»rozdział szesnasty«

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Poza tym, że w tym durnym sklepie spędziliśmy dobre pół godziny i tym, że naciągneli mnie na chyba z sześć kilo wszystkich możliwych słodkości, to spodziewałem się, że będzie gorzej. Nie wiem, że zdemolujemy półki? Albo że Tane, albo Mei zaczną się tłuc z jakimś dzieciakiem o ostatnią paczkę upragnionych słodyczy? Albo że zaczną się drzeć i płakać na cały sklep w razie gdybym nie chciał im czegoś kupić? Z nimi wszytko było by możliwe.

No i jako, że słodycze spakowane w torby zajmowały sześć reklamówek to było to za dużo jak dla jednej osoby, więc wzięliśmy sobie z Tane po trzy, bo Mei stwierdziła, że się ostatnio coś działo z jej ręką i nie może z tego powodu jej przemęczać. Śmierdzi mi od tego kłamstwem na kilometr, ale jako, że trzy torby to jeszcze nie tak dużo, to odpuszczę.

Idziemy właśnie w stronę mojego domu sprzeczając się na temat sposobu rozmnażania się węży, kiedy to nagle Tane urywa swój argument mówiący, że węże rozmnażają się poprzez stosunek i staje. Spoglądam na niego by go pogonić do wznowienia marszu kiedy zauważam, że blondyn jakby zbladł.

- Czy to Aisaka? - Spoglądamy razem z Mei w stronę, w którą patrzy Tane i naszym oczom ukazuje się jakaś niska dziewczyna z różowymi włosami i dwoma kulkami na głowie w tym samym kolorze niosąca trzy reklamówki pełne jedzenia. Prawdopodobnie tak, zważając, że z tego co wiem mieszka niedaleko.

Potwierdzam więc moje przypuszczenia tym razem na głos i szybko po sobie następuje parę czynności. Słyszę tylko jak reklamówki są wręcz rzucane na ziemie, ale jeszcze zanim zdążam spojrzeć w tamtą stronę widzę, że mojego przyjaciela nie ma już w miejscu w którym stał przed chwilą. Zerwał się  biegiem jakby co najmniej usłyszał, że goni go gnojówa i pobiegł w stronę Aisaki, która jeszcze nie była świadoma zagrożenia. Nie bardzo wiedząc co robić zaczęliśmy kierować się w ich stronę nieco przyspieszonym krokiem by Tane nie zrobił żadnych głupstw o ile zginanie się w pół się przed niespodziewającą się tego dziewczyną, nie jest samo w sumie głupstwem. No ale jak się stało to się nie odstanie. Dziewczyna tylko podskoczyła nieco w miejscu wyraźnie zaskoczona na to zdarzenie i chyba nie ogarnęła co się tu stało. Podeszliśmy szybszym krokiem jeszcze bliżej nich. I puki nie słyszeliśmy jeszcze rozmowy Tane zdążył się podnieść jak oparzony i zacząć coś do niej mówić. 

- O! Pamiętam! Parszywiec! - A więc tak go nazwała?! Po minie Tane wnioskuje, że to go chyba jeszcze tylko bardziej zakłopotało i z powrotem zgiął się w pól i dalej przepraszał. - Nie no spokojnie nie sraj tak w majty Wicherku przecież żyje. Już się tak tym nie zadręczaj. To tylko festiwal. 

- A- Ale mogłaś przeze mnie stracić słuch i w ogóle!

- Słuch to zaraz stracimy wszyscy jak nie skończysz tak jojczeć! - Och musiała popsuć tą dramaturgie. Aisaka kolejny raz tego dnia została wystraszona. Biedulka nie spodziewała się, że poza Tane może być tu ktoś jeszcze. Nie dziwię się jej. Zaraz po tym odwróciła się w naszą stronę. 

- A wy co? Wycieczka klasowa czy ki czort? 

- A gdzie tam. Tane chciał poświrować pawiana z Deku, więc ja przyjechałam popatrzeć. - Co takiego!? Zarówno mina moja jak i mojego przyjaciela były totalnie zmieszane. Dopiero po paru sekundach udało mu się otrząsnąć. 

- N-Nieprawda! To Deku nas zaprosił! - Na twarz naszej Mei wstąpił niemal błogi i wyrozumiały wyraz. Zaraz podeszła do blondyna i położyła mu ręce na ramionach. 

- Spokojnie Parówo... Mei widzi. Mei rozumie. 

- Mei shipuje! - Momentalnie wszystkie spojrzenia kierują się na twarz uczennicy wydziału bohaterskiego. Zapewniam was, że moje brwi wmieszały się już w linie czoła natomiast otwarta ze ździwienia japa spadła do pod poziomu morza.

Mei natychmiast oderwala się od Tane i podeszła do jej imienniczki. Obydwie nie robiąc sobie niczego z braku naszej reakcji zaczęły rozmawiać o tym jak to ja i Tane do siebie pasujemy, i że nawet idąc korytarzami w szkole wyglądamy jak para. Tego już za dużo. Spoglądam na Tane mając nadzieję, że on jakoś ogarnie te dwie różowe czupryny, ale jego chyba złapał jeszcze większy lag mózgu niż mnie. No to chyba czas żebym to ja wkroczył do akcji.

- D-Dobra stop, bo tu się zaczynają dziać złe rzeczy. - Musiałem po prostu jakoś to przerwać by nie kompromitować się jeszcze bardziej.

- W sumie to chyba racja. Miło było to fakt, ale chyba czas spierdzielać. Zakupy są dla właścicielki mieszkania, a powiedzmy, że ona dość szybko potrafi się zdenerwować tak więc miło było wycieczko wsparcia, ale ja się już muszę zbierać. - Mei jak najszybciej chciała się zmywać jakby nie za bardzo odpowiadało jej nasze towarzystwo.

Dziewczyna odwróciła się i już chciała odchodzić kiedy to Tane złapał za jej nadgarstek by jak najszybiej ją zatrzymać. No proszę jeszcze rzed chwilą nie potrafił się odezwać, a teraz stoi wpatrując się błagalnie w znacznie niższą od niego dziewczynę. Ten to chyba na prawdę nie wie kiedy się poddać. Mei tylko gwałtownie się odwróciła w naszą stronę z mordem w oczach mówiącym "łapy z dala od mojego żarcia". Tane natychmiast puścił rękę właścicielki.

- T-Ten... -Jąkający się Tane?! Tego jeszcze nie grali! - Może Cię odprowadzimy? - Takiego zwrotu akcji bym się nie spodziewał. Najwyraźniej obydwu Mei też nie przyszła taka alternatywa do głowy. -  W sensie... pomoglibyśmy z torbami w ogóle jeszcze pogadali... - Niech no on najpierw weźmie torby, które targał jeszcze przed jakże spontanicznyn spotkaniem. Niemniej jednak widzę to niezadowolenie Aiskaki która raczej chciała już się nas pozbyć.

- Spokojnie Mei nic ci nie grozi. Teraz ten dureń nie ma przy sobie żadnych sowich zabaweczek, a bez nich jest jak miękką faja i nic niekomu nie zrobi. No chyba, że ogłuchnięcie od jego durnego głosu i nieprzerwanej paplaniny można zaliczyć pod robienie krzywdy. - Ach Mei i te jej komentarze. Już mam się udzielić kiedy nie w pełni szczęśliwa Aisaka zgodziła się na istną torturę jaką jest spędzanie z nami czasu. Już jej współczuję.

Tane pobiegł tylko po torby, które zostawił, po czym wziął jeszcze dwie torby od Mei, bo dziewczyna uparła się, że co jak co, ale nie ufa dla Tane na tyle by pozwolić mu nieść swoje słodycze.

Co prawda początek był dość toporny, jednak po jakimś czasie rozmowa zaczęła się jakoś kleić kiedy "przypadkiem" Tane poruszył temat ulubionych żelków. No i weszli chyba na najbardziej szkodliwych temat wśród fanów żelek. Czyli czy żelki z lukrecją są dobre. No a jak się rozkręcili to i nikt ich nie mógł powstrzymać i gadali tak przez dobrych dwadzieścia minut chodzenia po okolicy. No i raczej nikogo nie zdziwi fakt, że w pewnym momencie Aisaka wkroczyła na nieznane sobie tereny miasta. I kto wtedy musiał prowadzić? Rzecz jasna ja. I to również ja dostałem opierdziel za prowadzenie nas skrótem w parku przechodzącym przez krzaki i tory. I nikogo nawet nie zainteresowało to, że oszczędziliśmy tym sposobem jakieś piętnaście minut drogi. Arh... życie jest niesprawiedliwe. Byliśmy już ulice od miejsca zamieszkania Mei kiedy stwierdziłem, że na nas już pora. Jeżeli Katsuki zobaczył by mnie i Tane przy różowowłosej mogłoby się to skończyć moją dłuugą aczkolwiek bardzo bolesną śmiercią. Na samą myśl o tym przechodzą mnie ciary.

- No to my się już będziemy zbierać. Miło było i tak dalej-

- Może wejdziecie na chwilę? - Jeszcze niedawno nje chciała nas znać... No ale cóż kobieta zmienną jest.

Tane i Mei byli gotowi zgodzić się od ręki, ale na to nie pozwolę. Co to to nie. Jeszcze przed nimi wyrywam się do głosu tłumacząc, że trochę się nam śpieszy. I o dziwo nikt z moich nie zaczął zaprzeczać. Aż dziwne. Tak więc pożegnaliśmy się z Aisaką, w pełnej zgodzie oddając jej reklamówki z jedzeniem i oddaliliśmy w stronę chylącego się ku zachodowi słońcu. Cholilka... to która jest właśnie godzina? Patrzę na wyświetlacz telefonu. 18. A późno się tu zrobiło...

Przyszliśmy do mojego domu niedługi czas potem i stwierdziliśmy, że definitywnie trzeba się w końcu wziąć za robienie tego żarcia. A że nikt jakoś specjalnie nie pałał chęcią robienia obiadu dla całej reszty trzeba było jakoś rozwiązać ten problem. A jakiż to sposób jest lepszy od papier-kamień-nożyce?

I takim o to sposobem padło na Mei. Tak więc pomogliśmy jej wypakować zakupy po czym uciekliśmy z zasięgu możliwe latających noży na wypadek gdyby Mei się zdenerwowała. Czyli krótko mówiąc do mojego pokoju gdzie raczej noże nas nie dosięgną. I choć nie dosięgają nas już nóże to przekleństwa nadal są bardzo dobrze słyszalne. Przekleństwa zarówno skierowane w stronę spadających produktów żywnościowych czy łyżek jak i bezpośrednio do nas. Wymownie formowame wyrażenia których to jeszcze nigdy nie było nam dane słyszeć. I kiedy tylko przekleństwa na chwilę ustały zarówno ja jak i Tane zaczęliśmy się coraz bardziej obawiać o nasze życia.

- Może trzeba jej pomóc? - Pytam wymownie patrząc na Tane.

- To idź. - Nie ma bata ja nie pójdę. Przecież to pewna śmierć.

- A może jednak ty pójdziesz?

- Rzeby wbić jej kolejną szpilkę? Mi pasuje. - Blondyn który do tej siedział obok mnie wstaje i kieruje się w stronę kuchni. Niech jedzonko ma go w swojej opiece. Po chwili dociera do mnie trochę przygłośny i stanowczo przesłodzony głos mojego przyjaciela.

- Meeejuś... my tacy głodni, jeszcze trochę a padniemy z wycieńczenia, a jedzonka dalej nie ma. Co się dzieje?

- Wypierdalać!! - Daje jakieś 80%, że krzyk ten słyszeli wszyscy sąsiedzi. Chociaż patelnie odbijającą się od ściany w sumie też mogli słyszeć. Po chwili do mojego pokoju wkracza Tane z bananem na ustach.

- Spokojnie wszystko pod kontrolą!! Nie trzeba pomagać!!

- Tobie to chyba serio sprawia radochę wkurzanie jej.

- Ejj... to nie tak, że lubię jej dokuczać. Tu chodzi o strategię. Skoro i tak się musi wkurzyć to jeśli się wkurzy szybciej to i szybciej ochłonie, i tym samym szybciej będzie moża z nią na spokojnie pogadać. - To chyba jedna z najgłupszych "strategii" jakie kiedykolwiek dane mi było usłyszeć.

Niedługo potem obiad był już gotowy i choć w ciul gorący to jednak był lepszy niż mógłbym się tego spodziewać. W życiu bym się nie przewidział, że tak brutalna względem nas i tak nieobliczalna osoba jak Mei mógłaby zrobić tak dobry obiad. Szczerze spodziewałam się jakiś węgielków w różnych stanach skupienia, ale na pewno nie tak dobrych i różnorodnych potraw.

I kiedy tak sobie jedliśmy w zupełnej ciszy by w żaden sposób nie wkurzyć jeszcze bardziej Mei, która chyba próbowała sobie ochłonąć do naszych uszu doszedł dźwięk przekręcanego w zamku klucza. Wstałem od stołu i udałem się w stronę drzwi.

- Wróciłam. - Drzwi ledwo się otworzyły a mnie już dobiegł wesoły, choć zmęczony głos mamy. Znowu się przepracowuje...

- Witaj w domu. - Moja rodzicielka już chciała zaczynać jakaś historię i kierowała się do salonu kiedy jej przerwałem. Jednak było trochę za późno, bo już zdążyła zauważyć moich gości, którzy to jakby nigdy nic się przywitali. - A więc... To są moi przyjaciele z klasy... Yoshida Tane i Hatsume Mei...

- Och Izuku... mogłeś powiedzieć że zaprosiłeś gości. Wróciłabym wtedy wcześniej i sama coś wam ugotowała.

- Spokojnie. Wszytko gotowane moimi własnymi rączkami. Nałożyć Pani? - Spoglądam na Mei, która jeszcze przed chwilą wkurzona teraz stała się miła niczym jakiś baranek. Będąc uprzejmą mama zgodziła się i usiadła. A kiedy tylko spróbowała w jej oczach pojawiły się iskierki i zaczęła się dyskusja na temat gotowania w którą to włączył się nawet Tane nie chcąc się chyba zaprezentować gorzej od Mei.

Achh... zapowiada się nieciekawie...

~ ~ ~

O żarciu gadali przez jakieś pół godziny jedząc, a następnie jeszcze jakieś dobre dziesięć minut kiedy to zmywałem wszystkie naczynia. Potem poszliśmy do mojego pokoju i tam gadaliśmy, graliśmy w jakieś planszówki znalezione w czeluściach szafy no i trochę czasu jeszcze zajął Switch przywieziony przez Mei. I nim się obejrzeliśmy była już godzina pierwsza nad ranem i przydałoby się iść spać jako, iż już od jakichś trzech godzin siedzieny umyci w piżamkach.

- Hm... mam dwie propozycje, albo przynosze tu jeszcze jeden materac i się ciśniemy na podłodze, albo mogę też iść spać na kanape.

- Won na kanape. - Jakby nie patrzeć proste i wymowne synchro. Wziąłem więc telefon i jak najciszej przekierowałem się do salonu gdzie czekała na mnie rozłożona kanapa. Czyli dla mamy włączył się tryb jasnowidza. Kładę się i nie mija pięć minut, a zaczęły mi się solidnie kleić oczka... Mam tylko nadzieję, że dla nich tak samo i nie zdemolują mi zaraz domu...

Jestem w jakimś dziwnym parku. Wokół mnie znajduję się cała masa kwitnących wiśni, a na nich pozawieszsne są lampiony. Gdzieś z tyłu głowy słyszę jakąś muzykę. Wszystko wydaje się dość prawdziwe. Spoglądam na koce obok i widzę masę ludzi grających w jakieś durne gierki i parę tańczących par. I nagle jedna osoba podchodzi do mnie wystawiając rękę jakby czekała aż z nią zatańcze. I ku mojemu zdziwieniu JA totalnie nie umiejący pajac o drewnianym ciele wstaje by zatańczyć z jakimś randomem. Odchodzimy kawałek i i stajemy. Nie tańczymy. Bardziej jest to bujanie się na boki. Ale jest miło. Niby znam tą osobę, ale nie mogę zauważyć jej twarzy. Jej sylwetki...

-Izuku... -Głos też znam. Na pewno. - Izuku wstawaj...

Otwieram nadal zaspane oczy i czekając aż mroczki mi przejdą patrzę tempo w ciemność.

- Co tam? - Mój szept wydaje się jakoś zaskakująco głośny w całkowicie pozbawionym dźwięku mieszkaniu.

- Mogę tu spać? - Głowa osoby opierającej się na oparciu kanapy zwisa dokładnie nad tą moją i wyraźnie czuje, że coś mnie mizia w policzek.

- Achh... a tak tu sobie miejsce nagrzałem... No ale dobra... - Już mam wstawać kiedy to coś popycha mnie w dół. Coś a raczej czyjeś ręce.

- Ale nie samemu...

- Hee? Co ty znowu wymyślasz?

- No bo... nie dam rady zasnąć... - Patrzę na twarz, jednak moje oczy nadal nie rozpracowały ciemności i nadal nie mogę jej zobaczyć. Zupełnie jak we śnie... a może to jest sen? W sumie to ma sens. Przecież ani dla Tane, ani dla Mei nie przyszło by do głowy żeby przychodzić spać ze mną na kanapie. Odsuwam się tylko na jedną stronę kanapy zostawiając pustą drugą połowę.

- Hopsaj. - Mówię po raz kolejny zamykając oczy i czekając aż cała sceneria z powrotem się zmieni. A może wtedy się już obudzę?

Czuje jak druga część kanpy się ugina i ktoś się na niej kładzie. Uwijam się w jeszcze bardziej ciepły rulonik, kiedy to przypominam sobie, że skoro ja jestem zwinięty w naleśnika to dla mojego towarzysza nie ma ani skrawka kołdry. Jednym ruchem rozwijam się z kokana i spotyka mnie twardy kontakt z plecami drugiej osoby.

- C-co się stało? - Czuje jak jego ciało jeszcze bardziej sztywnieje.

- Bierz kołdrę. - Nie mam już siły żeby dłużej tak gadać. Oczy mi się same kleją.

Osoba obok przewraca się przodem do mnie i czuje ciepło kiedy to jego ramię na chwilę obejmuje mnie by sięgnąć po kołdrę. Korzystając z okazji wtulam się w jego klatkę piersiową, która generuje prawie tyle ciepła co grzejnik, tak by nie mógł mnie ani odsunąć, ani sam się przewrócić. Czuję jak jego mięśnie się automatycznie spinają. To i tak tylko sen. Ani ja, ani on nie mamy na to wpływu. Okrywa naszą dwójkę tak, że kołdrę miałem aż na uszach i pozostawia swoją rękę na moich plecach.

Sekundy dzielą mnie od zaśnięcia kiedy to czuję jak druga ręka odgarnia moje włosy z czoła i chwilę potem dotyka go coś niebywale ciepłego i mięciutkiego. A po krótkim kontakcie włosy z powrotem lądują na moim czole...

- D-dobranoc Izuku...

~ ~ ~

Słyszę skwierk patelni i jakieś ciche rozmowy. Otwieram powoli oczy oślepiony światłem dziennym i widzę mame, i Mei w kuchni. Dziwny widok. Siadam i przecieram nadal zamykające się oczy.

- O. Izuku obudziłeś się. - Patrzę na Mei, która od rana ma zaskakująco dobry humor.

- Szczerze chciałam cię budzić kiedy tylko zobaczyłam, że Hatsume już nie śpi, jednak mi przeszkodziła, więc powinieneś jej dziękować. - Mama nawet nie odwróciła się mówiąc te słowa natomiast Mei podeszła do wysepki po jakieś warzywa i dała mi jasny przekaz. Ma u mnie kolejną przysługę. Jakoś nigdy za tym nie przepadałam odkąd za pierwszą przysługą kazała mi jechać po zostawiony dwie stacje wcześniej plecak. Nie było mnie na połowie lekcji.

Rozejrzałem się przez chwilę, ale nigdzie nie widziałem jego.

- Gdzie się podział Tane?

- Pojechał. - Że co?! - Chyba się rozchorował. Jak się obudziłam siedział pod ścianą cały mokry i caluśki czerwony. Serio. Caluśkie ręce, stópki o twarzy nie wspominając, miały kolor dojrzałego buraka. Dodatkowo język mu się niesamowicie plątał. Zupełnie jak nie u niego. Poza tym sam gadał, że chyba nie najlepiej się czuje i pojechał do domu. Pojechałabym z nim, ale kazał mi zostać, bo niegrzecznie było by we dwójkę wyjeżdżać o 6 nad ranem kiedy ty i twoja mama jeszcze spaliście. - Łeechh... a chciałem się jeszcze z niego dzisiaj pośmiać... Biorę telefon do ręki.

- Och... biedny chłopiec... może go coś uczuliło? Bo okna nie mieliście otwartego prawda? - Mei kręci głową. Otwieram kontakty. - No właśnie... Miejmy nadzieję że szybko wróci do zdrowia.

- Pani się nie martwi. Ten ciołek jest za głupi żeby chorować.

- Och... dla was dzieci to wszytko wydaje się takie łatwe. - Reszty rozmowy nie słucham.

Ja:
Wszystko w porządku?

Czekam na odpowiedź, jednak nic się nie dzieje. Zwykle odpisywał po około minucie. A teraz nic.

- No właśnie Izuku. - Odrywam twarz od wyświetlacza. - Co ci sie takiego śniło, że do tej pory się nie budziłeś?

- Ach same jakieś durnoty nic ciekawego. - Odziwo nadal bardzo dobrze pamiętam cały sen. Jedyna rzecz jakiej nie mogę sobie przypomnieć to twarz osoby którą w tym śnie widziałem.

Patrzę z powrotem w telefon. Nadal nic.

SEEEY YO!
Jak mówiłam pisanie idzie jak... no nie bardzo idzie. Ale coś się staram dla was skrobnąć. A jak mówi stare porzekadło. Jak nie wiesz co pisać to pisz- No nie mogę wam powiedzieć co... gomen...
I to wszytko! Chyba raczej ostatni z takich luźnych rozdziałów (chyba), bo mam zamiar się już brać za praktyki, ale to wyjdzie w praniu.
To wszytko.
Shine~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro