.1.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Syriusza obudził dźwięk z telefonu imitujący starodawny budzik. Rzucił niego poduszką, ale to nie przyniosło żadnych efektów poza małym zagłuszeniem dźwięku.

- Syriusz!

Wołanie rozległo się z dołu. Wygramolił się z łóżka i szybko wyłączył telefon leżący na środku pokoju. Sam zastanawiał się dlaczego go tam zostawił.
Poszedł do łazienki i przejrzał się w lustrze. Skrzywił się. Mógł tego jednak nie robić.

Jak mówił nie poszedł na rozpoczęcie. Przeleżał cały dzień myśląc o tym, że już jutro wróci do tej okropnie nudnej szkoły. Szczerze mówiąc w szkole nie był jakiś bardzo lubiany. Miał Jamesa, z którym głównie się trzymał. Kojarzył kilku uczniów ze swojej i równoległej klasy i tyle. Ludzie raczej widząc jak wygląda go omijali.

Dlatego nie miał dużych powodów, żeby wracać do szkoły gdzie codziennie musi narazić się na okropne promienie słoneczne.

Znowu rozległ się dzwonek telefonu i już miał rzucić nim o ścianę, ale na wyświetlaczu nie było napisane budzik, a Potter.

- Halo?

- Będziesz dzisiaj?

- Nie mam wyboru. Matka kazała. Właśnie woła mnie na dół, nie dzwoń do mnie rano.

Rozłączył się i przeczesał włosy dłonią. Mama już dawno temu kazała mu je ściąć, ale nie był chętny do gonienia po fryzjerach. Były może troszkę za długie, ale jemu to nie przeszkadzało. Lubił związywać swoje czarne loki w kitkę, a potem wsadzać w nie papierosy.

Przejechał niezdarnie czarną kredką po oczach i uśmiechnął się sam do siebie.  Wiedział, że w wielu nauczycielach wywołuje to zdenerwowanie i o to mu właśnie chodziło.

Zszedł leniwie na dół.

- Wołałam cię.

- Tak słyszałem. Jestem.

- Czy ty się znowu malujesz?

Wypuścił z siebie powietrze ze świstem i odwrócił się do niej przodem.

- Tak.

Machnęła ręką kładąc na stole miskę z płatkami.
Syriusz często jej dogryzał chociaż starał się tego nie robić w bardzo niemiły sposób. Wiedział, że mama i tak ma już na głowie jego młodszego brata. Regulus był jego przeciwieństwem, ale to nie oznaczało, że bym łatwym dzieckiem.

Jego gorsza kopia siedziała przy stole od dawna. Ubrany był w idealnie wyprasowaną, czarną koszulę jakby szedł na spotkanie z prezydentem.

- Nareszcie.

- Radzę ci być cicho.

To nie tak, że nienawidził brata, bo w głębi gdzieś tam nawet go kochał. Ale nie zamierzał bez powodu tego okazywać.

Zjadł wszystko co było na stole i wstawił do zlewu. Umyje po szkole.

Wziął szybko stary, czarny plecak z mnóstwem naszywek i wybiegł z domu krzycząc na cały głos ‚do zobaczenia' i głaskając starego kota przy progu. Wrzesień był jeszcze bardzo ciepłym miesiącem. Założył tylko cienką, czarną bluzę z kapturem. Wystarczało.

Do szkoły wszedł z niemałym obrzydzeniem nasuwając kaptur bardziej na oczy. Korytarze były bardzo jasne i przestrzenne. Ludzie naładowani energią wakacyjną. I tylko on, po dwóch kawach nadal ledwo żyjący, cały na czarno, zniesmaczony Syriusz Black.

Poszedł do swojej szafki, zabrał z niej kluczyk leżący w środku jak to zawsze na początku roku i podszedł do tablicy korkowej.

Wyszukał palcem swój plan. Matematyka. Świetnie. Bo najlepiej jest zacząć tydzień zdradzieckimi cyferkami.
Skierował się pod salę. Do dzwonka zostało kilka minut, nie było sensu iść nigdzie indziej.

- Black, żyjesz?- James podszedł i zaciągnął mu kaptur aż pod brodę.

- Nie. Umarłem cztery lata temu. A ty?

- Mamy nowego od matmy. Więc chyba postanawiam wstać z grobu.

- Co?- Syriusz jako ten który ledwo zdał z tego przedmiotu przez poprzedniego, czepialskiego nauczyciela zaciekawił się tym tematem.- Ale tamten po prostu umarł czy jeszcze wróci?

- Nie wiem- James zaśmiał się odgarniając loki do tyłu.- Ale może uda ci się zdać kolego.

- Byłoby miło nie powtarzać roku.

Rozległ się dzwonek i nagle chmary uczniów rzuciło się do swoich klas. Chłopcy również wstali i weszli do sali matematycznej.

- Co to ma być!- Podbiegł do ostatniej, niegdyś jego ławki, która teraz była zajmowana przez jakiegoś chłopaka o wyraźnie zadowolonym wyrazie twarzy.

- Nowy rok nowy ja.

- To gadka na grudzień debilu. Mamy wrzesień i ciebie w mojej ławce.

Chłopak położył nogi na ławce opierając się wygodnie o krzesło.

- Zrobiłem ci przysługę. Może jak siądziesz bliżej tablicy to w końcu zdasz bez poprawek.

- Pożałujesz tego Snape- Krzyknął na całą salę pokazując chłopakowi środkowy palec.

Potter pociągnął go za ramię ratując z kolejnych opałów.

- Nie warto Black. To idioci, Snape też. Zostaw ich.

- Zajęli moje miejsce.

- Moje też. Ale już odpuść.

Zaciągnął przyjaciela do wspólnej ławki w drugim rzędzie przy oknie. Syriusz ułożył się zakładając ręce na piersi. Wyglądałby nawet groźnie gdyby nie paprotka opadająca mu na oczy z parapetu.

W końcu drzwi sali się zamknęły i wszedł do nich nauczyciel.

- Dzień dobry. Część z was zdążyła już poznać mnie na apelu, ale wypadałoby się jeszcze poprawnie przedstawić.

Syriusz skądś znał ten głos.

Odwrócił się zdejmując kaptur spotykając się z Remusem wzrokiem. Zaniemówił wpatrując się w niego. Sam nie wiedział co ma robić.
Nauczyciel zatrzymał się w bezruchu. Kilka osób zdażyło zauważyć, że wpatrują się w siebie bez opamiętania. Remus odchrząknął i spuścił wzrok.

- Więc... Lupin. Znaczy Remus Lupin. Zmiana nauczyciela w ostatniej klasie pewnie nie jest wam na rękę, ale...

- Przepraszam czy mogę do toalety?-  Syriusz wystrzelił rękę w górę wchodząc mu w zdanie. Wcale nie brzmiało to jak pytanie, a prędzej rozkaz.

Remus usiadł w miękkim fotelu przy biurku i podparł się ręką.

- Tak. Tak, możesz.

Black podniósł się i niemal wybiegł w kierunku wyjścia. Pobiegł do toalety zamykając za sobą drzwi, a potem oparł się o umywalkę i spojrzał w lustro. Zauważył ogromne czerwone wypieki i zdziwiłby się gdyby ktoś inny nie zauważył. Jest głupi, tak bardzo głupi, że nie uznał dwa dni wcześniej chłopaka za podejrzanego. Wyglądał na starszego, ale nie aż tak.

Przemył twarz zimną wodą. Był wtedy pijany i głupi. Przecież się nie całowali, to tylko cmoknięcie. Przecież to się zdarza po pijaku prawda?

Przecież to nic nie znaczy.

Wcale nie całował się wcześniej z gościem który teraz będę uczył go przy tablicy jak rozwiązywać równania.
Poza tym Remus obiecał wtedy, że nikomu nie powie i ma zapomnieć. Uspokoił nieco oddech i zaczął stąpać z nogi na nogę.

To był głupi jednorazowy wybryk i to się nie powtórzy. Popatrzył na zegarek. Siedział tu już całe dziesięć minut. Trochę za długo. Wiedział, że musi się ogarnąć i wrócić. I siedzieć w klasie z tym samym chłopakiem co wtedy gdy byli sami, w domu jednego z bogatych dzieciaków na jednej z imprez.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro