"Strasznie się tego boję..."

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Shawn pov.

- Co ten skurwiel tutaj robi?- wskazałem na Brandona, zrywając się ze szpitalnego krzesła.

- Hej, spokój!- wrzasnęła Caroline, że aż prawie musiałem zatkać uszy.

- Jak mam być spokojny skoro przyprowadziłaś ze sobą tę wywłokę?- kiwnąłem głową w stronę chłopaka, który co najdziwniejsze, stał ze spuszczoną głową i wcale się nie odzywał.

- Gdyby nie ta wywłoka...- zaczęła blondynka, lecz brunet stojący obok niej jej przerwał.

- Caro, naprawdę, daj spokój. Wiem, że nie jestem tu mile widziany. Spadam stąd, jeśli będzie coś wiadomo co z Ver, to napisz albo zadzwoń do mnie, okej?- spytał, łapiąc ją za ramiona.

Wtf?!

- Okej, jeszcze raz ci dziękuję, Brandon.

- Polecam się na przyszłość.- uśmiechnął się do niej blado a moją stronę kiwnął ręką i skierował się w stronę wyjścia ze szpitala.

- Powinienem zapytać o co tutaj chodzi?- zmarszczyłem brwi, a dziewczyna westchnęła.

- Z nagrań z monitoringu wynika, że osoba, która potrąciła Ver to Suzanne. Pojechaliśmy do jej mieszkania, ale nie znaleźliśmy jej tam, bo podobno wyjechała. Drzwi otworzył nam Austin.- Caro pomasowała ręką czoło.

Zacisnąłem szczękę, napinając swoje mięśnie.

- Zabiję gnoja.- wysyczałem przez zaciśnięte zęby.

- To może jak wyjdzie z więzienia.- postanowiła kontynuować opowieść zobaczywszy moją minę.- Zadzwoniliśmy na policję po tym jak Brandon spuścił mu łomot.

- Powiedz mi, chociaż dobrze dostał?

- Yyy, podobno ma złamane żebra.- blondynka spuściła wzrok na swoje paznokcie.

To musiało boleć.

- Przepraszam państwa, mogę zająć chwileczkę?

Obydwoje odwróciliśmy się w stronę, gdzie usłyszeliśmy głos lekarza, który zwracał się do rodziców Ver.

- Tak,jasne. - ciocia Natalie odchrząknęła, próbując pozbyć się chrypki.

- Operacja przebiegła bez żadnych komplikacji. W tej chwili państwa córka zapadła w śpiączkę farmakologiczną. Nie wiadomo kiedy się obudzi, ale według moich statystyk wynika, że na pewno w mniej niż w przeciągu miesiąca.

Wszyscy odetchnęliśmy z ulgą.

Ashley, Caroline i ciocia Natalie ponownie się rozpłakały, ale tym razem ze szczęścia, a ja chciałem skakać z radości.

Wiedziałem, że się uda.

Moja dzielna dziewczynka.

- Możecie zajrzeć do niej państwo na chwilę, lecz proszę żeby dzisiejsze odwiedziny skrócić do minimum. Przyjaciół państwa córki nie za bardzo mogę wpuścić. Chyba, że jedną osobę.- spojrzał na małżeństwo wyczekująco.

Wujek William przeniósł na mnie swój wzrok i gołym okiem mogłem stwierdzić, że właśnie kłócił się sam ze sobą w środku. Przygryzł wewnętrzną część policzka i przymknął na chwilę powieki. Lecz po chwili odezwał się:

- Idź pierwszy.

- Słucham?- spytałem zszokowany.

- Powiedziałem, idź, kurwa, pierwszy i mnie nie denerwuj. Po prostu tam idź.- westchnął głośno, próbując uspokoić swoje negatywne emocje.

- Dobrze.

Lekarz odwrócił się na pięcie i zaprowadził mnie do sali, która znajdowała się jakieś niecałe trzydzieści metrów od poczekalni. Podał mi szpitalny fartuch, w którym wiedziałem, że będę wyglądać jak debil, ale stwierdziłem, że nie ma sensu przejmować się takim nic nieznaczącym gównem. Wszedłem do sali, gdzie leżała moja dziewczyna.

Gdy spojrzałem na nią, nie wiem czy byłem bardziej szczęśliwy, że ją widzę, czy wściekły na samego siebie, że każda rana na jej delikatnym ciele i ból fizyczny i psychiczny był spowodowany przeze mnie.

Podszedłem do jej łóżka i usiadłem na stołku, który znajdował się obok. Chwyciłem jej zimną dłoń w swoją. Ciężko było patrzeć mi na jej pokancerowane ciało. To wszystko przeze mnie.

- Ver, skarbie...- mój głos zadrżał, dlatego wziąłem głębszy oddech.- Nie wiem, czy mnie słyszysz czy też nie, ale w tej chwili nic nie jest ważne oprócz tego, że żyjesz. Wiesz doskonale, że nie jestem dobry w byciu romantykiem, ale chciałem ci przypomnieć, że cię kocham i to nigdy w życiu się nie zmieni. Caroline powiedziała mi, że będziesz mogła mieć amnezję...- pomrugałem szybko powiekami, aby odgonić łzy.

Kurwa, nie zachowuj się jak baba.

- ... i strasznie się tego boję. Ale wiesz co? Nawet jeśli nie będziesz mnie pamiętać, to i tak będę cię kochać. Zawsze.- po moim policzku spłynęła niechciana łza, którą szybko otarłem.

- Przepraszam bardzo, ale musi już pan wychodzić.- powiedziała pielęgniarka na co pokiwałem głową.

- Ver, błagam, nie zapominaj o mnie...- powiedziałem zanim wyszedłem z sali.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro