Rozdział 19

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Theodore

Liv nic mi nie odpisała, a robiła to zawsze. Ponad godzinę temu napisałem do niej wiadomość, w której znów żaliłem się jak za nią tęsknie, a ona wciąż nie dała znaku życia. Zazwyczaj odpisywała od razu, czasami zdarzało się, że odpisywała nieco później, bo nie miała przy sobie telefonu, czy padła jej bateria. Chociaż po tym, jak wpadłem do niej, bo nie odpisywała mi przez parę godzin, uprzedzała mnie, gdy szła spać, pisała sprawdzian, czy miało przytrafić się jej coś, przez co miała mi nie odpisać. Teraz jednak zaczynałem się martwić, bo ostatnia wiadomość była informacją, że wróciła ze szkoły, a to było niemal cztery godziny temu.

- Możesz sprawdzić, gdzie jest Liv? – bez pukania wparowałem do pokoju Deidry i niemal od razu tego pożałowałem, widząc moich przyjaciół znów całkiem nagich.

- Serio, Xan? Przeszkadzasz, jakbyś nie widział. – Vernon nawet nie zamierzał podrywać się spomiędzy ud mulatki.

- Coś się stało? – Weaver spojrzała na mnie zamglonymi oczami.

- Nie odpisała mi, a ostatnią wiadomość przysłała ponad trzy godziny temu. Martwię się. – odpowiedziałem niespokojny, patrząc na twarz przyjaciółki.

- Ostatnim razem...

- Poczekaj, Vern. – dziewczyna odsunęła od siebie wilkołaka, przymykając powieki. – Jest w lesie. – odezwała się po chwili.

- Jak to w lesie?

- No w lesie, między drzewami i grzybami. Czego nie zrozumiałeś? – niecierpliwił się Vern.

- Liv nie chodzi do lasu odkąd... - coś musiało się stać. – Jadę do niej. – wybiegłem z pokoju mulatki, kierując się do garażu.

- Mamy iść z tobą? – usłyszałem jeszcze pytanie Deidry.

- Nie, dam wam znać, jak coś będzie nie tak. – zapewniłem, wyjeżdżając z garażu.

Nie minęło pięć minut, jak zaparkowałem przed domem dziewczyny. Złamałem chyba wszystkie przepisy drogowe, ale teraz najważniejsze było bezpieczeństwo Liv. Bałem się tym bardziej, że dochodziła osiemnasta, a na zewnątrz było już niemal całkowicie ciemno.

Wyszedłem z samochodu i skupiłem się na odgłosach. W domu była tylko Ewa, a po biciu jej serca mogłem stwierdzić, że jest niespokojna i przerażona. To zaniepokoiło mnie jeszcze bardziej. Dziadkowie Liv mieli wrócić z pracy jakoś teraz, ale wolałem znaleźć dziewczynę, nim zaczną się martwić. Nie wiedziałem, czy Ewa cokolwiek im mówiła, dlaczego była taka nerwowa? Odepchnąłem te myśli i skupiłem się na dalszych odgłosach. Po kilku minutach prócz rozmów z domów i odgłosów zwierząt udało mi się rozpoznać głos ukochanej.

Biegiem ruszyłem w jej stronę, bojąc się, bo nie była sama. Towarzyszył jej mężczyzna. Nie miałem pojęcia, czy go znała i czy była z nim bezpieczna, ale wciąż przebywali w lesie. Wybrałem drogę na skróty, rezygnując z zarośniętej ścieżki i z łatwością przedzierałem się między drzewami.

– Więc możesz mówić co chcesz, ale w życiu w to nie uwierzę. – byłem już blisko, gdy gałąź pękła pod moimi stopami.

- Życie zaskakuje, a...

- Oliwia? – wkroczyłem na ścieżkę, z ulgą dostrzegając przed sobą dziewczynę. – Ojcze, myślałem że coś ci się stało. – zbliżyłem się do blondynki, obejmując dłońmi jej twarz. Nie widziałem żadnych ran, nie czułem krwi. Miałem nadzieję, że nikt jej nie skrzywdził. – Nic ci nie jest?

- Nie. – Liv pokręciła głową, łapiąc moją dłoń. – Skąd wiedziałeś, że tu będę? – patrzyła na mnie z ciekawością.

Spojrzałem kątem oka na mężczyznę za dziewczyną, ale pohamowałem swoje emocje, nie chcąc aby Liv zaczęła coś podejrzewać. Znałem go, ale nie miałem pojęcia, z jakiego powodu miałby być przy Liv.

- Nie było cię w domu, a mieliśmy się spotkać. Martwiłem się, a pierwsze co przyszło mi do głowy to las. – odpowiedziałem, udając że nie wiem, że nasz towarzysz jest wampirem. – Dlaczego tu przyszłaś? Myślałem, że...

Nie wiedziałem, czy Liv zdawała sobie z sprawę z natury mężczyzny, ale póki co lepiej dla niej, by nie wiedziała, w jakim niebezpieczeństwie się znalazła. Nie miałem pojęcia, do czego zdolny był Tomasz i w jakim celu tu był.

- Pokłóciłam się z Ewą. Działałam pochopnie. – wzruszyła ramionami. – Och, wybaczcie. – westchnęła, odsuwając się nieco na bok. – Theo, poznaj Thomasa. To chłopak Ewy. – uśmiechnęła się lekko, wskazując mężczyznę, który wyciągnął w moją stronę rękę, posyłając wyzywające spojrzenie, którego w ciemności Liv nie była w stanie dostrzec. Nie wiem, w co grał, ale skoro zamierzał udawać, że się nie znamy... Być może tak było lepiej, ale co jeszcze ukrywał? Dlaczego wrócił po tylu latach i znów zbliżył się do Ewy? - A to mój chłopak, Theodore. – przedstawiła mnie, więc uścisnąłem dłoń szatyna.

- Miło mi cię poznać, dużo o tobie słyszałem. – odezwał się, nie odrywając ode mnie oczu, w których migały niebezpieczne iskry.

- Doprawdy? Ja o tobie jeszcze nic. – wzruszyłem ramionami, przechylając głowę lekko w bok.

Nie bałem się i nie zamierzałem, ale on zdecydowanie powinien bać się mnie, a tego nie robił. Byłem jego władcą i stworzycielem, a on właśnie igrał z losem.

- Tom znalazł mnie w idealnym momencie, bo powoli zaczynałam się bać. – wtrąciła Liv, przerywając ciężką ciszę, która zapadła po moich słowach. – Pochodzi z Prószna, może nawet jesteście sąsiadami? – złapała moją dłoń, przytulając się do mojego ramienia.

Boże, dopiero teraz zauważyłem, że na stopach miała przemoczone rosą pluszowe kapcie. Musiało być jej zimno, zwłaszcza, że marzec nie rozpieszczał nas wysoką temperaturą.

- Nie sądzę. Nie spotkaliśmy się, inaczej bym go rozpoznał. – Dyduch zwrócił się do Liv, która skinęła głową.

- Wracajmy do domu. – zaproponowałem i nie czekając na reakcję dziewczyny, wziąłem ją na ręce jak pannę młodą.

- Co...

- Masz przemoczone kapcie. – zauważyłem, uciszając dziewczynę, która z piskiem złapała się mojej szyi. – Nie zimno ci w stopy?

- Troszkę. – zaśmiała się cicho, a na jej policzkach wykwitły rumieńce. – Na szczęście ty jesteś gorący. – wyszeptała mi do ucha, nie wiedząc, że mężczyzna za nami słyszy każde jej słowo.

- Czy ty ze mną flirtujesz? – odpowiedziałem jej równie cicho.

- Być może. – uśmiechnęła się uroczo, składając pocałunek na mojej brodzie.

Pokręciłem głową z uśmiechem, pokonując drogę między drzewami. Liv wtuliła się we mnie, opierając głowę na mojej piersi, a ja z przyjemnością trzymałem ją blisko siebie. Żadne z nas nie odezwało się więcej przez te kilkadziesiąt minut, w których pokonaliśmy drogę z lasu do domu dziewczyny. Czułem na plecach palące spojrzenie Dyducha i słyszałem myśli, w których wyklinał mnie od najgorszych, ale z jakiegoś powodu nie byłem w stanie wejść głębiej. Tak, jakby coś go przede mną chroniło. Coś, albo ktoś...

- Zostaniesz ze mną? – ciche pytanie Liv wyrwało mnie z zamyślenia. – Chcę uniknąć rozmowy z Ewą.

- Oczywiście. – zapewniłem, składając pocałunek na jej czole.

Thomas bez słowa otworzył drzwi domu Kruczków, wpuszczając nas do środka, a sam wszedł za nami. Postawiłem Liv na podłodze, gdzie zdjęła kurtkę i mokre kapcie. Ja również zdjąłem obuwie, a płaszcz odwiesiłem na wieszaku. Thomas zrobił podobnie.

- Dziękuję, że mnie znalazłeś. – Liv posłała lekki uśmiech do szatyna, nim wyszliśmy z ganku. Mężczyzna jedynie skinął głową, odwzajemniając jej uśmiech.

- Liv, kwiatuszku, nic ci nie jest? – z kuchni wybiegli dziadkowie dziewczyny. – Ewa mówiła, że się pokłóciłyście i wybiegłaś z domu, a...

- Nic mi nie jest, babciu. – zapewniła dziewczyna, wydostając się z uścisku starszej kobiety. – Nie jestem małym dzieckiem, nie zgubiłabym się. Poza tym Thomas i Theodore mnie znaleźli.

- Całe szczęście. – Kacper pokręcił głową, załamany zachowaniem wnuczki.

- Dziękuję. – babcia Kruczek uścisnęła moją dłoń, uśmiechając się wdzięcznie, co skomentowałem lekkim uśmiechem i skinieniem głowy, a potem przeniosła swój wzrok na drugiego mężczyznę. – A my się chyba jeszcze nie znamy.

- Och, tak. – westchnął, uśmiechając się lekko. – Nazywam się Thomas Dixon, jestem...

A więc pod takimi danymi się ukrywał.

- To mój chłopak, mamo. – dopiero teraz zauważyłem Ewę, która zeszła do nas ze schodów i stanęła obok szatyna. – Spotykamy się od miesiąca.

Ta wiadomość spowodowała ciszę. Zofia Kruczek z zaskoczeniem spojrzała na swojego męża, który równie zdziwiony patrzył to na Ewę, to na Dyducha. Liv złapała mnie za rękę, ciągnąc w stronę schodów. Kątem oka widziałem, jak Ewa na nią patrzy, ale nikt nie śmiał przerwać tej dziwnej ciszy.

- Och, w takim razie miło nam cię poznać. – odezwała się w końcu najstarsza Kruczek, odchrząkując lekko.

- Państwo również. – odpowiedział towarzysz Ewy, a Liv uparcie wspinała się po schodach.

- Nie spotkaliśmy się wcześniej? Wyglądasz znajomo. – wtrącił dziadek dziewczyny, sprawiając że Liv zamarła. Odwróciła się w ich stronę, czekając na odpowiedź, a ja nie potrafiłem rozgryźć jej nagłego zainteresowania.

- Może kojarzy pan moich rodziców. – wzruszył ramionami. - Stanisław i Maria Dyduch, mieszkali w Prósznie.

- Och, tak. Dobrze znałem Staszka. – Kacper uśmiechnął się lekko. – Przykro mi, słyszałem o ich wypadku.

- Już się z tym pogodziłem, ale przez to wyjechałem do Anglii.

Nie odważył się wspomnieć, że to on ich zabił? Pamiętałem tamten dzień i w myślach dziadków Oliwii również pojawiły się wspomnienia wiadomości, w których nagłaśniali o morderstwie małżeństwa. Dyduch postarał się, by nikt nie poznał prawdy i po tym, jak wyssał krew własnych rodziców, podpalił dom. Do dzisiaj nikt nie dowiedział się, co za potwór zrobił coś takiego, ale po latach sprawa ucichła i już niemal nikt o tym nie pamiętał.

Ocknąłem się, gdy Liv wznowiła swą podróż po schodach, widocznie nie zainteresowana dalszym tematem rozmów dziadków. Wszedłem za nią do jej pokoju i w ciszy patrzyłem, jak zamyka drzwi na klucz. Bez słowa przytuliłem ją do siebie, gdy podeszła do mnie i objęła w pasie, wtulając się w moją pierś.

- Co się stało? O co poszło z Ewą? – spytałem po chwili ciszy, martwiąc się o emocjonalny stan dziewczyny.

Obiecałem, że nie będę czytał jej w myślach, więc chciałem, aby sama wszystko mi opowiedziała. Poza tym, naszyjnik nieco mi to uniemożliwiał. Teraz Liv musiała nauczyć się przekazywać mi swoje myśli, bo mogło okazać się to całkiem pomocne. Zwłaszcza, że dzięki temu ja również mógłbym odpowiadać jej tym samym.

- Porównała cię do mojego ojca. – wyznała dziewczyna. – Nie wytrzymałam, gdy kolejny raz oskarżała cię o najgorsze. Przecież nic jej nie zrobiłeś, a ona nawet cię nie zna. – zauważyła, patrząc na mnie z dołu.

- Czasami ma się takie osoby, których od początku się nie lubi. – wzruszyłem ramionami, nie chcąc jej okłamywać, ale jednocześnie bałem się powiedzieć jej prawdę. Wolałem więc ją przemilczeć. Na razie.

Oliwia westchnęła, odsuwając się ode mnie. Usiadła na kraju łóżka, ale zaraz się na nim położyła, patrząc w sufit. Zająłem miejsce obok niej, opierając się na łokciu, by móc na nią patrzeć.

– Pierwszy raz udało mi się dowiedzieć czegokolwiek o moim ojcu. – wyznała po chwili. – Podejrzewałam nawet, że może być nim Thomas, ale Ewa zaprzeczyła. – zaśmiała się bez emocji.

Odgarnąłem włosy z jej twarzy. Nie miała pojęcia, jak blisko prawdy była.

- Chciałabym go spytać, czy naprawdę to ja byłam powodem, przez który nas zostawił. – dodała po chwili Liv, a w jej oczach zabłyszczały łzy. - Czy aż tak bardzo mnie nie chciał...

Pękało mi serce, gdy widziałem taki ból na jej twarzy, gdy słyszałem udrękę w jej głosie. Jej rozpacz bolała mnie jeszcze bardziej, bo częściowo to ja przyczyniłem się do ich nieszczęścia.

- Spójrz na mnie, skarbie. – ułożyłem dłoń na jej rozgrzanym policzku, zmuszając aby spojrzała w moją stronę. – Nie możesz tak o sobie myśleć. Jesteś wspaniała, a to, że twój ojciec nie chciał cię poznać to tylko i wyłącznie jego wina. – otarłem łzy z jej twarzy.

- Ale chciałabym od niego usłyszeć jakiekolwiek wyjaśnienia. – wyznała, ocierając łzy z kącików oczu. – Dowiedzieć się, czy żałuje, że nie było go z nami.

- Być może jeszcze kiedyś będziesz miała taką szansę. – próbowałem ją pocieszyć. – Może dane będzie wam się spotkać. Nie trać nadziei, skarbie.

Liv uśmiechnęła się lekko i pokiwała głową, obracając się na bok, by być twarzą do mnie. Przez chwilę po prostu na mnie patrzyła, zupełnie jakby chciała zapamiętać na zawsze moją twarz, a potem przysunęła się bliżej i wtuliła we mnie. Od razu objąłem ją w talii, przyciągając jeszcze bliżej. Obróciłem się na plecy, wciągając jej drobne ciało na swoje. Kruczek zaśmiała się cicho, unosząc lekko głowę.

- Dziękuję, że jesteś. – wyszeptała, patrząc mi prosto w oczy.

- Nie masz pojęcia, jak bardzo się cieszę, że mogę przy tobie być. – wyznałem, odgarniając z jej twarzy zbłąkane kosmyki.

Oliwia uśmiechnęła się lekko i pochyliła ku mnie, składając krótki pocałunek na mych ustach. Wykrzywiłem się, udając niezadowolonego, bo ta pieszczota trwała zdecydowanie zbyt krótko. Blondynka pokręciła głową na moje zachowanie, ale zbliżyła się ponownie, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku.

- Na jak długo ostatecznie lecimy? – spytała po chwili, gdy z trudem pozwoliłem jej przerwać pocałunek. – Nie wiem, co mam spakować.

- Kreację na bal kupimy na miejscu. – puściłem jej oczko i ułożyłem palec na jej ustach, nim zdążyłaby zaprzeczyć. – Wyruszymy w środę wieczorem i wracamy w poniedziałek po południu, żebyś nie miała więcej nieobecności w szkole z mojego powodu.

- To żade... - oboje spojrzeliśmy na telefon dziewczyny, gdy ten wydał trzy jednakowe powiadomienia.

Liv wyprostowała się, siadając na moich udach. Również podniosłem się do siadu i sięgnąłem po urządzenie, spoczywające na szafce nocnej. Widząc nieznany numer spodziewałem się najgorszego. Część mnie nie chciała niepokoić dziewczyny nowymi groźbami, ale nie byłbym w stanie przed nią tego ukryć. Obiecałem, że nie będziemy mieć przed sobą żadnych tajemnic.

- Kto pisze? – Liv wyciągnęła w moją stronę dłoń, więc podałem jej smartfona.

Po jej minie byłem w stanie stwierdzić, że podejrzewała, kto mógł być nadawcą wiadomości. Mało kto w tych czasach wysyłał zwykłe wiadomości. Większość porozumiewała się przez media społecznościowe. Kruczek zakryła usta dłonią, ze strachem wpatrując się w ekran telefonu. Oddała mi urządzenie, jakby parzyło i mocno się we mnie wtuliła, a ja patrzyłem na wiadomość.

„Boisz się?"

Pod tym zdjęcie wykonane w lesie, które przedstawiało mnie tulącego do siebie Liv, zaraz po tym jak ją znalazłem, i Tomasza, który stał obok nas. Zaraz pod nim widniała odpowiedź na wcześniejsze pytanie.

„Niepotrzebnie. Jestem blisko."

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro