich łóżek i biegać po pomieszczeniu. Każdy nałożył na siebie ubrania i ścielił łóżko. Wszyscy z wyjątkiem mnie. Ja ponownie opadłem na poduszkę i głośno westchnąłem. Dłońmi przeczesałem swoje brązowe, kręcące się włosy i spojrzałem w sufit. Za jakie grzechy ja tutaj trafiłem?


- Musisz w końcu  nauczyć się szanować pieniądze, Harry. - powiedział mężczyzna.

- Dlaczego nie mogę kupić tego samochodu? - spytałem oburzony.

Dlaczego ja, Harry Styles nie mogłem mieć tego co najlepsze? To tylko zwykły samochód...

- Jest za drogi, mój synu... - westchnął mężczyzna i usiadł w fotelu.

- To tylko trzysta tysięcy pieprzonych funtów!  - krzyknąłem zmęczony jego uporem.

- Harold! - podniósł głos. - Nie zapominaj, że jestem twoim ojcem. Powinieneś nauczyć się szacunku do pieniędzy. Jeśli chcesz je wydawać, musisz je zarobić.

- Po co mam pracować, skoro przejmę twoją firmę za kilka lat? Do tego czasu starczy nam pieniędzy! - warknąłem. - Potrzebuję tego samochodu!

- Potrzebujesz lekcji pokory i szacunku, ostatnio pan Horan opowiadał mi o pewnym miejscu, gdzie wysłał Niall'a. Myślę, że ci się spodoba...


I tak oto wylądowałem w jakimś przegniłym, zagrzybionym baraku, czy tam domku, nie wiem jak to nazwać. Wspaniale! Nic, tylko się cieszyć! Obecnie znajdowałem się na terenie wojskowym. Czy miałem wybór? Oczywiście, że nie. Jeśli bym się tu nie zjawił, ojciec pozbawiłby mnie kart kredytowych oraz nie przepisałby na mnie swojej firmy. Muszę tylko wytrzymać tu kilka długich miesięcy. Nie wiem jak ja tu wytrzymam... Przeklęty Des!

- A tobie trzeba wysłać specjalne zaproszenie, księżniczko?! - usłyszałem nad swoim uchem.

Po chwili zostałem zepchnięty z łóżka. Teraz żałowałem, że spałem na górnym łóżku. Lądowanie nie było miłe ani przyjemne. Rozejrzałem się w około. Nikogo już nie było, oprócz tego gościa. Nade mną stał mężczyzna ubrany w mundur. Miał szpetną mordę, na której chyba przez całe życie widniał grymas niezadowolenia. Groźnie na mnie łypał spojrzeniem, myślałem, że rzuci się na mnie w celu rozszarpania. Co ja mu takiego zrobiłem? Zabiłem mu matkę, czy jak? Ukradłem jego patelnię?

Podniosłem się z podłogi i zacząłem od pościelenia łóżka, bez tego bym nie wyszedł. Po co tak w ogóle  ścielić łóżko, skoro za kilka godzin będę musiał iść spać? Strata czasu i energii... Nie mają od tego ludzi? Mogli by kogoś zatrudnić za pokojówkę, czy kogoś takiego...

- Styles! Wszyscy na ciebie czekają! Przez ciebie oberwie cały zespół! - wydarł się ponownie.

Szybko nałożyłem na siebie spodnie moro. Sięgnąłem po czarne, lśniące buty typy gromy i nałożyłem je na nogi. Z nimi zeszło mi się najdłużej. Zanim zdążyłem założyć na siebie górną część garderoby, zostałem wypchnięty z budynku. Ja nie szedłem... ja biegłem! Facet za mną cały czas mnie poganiał i darł gębę, przy okazji mnie nieźle opluwając.

W końcu dotarliśmy do grupki osób. Wszyscy w szeregu, ubrani w takie same stroje, robili pompki. Po niektórych widać było, że to były granice ich możliwości. Z rudowłosego chłopaka aż spływał pot. Po co się tak przemęczali? Mnie na dziś wystarczy ten bieg. Ile wysiłku mnie on kosztował...

- Jak miło, że raczył pan, panie Styles nas odwiedzić. - odezwał się starszy mężczyzna z wąsem i czapce z daszkiem na głowie. - Już miałem wysyłać po pana samochód.

- Następnym razem niech przyjedzie punktualnie. - powiedziałem. Co za brak zorganizowania...

Usłyszałem jak ktoś parsknął śmiechem, szybko odszukałem tą osobę. Przeniosłem swoje spojrzenie na postać stojącą obok mężczyzny. Był to niewiele starszy ode mnie chłopak. Stał wyprostowany z rękami złączonymi z tyłu. Na twarzy gościł szeroki uśmiech. Jego niebieskie oczy błyszczały. Piękny. Był nieziemsko przystojny. Zastanawiałem się, co robi w takim miejscu. Może jego też ktoś zmusił do pobytu tutaj. Bo co robiłby tu tak niesamowity chłopak?

- Na ziemię Styles! - usłyszałem nieprzyjemny krzyk.

Coś czułem, że do końca dnia będę głuchy. Te krzyki były nie do zniesienia. Po co się tak wydzierał? Miał głuchą niańkę? A może ma kompleks wyższości? Zmierzyłem go pogardliwym spojrzeniem. Jeśli on myślał, że padnę na tą brudną ziemię, to był w błędzie. Jeszcze nie jadłem śniadania ani nie wypiłem porannej kawy, nie mówiąc już o wzięciu kąpieli... Było tu bardzo gorąco, chyba słyszeli o czymś takim jak higiena osobista? 

Zapinałem właśnie guziki swojej koszuli. Mojej uwadze nie umknął fakt, że  niebieskooki ciągle mi się przygląda. Czyżby tak reagował na moją odsłoniętą klatkę piersiową? Podoba mu się? Uśmiechnąłem się lekko pod nosem. Skończyłem zapinać ostatni guzik, kiedy czyjeś grube łapska pchnęły mnie na ziemię. Wylądowałem twarzą w piachu. W powietrzu czułem nieprzyjemny kurz. To są nieludzkie warunki! Gdzie obrońcy praw człowieka?! Jak można się tak znęcać nad innymi?

- Skoro już wszyscy dołączyliście, możemy zaczynać... - przemówił wąsaty mężczyzna. - Jestem generał Turner, a to jest porucznik Tomlinson. To on będzie zajmował się wami przez ten czas. W końcu ktoś zrobi z was prawdziwych mężczyzn. Będziecie błagać o powrót do mamusi, ale nikt nie opuści tego terenu aż do końca szkolenia!

Patrzyłem się uważnie na swojego porucznika. Był naprawdę bardzo młody, jak mógł tak szybko dorobić się takiego awansu? Zamiast marnować sobie tu życia, powinien się bawić, czerpać z życia jak najwięcej. Co z nim nie tak?

- Powstań! - odezwał się po chwili szatyn. Głos również miał zniewalający. Chodzący ideał. Muszę go mieć! - Baczność!

Pewna część ciała już stoi na baczność, poruczniku... Od samego jego głosu czuję ciarki na plecach. Może pobyt tutaj nie okaże się piekłem, a rajem na ziemi? Z komuś takim jak niebieskooki to jak najbardziej możliwe.

- Styles, wystąp! - rozkazał.

Popatrzyłem się po wszystkich zebranych. Każdy mi się przyglądał. Zrobiłem krok do przodu. O co mu chodziło? Zrobiłem coś źle?

- Na ziemie i sto! - rozkazał.

- Sto? Czego? - spytałem mało inteligentnie.

- Dwieście! Pompek. - dodał już nieco ciszej.

- Po moim trupie... - warknąłem, krzyżując z nim spojrzenie.

- Coś mówiłeś? - spytał i uśmiechnął się szeroko z wyższością.

- Tak, jest poruczniku! - zacisnąłem zęby, by czegoś za dużo nie powiedzieć.

Pieprz się Tomlinson - pomyślałem i ponownie padłem na ziemię. Ledwo dźwignąłem się na rękach. Co to za średniowieczne tortury? Zejdzie mi się z tym do jutra! Skoro tak bardzo chce, to zobaczymy kto dłużej wytrzyma, mnie się nie śpieszy. A byłem dopiero przy drugiej pompce, gdy nie miałem już siły. Niech ktoś skróci moje męki i zastrzeli mnie na miejscu...


✜✜✜✜✜✜✜✜✜✜✜✜✜✜✜✜✜✜✜✜✜✜✜✜✜✜✜✜✜✜✜✜

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro