" Widziałaś go bez koszulki..."

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Siedzę na kanapie, wpierniczając już drugą karmelową czekoladę.

No ale tak już jest gdy mam okres...

Rodziców dzisiaj cały dzień nie ma w domu, czyli spokojnie cały dzień mogę przeleżeć w szlafroku przed telewizorem.

Ugh,jeszcze tydzień i kończą się ferie...

Stęknęłam, przewracając się na drugi bok, aby sięgnąć po mój dzwoniący telefon leżący na ławie.

Zanim odebrałam, usłyszałam chrzęst w zamku od drzwi, a po chwili w salonie pojawiła się babcia Jane, czyli mama mojej mamy. Chciałam zignorować telefon, lecz kobieta machnęła ręką i z westchnieniem rzuciła się na fotel obok mnie.

- Halo?- nie zdążyłam jeszcze dobrze się odezwać, a po drugiej stronie usłyszałam charakterystyczny pisk. Przewróciłam oczami.

- Caroline?- zapytała babcia, na co kiwnęłam głową.- Daj na głośnik.

Babcia wcale się nie zmieniła, porównując do starych zdjęć. Dalej miała długie włosy, choć farbowane na ciemny kolor. Jej cera przybrała tylko pojedyncze zmarszczki, ale poza tym dalej wyglądała młodo.

Wykonałam jej prośbę i odstawiłam telefon od ucha.

- Aaaaa, nie uwierzysz!- z każdym słowem jej głos stawał się coraz bardziej skrzeczący i podekscytowany.

- No nie.- powiedziałaśmy razem z babcią.

- Babcia Jane? O to wspaniale! Im więcej osób tym lepiej!

Kobieta zrobiła zdegustowaną minę, opierając głowę o oparcie fotela.

- Więc...- wstrzymała oddech.- Shawn zapytał się, czy chciałabym być jego dziewczyną!

Zaczęłam krztusić się powietrzem, a babcia klepała mnie po plecach ze śmiechem. Caroline również zaniosła się głośnym śmiechem, lecz ja nie podzielałam ich entuzjazmu. To jest chyba jakiś nędzny żart.

- I co? Zgodziłaś się?- zapytałam, gdy zaczerpnęłam powietrza, upewniając się, bo tak naprawdę znałam odpowiedź na to pytanie.

- No jasne, że tak! Przecież to jest ideał! Zawsze ci zazdrościłam, że masz go za przyjaciela, a teraz jest moim chłopakiem! On jest moją pierwszą miłością!

- Wybrałaś już suknię?- zakpiła moja babcia.

- Słucham?

- Nie mówi się słucham, bo cię...

- Babciu!- przerwałam jej, nie wierząc w to, co słyszę.

Kobieta nawet nie zwróciła na mnie uwagi i ponownie rozpoczęła rozmowę z moją przyjaciółką.

- Pytam się czy wybrałaś już suknię na ślub? Bo tak się podniecasz, że zaraz dojdziesz. Dziewczyno, on chcę cię pewnie tylko przelecieć. Chociaż, jak się na niego popatrzeć to z drugiej strony, nie dziwię się.

Zamrugałam oszołomiona słowami mojej babci. Ja rozumiem, nowoczesne babcie i te sprawy, ale chyba nie musi być aż tak bezpośrednia.

Wracając, za tydzień znowu wracam do szkoły z nowymi chęciami, aspiracjami, pasjami. Ale nie. Zamiast żyć swoim życiem, będę spoglądać na tę wiecznie migdalącą się parkę, bo zapewne tak będzie. Super. Miłość. Nawet moi przyjaciele mnie zostawią.

Odwróciłam głowę w stronę kobiety siedzącej na fotelu i rozmawiającej przez mój telefon. Kobieto, zlituj się, oddaj mi moje dziecko...

Twoje dziecko to Smerfetka albo Gargamel...

Ugh, zamknij się.

- O Boże, widziałaś go bez koszulki?! Gdybym była o czterdzieści lat młodsza, brałabym się za niego! Nie to, co ten mój stary pierdziel! A mówiłam cię, że ostatnio widziałam go na siłowni?!

- Ty chodzisz na siłownię?- zapytałam z zaciekawieniem.

- Co? Nie. Szłam do galerii, bo była wyprzedaż, ale jakoś mi tak oko poleciało w stronę siłowni.

Chyba powinni zainwestować w przyciemniane szyby...

Może gdy nie będę miała nic do roboty to się tym zajmę...

Albo sama pójdę pooglądać widoki...

- No pa pa, Caroline. Pamiętaj złotko, jeśli dojdzie między wami do czegoś więcej dzwoń, albo nie, spotkamy się w kawiarni. Buziaki!

To się nazywa troskliwa babcia...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro