" Taka, jak ty..."

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Kendall, zostawisz nas samych?-zwrócił się do brunetki. Dziewczyna nic nie odpowiedziała,tylko zabrała swoje rzeczy i spełniła prośbę Will'a.

- Przepraszam. Nie mogę ci nic więcej powiedzieć. Przepraszam. Wiem, co teraz o mnie myślisz, ale proszę... Wczoraj, gdy Irwin powiedział mi, że tak naprawdę cię nie kocham, coś sobie uświadomiłem. Że jestem skończonym debilem, gdy pozwalam ci odejść. Nie pozwolę na to.  Kocham cię i nie wyobrażam sobie, żebyśmy musieli wracać do tego, co było wcześniej. Nie chcę się kłócić. Nie umiem już się z tobą kłócić.

Podszedł do mnie bliżej i położył mi ręce na brzuchu, lekko go masując.

- To...to moje dziecko?-wyjąkał zakłopotany, a ja ze wszystkich sił powstrzymywałam się żeby mu nie przywalić. Przewróciłam oczami, ignorując jego dotyk na moim ciele.

- Tak, William. Za kogo ty mnie masz, co? Myślisz, że mogłabym cię zdradzić? Wiem, nie byliśmy razem, ale czułam w stosunku do ciebie jakieś przywiązanie. Jestem w już czwartym tygodniu ciąży.

-Żartujesz sobie ze mnie prawda?- zmarszczyłam brwi w niezrozumieniu.- Jesteś w czwartym tygodniu ciąży i dopiero teraz mi o tym powiedziałaś?

- William, to i tak nic nie da. Ja wyjeżdżam, ty zostajesz...- nie dał mi dokończyć.

- Dziewczyno, mi się wydaje czy ty masz gorączkę? O czym ty pleciesz? Wracamy razem.- powiedział jakby to było oczywiste.

- Nie. Ty masz studia. Nie możesz ich rzucić z mojego powodu.- próbowałam odgonić go od głupiej decyzji.

- Teraz, to ja mam was. Ciebie i nasze dziecko. Nie wyobrażam sobie, żebym miał być od niego tyle kilometrów. Nie chcę być ojcem na weekend. Chcę być nim zawsze i chcę być z tobą. A i mam nadzieję, że to będzie dziewczynka. Ale jak chłopczyk to też będę mega szczęśliwy.

- Dlaczego, chcesz, żeby to była dziewczynka?- zapytałam z szerokim uśmiechem.

- Bo chcę żeby była taka jak ty.

- Chcesz, żeby piła, paliła i zakochała się w takim idiocie, jak ty?- brunet pokiwał głową, przytulając mnie do siebie.

- To, co dzisiaj wracamy? Trzeba powiedzieć rodzicom.- wyszeptał w moje włosy.

- Nie mogę dzisiaj. Z Josh'em zarezerwowaliśmy bilety na jutro.- wyjaśniłam, choć było mi bardzo smutno, że nie możemy wracać razem.

- Ale z tego, co wiem, to Kend zarezerwowała bilet na dzisiaj. Ja też. Możemy zrobić zamianę. My polecimy dzisiaj, a oni jutro.- zaproponował z szerokim uśmiechem.

- Ja nie wiem, czy to jest dobry pomysł. Wiesz, oni chyba źle się dogadują. Nie sądzę, że będą chcieli się zamienić.- chłopak spojrzał na mnie kpiąco i zaczął się śmiać.

- Z czego ty się śmiejesz?- zmarszczyłam brwi, a on złapał mnie za rękę.

- Chodź, pokażę ci coś.- pociągnął mnie w stronę wyjścia. Schodami na górę, wróciliśmy do pokoju, w którym spałam. William zapukał cicho do drzwi, a gdy nikt nie odpowiedział, weszliśmy po cichu do środka.

Widok tam mnie zamurował. Orientacyjnie zamknęłam oczy i dodatkowo zasłoniłam je ręką. Nie było nas tylko kilka minut, do cholery. Nie ma to, jak zobaczyć swoją przyjaciółkę ujeżdżającą twojego przyjaciela. William odwrócił się do nich plecami, a oni dalej nas nie zauważyli.

-  Myślę,że nie będą mieli nic przeciwko.- powiedział cicho i klasnął w dłonie. Na to, ta dwójka oderwała się od siebie i wpatrywali się w nas z przerażeniem.- Ale nie, spokojnie, nie przeszkadzajcie sobie, my tylko przyszliśmy po walizkę.- chłopak zabrał przedmiot spod okna i oplótł mnie ręką w talii.- Kendall, pozwolisz, że wezmę z twojego portfela bilet dla Natalie, co?

- Jest w torebce.- wskazała zakłopotana na swoją własność. Brązowooki podszedł do niej, wyjął portfel i zabrał z niego bilet.

- To my będziemy lecieć. No....- zamyślił się.-....to dobrego pieprzenia. Pa.- szybko wybiegliśmy z pomieszczenia, a po zamknięciu drzwi, wybuchnęliśmy śmiechem.

Skierowaliśmy się do recepcji, trzymając się za ręce, aby wymeldować się z pokoi. Szliśmy w ciszy. Ale nie była ona ciężka i krępująca. Była miła. Gdy już byliśmy na miejscu, pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to ta wiewiórka na recepcji. Szmata. Jak zacznie go podrywać, to nie ręczę za siebie. Mój chłopak, MÓJ, zadzwonił dzwonkiem leżącym na blacie, aby zwrócić jej uwagę.

- O hej, Will. Nie dzwoniłeś.- zatrzepotała sztucznymi rzęsami i wypięła swój, również sztuczny biust.

- Nie mów tak do mnie.- skrzywił się w geście obrzydzenia.

- A co? Masz coś przeciwko?- 'przypadkiem' rozpięła górny guziczek swojej koszuli. Trzymajcie mnie, bo jej zaraz przypierdolę.

- Tak i moja dziewczyna też.- na potwierdzenie swoich słów, przyciągnął mnie do siebie bliżej i namiętnie pocałował. Gdy się od siebie oderwaliśmy z uśmiechem patrzyłam na to, jak ta jędza poczerwieniała ze złości.

- Mam nadzieję, że pobyt był nadzwyczaj udany.- powiedziała ze złośliwym uśmiechem.

- Tak, nadzwyczaj.

Z wielką radością wyszłam z hotelu. Ale nie trwało to długo, bo właśnie sobie przypomniałam, że musimy przetrwać poważną rozmowę z naszymi rodzicami.

Może nie wyrzucą mnie z domu....

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro