'' Nie mów nikomu...''

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Obudziłam się rano przez burczenie w brzuchu spowodowane głodem. Chciałam wstać, lecz skutecznie nie pozwoliła mi na to ręka przerzucona przez mój brzuch. Ahh, no tak, William. Mam teraz dwie opcje. Albo chamsko go obudzę, albo pozwolę mu spać. No wiadomo, że wybieram tą pierwszą. Chwyciłam z szafki nocnej telefon, oraz przyłożyłam go do ucha bruneta, aby zaraz włączyć głośną muzykę. Weszłam w moją playlistę i wybrałam piosenkę. Teraz tylko wystarczy kliknąć ' play '. Ale on tak słodko śpi... Zaraz, zaraz, ja to powiedziałam? Z głodu majaczę... No, ale szkoda mi go, bo wygląda jak mały, uroczy chłopczyk. Przygryzłam wargę w zamyśleniu. Westchnęłam i odłożyłam telefon, z powrotem na miejsce. Ponownie położyłam się na materacu. Może z głodu nie umrę. Spojrzałam w stronę drzwi, które wydały z siebie charakterystyczny trzask przy ich otwieraniu. Czy chociaż raz, nie mogę zamknąć tych cholernych drzwi na klucz? W progu ujrzałam zaspaną Amber z przymkniętymi powiekami. Na nasz widok, od razu przetarła oczy rękami. Zamrugała kilka razy, aby polepszyć sobie widoczność. Spojrzała na mnie z podniesionymi brwiami i zmarszczonym czołem.

- Ale... co... WY... w jednym łóżku? Razem?- wyjąkała, a ja przyłożyłam palec do ust na znak, żeby  była ciszej.- Przepraszam.

- Boże, wczoraj... była burza.... no i....ten wiesz, że ja się boję i....- przerwała mi.

- OMG! Aaaaa! Wiedziałam! Natalie Black i William Collins?! Yeah!- wykrzyczała po cichu.

- Proszę... nie mów nikomu...- wyszeptałam. Nie chcę, żeby zaraz wszyscy gadali, o tym, jak to ja i William przytulaliśmy się do siebie. No wielkie halo! Ekhem, no może mieliby rację.

- Spierdalaj.- wyczytałam z jej ruchu warg. Przesłała mi całusa, obróciła się na pięcie i wyszła.

- Wstydzisz się mnie?- wzdrygnęłam się na głos za plecami.

- Co? Nie, nie...O co ci chodzi?

- Kochanie, nie spałem już wtedy, jak chciałaś mnie bezczelnie obudzić.- skrzywił się, a lewy kącik jego ust podniósł się do góry.

- Umm, no tak...- odchrząknęłam.- Ja... idę się przebrać.- wydusiłam i poszłam do łazienki. Narzekam na niego, że za każdym razem ucieka. A ja robię to samo. Ale, ja, to ja, a on, to on. Wykonałam wszystkie poranne czynności, ubrałam się i pomalowałam. Tak trochę głupio mi teraz. A co tam. Otwieram drzwi i wychodzę z ubikacji. Wychodząc, zauważyłam, jak brunet siedzi na łóżku, przeglądając coś w swoim telefonie... bez koszulki. Bezszelestnie przemknęłam do wyjścia na korytarz i odnalazłam pokój Josha i Kendall. Zapukałam i po usłyszeniu cichego 'proszę' weszłam do środka. Ujrzałam tam, pakującą się Kendall, ale...ona raczej nie ubiera się w męskie koszulki. 

- Kendall..- zwróciłam jej uwagę na siebie.- Co ty robisz? Gdzie jest Josh?

- Nie wiem, nie interesuję mnie to...- powiedziała, dalej pakując ubrania.- A tak właściwie, to mam to w dupie, co ten kretyn robi.- spojrzała na mnie.

- Ouch, mocne słowa.- stwierdziłam. Ale dalej nie rozumiałam, co się tak właściwie stało.- A, to twoje... rzeczy?- wskazałam na prawie spakowaną torbę.- Wyjeżdżasz?

- Co? Ja? Nie.- zaśmiała się sztucznie.- Nie, po prostu wypierdalam pewną osobę z tego pomieszczenia.- powiedziała urzędowym tonem.

- Ale, co się stało?

- Troszeczkę się...posprzeczaliśmy. I nie mam ochoty dzielić z nim łóżka. Znasz mnie dobrze i wiesz, że nie mam zamiaru ustępować.-wyjaśniła.- A co u Collinsa?

- Nie wiem, a co ma być?- zironizowałam.

- No...- odkaszlnęła.- Doszły mnie słuchy, że przytulaliście się ze sobą...

- Robertson?- upewniłam się, a ta z uśmiechem pokiwała głową.

- A kto inny?- zaśmiałyśmy się.

Od; DebilWill

Zapomniałem ci tego powiedzieć, ale ładnie dzisiaj wyglądasz...

Mogłabym teraz wyskoczyć z tekstem typu; ja zawsze ładnie wyglądam, albo, szkoda, że nie mogę powiedzieć tego samego o tobie, ale pozostawię to bez komentarza.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro