" Chcesz ze mną zerwać..."

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Obudziłam się w ramionach mojego chłopaka. Wczorajszy dzień był dla nas strasznie męczący. Pomimo tego, że wszystko sobie wyjaśniliśmy dalej chce mi się płakać. Współczuję mu. Tak bardzo jest mi go szkoda. Dlaczego złe rzeczy zdarzają się dobrym ludziom? Nigdy nie dostanę odpowiedzi na to pytanie.

Spojrzałam na przystojną twarz bruneta, który jeszcze spał. Kocham go. Boże, jak ja go kocham. Uśmiechnęłam się na wspomnienia z wczorajszego wieczora. Pogodziliśmy się, zrobiliśmy sobie maraton filmowy, a później...

A później co? No dalej.

Miło spędziliśmy czas w sypialni.

- Gwałcisz mnie wzrokiem.- wymruczał z zamkniętymi oczami.

- Nieprawda. Nawet się na ciebie nie patrzę.- zaooponowałam, cicho się śmiejąc.

Chłopak natychmiast otworzył oczy, spotykając się wzrokiem ze mną. Uśmiechnął się, ukazując swoje dołeczki w policzkach. Złożył krótki pocałunek na moim czole i ponownie przymknął powieki.

- Ej, nie ma spania. Rodzice już pewnie wrócili i tak. Będziesz musiał wychodzić oknem.- zachichotałam.

- Tak, na pewno.- powiedział z ironią.- A to już przystojny chłopak nie może przyjść do swojej przepięknej dziewczyny do domu?

- Przystojny tak. Ty jesteś przeciętny.

Otworzył oczy z udawanym oburzeniem i odwrócił się ode mnie. Zaśmiałam się na jego dziecinne zachowanie.

- Zamknij oczy.- poleciłam.

- Jestem obrażony w tej chwili.

- Oczy. Zamknij.- powtórzyłam.

Sprawdziłam czy chłopak faktycznie zrobił to o co prosiłam. Tak, zrobił to. Wstałam z łóżka, podeszłam do komody, z której wyciągnęłam stanik i majtki. Szybko narzuciłam na siebie bieliznę.

- Okej, już możesz otworzyć.

Chłopak uśmiechnął się zadziornie, lecz gdy otworzył oczy, jego radość lekko zmalała.

- Ależ mi niespodzianka. A mi już stanął.- mruknął a ja wybuchnęłam głośnym śmiechem.

- Wstawaj.

Po kilkunastu minutach kłótni o to czy zostajemy w łóżku do dwunastej czy wstajemy, w końcu ja wygrałam. Brunet poszedł do łazienki na korytarzu, ja za to skorzystałam z tej w moim pokoju.

Założyłam ciemne granatowe spodenki i czerwony crop top. Włosy związałam w wysokiego kucyka, zostawiając rozpuszczone kosmyki po bokach. Zrobiłam lekki makijaż i wróciłam do swojego pokoju. Shawn stał przy oknie ubrany w swoje wczorajsze ubrania.

- Chcę spać i jestem głodny.- burknął pod nosem.

- Nie przesadzaj.- podeszłam do niego, obejmując go rękami w pasie.

- Ja nie wiem co to będzie, kiedy już zostaniemy małżeństwem.- westchnął teatralnie, kładąc swoje ręce na moich.

- Skąd wiesz, że wytrzymamy ze sobą tak długo? Wiesz, że będzie ciężko nam przez te kilka lat, gdy ty wyjedziesz?

- O tym chciałem z tobą porozmawiać.

- Chcesz ze mną zerwać?- spytałam, lekko panikując.

- Co? Oczywiście, że nie, głuptasie. Zastanawiałem się ostatnio nad tym i stwierdziłem, że to wcale nie jest głupi pomysł. Wszystko zależało by od ciebie. Pewnie się na to nie zgodzisz, ale mam pytanie. Czy chciałabyś pojechać ze mną do Nowego Jorku?- szepnął a moje serce zabiło szybciej.

Wyjechać?

Z nim?

Jasne, że bym chciała. Ale wiele mnie tu trzyma. Rodzice, Caroline, Ashley, Austin. Nie wiem czy byłabym w stanie tak po prostu się od nich odciąć. Kocham ich, wiem, że tak czy inaczej w końcu musiałabym wyjechać, ale nigdy się nad tym nie zagłębiałam.

- Skończyłabyś szkołę po prostu tam. Byłabyś tam ze mną.- kontynuował.- Oczywiście, nie namawiam cię. To tylko twoja decyzja.

Dwie godziny później...

Siedzę z dziewczynami w kawiarni i opowiadam im wydarzenia z ostatnich dni. To było naprawdę trudne, wrócić wspomnieniami do tamtych chwil. Gdy ja się śmiałam, śmiały się ze mną. Gdy płakałam, one też płakałam. Kocham je, są dla mnie jak siostry i to właśnie zatrzymuje mnie przed wyjazdem. Ale postanowiłam jednak poruszyć ten temat, choć było ciężko, bo Caroline cały czas gadała.

- No i co robiliście po tym maratonie filmowym?- dopytywała z przebiegłym uśmieszkiem.

- Poszliśmy spać. Ja u siebie, on na kanapie w salonie.- powiedziałam a dziewczyny wybuchnęły śmiechem.

- Tak, na pewno.- wydusiła szatynka.

- Dziewczyny.- spoważniałam.- Wiecie, że Shawn niedługo wyjeżdża do college'u?

- No chyba nie masz zamiaru z nim zerwać.- oburzyła się Ashley.

- Nie. Nie, tylko on mi zaproponował żebym pojechała z nim.- spuściłam wzrok na swoje palce.

- Witaj Nowy Jorku!- wyrzuciła ręce w powietrze blondynka.

- Nie zgodziłam się. Muszę się zastanowić. Nie mogę was zostawić.

Moje przyjaciółki spojrzały najpierw na siebie, potem na mnie i w tym samym momencie, oświadczyły:

- Jedziemy z tobą.

- Co? Jak to?

- No przecież mamy w końcu te osiemnaście lat.- przypomniała Caroline.

- My też cię nie zostawimy. Zbierzemy jakoś kasę. Wynajmiemy mieszkanie, razem tam zamieszkamy.- zaproponowała Ash.

- A później ty przeprowadzisz się do Shawna. Weźmiecie ślub i będziecie mieli trójkę ślicznych dzieci.- zachichotała blondynka.

Poczułem ukłucie w sercu.

- Shawn nie może mieć dzieci.

Obydwie spojrzały na mnie szeroko otwartymi oczami.

- Jest bezpłodny?- dopytywała Ashley.

- Niepłodny.- poprawiłam.- Podobno to da się wyleczyć, ale nie wiem czy on będzie chciał.

- A ja tam wierzę w cuda!- klasnęła ochoczo w dłonie Caro.- Zobaczycie, że za kilka lub kilkanaście lat będziecie mieli gromadkę dzieci.

Chciałabym...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro