Rozdział 11

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Theodore

- To był naprawdę przyjemny wieczór.

Uśmiech, który pojawił się na twarzy dziewczyny kolejny raz tego wieczoru wywołał przyjemne ciepło w moim martwym sercu. Nie przypuszczałem, że czas spędzony w jej obecności może tak szybko mijać, a jednocześnie być tak rozkosznym. Nie chciałem się z nią rozstawać. Czułem, że każda chwila z nią spędzona uzależnia mnie od niej coraz mocniej. To było niebezpieczne, ale tak cholernie przyjemne.

- Zgadzam się. - odwzajemniłem jej uśmiech, nachylając się w jej stronę, by złożyć pocałunek na jej policzku. - Liczę, że dasz się namówić na kolejne spotkanie.

Teraz już staliśmy przed jej domem. Kilka minut temu przywiozłem ją z powrotem i wysiedliśmy z samochodu. Nie przejmowałem się jej dziadkami, którzy przyglądali się nam zza okien, gdy staliśmy tak blisko siebie, a między nami był tylko bukiet, który wcześniej jej wręczyłem. Sam widok jej uśmiechu i zachwytu nad kwiatami sprawił, że mógłbym dawać je jej codziennie, by zawsze widzieć tę radość na jej twarzy. Pragnąłem ją uszczęśliwiać. Chciałem, aby była tylko moja.

- Rozważę tę propozycję. - zapewniła Oliwia, gdy jej twarz rozświetliły rumieńce.

- Obiecujesz? - droczyłem się, przybliżając do niej.

Jej obecność upajała. Pragnąłem, aby już zawsze była blisko mnie. Chciałem codziennie widzieć uśmiech na jej twarzy. Czuć jej zapach, móc ją dotykać i całować.

- Tak. - wyszeptała blondynka, nie odrywając spojrzenia od moich oczu.

Nie potrafiłem dłużej się powstrzymywać. Powoli, tak żeby jej nie spłoszyć przybliżyłem twarz ku niej, ale ani na moment nie oderwałem wzroku od jej oczu. A gdy nasze usta już miały się ze sobą złączyć dziewczyna nagle odwróciła twarz, tak że moje usta wylądowały na jej rozgrzanym do czerwoności policzku. Powolutku odsunąłem się od niej, czując się jak ostatni głupiec. Niepotrzebnie chciałem przyspieszać naszą relację, choć doskonale wiedziałem, że dziewczyna potrzebuje czasu. Ojcze, błagam aby mi wybaczyła.

- Przepraszam. - wyszeptałem, przyglądając się jej zarumienionej twarzy, gdy schyliła wzrok, odwrócona do mnie bokiem. - Wybacz, nie powinienem...

- Po prostu się nie spieszmy. - poprosiła cicho, spoglądając na mnie z dołu.

- Oczywiście. - zgodziłem się od razu. - Wybacz.

- Przestań, bo czuję się jakbym zrobiła coś okropnego. - uśmiechnęła się niezręcznie, odgarniając zbłąkany kosmyk włosów z czoła.

- Przepraszam. - powtórzyłem, sam się uśmiechając z powodu tej niezręcznej sytuacji.

Oliwia spojrzała na mnie z lekkim uśmiechem i pokręciła głową. Nie spodziewałem się, że stanie na palcach i złoży delikatne muśnięcie na mym policzku. Stało się to tak szybko, że przez chwilę miałem wrażenie, że to tylko moje wyobrażenie.

- Do zobaczenia. - uśmiechnęła się, by zaraz potem zniknąć za drzwiami swojego domu.

Zacisnąłem pięści, karcąc siebie w myślach i wróciłem do samochodu, gdy drzwi zamknęły się za nią. Odjechałem zaraz potem, aby nikomu nie wydało się dziwne, że za długo koczuję pod domem Oliwi. Jednak po kilku minutach jazdy zjechałem na pobocze, wyłączając samochód. Nie potrafiłem zdecydować się, czy chcę usłyszeć rozmowę nastolatki z dziadkami, która prawdopodobnie będzie mnie dotyczyć. Przez całe nasze spotkanie naprawdę mocno starałem się, by nie grabić ostatnich resztek prywatności w myślach dziewczyny i jedynie dwa razy wkradłem się do jej umysłu, by dowiedzieć się, jak podoba jej się spotkanie i w tej dziwnej sytuacji, gdy zadzwonili do niej dziadkowie. Od początku wiedziałem, że dziewczyna ma trudną sytuację rodzinną, ale nie przypuszczałem, że będzie mi tak bardzo znajoma.

Zmrużyłem oczy, gdy obok mojego samochodu chwiejnym krokiem przeszła postać. Po zgrabnej figurze, jak i dość wyzywającym stroju rozpoznałem, że jest to kobieta. Jasnobrązowe włosy i owalna twarz, tak mocno przypominająca tę Oliwi uświadomiła mi, kogo właśnie widzę. Wyszedłem z samochodu, gdy dostrzegłem upadek kobiety. Nie powinienem był tego robić. Och, doskonale zdawałem sobie sprawę, ale część mnie liczyła, że kobieta już mi wybaczyła. Zignorowałem więc rozsądek, kierując się w jej stronę. Szatynka rzucała głośne przekleństwa, nieporadnie próbując się podnieść.

- Przepraszam... - odezwałem się, nie chcąc jej przestraszyć, gdy do niej podbiegłem. - Nic pani nie jest? - złapałem ją w tali, podtrzymując za rękę i pomogłem jej wstać.

- Nie. - odwarknęła niewyraźnie.

Nie zareagowałem na jej nieuprzejmy ton. Nie puściłem jej aż do momentu, w którym sama się ode mnie odsunęła, najwyraźniej pozbywając się zawrotów głowy spowodowanych przez alkohol i narkotyki, które od niej czułem. Nie była narkomanem, tego byłem pewien, ale dzisiaj znów po nie sięgnęła.

Widziałem nazbyt dobrze, jak gwałtownie rozszerzają się jej źrenice, gdy jej wzrok spoczął na mojej twarzy. Zrobiła kilka kroków w tył, obejmując się ramionami. Na jej twarzy wymalował się strach, szybko zastąpiony przez wściekłość, gdy wymierzyła we mnie palec.

- To wszystko twoja wina. - warknęła groźnie. - Trzymaj się od nas z daleka, potworze! - wycedziła.

- Musiała mnie pani z kimś pomylić. - odezwałem się spokojnie, mając cichą nadzieję, że nie pamiętała.

- Nie da się pomylić z kimś innym kogoś, kto odebrał mi wszystko. - zaprzeczyła twardo. - Zostaw Oliwię w spokoju, albo osobiście przebiję ci serce kołkiem. - wbiła palec w mój tors, posyłając mi groźne spojrzenie.

Widziałem, jak bardzo starała się zachować równowagę, a duma nie pozwalała jej się zgarbić, gdy nieporadnie wyminęła mnie, by wznowić kontynuację spaceru do domu. Wiedziała, kim jestem. Pamiętała, a najgorsze było to, że nie mogłem sprawić, aby zapomniała, bo miała w sobie zbyt wiele czosnku, i za dużo srebra nosiła na sobie. Znała prawdę i jeszcze nikomu jej nie wyjawiła, ale to wszystko mogło się zmienić, bo jej córka stała się moją obsesją. Pokręciłem głową, klnąc pod nosem i błyskawicznie znalazłem się znów przed nią. Złapałem Ewę, nim z zaskoczenia upadła na chodnik.

- Nie wiń mnie za jego wybór. - ostrzegłem.

- Trzeba było go w to nie mieszać. - zauważyła oschle kobieta, odrzucając od siebie moje ręce. - Mogłeś odmówić.

Nie zatrzymywałem jej, gdy i tym razem mnie wyminęła. Patrzyłem jedynie jak znika w ciemnościach, by za kilkanaście minut usłyszeć trzask drzwi w odległości kilku metrów. Wróciłem więc do samochodu i hotelu, rozmyślając o przeszłości, której już nie mogłem zmienić.

🩸🩸🩸

Nie potrafiłem się powstrzymać, by i następnego poranka przyjechać pod dom Liv. Było w pół do siódmej, gdy dziewczyna wyszła, jak co dzień z domu. Słodko zmarszczyła czoło na mój widok. Cóż, kilkanaście minut temu zaparkowałem samochód na podjeździe przed jej domem i teraz stałem, opierając się o czarne drzwi, i patrząc wprost na nią.

Uśmiechnąłem się, gdy tym razem ruszyła w moim kierunku, nie twierdząc uparcie, że musi iść na autobus. Przybiłem sobie mentalną piątkę, że nie zniechęciłem jej do siebie ostatnim zachowaniem. Nie zniósłbym jej chłodu, czy krępacji. Zależało mi, aby czuła się dobrze w moim towarzystwie.

- Dzień dobry. - przywitałem ją szerokim uśmiechem, ruszając w jej stronę, gdy zatrzymała się dwa metry przede mną.

- Masz zamiar przyjeżdżać tu codziennie rano? - uniosła brwi, przyglądając mi się z niezrozumieniem.

- Mam zamiar przyjeżdżać codziennie rano, by odwozić cię do szkoły i popołudniu, by mieć pewność, że bezpiecznie wrócisz do domu. - zatrzymałem się tuż przed nią, czule patrząc na nią z góry.

- Autobusy też są bezpieczne. - zauważyła. - I jeżdżą tutaj codziennie, bo muszą, a ty... Nawet nie mieszkasz blisko. To kłopot.

- Nic, co jest związane z tobą nie jest kłopotem. - zaprzeczyłem stanowczo. - Zrobiłbym dla ciebie wszystko. - dodałem, wywołując szok na twarzy nastolatki. Ugryzłem się w język, lecz za późno, zdając sobie sprawę, co właśnie powiedziałem.

- Nie za wcześnie na takie deklaracje?

- Mówię prawdę. - zapewniłem.

- Serio? - pokręciła głową. - Kupiłbyś dom z basenem, czy najdroższy samochód lub...

- Jeśli tego właśnie byś chciała. - potwierdziłem i mimowolnie zapisałem na liście wymienione przez dziewczynę rzeczy.

- Jesteś szalony. - nastolatka pokręciła głową, spoglądając na mnie z dołu z lekkim uśmiechem. - I starszy, więc powinieneś wiedzieć, że nawet najdroższy samochód nie sprawi, że ktoś cię pokocha.

- Masz rację. - zgodziłem się z nią. - Chodzi mi o to, że zrobię wszystko, żeby cię uszczęśliwić.

Oliwia przyglądała mi się z wyrazem zastanowienia, a ja powstrzymałem się przed włamaniem do jej głowy, choć tak bardzo pragnąłem dowiedzieć się, o czym myśli. Musiałem pozwolić jej mieć prywatność, bo szacunek do drugiej osoby był jedną z głównych zasad udanego związku. Zamierzałem się ich trzymać, choć powstrzymanie ciekawości nie raz było niebywale trudne.

Uśmiechnąłem się szerzej, gdy nastolatka stanęła na palcach i złożyła delikatny pocałunek na mym policzku. Gdy się odsunęła jej twarz zdobiły silne rumieńce.

- Dzień dobry. - odpowiedziała, uśmiechając się lekko. - Skoro chcesz być moim taksówkarzem to powinniśmy już jechać. - zauważyła, a ja zaśmiałem się na to, jak mnie nazwała.

- Oczywiście. - otworzyłem drzwi pasażera, wpuszczając ją do środka i po chwili sam usiadłem za kierownicą. - Chcę spędzać z tobą jak najwięcej czasu, dlatego tu jestem. - wyjaśniłem, wyjeżdżając sprzed domu dziewczyny.

- Czy to znaczy, że za niedługo wyjeżdżasz? - spytała, a ja czułem na sobie jej wzrok. Zdziwiłem się jej pytaniem.

- Co? Nie. Dlaczego?

- Mówiłeś, że dużo podróżujesz, a ta wypowiedź zabrzmiała, jakbyśmy nie mieli wiele czasu. – wyjaśniła całkiem szczerze.

- Nie wyjeżdżam, w każdym razie na pewno nie w najbliższej przyszłości. - zapewniłem. - Nie chcę marnować naszego czasu i jeśli może coś z tego być, a wierzę, że może, pragnę spędzać cały swój czas z tobą.

- To nierealne. – zauważyła, gdy znów włączyła się jej natura realisty. - Nawet w małżeństwie ludzie nie spędzają ze sobą całego swojego czasu. Jest szkoła, praca...

- Zrozumiałaś to bardzo dosłownie. - uśmiechnąłem się lekko, spoglądając na nią.

Dziewczyna odwróciła wzrok na widok za oknem, a ja również powróciłem spojrzeniem do drogi przed nami. Zrozumiałem, że znowu za bardzo na nią naciskałem. Znów chciałem, aby nasza relacja rozwijała się szybciej niż ona tego potrzebowała. Musiałem zrozumieć, że po ostatnim nieudanym związku miała ograniczenia, do których przekroczenia potrzebowała czasu. Nie była taka jak ja. Ostatni raz nie kochała kogoś setki lat temu, a parę miesięcy temu. Potrzebowała czasu, jak ja niegdyś.

- Zostałem zaproszony na wesele i chciałem cię prosić, żebyś mi na nim towarzyszyła. - przerwałem ciszę, która trwała między nami od kilku minut, gdy zatrzymałem się na czerwonym świetle.

Spojrzałem na dziewczynę, gdy poczułem na sobie jej zaskoczony wzrok. Prawda była taka, że musiałem pojawić się na tym weselu i nie planowałem zabawić tam długo, ale jeśli mogłaby to być okazja do spędzania czasu w obecności Oliwi, dlaczego by nie spróbować?

- Nie uważasz, że za krótko się znamy, aby towarzyszyć sobie na takich uroczystościach? - spytała nieprzekonana.

- Udajemy parę. – przypomniałem, uśmiechając się lekko.

- Przed moimi znajomymi.

- Musimy robić to przekonująco. - trwałem przy swoim, próbując ją przekonać. - Mało przekonujące będzie, jeśli nigdzie nie będziemy pokazywać się razem. - argumentowałem. - Na tym weselu równie dobrze może być któryś z twoich znajomych.

- Zaplanowałeś to sobie, co? - dziewczyna zmrużyła na mnie oczy, na co uśmiechnąłem się, przenosząc wzrok na drogę, gdy czerwone światło zastąpiło zielone. - Czyje to wesele i gdzie? - spytała, a ja ucieszyłem się na myśl, jak łatwo było ją przekonać do tego pomysłu.

- Czyli się zgadzasz? - dopytywałem.

- Muszę odpowiadać już teraz? – dopytała, a ja czułem na sobie jej wzrok. - Mogę dać ci odpowiedź wieczorem? - poprosiła.

- Chyba mogę się na to zgodzić. - uśmiechnąłem się cwaniacko, zerkając w jej stronę, a ona przewróciła oczami. - Wesele jest w Niemczech, nad Jeziorem Talsperre.

- W Niemczech? - powtórzyła zaskoczona.

- Tak. - potwierdziłem. - Niedaleko granicy, co prawda, ale i tak musielibyśmy wyjechać w piątek popołudniu i wrócilibyśmy w niedzielę. - poinformowałem od razu. - To wesele córki mojego współpracownika. Jest moją bliską znajomą. Doradczynią, jeśli tak można rzec.

- Och, dobrze... - Liv pokiwała głową, ponownie spoglądając za okno, gdy zajechałem na szkolny parking. - Obiecuję, że dam ci odpowiedź wieczorem.

- Przypomnę się, jeśli zapomnisz. - zażartowałem, wywołując lekki uśmiech na twarzy nastolatki.

- Dziękuję za podwózkę. - złożyła na moim policzku lekki pocałunek i opuściła samochód, nim zdążyłem jej odpowiedzieć.

Gdy patrzyłem, jak znika za drzwiami szkoły wraz z kilkoma innymi uczniami zdałem sobie sprawę, jak mocno wciąż zaskakują mnie te małe gesty kierowane przez dziewczynę do mnie. Te nieśmiałe pocałunki, które składała na mych policzkach. Dobry Boże... Za każdym razem, gdy to robiła czułem się jak najszczęśliwszych mężczyzna na świecie. Moje martwe serce robiło fikołka, a ja sam nie potrafiłem się ruszyć, zaskoczony jej odwagą i delikatnością.

Była cudowna. Będzie tylko moja.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro