'' Prosto z mostu...''
Jesteśmy z Kendall w drodze do mojego domu. Dziewczyna poprosiła mnie o przenocowanie, ponieważ jej rodziców nie ma w domu, a ona nie ma przy sobie kluczy. Gdy dotarłyśmy na miejsce, wyleciałam z samochodu jak z procy, bo zauważyłam, że mój sąsiad już wrócił do domu. Ja, to ja. Najpierw coś odwalę, a później nie wiem, jak się zachować. Ale szczerze powiedziawszy to on jest jednak dupkiem. Podobno zakochał się w jakiejś dziewczynie, a całuje się ze mną. Yyy, nie, żeby to mi przeszkadzało, ale....no ten...teges...
Za plecami usłyszałam donośny śmiech Kendall, więc się odwróciłam.
- Czy ktoś to widzi?!- wyrzuciła ręce w górę, a ja w niezrozumieniu, czekałam aż wszystko wyjaśni.- Wielka, nieustraszona, odważna, pewna siebie, stąpająca twardo po ziemi...
- Kendall, nie mam nic przeciwko, żebyś tak o mnie mówiła, ale do jasnej cholery, gadaj o co ci chodzi.- przerwałam jej.
-....Natalie Black boi się William'a Collins'a?!- dokończyła, nie zważając na moje protesty. Prychnęłam głośno, a ta spojrzała na mnie z podniesioną brwią. Czy to jej jakiś tik nerwowy?
- Ja? Jego? Ha ha ha.- zaśmiałam się sarkastycznie.- Nigdy.
- Tak, ty. Tak, jego. Ha ha ha.- przedrzeźniała mnie.- Boisz się.
- Nie boję się go.- starałam się, aby mój głos się nie zatrząsł. Nie chciałam ujawnić swojego kłamstwa.
- Oj, Natalie...Nie sądzisz, że za długo się znamy, żebym mogła wyczuć jak kłamiesz?- zapytała z zadziornym uśmiechem.
- Nie kłamię.
- Kłamiesz.
- Nie.
- Tak.
- Nie.
- Tak.
- Nie nie nie i jeszcze raz nie!- zapewniłam.
- Tak tak tak i jeszcze raz tak!- powtórzyła.
I co ja mam jej teraz powinnam powiedzieć? Tak, Kend, masz rację i nie wiem, co mam robić, bo nie mogę podejść do William'a, boję się, że stracę kontrolę i go pocałuję? Czy, może lepiej dalej iść w zaparte?
- No może masz rację. Troszeczkę.- przyznałam.
- Okeeeej...- przedłużyła.- Zapytam prosto z mostu...czujesz coś do niego?
- Nie.- Tak.
- Na pewno?
- Tak.- Nie.
- I tak ci nie wierzę.- usiadłam na łóżku w swoim pokoju, a brunetka siadła na bujanym fotelu. Jak ona ma mi wierzyć, skoro sama sobie nie wierzę? Przetarłam twarz rękami. Spojrzałam na nią, a ta jakby bez słowa, wiedziała o co mi chodzi.- Dobra. Drugie podejście. Czujesz coś do niego?- wywiercała we mnie dziurę wzrokiem. Przygryzłam wargę.
- Tak, nienawiść.- ponownie skłamałam. Dziewczyna głośno westchnęła, przymknęła oczy i mocno wypuściła powietrze z ust. Mamrotała pod nosem: Kendall, spokojnie, tylko, spokojnie. Spojrzała na mnie.
- Co ty pierdolisz? Jaką, kurwa do jasnej cholery, nienawiść? Nienawiść?- prychnęła.- No ja nie wiem, czy to co widziałam parę dni temu, to była nienawiść. Coś do niego czujesz i starasz się przed samą sobą to ukryć. Ale przede mną tego nie ukryjesz.- ona powinna być psychologiem. Dokładnie to myślę.
- Ale, co ja mam ci powiedzieć?- zapytałam.- Że jestem jakaś niedojebana, bo chyba zakochałam się w Collins'ie?!- szybko zasłoniłam usta ręką, w nadziei, że brunetka tego nie słyszała. Ona jedynie uśmiechnęła się lekko w moją stronę.
- Słyszałam.- zapewniła.- I dla twojej wiadomości. Albo kochasz albo nie kochasz. Nie ma czegoś takiego jak 'chyba'.
- Nie powiedziałam, że go kocham. To za duże słowo. Ewentualnie zauroczyłam się w nim...
- I w tym i w tym przypadku, nie ma 'chyba'. Albo tak, albo nie.- wyjaśniła. Przewróciłam oczami i wzruszyłam ramionami.- Nie przewracaj oczami, bo twój książę cię nie zechce.- zaśmiała się. Bardzo śmieszne.
- Kendall....on się zakochał...- wyznałam.
- Pff, no WOW?! W tobie.- powiedziała machając rękami. We mnie? Nie. A może? Nie.
- Nie, Kend... Nie we mnie...- zaprzeczyłam.
- Powiedział ci to?- szeroko otworzyła oczy.
- Nie, nie powiedział. Ale, ja to wiem.
- Ty i te twoje domysły. Proszę cię...- prychnęła.- Pamiętasz,jak kiedyś myślałaś, że Święty Mikołaj istnieje?
- KENDALL! Ja wtedy miałam pięć lat!- wrzasnęłam.
- Pięć i pół.- wymamrotała pod nosem. Poczułam wibracje w kieszeni moich spodni, więc wyciągnęłam mój telefon.
Od; DebilWill
Hej, masz może jutro czas, tak gdzieś o 15?
- Kto to?- Kendall wychyliła się z ciekawości.
- Nikt ważny...- wymruczałam i zasłoniłam ekran rękami.
Do; DebilWill
Raczej, tak. A co planujesz?
Od; DebilWill
Niespodzianka...
Uśmiechnęłam się do telefonu i przeniosłam swój wzrok na dziewczynę.
- Nikt ważny, nikt ważny...- zaczęła mówić piskliwym głosem.- A cieszę tego ryja, jak koń zęby do bata...- zaśmiałam się na jej stwierdzenie.- Nie, no na serio. Kto to był?
- Ktoś.- odpowiedziałam.
Bo zauważyłam, że stwierdzenie 'nikt ważny', nie jest trafnym określeniem...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro